Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Łukasz Nowak to były chodziarz, który do największych osiągnięć zaliczyć może szóste miejsce Igrzysk Olimpijskich w Londynie na dystansie 50 kilometrów oraz siódme miejsce na mistrzostwach świata w Moskwie. Od kilku lat z powodzeniem trenuje bieganie już jako ambitny amator. Jest także trenerem adidas Runners Poznań. Przebywając na obozie biegowym w hiszpańskiej Santa Poli porozmawialiśmy o tym dlaczego warto wyjeżdżać by trenować w innych warunkach. Poruszyliśmy też temat tego czy przeszłość chodziarza pomaga, a może przeszkadza w bieganiu. Sprawdźcie jak trenuje Łukasz, jakie ma wspomnienia z obozów kadrowych, a także jakie plany związane z bieganiem i trenowaniem innych.
Łukasz, nie jest to Twój pierwszy obóz, bo jako były olimpijczyk masz już za sobą ich całą masę. Ale czy właśnie mając te doświadczenie da się w ogóle porównać obozy kadrowe i takie jak ten gdzie jako amator sam organizujesz wyjazd. Są jakieś punkty wspólne?
Obóz, na którym właśnie przebywamy, poza tym, że sami gotujemy, sprzątamy i pierzemy jest praktycznie taki jak obozy w sporcie wyczynowym, które znam ze swojego doświadczenia. Oczywiście nie jest dla nas problemem, że sami musimy dbać o wszystko. Jest to kwestia odpowiedniej organizacji. Znajdujemy też oczywiście czas na odpoczynek, popołudniową drzemkę, która kojarzy mi się nieodzownie z obozami. Zawsze to miło wspominałem, bo przez ostatnie sześć – siedem lat w ogóle tego nie doświadczyłem. Brakowało mi tego życia obozowego. Beztroski, sielanki, czasu gdzie jest mniej zmartwień. Taki przerywnik od życia codziennego jest bardzo przyjemny. Nie dotyczy to jedynie sportowców wyczynowych, ale każdego kto chce przyjechać na taki obóz. Dodatkowo jeśli amator chciałby uczestniczyć w takim wyjeździe pod opieką trenera, to będzie to po prostu czas uwolnienia swojej głowy. Co o tym myślisz?
Wiesz co, mnie bardziej zaciekawił temat tego co mówiłeś o obozach kadrowych na temat gotowania. Już wcześniej to słyszałem, że jest część polskich sportowców, która na obozie wymaga zapewnienia pełnego wyżywienia, obsługi hotelowej, zakwaterowania w ośrodkach. A tacy bracia Ingebrigsten w Sankt Moritz, wielu Amerykanów, czy tutaj zawodnicy ze Szwecji sami sobie gotują, mieszkają w apartamentach i nie wymagają takiej opieki. Oczywiście i u nas zdarza się takie podejście m.in. u Adama Nowickiego czy Karoliny Nadolskiej. Ale czy Ty jak jeździłeś na obozy i spotykałeś się z innymi kadrami to możesz powiedzieć, że to taka polska domena z tą opieką? Że niektórzy nasi sportowcy muszą mieć wszystko zapewnione?
Myślę, że w większości przypadków zdecydowanie tak. To trochę takie wygodnictwo, bo w większości przypadków można by było rozszerzyć obóz o dodatkowe dni kosztem tego, że zawodnicy sami musieliby radzić sobie z gotowaniem czy sprzątaniem. Co w przypadku wysokich gór robiłoby różnice. Tylko to jest kwestia przyzwyczajenia, mentalności. Jak od juniora na obozach wszystko miałeś podane pod nos to można się do tego przyzwyczaić. No my tu w sumie też mamy wygodnie, bo nasz wybitny kucharz Marcin Kęsy naprawdę daje radę. My z Michałem bardziej zajmujemy się praniem i sprzątaniem.
