Karolina Obstój
Z wykształcenia prawniczka, a z zamiłowania ambitna biegaczka amatorka, spełniająca się w biegach górskich, choć od asfaltu nie stroni. Trenerka biegania i organizatorka obozów biegowych. Więcej o mnie znajdziesz na Instagramie.
Andrzej Piotrowski zaczął swoją aktywność sportową dopiero w wieku 33 lat, czyli w roku 2016. Od tego czasu został multimedalistą Mistrzostw Polski, medalistą Mistrzostw Europy, rekordzistą Polski w biegu 12 i 24 godzinnym oraz jedną z trzech osób, która pobiegła powyżej 300 kilometrów w biegu 24 godzinnym. Swoją sportową przygodę zaczynał od … jazdy na hulajnodze, na której spędzał kilkaset kilometrów. Jak to się stało, że przerodził się w ultrasa? Ile kilometrów biega przygotowując się do zawodów i jak wygląda jego trening? Czy planuje wystartować w biegach górskich?
Rok urodzenia: 1983
Klub: WKS Wawel Kraków
Rekordy życiowe:
Osiągnięcia:
Jesteś wicemistrzem Europy w biegu 24h, zdobywcą najlepszego wyniku w historii Polski w biegu 12 h i 24 h, jedną z trzech osób na świecie, która w ciągu 24h przebiegła ponad 300 km. Patrzysz w przyszłość z myślą “czuję się spełniony, co będzie to będzie”, czy dalej masz ochotę podkręcać śrubę i ciągle Ci mało?
To jest właśnie element, nad którym teraz będę musiał popracować, żeby znaleźć sobie nowe cele, które będą mnie napędzały. Szczególnie mam na myśli bieg 24-godzinny. Najbliższe cele to bieg w Tajpej w biegu 24h. Jednak nie będę tam próbował bić rekordów. Raczej potraktuję ten start, jako zbieranie doświadczenia w bieganiu w tamtejszych warunkach, bo w przyszłym roku mają się tam odbyć Mistrzostwa Świata. Kilka lat temu już startowałem na Tajwanie i wtedy konkretnie mnie poskładało. Zawody, w których będę brał udział w Tajpej należą do serii Golden Label, nie jest to impreza mistrzowska, ale organizatorzy starają się zebrać śmietankę w biegach ultra i zapraszają najlepszych zawodników. Połowa miejsc jest zarezerwowana dla lokalnych biegaczy, a druga połowa, to osoby zaproszone z całego świata.
Czy da się zarobić na biegach ultra?
Nagrody są całkowicie nieproporcjonalne do wysiłku, jaki się wkłada w ten bieg. Ciężko mówić o jakimkolwiek zarobku, nawet jeśli wygrana wynosi kilka tysięcy. Dlatego nie rozpatruję zawodów, w których startuję pod kątem nagród finansowych.
Przed Mistrzostwami Europy w biegu 24h w Weronie wspomniałeś, że srebro bierzesz w ciemno. Wywalczyłeś ten srebrny medal. Jaką miałeś taktykę na bieg? Trzymać się cały czas w okolicy medalowej?
Nie kalkulowałem, nie skupiałem się od początku pozycji, na której się znajduję. Na zawodach zazwyczaj sporo osób biegnie pierwszą połowę ponad swoje siły i dalsza część dystansu weryfikuje, gdzie rzeczywiście plasują się w stawce. Dlatego nie starałem się od początku ścigać Aleksandra Sorokina, czy drugiej grupy pościgowej. Biegłem swoje. Starałem się hamować, żeby jak najdłużej biec w komforcie. Walka pojawia się dopiero w drugiej połowie, czy pod koniec biegu. Dużą rolę odgrywa to, żeby umieć się pohamować i racjonalnie przebiec pierwszą połowę. Tym bardziej, że biegi ultra biega się dużo wolniej niż tempo, które jesteśmy w stanie utrzymać na krótszych dystansach.
Czy noc jest momentem, w którym pojawia się największy kryzys podczas biegu 24-godzinnego?
