Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.

Współpraca z New Balance
Piąta zawodniczka Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro – Joanna Jóźwik, w niedzielę 7 grudnia pobiegnie w Valencia Marathon. Była, wyczynowa ośmiusetmetrówka od paru lat bawi się w bieganie amatorsko. Mimo to, że bieganie nie jest już jej pracą, wciąż widać w niej to, co sprawiło, że była niegdyś czołową biegaczką średniodystansową na świecie. O jej przygotowaniach rozmawiamy z samą zawodniczką, jak i jej trenerem Arturem Kozłowskim.
„Asia jest dosyć nietypową zawodniczką. Plan, planem, ale jest tam dużo improwizacji” takimi słowami rozmowę zaczął trener Joanny Jóźwik, Artur Kozłowski. Naturalnym było, że od tego zaczniemy nasz wywiad.
Bartłomiej Falkowski: To już mam jedno pytanie! Dlaczego tak jest? To ze względu na pracę czy fantazję?
Artur Kozłowski: Przyczyn jest bardzo dużo. Asia jest bardzo zabiegana, nie tylko biegowo, zawodniczką. Często są jakieś wyjazdy. Często dzieją się jakieś eventy. Taki przykład – Konferencja Biegowe360 Stopni. Tam nagle trzeba było coś zmieniać, zgrywać, żeby pobiec to z Olą Guzik. Dlatego plan jest, ale często trzeba też to zmieniać. Często jest tak, że Asia wychodzi bardzo późno wieczorem. Wtedy czasem nie uda się czegoś zrealizować, bo smog, ślisko. Wtedy improwizujemy z następnym treningiem, żeby to poukładać. Ale mimo wszystko udaje się coś ulepić z tego.
Z punktu widzenia trenera. Lepiej, że zawodniczka improwizuje, gdy wymusza to życie, czy powinna za wszelką cenę trzymać się planu?
Sam wiesz, że regeneracja to podstawa treningu. Jeśli nie strawi się odpowiednio treningu, to nie da się oszukać organizmu. Tutaj Asia ma na tyle wyczucia i doświadczenia sportowego, że jest w stanie odpowiednio zareagować. Ja często bardzo się cieszę, jak Asia czegoś nie skończy. Napisałem jej ostatnio, że organizm bardzo fajnie reaguje na treningi. Nawet jak czegoś nie skończy, to tylko z korzyścią dla niej. Przez lata treningu jej organizm nauczył się, gdzie jest ta cienka, czerwona linia i na pewno dużo lepiej jest nie skończyć treningu niż na siłę go zrobić.
Łatwo trenuje się kogoś, kto ma taką przeszłość sportową? Domyślam się, że Asia jest jedyną zawodniczką pod Twoją opieką, która ma w dorobku finał olimpijski. To jest ułatwienie dla Ciebie, bo ona „czuje bieganie”, czy może to utrudnienie, bo za dobrze zna się na bieganiu i próbuje kombinować na własną rękę?
Są plusy i minusy tego. Minusem jest to, że to była finalistka igrzysk olimpijskich na 800 metrów. Do maratonu to jest „niebo a ziemia”. To są całkowicie różne konkurencje. Nawet Asia mówiła, w którymś wywiadzie, że to co innego. Nawet zmęczenie po treningu jest inne i ciężko to nawet porównywać. Przebicie się z 800 metrów do 42 kilometrów na pewno jest trudne i ciężkie. Szczególnie dla organizmu, który był przyzwyczajony do robienia na treningach odcinków 100, 200, 400-metrowych, a teraz trzeba zrobić 3 x 5 kilometrów, albo 30 kilometrów na treningu.
Inną historią jest jej obieganie, zapasy prędkości. Umiejętność biegania na dużym zmęczeniu i radzenie sobie z kryzysami. To jest ogromna zaleta. Wracając do maratonu w Londynie. Cały czas twierdzę, że z liczb wynikało, że pobiegnie 3:05/3:10, a pobiegał 2:55. Przy takich osobach to, co wybiegają na treningu, nie przekłada się tak prosto, jak u amatora. Amator biegania ma swoje pułapy, które analizując można określić bardzo dokładnie wynik na mecie. U Asi się to nie sprawdza. Ona potrafi na zawodach wykrzesać z siebie dużo więcej niż normalny zjadacz chleba, który ma swoje strefy komfortu i się w nich obraca. U niej ten próg bólu, ze względu na doświadczenie w biegach średniodystansowych, jest na pewno wyższy.
Jak zmieniły się przygotowania między Londynem 2024, a Walencją 2025? Poznałeś lepiej Asię jako maratonkę. W jaki sposób to wpłynęło na treningi?
Na pewno te przygotowania były inne, bo zaczęliśmy po krótkim przestoju od bardzo spokojnych biegów, ale też zakończyliśmy pierwszy etap startem w maratonie. Asia pobiegła w Sydney na koniec sierpnia. Taki treningowy maraton to zupełnie co innego. Co prawda Asia tam pobiegła tylko cztery godziny albo aż cztery godziny, ale było to naprawdę ze spokojnego treningu. No i Sydney jest trudnym maratonem ze względu na trasę.
We wrześniu trzeba było trochę odpocząć, ale też wiem, że z Asią można trochę powalczyć na treningu. Tak jak już mówiłem, ona wie, kiedy odpuścić. O ile te pierwsze przygotowania do Londynu by takie trochę „głaskane”, to teraz z Asią ustaliliśmy, że idziemy taką bardziej ryzykowną ścieżką. Było kilka takich mocniejszych jednostek. Wiem, że nawet jak to jest raz na dwa tygodnie, to ją to bardzo dobrze podbija.