Dlaczego Twoim zdaniem amator, który bieganie traktuje jako pasję, która jest dodatkiem do życia, powinien wyjechać na taki obóz? Nie da się tego załatwić w domu? Może wystarczy wziąć urlop i robić to samo u siebie bez wyjeżdżania?
Myślę, że nie da się tego załatwić w domu. Mamy wtedy zbyt wiele spraw, które będą nas wyciągać z reżimu treningowego, który sobie założymy. Tutaj na wyjeździe mamy ułożony dzień pod trenowanie, a w domu nie będzie na to przestrzeni. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał sprawę. Znajomy, ktoś z pracy, zawsze znajdzie się ktoś kto będzie nam chciał przeszkodzić. A na obozie jest dużo łatwiej się odciąć. Jeśli dodatkowo amator będzie miał wsparcie trenera na takim wyjeździe, który będzie chciał rozwijać go jako sportowca, to będzie to dla niego bardzo wartościowy czas. Taki wyjazd też uczy rzeczy przydatnych w życiu codziennym, w pracy. Wymaga systematyczności, dyscypliny, planowania. To wszystko przydaje się potem w życiu. Wśród wielu sportowców wyczynowych, których poznałem, prawie każdy umiał sobie ułożyć tak zwane „życie po życiu”. Właśnie dzięki nauce wyniesionej ze sportu, również z takich obozów. Sport rozwija nas w wielu kwestiach. Taki wyjazd dla amatora jest też możliwością podpatrzenia jak pracują, układają sobie dzień osoby bardziej doświadczone, które tak potrafią zaplanować dzień by zmieścić w nim wszystko co konieczne i nie mają wymówek. No i jedzenie. Można na takim wyjeździe poznać coś co potem będzie się przyrządzało w domu. W moim przypadku są to owoce morza.
Właśnie, Ty w swoim „życiu po życiu chodziarza” bardzo dobrze się odnalazłeś. Jesteś bardzo dobrym biegaczem, trenerem w adidas Runners Poznań. Dzielisz się swoim doświadczeniem pomagając biegaczom na różnym poziomie. A jeszcze wracając do obozu. Możesz powiedzieć jak wygląda Twój trening na obozie? Czy np. zmienia się mocno objętość treningowa, w stosunku do tego co robisz będąc w domu? Może różnią się jednostki treningowe biorąc pod uwagę, że tutaj masz więcej luzu i czasu na odpoczynek?
Myślę, że te najważniejsze jednostki nie różnią się od tego co biegałbym w Poznaniu. Tylko ich efektywność jest większa. Będąc tu w Hiszpanii i mogąc biegać w lepszych warunkach pogodowych, biorąc też pod uwagę, że możemy trenować w grupie to mam wrażenie, że konkretne treningi przychodzą mi łatwiej. Jeśli chodzi o kilometraż to w Poznaniu biegam około 120 kilometrów praktycznie co tydzień, czasem może 110. Tutaj będzie około 185 kilometrów. Nie ukrywam, że mam już trochę miękkie nogi, ale to jest tylko osiem dni spędzone tutaj, więc te lekkie podwyższenie kilometrażu nic złego mi nie zrobi. Po powrocie będę unosił się w Poznaniu nad ziemią.
Jeśli ktoś przeczyta nasz wywiad i zapragnie wyjechać na taki obóz to ma dwie opcje. Pierwsza to zgłosić się do Ciebie i przyjechać z Wami następnym razem. Ale jakby ktoś chciał sam sobie zorganizować wyjazd to czy możesz mu dać jakieś wskazówki? Może to w jakim terminie wybrać się na obóz? Jest jakiś okres w roku bardziej preferowany do takiego wyjazdu?
Na pewno nie mielibyśmy tutaj takiej możliwości potrenowania w lipcu, sierpniu, a nawet już w czerwcu. Taki najlepszy czas to wtedy kiedy w Polsce jest głęboka zima, może wczesna wiosna. Ale my biegacze właśnie szukamy możliwości do komfortowego trenowania zimą szykując się do wiosennych startów. Warto jest śledzić też zawodników w social mediach gdzie trenują w danej porze roku i sugerować się ich wyborami.
