Redakcja Bieganie.pl
Oglądamy ich podczas najważniejszych imprez lekkoatletycznych, jak walczą i wygrywają na bieżni, ciągle słyszymy o ich rekordach w biegach ulicznych, ale co tak naprawdę wiemy o treningu Kenijczyków? Zazdrościmy im kenijskich łydek, wydolności, mieszkania na wysokości i łatwości, z jaką pokonują na stadionach „białych”. Ale czy sukcesy przychodzą im łatwo? Czy każdy, kto biega w Iten może zostać mistrzem? Po odwiedzinach na stadionie Kamariny wiem jedno – Kenijczycy wykonują zabójczy trening.
Wtorkowe tempa na stadionie Kamariny w Iten o godzinie 9.00, gromadzą prawie 200-osobową ekipę biegaczy. Kenijczycy trenują w grupach, liczących około 10, 20, 30 biegaczy, w tym kobiety. Zazwyczaj nie mają trenera, a ich treningowym wodzem, jest najmocniejszy biegacz. Pytani jednak, o to, który z nich jest najlepszy, odpowiadają – Każdy jest dobry!
Udało nam się tu spotkać rekordzistę świata na 3000 m z przeszkodami Saaeeda Shaheena i mistrza olimpijskiego na 1500 m Asbela Kipropa.
Kenijczycy lubią chwalić się rekordami życiowymi i koloryzować swoje osiągnięcia treningowe. Niestety często mijają się z prawdą. A prawda jest taka, że przynajmniej połowa z nich, nigdy nie wystartowała w żadnych zawodach na zmierzonym dystansie. Spotkany przez nas Peter, jako swoje największe osiągnięcie biegowe podał wynik z treningu – szóste miejsce na sobotniej 30-stce.
Gdy mzungu przychodzą na stadion, miejscowi widzą w nim szansę na wyrwanie się z Iten do Europy na zawody. Wielu daje swoje numery telefonu, pyta, czy znamy menagera. Każdy szuka swojej szansy. Każdy chce być zauważony.
Trening 15×800 po 2:15 z 2-minutową przerwą 200 m w marszobiegu, stado młodych mężczyzn biegnie aż się kurzy. Stawka biegaczy rozciąga się na 50 m, nikt nie odpuszcza. Za mężczyznami na maksymalnych obrotach biegną kobiety. Nie wszystkie mają dobre warunki biegowe, ale za to świetną motywację do treningów. Widać mękę na ich twarzy, ale nie zwalniają.
Wymądrzając się, wspomniany trening, nie jest teoretycznie nie do zrobienia dla dobrego, polskiego długodystansowca. To prędkość 2:52 na km, a więc dająca docelowo wynik 28:40 na 10000 m, czy 14:20 na 5000 m. Powtórzeń jest piętnaście, nawierzchnia bardziej crossowa niż tartanowa, okrążenie stadionu to 405 m, a wysokość nad poziomem morza 2360 m – co maksymalnie utrudnia wysiłek nawet Kenijczykom, wychowanym na płaskowyżu. Ten akcent tempowy, to tylko jeden z trzech, czterech w cyklu tygodniowym, który niektórzy biegacze, powtarzają od lat…
Pot się leje, twarze zawodników wykrzywia grymas, ale nikt nie odpuszcza. Trening musi być skończony. W 20-osobowej grupie tylko kilku Kenijczyków ma zegarek, którym kontroluje trening całej grupy. Większość biegaczy nosi się w markowych rzeczach, niektórzy w zwykłych, bawełnianych koszulkach, a tych lepszych zawodników można rozpoznać po jednolitym sprzęcie, od stóp do głów, z zeszłorocznej kolekcji konkretnej firmy. Podejrzewamy, że lepsi biegacze oddają swój starszy sprzęt kolegom. Tempo biega się tu w kolcach i startówkach. Biedniejsi mają zwykłe buty biegowe, a mężczyznom zdarza się nawet używać modeli damskich w kolorze różowym…
Podczas tempa na 800 m biegacze nie tasują się, „jedzie pociąg” zawodników, przerwy robione są w marszu, kolejny odcinek prowadzi inny Kenijczyk, ale w kontakcie z poprzednim liderem. Nawet ci, którzy są słabsi i tak każdy następny bieg rozpoczynają, kurczowo trzymając się grupy. Nie kalkulują, choć mogliby zacząć odcinek w swoim tempie i utrzymać je do końca. Pewnie efekt treningowy byłby lepszy. Jednak tutaj każdy liczy, że, jeśli kiedyś wytrzyma wreszcie trening z mistrzami, to dostanie szanse wystartowania na wielkich zawodach.
Na bieżni panuje porządek – każdy zna tu swoje miejsce. Nikt na nikogo nie wpada, nie zabiega toru, czy spowalnia pędzącego „pociągu” biegaczy.
Po skończonym treningu zapytałam jednego z zawodników, ile wypił wody. –Nic. Ja na to: Dlaczego? – Wczoraj dużo się napiłem, więc dziś nie muszę – odpowiada wesoło, a my się dziwimy i śmiejemy. Nawadnianie się kenijskich biegaczy to dla nas powód do żartów. Po morderczym treningu mało, kto ma bidon z wodą, a co dopiero z izotonikiem. Dziewczyny po bieganiu 8x1km napoiły się niespełna pół litrową buteleczką wody. Nikomu tu w głowie jakieś energetyczne żele, batony, węglowodany, czy skomplikowane odżywki.
Regeneracja po wysiłku wygląda mniej więcej tak: na słońcu, na środku boiska siedzi grupa biegaczy. Nie rozciągają się, mało który truchta, niewielu pije. Rozmawiają, czasem podchodzą do mzungu i opowiadają o swoim dzisiejszym wyczynie treningowym. Ze stadionu wracają pieszo, wcale się nie spiesząc, a ci, co mają, często z „kolcami” w ręku. Tylko najlepsi mają plecaki.
Środa to luźny dzień treningowy. W czwartki Kenijczycy piłują fartlek – a w sobotę o 6.00 rano, w specjalnym punkcie zbiórek treningowych w Iten wszyscy zbierają się na 30-stkę. To są dopiero zawody! Opowiem o nich w następnej relacji.
W poniedziałek wywiad: Saif Saaeed Shaheen, rekordzista świata na 3000m.p.p