Redakcja Bieganie.pl
4 marca 2012 Henryk Szost pobił rekord Polski w maratonie o prawie 1 min 44 sekundy. To ogromny skok. 12 sierpnia 2012 roku Henryk wystartuje w maratonie w trakcie Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
Postęp jaki zrobił, jest tak duży, że Szost stał się w tym momencie dla polskich kibiców jedną z niewielu całkiem realnych szans medalowych. Gdyby zrobić symulację na podstawie wyników osiąganych w latach 2011-2012 przez zawodników jadących na Igrzyska, to Henryk byłby na 12 miejscu. Maraton jest mimo wszystko dyscypliną o dużym współczynniku losowości, w której takie elementy jak choćby pogoda, dieta, mogą, poza sportową formą, wpłynąć na końcowy wynik. Z drugiej strony patrząc na Igrzyska w latach 2004 i 2008 na podium nie znalazł się żaden zawodnik, który w podobnie ułożonej klasyfikacji miałby przed Igrzyskami wynik gorszy niż siódmy (spośród startujących w tamtych maratonach zawodników) W 2004 roku na czwartym miejscu przebiegł Jon Brown, który przed Igrzyskami miał wśród startujących dziesiąty wynik.
Będziemy się oczywiście cieszyli, jeśli Henryk pobiegnie dobrze, choć bieganie nie kończy się na Igrzyskach i mamy nadzieję, że to 2:07:39 to tylko wstęp do dłuższego pasma bardzo dobrych wyników w jego sportowej karierze.
Jeśli przyjrzeć się Rekordom Polski na wszystkich dłuższych dystansach, widać, że wynik Henryka jest w tym momencie najlepszym długodystansowym wynikiem w historii Polski.
Dystans [m] |
Zawodnik | Rekord Polski | % w relacji do rekordu świata |
42 195 | Henryk Szost | 02:07:39,00 | 96,853 |
3 000 pprz | Bronisław Malinowski | 08:09,11 | 96,835 |
3 000 pprz | Wioletta Frankiewicz | 09:17,15 | 96,708 |
1 500 | Lidia Chojecka | 03:59,22 | 96,338 |
1 500 | Artur Ostrowski | 03:34,45 | 96,060 |
3 000 | Bronisław Malinowski | 07:42,40 | 95,301 |
3 000 | Lidia Chojecka | 08:31,69 | 95,001 |
5 000 | Bronisław Malinowski | 13:17,69 | 94,943 |
21 097 | Piotr Gładki | 01:01:34,00 | 94,829 |
10 000 | Jerzy Kowol | 27:53,61 | 94,259 |
5 000 | Lidia Chojecka | 15:04,88 | 94,062 |
21 097 | Karolina Jarzyńska | 01:10:36,00 | 93,248 |
42 195 | Małgorzata Sobańska | 02:26:08,00 | 92,667 |
10 000 | Dorota Gruca | 31:52,11 | 92,66 |
Muszyna. Około 5 tys mieszkańców. Umawiam się na trening z Rekordzistą Polski w maratonie Henrykiem Szostem, czyli po prostu Heniem. Mimo że biegaliśmy kiedyś razem w biegach górskich, to stres jest. Od tamtych czasów Heniek przeszedł ogromną drogę, można powiedzieć, że to pierwsza liga, ja co najwyżej czwarta. Na zdjęciu piękni i młodzi. 🙂 Mistrzostwa Świata w Biegach Górskich 2001 w Arta Terme. W pierwszym szeregu między innymi Izabela Zatorska, Andrzej Puchacz, z prawej na górze my, czyli Heniek i Ja. Za mną z tyłu pan z wąsem to pierwszy trener Heńka…Ktoś rozpozna wszystkie 23 osoby?
Heniek jest jednak wyrozumiały, w górach |
Jarek Gniewek: Heniek, za nieco ponad dwa miesiące masz start na Igrzyskach.
Kiedy wiedziałeś już, że jedziesz na Olimpiadę?
