Redakcja Bieganie.pl
Chciałbym napisać o kilku sprawach, które wydały mi się w
Londynie ciekawe.
Sprawa pierwsza. NIKE
W piątek rano trafiłem do Nike Town – wielkiego,
trzypoziomowego sklepu Nike w samym centrum Londynu przy Oxford Circus.
Odbywała się tam prezentacja nowej nikowskiej rewolucji – buta o nazwie Nike Lunar
Glide. O samym bucie napiszemy więcej po pierwszych testach. Ale generalnie
chodzi o to, że Nike twierdzi, że zrobił but, który jest specyficznie stabilizujący,
dynamicznie stabilizujący. Że dostosowuje się do biegacza, stopy, stylu biegu. Sama
idea jest ciekawa – ale czy to działa? Zobaczymy. W pierwszym kontakcie but
robi dobre wrażenie, ale jednocześnie wydaje się być bardzo prosty. Żadnej
wyrafinowanej technologii w budowie podeszwy.
Test wkrótce. To, co ciekawe, to
widać, że mimo że but dostępny będzie dopiero latem tego roku, to możemy już zobaczyć
w nim choćby takich zawodników jaki Abderrahim Goumri.
Sama wizyta w Nike była jeszcze o tyle ciekawa, że mają tak
tak zwany RunnersLab, w którym badają biomechanikę biegaczy i zalecają właściwe buty.
Prowadzącą ten lab w Londynie jest….Litwinka, która przyjechała tu z USA
półtora roku temu. Powiedziała, że tutaj jest zupełnie inny typ klienta niż w
Atlancie, gdzie mieszkała. Ludzie nie mają zupełnie żadnego pojęcia o tym, czego
potrzebują, podczas kiedy w Stanach przychodzili biegacze znacznie bardziej
doświadczeni. Stwierdziła jednak, że to pewnie raczej efekt miejsca, w którym
znajduje się ten sklep – centrum Londynu. Dziennie robią nawet około 30 testów.
Sprawa druga – maraton a media.
David Bedford wie, że maraton muszą pokazać media. Dla
mediów warunki są naprawdę świetne poza jednym – w trakcie maratonu trzeba się
naprawdę nieźle nagimnastykować, żeby zrobić dobrą fotkę. Trasa jest tak
obstawiona prze kibiców, że naprawdę trudno jest podejść do barierki.
W samochodzie przed każdą z czołówek jedzie jeden
fotograf i on ma rzeczywiście warunki świetne. Pozostali mają dobre tylko na
mecie i starcie. Półmetek był mniej więcej na Tower Bridge – chyba
najsłynniejszym londyńskim moście. Żeby móc zrobić zdjęcie przebiegającemu
Rafałowi Wójcikowi musiałem stratować grupkę emerytów, dzieci i Japończyków stłoczonych
przy barierkach.;) Na szczęście, kiedy zobaczyłem Rafała i rzuciłem się do
przodu z okrzykiem „I must take a picture of this runner” (muszę zrobić zdjęcie
temu biegaczowi) ustąpili mi ze zrozumieniem na chwilę.
Wydaje mi się, że ze wszystkich maratonów na świecie Londyn
robi najwięcej żeby przyciągnąć uwagą masowego widza, choćby poprzez solidną
prace wokół celebrities, co u nas na forum wywołało u niektórych negatywne odczucia.
Są oczywiście różni celebryci. Nell
McAndrews, o której przed maratonem pisałem chyba najwięcej, znowu pobiegła
3:10:12. Wielu panom życzę takiego wyniku. Poza tym robiła naprawdę świetne
wrażenie i chciałbym, żeby nasi celebryci byli równie prawdziwi.
Sprawa trzecia – maraton a bieg wyczynowców.
Dla mnie najciekawsza była możliwość spotkania kilku osób
przed maratonem. Mam nadzieję, że kontakt z Claudio Berardellim będzie owocny i
przerodzi się jeszcze w niejeden ciekawy tekst zakończony być może wycieczką do
Kenii. 🙂
Spotkałem się wprawdzie z komentarzami, że „kolarz, Włoch, Dr. Rosa” i że to
wszystko jednoznacznie wskazuje na……….oczywiście na niedozwolone wspomaganie.
Chciałem zaznaczyć, że nigdy żadnego Kenijczyka na dopingu nie złapano
(mężczyzny, bo chyba dwie Kenijki owszem). Na dopingu łapani są kolarze, na
dopingu łapani są sprinterzy, na dopingu łapani są Ci, którzy mają dostęp do
najlepszych laboratoriów, najdroższych technik, tam gdzie są największe
pieniądze (pieniądze są na pewno nie mniejsze, jeśli nie większe, zarówno w
sprincie i kolarstwie niż w bieganiu długodystansowym). Więc skoro od 20 lat
żaden zawodnik Dr Rosy nie został złapany, to naprawdę nie ma podstaw do
twierdzeń, że jest inaczej. Są tylko plotki i ciągłe podejrzenia, o których
mówił Claudio.
Zaczynałem rozmowy zarówno z Wanjiru, jak i Kebede, ale niestety w obydwu
przypadkach nie dane mi było dokończyć (pierwszy musiał iść na umówioną rozmowę,
a w trakcie rozmowy z drugim okazało się, że nie mam prawa wstępu do części
hotelu, w której z nim rozmawiałem i mnie wyprosili. ·). Żałuję, że nie
rozmawiałem z trenerem Kebede i Wami – dowiedzielibyśmy się w końcu z pierwszej
ręki trochę o etiopskiej szkole, ale za późno zorientowałem się, który to
człowiek.
Sprawa czwarta – maraton a bieg masowy.
Pierwszy raz stałem na mecie tak wielkiej imprezy masowej.
Były sytuacje naprawdę mrożące krew w żyłach – ludzie padali tuż przed metą
biali lub zieloni i wyglądali, jak gdyby zaraz miał nastąpić ich zgon.
Na szczęście
zgonu chyba nie było, ale kilka sytuacji wyglądało groźnie. Ale ta masowa euforia przy wpadaniu na metę
wyglądała jak jakaś epidemia. Ludzie rozkładali ręce i krzyczeli.
Sprawa piata – Rafał Wójcik i Tadeusz Węgrzynowski
Rafał i Tadeusz na finiszu
Szczególnie Rafałowi start nie wyszedł, wobec Tadeusza nie
było takich oczekiwań związanych z wynikiem. Obydwa walczyli na swój sposób. Mam nadzieję, że Rafał zrobi jeszcze wynik proporcjonalny do włożonej w przygotowani pracy, będziemy mu kibicować, Taduszowi także. Dziękuję w imieniu Redakcji obydwu za współpracę przy programie Droga do Londynu oraz firmie Timex, która
była sponsorem wyjazdu.