W związku z trwającą pandemią pojawiło się ostatnio wiele teorii spiskowych. Jedną z nich jest pomysł, że koronawirus został celowo stworzony w laboratorium. Nie jest to prawdą, chociaż inżynieria genetyczna daje nam już dziś olbrzymie możliwości. A jak ma się to do sportu?
O tym, że wirus SARS-CoV-2 wywołujący Covid-19 nie powstał w laboratorium drobiazgowo informują naukowcy w prestiżowym czasopiśmie naukowym Nature. Metody inżynierii genetycznej zostawiają w genomie ślady, których w tym konkretnym koronawirusie nie znaleziono.
Podobne metody stosuje się dziś m.in. przy szukaniu dopingu genetycznego. Z powodu możliwości stosowania modyfikacji genów, WADA już w 2003 r. umieściła doping genowy na liście metod zakazanych, a w latach 2004-2007 sfinansowała 21 grantów badawczych w celu ustalenia, jakimi genami i ich wariantami mogliby być zainteresowani sportowcy (określono ich ponad 200). Zgodnie z opublikowanymi danymi doping genowy z zastosowaniem genów kodujących czynniki wzrostu jest możliwy do wykrycia w stężeniach poniżej 0,01% genomowego DNA. Wciąż mówimy o podejrzeniach, bo – jak podkreślają naukowcy – terapia genowa stwarza ciągle bardzo duże ryzyko wielu skutków ubocznych.
Podejmowanie prób zastosowania terapii genowej od dawna stosuje się już przy leczeniu pacjentów. Inżynieria genetyczna pozwala na całkowite zastąpienie wadliwych genów (tzw. terapia germinalna) lub długotrwałe pobudzanie syntezy białek (tzw. terapia somatyczna), polegająca na kompensacji defektu genetycznego. Możliwe jest także działanie poprzez „wyłączanie” i „włączanie” danego genu.
Nieustannie prowadzi się w tym celu wiele badań. Pod koniec 2018 r. chiński naukowiec, He Jiankui poddał modyfikacjom genetycznym zarodki uzyskane metodą in vitro, by zapewnić dzieciom częściową odporność na infekcję wirusem HIV. W wyniku tego zabiegu na świat miały przyjść bliźniaczki Lulu i Nana. Od lat rozważa się podobne „udoskonalania” ludzkiego DNA, a część naukowców uważa, że jeśli nie zaczniemy tego robić, możemy niedługo przestać istnieć jako gatunek.
Inżynieria genetyczna może dać odporność na różne groźne choroby, takie jak grypa, nowotwory złośliwe, a nawet szkodliwe działanie promieniowania kosmicznego, które dziś wpływa na podróże międzyplanetarne. Miliony lat ewolucji i doboru naturalnego spowodowały wiele zmian w ludzkim organizmie, poprawiając naszą adaptację do środowiska. Wciąż jednak nie mamy wpływu na to, jak połączą się geny rodziców, a dzięki temu moglibyśmy decydować o naprawdę wielu rzeczach, chociażby płci potomków. Wkrótce może się to zmienić.
Od 1978 r. stosuje się zapłodnienie in vitro, które jest najbardziej znaną metodą rozrodu wspomaganego. Embriolog obserwuje za pomocą obrazu mikroskopowego rozwój zarodków, a są i plany, by ludzi wspomagała w tych decyzjach sztuczna inteligencja. Kolejnym krokiem jest diagnostyka preimplantacyjna (PGD). Na podstawie badań DNA pozwala ona na wybór zarodków nieobciążonych genetycznie, by wyeliminować ryzyko chorób DNA rodziców, których naliczono już ponad tysiąc.
Modyfikacje genetyczne wciąż nie są pozbawione ryzyka. Eksperymenty na zwierzętach często powodowały tzw. mozaikowatość, czyli zmiany w DNA tylko w części komórek embrionu. Nie ma wtedy gwarancji, że pożądana cecha – jak odporność na wirusa u bliźniaczek z Chin – w ogóle wystąpi. Najnowsze metody pozwalają już na bardzo dokładne edytowanie DNA: nawet 13 tys. odcinków za jednym zamachem! W ten sposób możliwe jest bardzo szczegółowe zaprojektowanie zarodka, pozbawienie go mutacji, ale też wpływanie na wzrost czy inteligencję. Wciąż jednak metody te wywołują wiele niechcianych zmian w materiale genetycznym. Nawet zwiększając precyzję metod, wciąż trzeba będzie wielu prób, by otrzymać zarodek niepozbawiony wad.
Prym wśród badań genetycznych wiodą Chińczycy i Amerykanie. Nie brakuje wśród nich ekscentryków, a jednym z nich jest prof. George Church z Harvardu, znany chociażby z chęci przywrócenia do życia mamutów. Określił on 10 wariantów genów, których modyfikacja miałaby dać ludziom supermoce, m.in. wyjątkowo mocne kości lub wyeliminowanie choroby wieńcowej czy alzheimera. To tylko krok od wpływania na cechy przydatne w sporcie lub odporności na różne wirusy. Terapie te są obecnie bardzo drogie i ryzykowne, jednak z każdym rokiem ceny tanieją, a technologie stają się bezpieczniejsze. Coraz istotniejsze staje się jednak pytanie: czy i do jakiego stopnia powinniśmy poprawiać naturę?
_______________________ Jakub Jelonek – absolwent AWF w Krakowie i doktorant tej uczelni. Pracownik Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego w Częstochowie. Współautor książki „Trening mistrzów” oraz biografii najlepszych polskich biegaczy. Ciągle aktywny chodziarz (mistrz Polski 2018 na 50 km), który nieustannie dokądś zmierza. Dwukrotny olimpijczyk na 20 km (z Pekinu i Rio) z ambicjami na Tokio. Trener i sędzia lekkoatletyczny, organizator imprez, nie tylko sportowych. Uwielbia czytać, ale i pisać – nie tylko o sporcie. Autor bloga www.jelon.blog
Były chodziarz, który nieustannie dokądś zmierza (wielokrotny reprezentant Polski i dwukrotny olimpijczyk – z Pekinu i Rio). Współautor biografii Henryka Szosta, Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota oraz książki „Trening mistrzów". Doktor nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Pracownik Uniwersytetu Jana Długosza, a także trener lekkoatletycznych klas sportowych w IV L.O. w Częstochowie. Działa też jako sędzia i organizator imprez, nie tylko sportowych.