Krzysztof Różnicki: Nie można zapominać, dlaczego pokochało się sport i dlaczego się w ogóle zaczęło
Krzysztof Różnicki jest określany jednym z największych talentów w biegu na 800 metrów ostatnich lat. Jest rekordzistą Polski juniorów (U20) w biegu na 800 m na stadionie (1:44,51 podczas Memoriału Kusocińskiego 20 czerwca 2021 w Chorzowie) i w hali (1:48,55 – 31.01.2021 r. w Spale). W 2021 r. został mistrzem Europy juniorów w Tallinnie. Jego karierę przerwała kontuzja, która wyeliminowała go z udziału w mistrzostwach świata juniorów w Nairobi i kolejnych sezonów. Krzysztof dalej walczy o powrót do wysokiej formy, a o jego aktualnych przygotowaniach, stanie biegu na 800 m w Polsce i planach na obecny sezon opowiada w wywiadzie udzielonym Jakubowi Jelonkowi.
Jak wyglądają Twoje aktualne przygotowania? Udało się Ci się przepracować zimę?
Aktualnie jestem na moim drugim zgrupowaniu w tym roku. Pierwsze miałem w styczniu w Mone Gordo w Portugalii. Teraz znajduję się w Szklarskiej Porębie. Na wstępie od razu powiem, że jeszcze nie jestem tak w stu procentach w przygotowaniach biegowych. Biegam aktualnie nie codziennie, tylko w tygodniu tych treningów biegowych jest od 4 do 6. Jest to związane z takimi skutkami ubocznymi długiej abstynencji od biegania. Ostatnio byłem u lekarza, który tak naprawdę mnie zdiagnozował, bo bardzo długo szukaliśmy z fizjoterapeutami i z innymi lekarzami przyczyny, dlaczego nie mogę codziennie wykonywać treningu biegowego tak totalnie bez bólu. Aczkolwiek z samym achillesem jest wszystko super, bardzo ładnie mi się to zagoiło. Cała rehabilitacja, przygotowanie motoryczne – wszystko przebiegło tak, jak powinno. Mam tylko małe skutki uboczne, które jeszcze nie dają mi tej 100-procentowej możliwości poświęcenia się treningowi biegowemu tak, jakbym chciał. Ale biegam te 4 do 6 razy w tygodniu, a trenuję – jak jestem na miejscu, w domu od 7 do 10 razy w tygodniu, a na obozie, wiadomo – 2 treningi dziennie, plus rozruchy, więc to jest taka norma.
Jeśli miałbyś porównać swoje obecne treningi do tych sprzed kontuzji, to na ile one się różnią?
Na razie nie jest to jeszcze ten poziom, który był, przyznam to szczerze. Ale z tygodnia na tydzień widzę, jak ogromny jest to progres. Najbardziej martwiłem się na początku, jak wprowadzałem się do tego treningu biegowego, czy jeszcze „to” we mnie jest. Bo to uczucie, że „jeszcze potrafię” z każdym treningiem wraca. Przekonuję się, że jest coraz lepiej, tylko chciałbym w końcu to wykorzystać. Na początku największym problemem były treningi tlenowe, pomimo tego, że wykonywałem trening zastępczy, czy to na basenie, czy na rowerze. Teraz już na tym poziomie „tlenowym” jest OK, a tak naprawdę zostało „obudzić” wytrzymałość szybkościową i to jest taka największa różnica od tego, co robiłem przed kontuzją.
Bardzo ciekawa jest w tym roku rywalizacja na „Twoim” dystansie 800 m, już w hali. Mieliśmy aż sześciu zawodników z minimum na halowe mistrzostwa Europy w Apeldoorn i zacięta walka toczyła się na mistrzostwach Polski w Toruniu. Później z Holandii zapamiętamy złoty medal Anny Wielgosz, ale żaden z naszych reprezentantów nie dostał się do finału. Jak to oceniasz?
Mistrzostwa Europy, jeśli chodzi o dystans 800 metrów, to na pewno na plus mamy złoto, to na pewno ocenić trzeba jako super wynik. Zabrakło nam przedstawiciela w finale wśród mężczyzn, aczkolwiek uważam, że wszyscy, którzy tam byli, pokazali się super, na miarę swoich możliwości. Szkoda, że nikomu się nie udało z tej trójki dostać do finału, bo zwłaszcza Maciejowi i Bartkowi niewiele brakowało, bo byli obaj pierwsi, którzy nie awansowali, więc wielka szkoda. A sam poziom 800 metrów w tym roku był bardzo wysoki, patrząc już na halowe mistrzostwa Polski, gdzie ten poziom był naprawdę fajny. Szkoda, że Kubie Chmielarzowi nie udało się dokończyć tego biegu przez kontuzję, szkoda też Kacpra Lewalskiego, bo nie mógł wystartować przez chorobę, bo było widać, że ze startu na start jego forma rośnie. Rywalizacja była naprawdę fajna. Trzeba się tylko z tego cieszyć, bo każdy się nawzajem napędza, co zwiastuje, że ten poziom na 800 m będzie rósł.
