Bardzo mi dziś trudno wyzbyć się elementarnego poczucia odpowiedzialności i krzyknąć: „Ludzie, idźcie biegać!”. Wątpię już na wstępie, by ktokolwiek miał wgląd w faktyczny stan zagrożenia, co za tym idzie mógł z pewnością określić właściwy stopień ryzyka i właściwe zabiegi, by epidemii się przeciwstawić.
Wątpię też, by czyjkolwiek osąd wolny był od lęków. Dlatego z rezerwą, a jednocześnie bez lekceważenia, myślę – nie o tym, „Czym faktycznie jest epidemia?” i „Czy faktycznie jest epidemia?” – ale o już doświadczanych jej konsekwencjach. Na potrzeby krótkiej wycieczki porzucam statystyki zachorowań i śmierci, a skupiam się na tym, co już się na świecie stało, w związku z tą odświeżaną na stronach www i paskach serwisów informacyjnych statystyką.
Skala i zawartość problemów, które dotykają dziś każdego z nas jest wbrew pozorom oryginalna i nieprzekładalna. Nigdy zresztą przekładalna nie była. Ten zmagał się z chorobą dziecka, inny walczył o życie w zatęchłej piwnicy zbombardowanego miasta, tamci zwierzali się na profilach o hejcie, jaki ich dotyka, jeszcze ktoś postulował, że jego marzenia i życie legło w gruzach, bo zabrakło mu setnej sekundy, by pojechać na igrzyska. Dramaty były dla nas do przyjęcia, o ile mogliśmy z nich uszczknąć jakąś prawdę o sobie i swoim doświadczeniu. Jeśli to się nie udawało – żadna bomba nie spadła wystarczająco głośno, żadne oczy dziecka nie były wystarczająco wielkie. Żadna choroba nie miała w naszym codziennym funkcjonowaniu statusu groźnej.
Dziś, ze względu na obieg informacji i dramatyzację wydarzeń, każdy człowiek, niewyłączony kompletnie z życia społecznego, zderza się ze strumieniem wirusa, który ma cyfrowe, medialne oblicze. Tego realnego nie zauważamy gołym okiem, nie doświadczamy, dopóki nie ma nas w szpitalu. Dopiero test i jego wynik może określić, czy wirusa mamy, czy nie. Jest to sytuacja odmienna od spotkania z nadjeżdżającym na nas pociągiem lub wściekłym psem. Również dlatego bliżej jej nie do strachu, ale do lęku.
Przypomina o tym na łamach „Tygodnika Powszechnego” w rozmowie z Michałem Okońskim psychiatra Bogdan de Barbaro. Strach jest przed czymś konkretnym; lęk to stan, którego racjonalne korzenie ciężko odnaleźć. Oczywiście lęk odsyła do głębszych pokładów psychiki, nie chodzi tylko o to, że cząsteczki wirusa są niedostrzegalne gołym okiem…
„Ważne, co z lękiem zrobimy. On może nas nie tylko krzywdzić – bo to stan subiektywnie nieprzyjemny – lecz także prowadzić do konkluzji nieracjonalnych… Ale lęk może też pomóc zrozumieć siebie. Może wymusić refleksję i wesprzeć dotarcie do zachowań racjonalnych” – mówi psychoterapeuta.
Jedną z niedogodności czy raczej akceptowanej reakcji na epidemię staje się dziś społeczna izolacja. Okazuje się nagle, że nie trenowaliśmy się w niej wystarczająco mocno, co samo w sobie już może napawać optymizmem. Bo jak już otworzą nam muzea, ruszymy z odczytami w klubach dyskusyjnych. Jak już zdejmą zakaz podróżowania, odwiedzimy starsze wujostwo na wsi. Będziemy biegać w grupie i ściskać się na powitanie. Oczywiście piszę o tym z przekąsem, ale też uznaję na poważnie starą prawdę, że pewne rzeczy docenia się, gdy zaczyna ich brakować – i mam nadzieję, że może trochę z tego poczucia braku po światowej kwarantannie wyniknie dobrego.