Oczywiście nie obyło się bez kilku przygód, czy przeszkód, ale uważam, że przygotowania naprawdę dobrze przebiegły.
Strach pomyśleć, co to będzie przy kolejnych przygotowaniach, jak będą jeszcze mocniejsze…
(Śmiech) Sam wiesz, że im więcej się trenuje to wyniki idą do przodu. Gdzieś jest ta cienka granica. Tych aspektów treningowych jest bardzo dużo i trzeba to pogodzić.
To byłoby łatwe wtedy. A propos granicy. Wiem, że Asia doznała urazu w ostatnim etapie. Jak Ty na to patrzysz i jak zarządzacie tym razem?
Jeśli chodzi o kontuzje na ostatniej prostej przed maratonem to zawsze podchodzę spokojnie i chłodno. Wiem, że wielu zawodnikom to pomagało. Sam pamiętam, że choćby Marcin Chabowski nabiegał rekord życiowy po kilku czy kilkunastu dniach przerwy w ostatnim etapie. To czasem daje taki odpoczynek, świeżość. Kluczem jest to, żeby nie nadganiać na siłę i dotrwać do maratonu. Tu taktyka będzie taka sama. Nic na siłę nie robić na ostatniej prostej.
Pierwsze rozeznanie jest takie, że to nie jest niż aż tak groźnego. Póki co odpadły dwa/trzy treningi. Robota zrobiona jest bardzo fajna i nie ma co rozpaczać, że coś wypadło.
Ostatnie pytanie ode mnie nie będzie o taktykę, żeby nie wywierać presji na Asi. Będzie o bieganiu na bieżni. Trochę się zdziwiłem, że Asia przed startem w ciepłej Walencji nie robiła żadnych treningów na bieżni mechanicznej, żeby przyzwyczaić się do ciepła i biegała końcówkę przygotowań w dosyć niskich temperaturach. Czy próbowałeś jakoś na to wpłynąć?
Tutaj zawsze trzeba pamiętać, że przygotowania do wiosennych i jesiennych startów, a tu nawet zimowych, są zupełnie inne. Ta opcja, że trenujesz w chłodzie i startujesz w cieple nie jest najlepsza. Sam zalecam zawodnikom, żeby chociaż raz czy dwa pobiegali na bieżni mechanicznej. Asia tej „taśmy” nie trawi jakoś. Ale jakoś bardzo bym się o to nie bał. Asia startowała w przeróżnych miejscach. W Rio de Janeiro było bardzo ciepło, zdobyła piąte miejsce na igrzyskach. Jej podatność na ciepło nie jest zła. Tutaj się o to nie boję.
Po rozmowie z trenerem przyszła pora na wypytanie samej zawodniczki jak czuje się przed maratonem w Walencji.
Bartłomiej Falkowski: Czy Twoje podejście do maratonu i przygotowań, w porównaniu z Londynem, gdy robiłaś życiówkę, zmieniło się w jakiś sposób?
Joanna Jóźwik: Mam wrażenie, że moje podejście do przygotowań nie zmieniło się zupełnie! To, co się zmieniło to warunki atmosferyczne – wcześniej z chłodu na cieplejsze dni, teraz z cieplejszych dni w chłodne. No i przybyło mi 1,5 roku. Miałam tym razem więcej świadomości jak wygląda maraton na 100%, więc zależało mi na tym, aby przygotować się solidnie i tym samym (może) mniej cierpieć na ostatnich metrach. To się niestety nie udało ze względu na złapaną infekcję tuż po maratonie w Sydney i w wyższe prędkości weszłam dopiero na początku października.
Jak radzisz sobie z urazem, który dopadł Cię w ostatnim etapie przygotowań?
Uraz, który pojawił się na dwa tygodnie przed startem w maratonie niby jest niewielki i na pozór niegroźny. Znając swój organizm wiedziałam, że nie poradzę sobie z nim sama, więc udałam się do zaufanego fizjoterapeuty oraz postanowiłam szybko to zdiagnozować. Do tej pory rozluźniliśmy struktury wokół biodra i zwróciliśmy uwagę, czy są jakieś nierówności. Czekamy na diagnozę.
Czy przeszłość wyczynowa bardziej pomaga czy przeszkadza w amatorskim bieganiu?
Przeszłość wyczynowa zdecydowanie pomaga w sporcie amatorskim. Mamy dzięki temu większą świadomość swojego organizmu, znamy ćwiczenia, rozumiemy trening. Problem może pojawić się w momencie, kiedy głowa w chwili startu w zawodach przestawia się w tryb “zawodnika wyczynowego” i próbuje rywalizować za wszelką cenę. Ten przebłysk miałam tylko raz, kiedy rzeczywiście byłam nastawiona na wynik i potrafiłam dać z siebie wszystko (a nawet więcej). Tu musi być jasno postawiony cel – jeśli zabawa, to będzie zabawa!
Jak bardzo sprawy zawodowe wpływają na trening? Słyszałem od Artura, że często przez to improwizujesz podczas przygotowań.
Często musiałam przekładać treningi, bądź je skracać ze względu na intensywność pracy. Zdaję sobie sprawę, że tak to musi często wyglądać w świecie sportu amatorskiego. Teraz to nie treningi są na pierwszym miejscu, a praca i najbliżsi. Wcześniej było odwrotnie.

Współpraca z New Balance