Bieganie nocą jest obszarem, nad którym mogę jeszcze popracować, żeby poprawić moje wyniki. Noc weryfikuje obsadę biegu. Wiele rzeczy składa się na to, że jest to ciężki moment. Mamy już pokonaną połowę dystansu, więc pojawia się walka ze zmęczeniem. Kolejnym czynnikiem jest pora dnia. Nocą nasze ciało nie jest przyzwyczajone do wysiłku fizycznego, lecz do odpoczynku. W przypadku ostatnich ME dużą rolę odegrała też temperatura. W Weronie problemem było to, że sędziowie bardzo pilnowali tego, czy zawodnicy biegają w strojach kadrowych. Możliwość założenia nocą dodatkowych ubrań była mocno ograniczona. Z tego powodu musiałem się trzy razy zatrzymać. Najpierw miałem pauzę, żeby się ubrać. Po chwili zostałem zatrzymany przez sędziów, którzy zwrócili mi uwagę, żebym zdjął wiatrówkę, bo nie była to kurtka reprezentacyjna z flagą Polski. Dlatego wiatrówkę założyłem pod koszulkę kadrową, z orzełkiem. Przepisy przepisami, jednak z uwagi na temperaturę, która była tamtej nocy, sędziowie mogliby traktować te przepisy z przymrużeniem oka.
Trenowałeś nocą, żeby przyzwyczaić organizm do wysiłku o tej porze dnia?
Był taki plan. Ostatecznie słabo udało się go zrealizować, bo pracuję na etacie i w ciągu dnia muszę być wypoczęty. Rozwalanie schematu dnia i trenowanie nocą było z tego powodu utrudnione. Tylko kilka razy udało mi się pobiegać nocą. Wydaje mi się, że tu też mam pole do poprawy.
Co i jak często piłeś i jadłeś podczas ME?
Zacznę od jedzenia, bo nie ma tego wiele. Jadłem ćwiartkę banana co około pół godziny. Na późniejszych etapach biegu piłem dodatkowo kisiel. Jedząc kisiel nie mam na celu dostarczyć sobie energii, a raczej traktuję go jako tzw. wypełniacz żołądka, który pobudza żołądek do ciągłej pracy. Oprócz tego, jadłem żele. Piłem głównie coca-colę zmieszaną z różnymi cukrami, aby jak najbardziej wykorzystać zdolność organizmu do wchłaniania węglowodanów. Coca-cola jest bazą i dodajemy do niej trochę izotonika w proszku, soli i jednego z trzech cukrów. Rotacyjnie, na zmianę piję ten mix z colą, albo izo, albo słoną wodę dla odmiany smaku.
Jak dużą rolę Twoim zdaniem odgrywa głowa, podejście mentalne w biegach ultra?
Myślę, że podejście mentalne odgrywa dużą rolę nie tylko w biegach ultra, ale w każdym biegu. Ważne jest, żeby polubić siebie i skoncentrować się na jak najlepszym wykonaniu zadania. Żeby nie dopuszczać do siebie “złych” myśli. W biegach ultra mamy dużo więcej czasu na rozważania, po co w ogóle to robimy. Nie można dać się wpędzić w błędne koło, tylko skupić na wykonaniu zadania.
Czym charakteryzuje się Twój trening pod biegi ultra? Na jakich akcentach bazujesz?
To zależy od okresu przygotowawczego. Ostatnie przygotowania do ME w biegu 24h były poprzedzone startem na MŚ na 100 km we wrześniu. Czerwiec był okresem dość spokojnym treningowo, który miał na celu zregenerowanie organizmu po wcześniejszych startach. W lipcu byłem w Alpach na obozie, więc tam pojawiło się dużo naturalnej siły biegowej. Wtedy biegałem też sporo biegów ciągłych, ale wszystko pod progiem tlenowym, więc nie były to bardzo mocne treningi. Po powrocie z obozu pracowałem sporo nad szybkością, co oddało dobrym wynikiem na MŚ na 100km. W okresie pomiędzy MŚ na 100km, a ME na 24h wykonywałem praktycznie wyłącznie wybiegania plus przebieżki. Był to okres spokojniejszy, żeby ciało doszło do siebie, ale objętość po MŚ nadal została duża, w okolicy 140-160 km.