O tym, że
jadę na olimpiadę wiedziałem już w tamtym roku, bo minimum miałem
spełnione. Miałem to potwierdzić jakimś półmaratonem, albo dobrym
startem. Między innymi dlatego w Lake Biwa zaryzykowałem taki bieg, bo wiedziałem
już, że na Olimpiadę jadę. Bieg sam w sobie się tak ułożył, że biegło
czterdziestu gości na 3:05 i nie mogłem zostać z tyłu, także nie miałem
wyjścia i musiałem biec. Może wynik, który pobiegłem, był taką grą
przypadków, które były na trasie.
A na innych maratonach jak jest? Co jeżeli w Londynie nie będzie grupy? Sam pójdziesz? Planujesz na ten bieg jakąś taktykę? Czy ewentualnie posłuchasz się tego, co powie Ci trener?
Moim tempem jest granica 3:00 – 3:05. Zawsze jest potrzebny tzw.
koń pociągowy. Na igrzyskach jest tak, że tworzą
się grupki. Nie jest tak, że wszyscy biegną do przodu na zabicie. I
najlepsza metoda, gdy już grupki się zrobią, to się dostosować i
taktycznie rozegrać dobrze.
Wiem na co mnie stać, będę trzymał stałe tempo do 30 km, a
potem będę widział jakie są ruchy w grupie i reagował. Na pewno nie
będę na początku kozaczył i biegał kilometra po 2:50. A co do słuchania
trenera, to już raz ten błąd popełniłem w Pekinie, że się posłuchałem
trenera, jak mam biec i kiepsko na tym wyszedłem. Teraz nikogo się nie
słucham, sam muszę na bieżąco zadecydować co robić.
Czy jesteś zawodnikiem, który na początku woli sobie wypracować przewagę?
Nie.
Myślę, że taktycznie nieźle biegam i wolę poobserwować co się dzieje na
początku, jakie są ruchy wykonywane w grupie i wtedy podejmuję decyzję.
Czasem prowokuję, ale to już w późniejszej fazie.
Znasz profil psychologiczny zawodników z którymi jesteś na starcie, czy w czasie biegu dopiero ich poznajesz?
Zdecydowanie
poznaje się to w czasie biegu, po obserwacji, po oddechu, po sposobie
zachowania się zawodnika. Bo nawet zawodnik biegający 2:15 może mieć
„dzień konia” i pobiec 2:10.
Zamierzasz po przyjeździe do Londynu jakoś trasę obiegać, obwąchać? Poznać każdy zakręt, wzniesienie?
Nie, nie zamierzam, to nie ma sensu. Jeśli jesteś dobrze przygotowany, masz dobrą dyspozycję dnia to tylko na to musisz liczyć. To nie są prędkości jak na Formule 1, żebym musiał znać każdy zakręt.
Na trasie będzie około 1.5 mln kibiców, obstawiony każdy zakamarek trasy, wielkie tłumy, pewnie jakieś polskie flagi, taka atmosfera Ci pomaga?
Fajnie się biegnie jeśli są kibice. Ale na trasie nic nie pomaga, sam muszę sobie pomóc. Nie pomoże ani polska flaga, ani nawet, gdyby był tam Benedykt XVI czy Obama, to to też nic nie pomoże. To tylko na amerykańskich filmach jak Rocky tak się dzieje, że podbiega dziecko mówi: "Tato tato, wstań i walcz", podniosła atmosfera, muzyka i Ty wstajesz i wszystko wygrywasz. Tutaj tak nie będzie.
Czy przyglądasz się trasie, widzisz okolicę, widoki?
Nie, na to nie zwracam uwagi. Słyszę oczywiście co się wokół dzieje. We Frankfurcie były na przykład bardzo głośne trąbki, ale ja jestem skupiony na biegu.
Zostawmy Igrzyska. Co Heniek spowodowało u Ciebie taki progres?