„Dwa najważniejsze czynniki warunkujące zdrowie, nie tylko psychicznie, to poczucie sprawczości i sieć społeczna. Sytuacja epidemii, kwarantanna uderza w oba” – wskazuje de Barbaro. A więc nie tylko izolacja fizyczna, ale i odczuwana niemoc wpływa na to, kim się teraz stajemy. I czemu nam z tym nie za dobrze. Obydwa stany skupia w soczewce ktoś zawodowo lub pasjonacko zajmujący się bieganiem.
W reakcji na dramatyczne wiadomości okołokoronawirusowe (powtarzam, nie rozważam tutaj tego, czy i jak to poważny faktycznie problem) część z nas nawołuje do izolacji posuniętej do ekstremum. Wyprzedza w tym nawet polityków i epidemiologów. Samotne bieganie, po lasach i w środku nocy, staje się dla nich wyrazem nieodpowiedzialności. Powtarzają argument z „Misia” (podstawić „bieganie” za „wchodzenie”): „A gdyby tu wasz synek z grupą stuosobową odlatywał i każdy z rodziców chciałby wejść, to jaki byłby tłok, sami widzicie.” Można też w takim dyskursie wyczuć pewną, zrozumiałą, tęsknotę za równością w niewoli – skoro ja siedzę na dupie, to i ty powinieneś.
Są też inni, którzy mniej lub bardziej świadomie próbują racjonalizować lęki analizą prawodawstwa. Myślący kontr-normatywnie. Skoro nie można się gromadzić, zróbmy maratońską sztafetę. Skoro konstytucja gwarantuje prawo swobodnego przemieszczania się wewnątrz RP – bez stanu wyjątkowego biegać nam nie zabronili!
Pomiędzy tamtymi i tymi rozciąga się całe pole innych postaw i zachowań. Na przykład niechęć do robienia czegokolwiek i rosnąca pretensja do wszystkich o wszystko. Każda postawa i zachowanie utkana jest jednak z reakcji na nową rzeczywistość i potrzeby redukcji lęku.
Mam optymistycznie nadzieję, że nadal najbliżej mi do tego podejścia, w którym o poczucie sprawczości walczy się na dostępnych polach. I chciałbym przystosowując się – nie zapominać, czego się wyzbywam i do czego muszę kiedyś wrócić.
Boję się nicnierobienia. Chcę się o sobie czegoś dowiedzieć, a nie tylko frustrować za zamkniętymi drzwiami. Pozostać sobą, dowiadując się, ile ode mnie faktycznie zależy. I chociaż sam biegam codziennie (omijając szerokim łukiem idących środkiem drogi), nie krzyknę jednak, byście biegali, bo myślę, że również ode mnie i moich zachowań zależy – i los tych, co się boją własnego cienia, i posłusznie stojących dwa metry ode mnie w kolejce, i udających, że mają wszystko gdzieś, i lekarzy czy strażaków, którzy zajmują się teraz filtrowaniem tego, co faktycznie jest niebezpieczne od tego, co zabiera im tylko czas.
Barbaro podsumowuje: „…Kiedy to wszystko minie – a minie z całą pewnością, tak czy inaczej, bo przestanie być sytuacją nadzwyczajną – będziemy zadawać sobie pytanie „A jak to było z tobą, kiedy byłeś w sytuacji nadzwyczajnej?””.
____________________
Kuba Wiśniewski jest redaktorem naczelnym bieganie.pl. Na razie brak mu czasu na wypisanie pełnej listy swoich osiągnięć. Swoje frustracje i niespełnione ambicje prezentuje między innymi na Instagramie.
Pisząc coś o sobie zwykle popada w przesadę. Medalista mistrzostw Polski w biegach długich, specjalizujący się przez lata w biegu na 3000 m z przeszkodami, obecnie próbuje swoich sił w biegach ulicznych i ultra. Absolwent MISH oraz WDiNP UW, dziennikarz piszący, spiker, trener biegaczy i współtwórca Tatra Running.