Ile wynosi Twój średni kilometraż tygodniowy w okresie przygotowawczym?
Podczas obozu było to około 220-230 km tygodniowo. Po obozie, kiedy pracowaliśmy nad szybkością, biegałem około 180-190 km tygodniowo.
Kto jest Twoim trenerem?
Trenuję od kilku lat z Czesławem Macherzyńskim. W środowisku biegów ultra jest to dosyć rozpoznawalna postać. Dwa lata temu trenował Sorokina, aktualnego MŚ w biegu 24h. Czynnikiem, który pozytywnie wpływa na współpracę jest to, że oboje mieszkamy w Krakowie, więc nie jest to trening tylko na kartkę. Trener od czasu do czasu pojawia się na moich treningach, szczególnie podczas jednostek na stadionie, czy biegów ciągłych. Przychodzi i podkręca śrubę.
Czy oprócz biegania robisz coś jeszcze? Trening siłowy? Rower? Masz jeszcze na to czas?
Trening stricte siłowy wykonuję rzadko. Zazwyczaj podczas wyjazdów na obozy, kiedy mam więcej czasu. Regularnie wykonuję ćwiczenia z oporem własnego ciała, czyli brzuszki, planki. Dodatkowo rozciąganie, dla codziennej higieny. Myślę, że obozy z trzy razy do roku w górach pozytywnie wpływają na całokształt mojego przygotowania fizycznego. Rower traktuję raczej jako rekreację, a nie trening. Mocniejsze pedałowanie na trenażerze pojawia się w momencie przeciążeń, kiedy nie mogę biegać. Wówczas rower stanowi trening zastępczy.
W swoich pierwszych Mistrzostwach Polski wystartowałeś w 2018 r. Trenowałeś coś wcześniej? Masz przeszłość sportową?
Nie bawiłem się w lekkoatletykę za dzieciaka. Zawsze byłem aktywnym dzieckiem. Myślę, że dobrą podbudową siłową była praca w Irlandii. Co prawda, pracowałem jako operator maszyny, ale w międzyczasie miałem do czynienia z ciężarami. Codziennie przerzucałem około 6-8 ton. Wydaje mi się, że mocno mnie to wzmocniło siłowo, co mogło mieć wpływ na stosunkowo szybkie dojście do dość dobrych wyników biegowych.
Pierwsze podejścia do biegania były poprzedzone – może to głupio zabrzmi – jazdą na hulajnodze. Jeździłem na niej po kilkaset kilometrów miesięcznie. Wbrew pozorom na hulajnodze mocno pracuje mięsień czworogłowy i łydka, więc wydaje mi się, że to też była dobra podbudowa do treningu biegowego. Bawiłem się też w marsze długodystansowe. W 2016 r. miałem pierwsze podejścia do biegania. Podczas Business Run szukali na szybko kogoś do sztafety, więc się zapisałem. Kolejne zawody to był bieg na 15km. W sumie to na początku startowałem w zawodach z przypadku, bez trenowania do nich. Zbieg okoliczności spowodował, że pociągnąłem to bieganie dalej.
Jesteś rekordzistą Głównego Szlaku Świętokrzyskiego i Szlaku Orlich Gniazd, ale w biegach górskich ultra chyba jeszcze nie startowałeś?
Startowałem tylko w Biegu Rzeźnika – chyba – w 2017 r. Główny Szlak Świętokrzyski i Szlak Orlich Gniazd były projektami wypełniającymi lukę w kalendarzu, kiedy mogłem sobie pozwolić na tego typu przedsięwzięcie. Myślę, że nieprędko pojawię się na jakimś biegu górskim. Mam jednak kilka pomysłów na szlaki, które “na szybkości” chciałbym pokonać. Na biegach górskich dotychczas dość często bywałem, ale nie w roli zawodnika, lecz wolontariusza. Nie ścigałem się, bo np. oznaczałem trasę, czy zamykałem bieg. Wiele z górskich biegów ukończyłem, ale nie widnieję w wynikach.
Autor zdjęć Aneta Mikulka „Patrzę kadrami”