To był eksperyment. Pierwszy raz byłem tak długo w górach w Nowym Meksyku w granicach 1600-1800 metrów i to ta wysokość odbiła się na formie. Po drugie, pojechałem do Japonii na trzy dni przed startem, czyli nie przechodziłem aklimatyzacji. Po prostu nie stanąłem ze zmęczenia, przespałem dwie noce, a na trzeci dzień już wystartowałem. Nie przechodziłem tego ciężkiego cyklu przestawiania się czasowego i to było duże ryzyko, mogło totalnie nie wyjść. Ale w tym wypadku to się opłaciło i po prostu … sukces.
Zamierzasz wykorzystać swoją wysoką dyspozycję w komercyjnych biegach?
Teraz chcę skupić się na olimpiadzie, dlatego odpuszczam wiele startów. Może wystartuję gdzieś jakąś połówkę po drodze, ale na pewno nie będzie to nic mocnego. Pobiegnę treningowo, myślę, że to będzie gdzieś w połowie moich przygotowań do Igrzysk. Ostatnie 6, może nawet 8 tygodni to będą same przygotowania.
Jedziesz jeszcze gdzieś na obóz?
Pierwszy obóz był już w Szklarskiej Porębie. Rozmawiałem z Piotrem (Haczkiem- przyp. red.), który akurat poszedł mi na rękę i przedłużył mi obozy z dwutygodniowych do trzytygodniowych, będę więc się mógł spokojnie akumulować w Szklarskiej Porębie.
Jak układa Ci się współpraca z PZLA?
Póki są wyniki to Związek gotowy jest pójść na pewne ustępstwa. Dla nich też jest dobrze, gdy wyniki są medialne, nie tylko na bieżni i dyscyplinach technicznych. Także tutaj chcę też negocjować przedłużenie obozów nie tylko w Szklarskiej, ale też w Sankt Moritz. Już wcześniej zgłaszałem podobne potrzeby i zostało to pozytywnie przyjęte. Moim argumentem jest to, by pójść tym systemem treningowym, co do Japonii.
A nie boisz się, że te same bodźce nie odegrają takiej pozytywnej roli po raz drugi?
Finisz w Lake Biwa Marathon – Henryk wbiega na metę z nowym Rekordem Polski: 2:07:39 |
Nie, dlatego że te bodźce są na razie dla mnie świeże, tym bardziej że ja nie mam w 100% tych samych bodźców. Inne miałem do Frankfurtu, inne od Japonii. Niektóre treningi były zmieniane, choćby trasa we Frankfurcie w porównaniu z trasą w Lake Biwa przede wszystkim z powodu tego, że byłem na większej wysokości. Treningi te były można powiedzieć troszeczkę lżejsze niż w Szklarskiej Porębie. Druga sprawa jest też taka, że tutaj na pewno te same bodźce – inny kilometraż, inne prędkości. Dużo ludzi zarzuca mi, że mówiłem, iż główny cel to igrzyska, a w Japonii osiągnąłem taki dobry wynik. Wiedziałem, że przygotowałem się do tego maratonu w Lake Biwa bardzo dobrze, pobiegłem dobrze, czułem się dobrze i ciężko było tego nie wykorzystać.
Możesz wykorzystać, że masz swoje pięć minut i wygrać wszystko w Polsce, co się da, zgarniając dużą pulę nagród, a możesz pokazać się z dobrej strony i być może poprawić jeszcze ten wynik i być w pierwszej dziesiątce. A jeśli, nie daj Boże, coś się stanie i będziesz poza pierwszą trzydziestką, to wtedy znowu będziesz odczuwać kaca moralnego?
To nigdy nie jest wiadome. Ja na pewno przygotuję się na 100% swoich możliwości i będę robił wszystko, żeby pobiec tam jak najlepiej. Nie chcę dawać jakiś obietnic- na jakim miejscu będę, jak pobiegnę, bo to naprawdę nie ma sensu. Wolę spokojnie robić swoje i zaskoczyć pozytywnie tak, jak zrobiłem to teraz. Nawet gdy koledzy pytali mnie, jak się czuję przed tym maratonem, czy będzie 2:09 czy 2:08 to mówiłem, że nie wiem, bo ja tak naprawdę jestem takim zawodnikiem, że sam nie wiem, na co mnie stać do końca. Trenuję, ale wydaje m się, że żaden zawodnik nie jest w stanie powiedzieć, jak będzie.