A gdyby amator poświęcił dwa tygodnie urlopu na taki wyjazd to, w którym momencie przygotowań do docelowego startu powinien zorganizować obóz? W takim dwunastotygodniowym BPSie powinno to być w tych dwóch pierwszych tygodniach, gdzieś w środku bezpośredniego przygotowania startowego, a może na samym końcu tuż przed startem?
Myślę, że tylko te ostatnie dwa, trzy tygodnie mają najmniejszy sens. A każda przestrzeń miedzy dwunastym i trzecim tygodniem przed startem będzie dobra na taki trening. Amator już ostatnie dwa tygodnie powinien mocno odpoczywać, a nie myśleć o mocnym treningu na obozie.
Czy taki obóz to jest dobre miejsce na spróbowanie czegoś innego jeśli chodzi o amatorski sport. Np. ktoś będzie chciał spróbować zabawy w sporty wodne, albo pojeździć na rowerze korzystając ze świetnych tras. Czy to jest dobry pomysł? A może raczej skupić się na bieganiu, skoro to obóz biegowy?
Wymieniłeś takie aktywności, które nie są w stanie nas zmęczyć, jeśli robimy to z rozsądkiem. Przypominam sobie czasy studenckie kiedy w Akademii Wychowania Fizycznego uczestniczyłem w zajęciach ze sportów zespołowych, z gimnastyki i mój dzień był naprawdę mocno przepełniony aktywnością. Wtedy też czułem, że wszechstronnie się rozwijam. Samym bieganiem nie zapewnimy sobie silnego, zdrowego ciała. Dobrze, jak mamy jakieś sporty, które uzupełnią nam bieganie. Ważne tylko by korzystać z nich z głową.
Zmieniając trochę temat. Jesteś byłym, wyczynowym chodziarzem. Biegać zacząłeś niedługo po Igrzyskach Olimpijskich w Rio. W zeszłym roku pobiegłeś półmaraton w 68:14. Czy planujesz w najbliższej przyszłości maraton? Bo mi tak się kojarzy, że jak ktoś z chodu zmienia konkurencję na bieganie to ma dużą wytrzymałość. A Ty skupiłeś się na piątkach, dyszkach. Pół roku temu był ten półmaraton.
Mam taki cichy plan, że jak w półmaratonie nie będzie 67 minut z małymi sekundami, może 66 minut to nie zobaczysz mnie na żadnym maratonie. Jeśli pobiegnę kiedykolwiek maraton to wtedy kiedy będę świadomy, że ustabilizowałem się w półmaratonie na poziomie 67 minut. Wtedy będę wiedział, że mogę pobiec poniżej 140 minut, jak taki jeden biegacz w Sewilli. Andrzeja Witka nigdy nie poznałem, ale zawsze bardzo mu kibicowałem. Przed maratonem chcę rozwijać się jeszcze w półmaratonie. Dyszka już mnie satysfakcjonuje, bo mam 30:45, ale jeszcze półmaraton jest do poprawy.
Zastanawiałeś się ile daje Ci przeszłość chodziarza? Bo Ty zacząłeś biegać w dorosłym wieku, ale to trochę inaczej w porównaniu z amatorami, którzy też zaczęli mając 25 – 30 lat, ale nie mieli przeszłości lekkoatletycznej? Ile dał Ci chód?
Rozmawiałem ostatnio na ten temat z Piotrkiem Mielewczykiem podczas popołudniowego treningu. Wnioski były takie, że konkurencja i tu i tu jest wytrzymałościowa, ale największe podobieństwo to było takie, że miałem w chodzie i teraz w bieganiu zegarek na lewej ręce. Tak Piotrek to fajnie podsumował. W chodzie musiałem trzymać się blisko ziemi, w biegu jest zdecydowanie inna sprężystość, siła. Te sporty mocno się pokrywają jeśli chodzi o cechy fizjologicznie, ale wyraźnie rozmijają w kwestii biomechanicznej.
