Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Wynik 2:21:47 Mizuki Matsudy, który uzyskała podczas weekendowego Osaka Women’s Marathon przybliżył Japonkę do kadry na igrzyska. Biegaczka, mimo że przebiła wskaźnik World Athletics (wcześniej IAAF) o prawie 8 minut, nie może być jednak pewna startu w Sapporo. O co chodzi w systemie olimpijskich kwalifikacji w kraju Samurajów? Czym różni się on od trialsów w USA? Czy Japonia to maratońska potęga, z którą porównywać mogą się tylko Kenia i Etiopia?
Brett Larner znany specjalista od japońskiego świata biegów długich, sprawdził jak prezentują się tegoroczne wyniki Japończyków na tle świata, oraz poszczególnych nacji. Larner wziął pod uwagę 10 najlepszych czasów kobiet i mężczyzn, z których wyciągnął średnią. Średnia Japończyków to 2:16:22 co daje 4 wynik na świecie. Japonki są lepsze, ich tegoroczne rezultaty dają medianę 2:28:25, co czyni je światowym numerem 2 (za plecami Etiopek – 2:22:35).
Powyższe zestawienie może nie być do końca miarodajne, bierze bowiem pod uwagę dość wąski wycinek czasu (nie minął jeszcze pierwszy miesiąc nowego roku). Poza tym, Japończycy startują aktualnie dużo, ponieważ walczą o olimpijską kwalifikację na wskazanych przez rodzimy związek biegach.
Sprawdziliśmy poziom japońskiego maratonu nieco innym kluczem. Oficjalne wskaźniki World Athletics na IO 2020 wynoszą odpowiednio: 2:11:30 dla mężczyzn i 2:29:30 dla kobiet. W Polsce kwalifikację czasową uzyskała tylko Karolina Nadolska (2:27:43 w kwietniu w Hannoverze). Wśród mężczyzn blisko był Yared Shegumo (2:11:40 w grudniu w Walencji). Jak to wygląda w Japonii?
W roku 2019 wynik równy bądź lepszy niż wskaźnik światowych władz uzyskało 33 Japończyków i 20 Japonek. Lepsza jest Kenia (56 kobiet, 134 mężczyzn) i Etiopia (96 kobiet i 99 mężczyzn). Dużo słabiej z minimum radzą sobie za to Amerykanie (9 mężczyzn i 14 kobiet). Podobną sytuację do naszych realiów mają za to Niemcy, gdzie minimum wybiegała tylko jedna kobieta Katharina Steinbruck (2:27:26 w październiku i 2:28:48 kilka dni temu w Osace). W Niemczech mogę się jednak pochwalić jedną męską kwalifikacją, którą 1 grudnia w Walencji wybiegał Amanal Petros (pochodzący z Erytrei zawodnik uzyskał 2:10:29).
Krótko mówiąc są kraje – i jest ich większość – w których samo wypełnienie minimum niemal gwarantuje wyjazd na igrzyska. Ale istnieją też państwa, gdzie sam wskaźnik to za mało i żeby znaleźć się w olimpijskiej kadrze (która może liczyć maksymalnie po 3 mężczyzn i 3 kobiety) trzeba wygrać walkę na czasy ze swoimi rodakami, biegającymi dużo szybciej niż 2:11:30 czy 2:29:30. Istnieje jednak jeszcze jedna forma eliminacji – trialsy.
Przypomnijmy że w marcu ubiegłego roku IAAF (aktualnie World Athletics) ogłosił nowy system kwalifikacji do igrzysk olimpijskich, bazujący nie tylko na minimach ale też na światowym rankingu. Same minima zostały natomiast mocno podkręcone w porównaniu choćby ze wskaźnikami na Rio (2016). W mediach społecznościowych grzmiał Paul Chelimo, przypominając, że gdyby takie warunki obowiązywały przed IO w Brazylii – nie tylko nie zostałby srebrnym medalistą ale w ogóle nie zdobyłby kwalifikacji olimpijskiej (minimum na Tokio na 5000 to 13:15.50, podczas gdy 4 lata temu wystarczyło biegać 13:25.00).
Wygórowane minima w naturalny sposób uderzyły w system trialsów. W roku 2016 aby wystąpić w amerykańskich eliminacjach do Rio, należało legitymować się wynikami 2:19 (mężczyźni) lub 2:45 (kobiety), które były tożsame ze wskaźnikami IAAF-u. Warunek spełniło w sumie 457 biegaczy i biegaczek. W tym roku w związku z reformą światowych władz sytuacja ułożyła się nie po myśli amerykańskiego związku.