Opierasz treningi na badaniach wydolnościowych?
Nie. Kiedyś był trener Jakubowski i miał „maszynkę do kwasów.” Ja nie biegam z żadnymi urządzeniami. Ja biegam na samopoczuciu wyłącznie. To mi pomaga w maratonie.
Czyli wszystko podpowiada organizm?
Dokładnie. Podczas maratonu biegam i potrafię ocenić w danym momencie moje zmęczenie ekstremalne, którego nie mogę przekraczać i wiem, czy mogę jeszcze coś dołożyć, pomimo tego, że czuję się źle, czy mogę jeszcze dokręcić śrubę organizmowi. Zresztą mnie nigdy nie było stać na polary, „maszynki do kwasu”, GPS-y.
Mam ważenie, że świat biegowy w tej kwestii jest podzielony i widzę silny trend zupełnie naturalnego biegania właśnie bez tej całej otoczki technologicznej.
Dokładnie, jak byłem w Kenii, to nie widziałem, żeby jakiś Kenijczyk biegał z „Polarem”.
A Ty o sobie samym myślisz, że jesteś urodzonym biegaczem, że masz talent do biegania?
Jestem jakoś stworzony do tego maratonu i trafiłem w to, co miałem tak naprawdę robić. Nie ma co tutaj upatrywać jakiegoś nadprzyrodzonego potencjału, po prostu tak jak mówisz- warunki fizyczne, to gdzie żyję, w jaki sposób żyję, to, że potrafię się odłączyć, nie myśleć tylko i wyłącznie o bieganiu. Są ludzie, którzy całe życie próbowali bić rekordy, biec jakieś fenomenalne czasy i myśleli tylko o tym, o niczym innym, nie potrafili odpocząć sobie psychicznie i najczęściej nic z tego nie wychodziło. Ja prowadzę taki a nie inny tryb życia. Ludzie zarzucają mi, że mówię, iż bieganie nie jest moja pasją, ale może to właśnie pomaga mi w osiąganiu dobrych wyników. Myślę, że jakieś predyspozycje posiadam do biegania. U mnie zawsze było tak, że zdawałem sobie z tego sprawę, ale też z tego, że żaden talent, nawet największy nie pobiegnie bez treningu.
Bo jak mówi porzekadło, każdy diament trzeba oszlifować?
Dokładnie takie słowa mówił mi ostatnio pan Jurek Włodarczyk, trener, który mnie trenował w Podgórzu Kraków. Mówił, że mam duży talent, tylko trzeba we mnie włożyć trochę pracy trenerskiej.
Wcześniej było tak, że takie poważne trenowanie i wyniki zaczęły się od biegów górskich. Z tego co pamiętam poważnie traktowałeś tę dyscyplinę, będąc jeszcze juniorem.
Biegi górskie miały bardzo pozytywny wpływ na całe moje bieganie. I cały czas góry są moim ulubionym terenem do biegania. Mieszkam na terenie górskim i tak zaczynałem moją przygodę ze sportem.
Biegniemy spokojnie w stronę Leluchowa, Henryk na szczęście dostosowuje się do mnie 🙂 Na drodze, którą biegniemy, co chwila ktoś na nas trąbi. Okazuje się, że
to nie złośliwość kierowców ale znajomi Henia, którzy nas pozdrawiają.
Czyli można powiedzieć, że tam gdzie biegasz masz bardzo dobrą bazę do treningów, ale z doświadczenia wiem, że trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do treningu w górach.
