Bez mała dwie dekady temu, kiedy stałem się młodym adeptem sztuki biegania przemknęła mi przez myśl idea “zdobycia” Korony Maratonów Polskich. Świadomie napisałem to w cudzysłowu, bo dziś patrzę na to zdecydowanie inaczej. Przyznam szczerze, że kilka lat później podjąłem próbę uzyskania tytułu “zdobywcy”, ale był to ten szczególny rok, w którym maraton w Dębnie się nie odbył i już nigdy później tam nie dojechałem.
Z oczywistych powodów dużo bardziej poważnie brzmi tytuł uczestnika wszystkich World Marathon Majors, ale to dość skomplikowane i kosztowne przedsięwzięcie, choć może kiedyś do niego powrócę.
Jak się nie ma co się lubi to można zawsze ustalić nową kategorie i w niej się odnaleźć. Tak wiec wymyśliłem “Russian Marathon Majors”. W końcu major to poważny/ większy, a jakie jest największe państwo w odniesieniu do powierzchni to chyba każdy wie. Ta część wywodu była prosta. Należało teraz dokonać weryfikacji samych imprez biegowych w odniesieniu do ich autentycznej wielkości. Z poprawnym określeniem dwu pierwszych lokalizacji nawet nie miałem problemu. Przypuszczam, że większość z nas może to sama uczynić, bo oczywiste wskazania to Moskwa i Sankt Petersburg. Schody zaczęły się dalej, bo jeszcze musiałem poprawnie zidentyfikować 4 biegi. W finale tabelka wygląda tak:
l.p.
Miasto
We
wszystkich biegach*
W
tym w maratonie
Kolejność
wg ilości
uczestników
maratonu
Daty
1
Moskwa
14
089
5
899
1
25.09.2016
2
Sankt
Petersburg
6
139
3
050
2
03.07.2016
3
Omsk
4
981
554
4
07.08.2016
4
Jekaterynburg
2
411
581
3
07.08.2016
5
Kazan
1
585
216
5
15.05.2016
6
Ufa
1
286
209
6
04.09.2016
*dane z zeszłego roku z jednej imprezy sportowej w danej lokalizacji, gdzie równolegle z maratonem odbywały się inne biegi na dystansach 5 km lub dłuższym
Jak widać, nie da się ukończyć wszystkich w jeden rok, bo Siberian International Marathon w Omsku koliduje z Europeasia Marathon w Jekaterynburgu. Także ewidentnie Rosjanie tego nie przemyśleli, ale może już niedługo te dwa sąsiedzkie miasta (bo przecież 1.000 km w Rosji to ничего страшного) dojdą do stosownego porozumienia i „Russian Marathon Majors” stanie się rzeczywistością.
A teraz sama relacja z zawodów w Kazaniu.
Miasto bardzo pozytywnie zaskakuje. Niczym nie odbiega od Moskwy, czy Sankt Petersburga. Przed przyjazdem przeczytałem gdzieś, że przyjmuje się, iż stolica Tatarstanu jest trzecią stolicą Rosji. I to określenie bynajmniej nie jest na wyrost. Prawdopodobnie jest to pochodna wielu imprez sportowych dużego formatu, które miały tu miejsce w przeciągu ostatnich kilku lat, by wspomnieć tylko o 27 Letniej Uniwersjadzie, Mistrzostwach Świata w Szermierce, czy dość arbitralnie ustalonej dacie tysiąclecia miasta w 2005 roku, skutkującej m.in. poprawą komunikacji miasta poprzez budowę Mostu Milejnijnego. Efektem tego, są nowoczesne obiekty sportowe, nowe lotnisko, czy tez metro. Ale nie dokonano li tylko fasadowych upiększeń, bo i starsza cześć miasta jest w pełni wyremontowana i całość autentycznie robi bardzo dobre wrażenie. Dodatkowo ludzie są jacyś tacy bardziej spokojni niż w dużych metropoliach.
No dobrze, po tych superlatywach dotyczących miasta przejdźmy do konkretów dotyczących samej imprezy.