A w drugą stronę? Czy to, że uprawiałeś chód może Ci teraz przeszkadzać, albo przeszkadzało na początku w bieganiu? Może nie mogłeś wyzbyć się jakiejś naleciałości z chodu?
Ja cały czas walczę z tymi naleciałościami. Nad swoim flegmatycznym krokiem biegowym. Ale widzę, że współpracując z trenerem przygotowania motorycznego i sam interesując się tym tematem byłem w stanie w ciągu kilku miesięcy sporo zmienić dzięki treningowi siłowemu. Też moja wiedza dotycząca treningu siłowego w trakcie kariery chodziarza była uboga i bazowała tylko na obwodach stacyjnych. A uważam, że zarówno u chodziarza jak i biegacza siła jest mocno skorelowana z wynikiem na mecie. Jako chodziarz nie robiłem takiego ciężkiego treningu na siłowni, a bardzo żałuję. Bo znajomy rekordzista świata w chodzie na 50 kilometrów dużo przerzucał kilogramów. Myślę, że tu był aspekt, który mógł mnie przesunąć w chodzie.
Czyli to tak jak u biegaczy. Oni też mówią, że w Polsce trenerzy nie zwracają na to uwagi.
I Polski Związek Lekkiej Atletyki nie dba też o to. W wielu przypadkach trenerzy nie są otwarci na współpracę z trenerem motorycznym. Ale na razie nie widzę tego by tam była możliwość zmiany. Ale nie chcę mówić za wiele w tym temacie. Czerpmy radość ze słońca w Santa Poli (śmiech).
Rozumiem, że plan na najbliższy czas to te 67 minut w półmaratonie. Gdzie zobaczymy Cię na trasie biegu? Gdzie wykorzystasz formę budowaną w słonecznej Santa Poli?
Moim docelowym startem wiosną jest półmaraton w Berlinie. Chciałbym pobiec tam jak najszybciej, jak najdłużej biec z Piotrkiem Mielewczykiem i trzymać fason do końca, może Bartek razem z Tobą, jeśli wystartujesz. Myślę, że razem grupą, jesteśmy w stanie spełnić nasze cele. Po drodze jest jeszcze Recordowa Dziesiątka w Poznaniu.
W ogóle czy są zawody dla amatorów w chodzie?
Sport amatorski mocno rozwija Robert Korzeniowski. Ma swoją grupę, ale zawodów amatorskich raczej nie ma. Chociaż Robert przemyca ten chód do grupy z kategorii weteranów i ci ludzie startują na Mistrzostwach Polski weteranów właśnie w chodzie. Spełniają się tam.
A Ty chcesz jako weteran wrócić kiedyś jeszcze do chodu dla zabawy?
Nie. Mam bardzo miłe i słodkie wspomnienia z chodem sportowym, ale mnie już chodzącego nie zobaczysz. Chyba, że chodzącego za swoim zawodnikiem. Może będzie mi dane kiedyś trenować zawodnika, z którym jeszcze raz pojadę na Igrzyska, ale już jako trener. Jestem do tego przygotowany, chciałbym swoją wiedzę przekazywać innym chodziarzom. Na chwilę obecną trenuję swojego brata, ale jego zdrowie często nie pozwala nam na optymalne przygotowania. Mogę powiedzieć, że on jest zdecydowanie lepszy motorycznie ode mnie, ale nie ma zdrowia.
To ja Ci życzę, z takich krótkoterminowych planów, żebyś Ty, albo my, żebyśmy trzymali Piotrka jak najdłużej w Berlinie. A także żebyś za kilkanaście lat miał również z biegania słodkie wspomnienia i żebyś wrócił na Igrzyskach, ale już w trenerskim dresie.
Ja już mogę powiedzieć, że będę miał miłe wspomnienia z biegania, bo przebywam z ludźmi, którzy niosą mnie w tym samym kierunku. Dziękuję bardzo za rozmowę.