Tak, ja przede wszystkim miałem bardzo mądrego trenera, pana Andrzeja Gacka. Nie miał papierów, ale miał dobrą wiedzę, jeżeli chodzi o trening młodego człowieka. To był trener, który bardzo spokojnie do mnie podchodził, nie narzucał mi niczego. Jestem takim zawodnikiem, że nie można mi wjeżdżać na ambicję. Jestem bardzo ambitny, ale też jestem góralem i nie lubię, jak mnie ktoś prowokuje.
Z obecnym trenerem rzadko się widujecie. Czy możesz mieć do niego pełne zaufanie w takich relacjach?
Lonia bardzo inteligentnym człowiekiem. Miałem w tamtym roku chwile załamania, miałem ciężki okres jeśli chodzi o finanse. Trener powtarzał, że nie mogę się denerwować, że to jest negatywna energia, która się wytwarza w czasie gniewu. Zawsze powtarzał, że jestem dobrym zawodnikiem, ale muszę być spokojny. I to jest człowiek, który naprawdę potrafi mnie zmotywować. Przed maratonem w Japonii napisał mi takiego maila, że biegał tam trzy razy, że był szósty, ósmy, czwarty i powiedział, żebym zrobił wszystko bym poprawił jego wynik (2:11)
I to Cię zmobilizowało?
Tak, po części tak. To miłe słowa. To nie jest trener, który mówi, że „ja tam biegałem, ja byłem tam najlepszy”. Nie robił presji, że on był tam najlepszy, to ja też tak muszę pobiec.
Pracowałeś już z kilkoma trenerami, czy któryś z nich był w Twojej karierze szczególnie istotny?
Każdy trener wniósł coś od siebie. Już przechodząc do Gajdusa byłem zawodnikiem w miarę ukształtowanym, medalistą Mistrzostw Polski, w półmaratonie w debiucie zdobyłem złoty medal. To nie jest tak, że któryś trener „zbudował” mnie od podstaw, każdy miał swój wkład w moje dzisiejsze wyniki. Najbardziej pozytywny z trenerów był Andrzej Gacek. To człowiek, który w ogóle zachęcił mnie do biegania. Później Jurek Włodarczyk z Krakowa. Kapitalny człowiek, ma niesamowite psychologiczne podejście do zawodnika. To on na pewno nauczył mnie hartu ducha i bycia wojownikiem. No i teraz Lonia. Póki co współpraca na tyle dobrze się układa, że ja nic nie „muszę” – nie jestem do niczego zmuszany.
W innym wywiadzie jasno dałeś do zrozumienia, że bieganie dla Ciebie nie jest najfajniejszym zajęciem…
Bieganie nie jest moją pasją i nadal to podtrzymuję.
To dlaczego teraz biegniemy? Robisz to dla pieniędzy? Dla sławy?
To jest moja praca i tak to traktuję.
Myślę, że trochę mnie oszukujesz. Może nie zauważasz tego, że jednak to lubisz.
Ale ja nie mówię, że nie lubię biegania całkowicie. Ja mówię, że nie jest ono moją pasją. Nie czuję, jak niektórzy ludzie, satysfakcji ze zmęczenia po treningu, nie czuję jakiejś radości. Jestem zawodnikiem, który nawet nie potrafi się porządnie cieszyć ze sukcesu. Nie było we mnie jakiegoś wybuchu radości po rekordzie Polski. Po prostu podszedłem do tego całkowicie normalnie, choć oczywiście rekord Polski cieszy mnie i jest to wielki wyczyn.
Widzę, że na spokojnie to przyjmujesz i nie kreujesz się na gwiazdę.
Nie ma co robić z tego czegoś wielkiego. Jest wynik i ja będę robił wszystko, aby ten wynik jeszcze poprawić. Mam 30 lat, to może to było moje optimum życiowe. Może mój organizm wydobył wszystko co mógł w tym wieku i może już nie pobiegnę szybciej…. ale może pobiegnę. Wszystko zależy od optymalnego biegu.