Expo, małe, ale zasadniczo wszystko było, co potrzebne dla kogoś kto “zaspał”, nie ma się nad czym rozwodzić. Relatywnie występowała spora nadreprezentatywność producentów wszelkich maści, skarpet i opasek uciskowych. Z zaskoczeniem skonstatowałem, że całkiem spora część uczestników zawodów (10 km, półmaraton i maraton) biegła w nie odziana. Inny pochodny element to przeogromna kolorowość i różnorodność obuwia na nogach biegaczy. Jak zauważyłem, w większości były to tzw. nówki nieśmigane. Ja z moimi mocno zajechanymi kinvarami czułem się trochę jak jakiś ubogi krewny. Dodatkowo zawyżałem średnią, bo ponad 2/3 uczestników wydarzenia sportowego to były osoby poniżej 34 roku życia.
Cała strefa dla uczestników umieszczona była w Kazan Arena i praktycznie jedyny mankamentem była niemożliwości skorzystania z prysznica po zawodach. Wiem, ze gros uczestników wydarzenia biegowego to mieszkańcy Kazania tudzież okolicznych miejscowości, ale dla mnie był do ogromny minus, w szczególności, przed czekającymi mnie lotami powrotnymi.
Co do oprawy medialnej, to był to poziom naszych dużych imprez. Dodatkowo na fasadzie stadionu znajduje się ogromny telebim, na którym to cały czas szła relacja z biegów oraz z okolicznych wydarzeń, typu nagradzanie najlepszych. Zresztą, na stronie Kazan Marathon umieszczona została kilkugodzinna relacja z całodniowej imprezy. I z niej też to m.in. dowiedziałem się o kilku ciekawych rzeczach.
Zacznę może od tego, że jak na “wielkie” imprezy sportowe przystało start elity kobiecej miał miejsce przed generalnym wystrzałem. Dokładnie panie wybiegły o 15 min 19 sekund wcześniej co było różnicą pomiędzy najlepszym biegaczem, a biegaczką z ubiegłego roku. Tego akurat miałem świadomość, bo widziałem tą niewielka grupkę bodajże 10 zawodniczek jak robiły rozgrzewkę tuż przed startem. Mogliśmy również obserwować ich zmagania podczas pierwszych kilometrów biegu na telebimie. Ale najciekawsze rozegrało się ponad 2 godziny później. Ale o tym za chwilę.
15 maja 2016 był bardzo słonecznym dniem w Kazaniu z temperaturą oscylującą w przedziale 12-14oC. Czyli całkiem znośnie. Jednak jednym z nieproszonych gości był wiatr, który potężnie dawał w kość wszystkim uczestnikom i to on rozdawał karty. Dodatkowo, z każdą minutą powolutku rosła jego siła. To co jeszcze było znośne na pierwszej pętli na drugiej dosłownie wbijało w asfalt. Dość powiedzieć, że zdarzało mu się przewracać odgradzające barierki, czy pachołki postawione na nawrotach. Dla przykładu najlepszy zawodnik do 32 km biegł w tempie 3:10 i w momencie wystawienia się na czołowy wiatr na ostatnich kilometrach jego tempo spada do 3:44. Podobna sytuacja ma miejsce u topowej zawodniczki, która do tego momentu biegnie w 3:30, by kolejne 9 km zrobić po 4:06. U mnie też zwolnienie sięgnęło 30-40 sekund na kilometr na tym odcinku.