Patrząc też na halowe mistrzostwa Polski, gdzie poza podium znaleźli się Mateusz Borkowski i Filip Ostrowski widać, że młodzież coraz częściej przebija się na duże imprezy.
Od początku moja przygoda ze sportem była taka, że ja byłem na tym juniorskim, wysokim poziomie, ale miałem zawsze czy to obok siebie, czy za sobą, czy też często przed sobą chociażby Kacpra Lewalskiego, który biegał również na tym juniorskim niesamowitym poziomie. Dlatego zawsze czułem, że ten poziom jest wysoki. To skutkowało tylko tym, że miałem dodatkową motywację i chęć do pracy, bo cały czas czułem tę rywalizację. Gdy stawałem na starcie, to wiedziałem, że będzie ciężko o zwycięstwo czy super czas, bo musiałem włożyć dużą pracę, żeby móc z kimś wygrać. To mnie tylko tak naprawdę napędzało do ciężkiej pracy. Bo teraz, gdy jeżdżę na obozy kadrowe po dłuższej przerwie, to widzę, jak chłopacy się fajnie rozwinęli, więc wiem, że jest z kim biegać, a to tylko cieszy. Zwiastuje to, że ten poziom będzie wyższy i mam nadzieję, że tak samo na mnie to podziała.
Przed nami jeszcze halowe mistrzostwa świata, gdzie tylko Patryk Sieradzki zdecydował się z mężczyzn i Ania Wielgosz wśród kobiet. Jak myślisz, jakie mają szanse?
Ciężko mi powiedzieć, bo nie wiem, jaka będzie obsada z innych krajów. Na pewno Ania Wielgosz jako mistrzyni Europy sama sobie postawi duże wymagania, tak jak i cała kadra. Trzymam za nich kciuki, ale nie ocenię ich szans, bo nie wiem, kto będzie tam startował.
A jakie są Twoje plany na zbliżający się sezon? Czy już myślałeś o celach na ten rok?
Jeszcze przed zakończeniem poprzedniego roku moim głównym celem były mistrzostwa Europy do lat 23, ale widząc, że przez problemy przygotowania się zmieniły. Przez perturbacje, które mam po tej długiej, długiej przerwie od biegania, przez to, że nie mogę regularnie biegać – nie mogę sobie tak rygorystycznie stawiać tych celów, że coś muszę. Więc na pewno podchodzę do tego spokojnie. Bardzo bym się ucieszył, gdyby udało się zacząć ten sezon tak, jak inni, w tym samym okresie, aczkolwiek też biorę pod uwagę scenariusz, że może skończyć się na tym, że na przykład wystartuję drugą połowę sezonu. Bardzo mi na tym zależy, żeby pokazać się przede wszystkim kibicom i ludziom, którzy przyczynili się do tego, że w ogóle mogę biegać. Chciałbym się pokazać, móc im się chociaż w taki sposób odwdzięczyć udowadniając, że powalczyłem, żeby wrócić. To jest mój cel. Na pewno cały czas pracuję po to, żeby pojechać na mistrzostwa Europy U23, ale zobaczymy, co będzie z tym zdrowiem. Wiem, że gdybym mógł zacząć normalnie te przygotowania, gdzie mógłbym biegać codziennie, dwa razy dziennie, to na pewno byłbym w stanie o to minimum powalczyć. Więc mam nadzieję, że szybko się pozbędę tych dolegliwości, zacznę trening w 100-procentach i uda mi się to minimum wypełnić.
Wiele osób stawia sobie Ciebie za przykład dużej determinacji w powrocie do sportu po kontuzjach. Co byś doradził innym, którzy mierzą się z podobnymi przeciwnościami?
Bardzo pomagała mi myśl o tym, co ten sport mi dał. To, ile szczęśliwych momentów już zdążyłem dzięki niemu doświadczyć. W takich największych chwilach zwątpienia najbardziej pomagali mi najbliżsi. Ostatnio na przykład moja mama powiedziała mi, że jestem dla niej wielką inspiracją, więc to były słowa, które zostają w głowie. Wiedząc, że jest się inspiracją – nie tylko dla kibiców, ale też dla kogoś, kogo się po prostu kocha – na pewno jest to dodatkowa siła i chęć do pracy, żeby nie zwątpić, tylko iść w zaparte i nie zapominać, dlaczego się pokochało ten sport i dlaczego się w ogóle zaczęło.
Były chodziarz, który nieustannie dokądś zmierza (wielokrotny reprezentant Polski i dwukrotny olimpijczyk – z Pekinu i Rio). Współautor biografii Henryka Szosta, Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota oraz książki „Trening mistrzów". Doktor nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Pracownik Uniwersytetu Jana Długosza, a także trener lekkoatletycznych klas sportowych w IV L.O. w Częstochowie. Działa też jako sędzia i organizator imprez, nie tylko sportowych.