Kto wie, co by było, gdyby wtedy (Lake Biwa, przp.red.) nie padał deszcz, a temperatura była w miarę dobra (byłem przyzwyczajony do treningu koło 10 stopni)? Na początku startu wiał lekki wiatr. Gorzej było później, przy siódmym kilometrze, gdzie zaczęło mocno, intensywnie padać i to bardzo mocno zmroziło mięśnie. Myślę, że pobiegłbym może w granicach 2 h 7 min 10 sek. Organizatorów maratonu nie interesuje, czy ty biegasz 2:07:10 czy 2:07:50. Biegasz 2:07 min i to ich interesuje. Końcówka już nie. Gdybym pobiegł 2:06:59 to dla każdego organizatora byłaby to już minuta w przód.
Masz plan „B” na życie, co po za bieganiem?
Na pewno chciałbym założyć rodzinę, jakby nie patrzeć – 30 lat na karku. Ale nie mam planów sprecyzowanych, co będę robił jak skończę biegać.
Zatrzymujemy się na chwilę przy leśniczówce, Henio wpisuje się do jakiegoś zeszytu, Okazuje się, że to książka wpisów na polowanie. Poniżej – u Henia w domu, na moich kolanach – efekt Heńkowych polowań. Obok Henia – jego dziewczyna. |
Masz pasję – myślistwo, masz w domu broń, chodzisz na polowania … co Ci właściwie daje takie polowanie?
To jest taka pasja, która daje przede wszystkim dużo spokoju. Samo łowiectwo to nie jest tylko polowanie. Polowanie to tylko jedna cząstka łowiectwa. Dla mnie wielką przyjemnością jest to, że teraz opiekuję się takim małym poletkiem, gdzie dokarmiana jest zwierzyna. Radość sprawi mi fakt, że tam, gdzie dokarmiam tę zwierzynę, to ta zwierzyna przychodzi i to bierze. Gdy jestem w domu, to co dziennie biegam na to poletko, żeby sprawdzić, czy ta zwierzyna przychodzi. Praca, którą w to wkładam mnie cieszy. To taka praca społeczna, bo nie dostajemy żadnych pieniędzy.
Skoro chcesz dbać o innych i posiadasz tak bogate doświadczenie, mógłbyś kiedyś zając się trenerką?
Nie widzę się w roli trenera. W ogóle nie wyobrażam sobie tego. Ja chcę mieć spokój. Jestem takim typem człowieka, że kiedy zakończę karierę, zakończę na dobre. Dlatego teraz chciałbym, wiadomo, zarobić coś na tym bieganiu. Jeżeli zakończę karierę przed emeryturą wojskową, to pójdę pracować. I na pewno swoją przyszłość dalej wiążę z wojskiem. Jestem już sześć lat w wojsku, w listopadzie będzie siódmy rok.
Myślałeś o zmianie miejsca zamieszkania?
Myślę, że tutaj jest miejsce, gdzie osiądę. Jeżeli będzie trzeba będzie gdzieś wyjechać to do pracy, choć mam nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Mam trochę duszę samotnika. Dziewczyna gniewa się na mnie czasami, że idę do lasu i jej nie wezmę ze sobą. Ale potrzebuję czasami czasu tylko i wyłącznie dla siebie. Tak naprawdę, nie muszę iść ze strzelbą, nie muszę iść na polowanie. Równie dobrze mogę sobie pochodzić, poobserwować, co bardzo często robię. Duszę się w dużych miastach, nie mógłbym mieszkać w bloku, nie jest to na pewno miejsce dla mnie.
Jesteś znany tutaj w Muszynie?
Ludzie przyjmują to bardzo normalnie. Znali mnie, wiedzieli, że biegam. Wiadomo, dużo ludzi podchodzi, gratuluje mi, ale to jest wszystko normalne, tutaj wszyscy ludzie są tacy, każdy robi swoje. Do treningów potrzebuję dużo spokoju i nie lubię być w centrum uwagi (o mediach). Na bankiecie w Japonii, gdzie było bardzo dużo ludzi, źle się czułem i szybko wyszedłem.