Gdyby trzymać się zaostrzonych kryteriów, jakie zaproponował IAAF, na starcie tegorocznych trialsów stanęłoby raptem kilkunastu mężczyzn i tyleż samo kobiet. USATF utrzymał stary porządek zostając przy dobrze znanych z poprzednich igrzysk kryteriach. Minima (2:19 i 2:45) wypełniło łącznie 771 kobiet i mężczyzn.
Teoretycznie podczas Marathon Olympic Trials, które 29 lutego rozegrane zostaną w Atlancie może dojść do sytuacji, że zawodnik finiszujący na miejscach 1-3 nie spełni minimum IAAF (2:11:30/2:29:30 – przyp. red.). Zwłaszcza, że pagórkowata trasa, którą przygotowali organizatorzy (423m w górę/421m w dół) na pewno nie będzie sprzyjać biciu rekordów życiowych. Klarowny, budzący emocje, prosty system trialsów straciłby swój sens.
Włodarze USATF znaleźli jednak wyjście z sytuacji. Od marca 2019, odkąd dowiedziano się o zmianach, rozpoczęto starania, aby eliminacyjny wyścig w Atlancie uzyskał standard Gold Label. Jak bowiem stanowią przepisy, zawodnicy z top 5 podczas biegów z certyfikatem GL uzyskują kwalifikację olimpijską, tak jakby wypełnili minimum czasowe. Oznacza to, że nieważne kto i z jakim czasem ukończy trialsy w Atlancie – spełni warunek kwalifikacyjny światowych władz lekkoatletyki.
Japoński JAAF (podobnie jak USATF) również został zaskoczony zmianami. Żeby wrześniowe Marathon Grand Championships bez względu na wyniki biegaczy z TOP3 mogły faktycznie kwalifikować do IO, krajowy związek również postarał się o status Gold Label dla swoich trialsów. Japończycy dostali od IAAF-u zielone światło 4 lipca, raptem 2 miesiące przed zawodami.
15 września podczas MGC zasady były z pozoru proste i zbliżone do tych amerykańskich: jesteś w pierwszej trójce, łapiesz się do kadry olimpijskiej. Było jednak pewne zastrzeżenie. Chodziło o trzecie miejsce, które zyskało status tymczasowego. Suguru Osako i Rei Ohara wylądowali na swoistym gorącym krześle, z którego można ich było zrzucić do początku marca i maratonów w Nagoyi (wyścig kobiet) oraz Tokio i Lake Biwa (wyścigi mężczyzn).
Prawdziwy haczyk polegał jednak na tym, że aby zająć miejsce numer 3 w kadrze nie wystarczyło pobiec lepiej niż Osako i Ohara podczas trialsów (2:11:41 i 2:29:06). JAAF zadecydował, że ostatnie miejsce na igrzyska należeć będzie do osoby, która pobiegnie szybciej niż najlepszy japoński wynik na światowych listach w sezonie 2018 – 2:22:23 u kobiet i 2:05:50 (jednocześnie rekord kraju!) u mężczyzn. Żeby było jeszcze ciekawiej, autorką najlepszego Season Bestu 2018 była czwarta podczas MGC Mizuki Matsuda, a rekordzistą Japonii z 2018 roku jest trzeci w MGC Suguru Osako.
W niedzielę 26 stycznia w Osace Matsuda wykonała zadanie, zamieniając – można powiedzieć, że ustalony przez siebie wskaźnik – 2:22:23 na nowy rekord życiowy: 2:21:47. W ostatnim kobiecym maratonie w ramach eliminacji olimpijskich, który 8 marca rozegrany zostanie w Nagoyi, obowiązywał będzie zatem nowy cel: 2:21:47. Teraz już nie Ohara, ale Matsuda będzie musiała nerwowo sprawdzać wyniki.
U mężczyzn wciąż walka idzie o złamanie 2:05:50, które wyrzuciłoby z kadry Osako. Czy ktoś jest w stanie tego dokonać i tym samym pobić rekord Japonii? Jeśli tak to chyba tylko stary rekordzista, bezkompromisowy i bezczelny – Yuta Shitara.
– Chcę uprzykrzyć ten bieg każdemu – zapowiedział swój występ w Tokio Marathon były rekordzista.
Życiówka Shitary to 2:06:11 z maratonu w Tokio 2018, w którym finiszował na 2 miejscu. Osako zabrał mu rekord kraju 10 miesięcy później, podczas październikowego maratonu w Chicago. 1 marca w Tokio panowie staną naprzeciwko siebie. Shitara będzie miał okazję odebrać Osako coś nie mniej ważnego niż National Record – a mianowicie bilet do Sapporo, gdzie 9 sierpnia wystartuje olimpijski maraton. Zapowiada się pojedynek w stylu kamikadze. Zwłaszcza, że jak widać na zdjęciu tytułowym z maratonu w australijskim Gold Coast – Shitara potrafi walczyć, aż do krwi.