No dobrze, a co takiego dzieje się na ok. 1,5-2 kilometra do mety. Otóż Andriej męski lider tego maratonu, który ewidentnie ma już dość tego biegu, co bardzo dobrze widać po braku sprężystości jego kroku dostrzega, że do pierwszej zawodniczki ma “tylko” kilkaset metrów. Niesamowite jak ten impuls na niego podziałał. Dosłownie w mgnieniu oka zmienia się w świeżego zawodnika i ze zwierzyny łownej, którą jeszcze był kilka sekund wcześniej przemienia się w pełnokrwistego drapieżnika goniącego za upatrzona zdobyczą. Momentalnie zaczyna biec w tempie w okolicach 3:00-3:05. Komentator dodaje, że widział biegi, w których Sofronow kilometry robił po 2:30, ale to były piątki. Robi się bardzo ciekawie i dramatycznie jednocześnie. Dosłownie widać, jak ten całkiem spory dystans topnieje w oczach. Coś, co jeszcze chwile temu było leniwym popołudniem na tatarskim stepie staje się pełnowymiarowym polowaniem z afrykańskiej sawanny. Poziom adrenaliny wzrasta nie tylko u ścigającego, ale chyba jeszcze bardziej u oglądających. Rzecz, która chwilę temu była nierealne nabiera znamion pewności. Operatorzy znakomicie przeskakują pokazując to jednego, to drugiego zawodnika mijających te same punkty i dystans staje się już nie odległością minutową, ale sekundową i z każdym metrem tych sekund ubywa i ubywa. Niesamowita rywalizacja. Chyba w gorszej sytuacji jest zawodniczka, która nie wie, co się dzieje za jej plecami. Tatiana też odruchowo przyspiesza, ale nie jest to taki skok jakościowy jak u Andrieja. Może operatorzy kamery z wozu transmisyjnego coś jej podpowiadają. Niemniej jednak jej bieg jest dużo bardziej sztywny taki wymuszony, jakby jej podświadomość już zaakceptowała przegraną, a tylko resztka jeszcze walczy i chłosta to zmęczone i obolałe ciało. Biegnie, już nie przyspiesza, wszystko to dzieje się na łukach, bo obiegany jest stadion i w momencie ostatniej “prostej”, z uwagi na skrót ujęcia z kamery wydaje się, że Andrei jest już za plecami Tani, i że przysłowiowym rzutem na taśmę odbierze jej zwycięstwo w generale, ale NIE. Ostatecznie wygrywa Tatiana Arjaskowa z 9 sekundowa przewaga na Andriejem Sofranowem. Co za bieg, co za emocje! Jeszcze nigdy nie miałem okazji widzieć zwycięstwa w maratonie w wykonaniu kobiety nad mężczyzną chapeau bas i ogromne brawa.
Pięknie się to oglądało i tylko trochę żałowałem, że nie na własne oczy, bo ja w tym momencie byłem gdzieś tam daleko z tyłu starając się ukończyć mój pierwszy maraton z serii “Russian Major Marathons”.
Na koniec kilka suchych, ale mam nadzieje interesujących faktów odnośnie tej imprezy. W tym roku zanotowała ona wręcz kosmiczny przyrost uczestników w stosunku do roku 2015. Wystarczy tylko rzucić okiem na poniższą tabele ukazującą ilość biegaczy.
Rok
2015
Rok
2016
maraton
216
1
010
połówka
296
1
669
10 km
1
362
5 km
1
073
Suma
1
585
4
041
Do tego, należałoby jeszcze doliczyć ponad 3 tysiące uczestników biegu na dystansie 3 km.
Inna dość niespotykana rzecz (jak z Tanią “naszą Walkirią” jak określi ją komentator w uniesieniu reporterskim) jest fakt, iż w biegu na 10 km większość biegnących to były panie!
Panie
Uczestnicy
ogółem
Struktura
maraton
155
1
010
15,3%
połówka
553
1
669
33,1%
10 km
719
1
362
52,8%
1
427
4
041
35,3%
Podano również, że w imprezie uczestniczyli przedstawiciele z 30 państw. W samym maratonie naliczyłem 22 różnych nacji, z czego najliczniejsi byli Ukraińcy i Amerykanie po 4 osoby. Ja tradycyjnie na takich imprezach byłem w naszych barwach, z orłem na piersi.
Co do nagród, to faktycznie było się o co bić w kontekście zwycięstwa w klasyfikacji generalnej, za które to otrzymywało się 400 tys. rubli czyli ok. 24 tys. polskich złotych. Co do pozostałych nagród to były identyczne w przypadku kobiet i mężczyzn i wynosiły odpowiednio za miejsca do I do III – 6,0, 4,8 i 3,6 tys. zł.