Czy w Japonii bieganie to popularna dyscyplina?
W Japonii startuje dużo zawodników na wysokim poziomie. U nich bieganie jest bardzo popularne. Tam doping jest nieporównywanie mocniejszy. Ci ludzie „czują” bieganie. Myślę, że tam w każdej rodzinie jest przynajmniej jedna osoba, która sobie „pobieguje”. Ci ludzie się tym pasjonują, lubią ducha rywalizacji. Maratończyk jest dla nich jak gdyby mityczny wojownik. Im większe zmęczenie dla nich, tym lepiej. A maraton jest ekstremalnym dystansem. Ich po prostu to ekscytuje, lubią to oglądać i dlatego doping jest nieporównywalny.
Masz w tym momencie drugi czas w Europie. Przekłada się to na sponsorów, finanse?
Jestem człowiekiem, który rzadko prosi. Zacisnę zęby i rzadko o coś proszę, bo nie lubię tego robić. W tamtym roku nie byłem w szkoleniu opłaconym przez PZLA. Myślę, że powinno być coś takiego, że jeżeli zawodnik zrobił minimum za swoje pieniądze na igrzyska olimpijskie to powinni to zwracać. Bywałem już kilka razy w sytuacjach, gdzie musiałem radzić sobie z pustym portfelem w czasie ważnym dla przygotowań, dziś na szczęście tak źle nie jest.
Co byś powiedział młodym zawodnikom?
Na pewno to, że trzeba dobrać dobrego trenera, nie wolno się zniechęcać, trzeba brnąć do celu, walczyć o swoje i przede wszystkim nie wycofywać się nigdy z walki o wyniki.
Ty miałeś jakieś takie chwile, że chciałeś się wycofać?
Tak, ale na pewno wsparcie rodziny i bliskich osób pomogło mi w tym, by zostać i kontynuować bieganie.
Odżywianie… Jakie jest Twoje menu?
Jak jestem tutaj, to zdrowa żywność, nie modyfikowana, kury, króliki, raz do roku zabijam łanie i sam ją przygotowuję. Nie mam osobistego dietetyka. Nie liczę kalorii i łyżeczek cukru.
Jak wygląda Twój dzień, jeżeli nie jesteś na obozie?
Jak nie jestem na obozie, to trenuję praktycznie dwa razy dziennie w BPSie. Teraz trenuję raz dziennie i to jest fajne bo mam popołudnie dla siebie, żeby iść na przykład do lasu. A koło domu zawsze jest coś do zrobienia. Mój tato ma gołębie, które tak naprawdę do domu ja przyniosłem, natomiast teraz tato się tym zajmuje, bo to jest bardzo czasochłonne. Ale bardzo lubię tam pójść i je poobserwować. Jest dużo zajęć, które robię i czas strasznie szybko leci.
Czy każdy trening wykonujesz na 100%?
Nie jestem typem, który jak ma napisane, że o 10 rano ma być trening, nie przesunie go. Czasem, kiedy mam mieć ciężki trening, przesuwam go do 12.00, bo stresuję się tym, że będzie ciężki. Odkładam go o pół godziny i tak kilkakrotnie. I bywa tak, że odciągam go w czasie tak, że wychodzą z tego dwie godziny, ale w końcu ten trening robię. Potrzebny jest taki rygor.
Na mapie oglądamy trasy treningowe Heńka, najwyższy punkt to Jaworzyna Krynicka.
Jak się zaczęło Twoje bieganie?
Mnie do biegania zachęcił wujek. Wiadomo, że biegałem za piłką z chłopakami na boisku, ale nie było jeszcze symptomów dobrego zawodnika. Nawet na początku treningów tego nie było. Nie lubię ekstremalnego zmęczenia, nie lubię trenować mocno, ale lubię wygrywać. Także to jest celem.
Lubisz wygrywać, ale z kolei jak idziesz na podium, to nie ma tego „szału” czy „cieszynki” na finiszu?
Tak jak mówiłem, nie jestem zawodnikiem, który potrafi dwa dni się cieszyć z tego, że wygrał. Jak zdobyłem rekord Polski to nie było świętowania przez tydzień. Po prostu przechodzę do normalności. Pobiegło się super, ale trzeba żyć dalej. Tym bardziej, że po przebiegnięciu maratonu nie ma się sił na takie cieszenie się, jak na przykład piłkarze z gola. Wiadomo, że człowiek się cieszy, bo to jest sukces, ale u mnie radość jest bardzo krótka. Bieganie traktuję jak pracę i najważniejsze jest to, żebym dobrze robił to, co robię i żeby praca moja dawała efekty, wtedy ja jestem zadowolony i moi pracodawcy również.
Lista trenerów Henryka | |
. . . . . . |
1998-2001 Andrzej Gacek 2001-2003 Andrzej Zatorski 2003-2006 Jerzy Włodarczyk 2006 Mirosław Plawgo 2007-2011 Grzegorz Gajdus od 2011 Leonid Shvetsov |
Pracodawcy czyli…
Zespół Sportowy Sił Powietrznych w Poznaniu
Jesteś pilotem?
Nie, w żadnym wypadku. Pilotami są wybrani ludzie. Każdy myśli, że jak jesteś w Siłach Powietrznych to latasz samolotem. A tam jest wiele formacji.
Wróćmy do głośnego artykułu z bieganie.pl: Czy nie uważasz, że dobrze się stało, że historia ze Shvetsovem została opowiedziana w czerwcu, zanim nastąpił u Ciebie wynik skokowy? Gdyby teraz ktoś to wyciągnął z kapelusza, byłaby większa afera niż wtedy. A teraz sprawa przycichła, ludzie się przyzwyczaili.
Ja myślę, że Adam próbuje zrobić pozytyw ze swojego kłamstwa. Zasugerował, że przedstawi moje rozstanie z Grzegorzem tak, by rozeszło się po kościach. Tak naprawdę mnie oszukał i podpiął pod artykuł o Loni (Leonidzie Shvetsovie) i jego rzekomym stosowaniu niedozwolonych środków, z czego wynikło, że idę do Loni, aby się koksować. Wielu ludzi to tak odebrało. Było, minęło. Myślę, że będąc naczelnym takiego portalu powinno się być bezstronnym. Zawodnicy odchodzą od trenerów i to jest całkowicie normalne i można o tym pisać. Ale jeżeli Adam nie mógł dopuścić do siebie, że odszedłem od trenera, to już jego problem. Znam Grzegorza lepiej niż ktokolwiek, pracowałem z nim pięć lat.
Adam złamał dane mi słowo, a ja tego nie znoszę. I mógł równie dobrze
zrobić to dwa tygodnie przed umieszczeniem tego artykułu albo w dzień po
opublikowaniu artykułu z Grzegorzem, a nie robić przypinki pod artykuł,
żeby zrobić jeszcze większe show. Nie znam na tyle Lonii i nie chcę
go tłumaczyć. Byłem w tym roku w Nowym Meksyku, rozmawiałem z kilkoma
ludźmi, każdy mówił, że Edi (Helleybuck) to jest szuja, człowiek niespełniony (ten,
który wrzucił ten artykuł o Shvetsovie), który chciał przez to zwrócić
na siebie uwagę. Jest to człowiek, któremu nie można ufać. Lonia miał
też jakieś prywatny konflikt z nim. Ja nie bronię w tym momencie Leonida i wcale się nie gniewam, że taki artykuł wyszedł. Artykuł
pewnie i tak by wyszedł, sam Adam tak mówił. Ale w tym momencie złamał
dane mi słowo i to jest bezdyskusyjne, nie ma tłumaczenia się.
Czy przed maratonem w Japonii zdawałeś sobie sprawę, że jesteś w takiej formie?
Na pewno wynik mnie trochę zaskoczy, bo nie da się określić potencjału danego dnia. Dla mnie każdy start jest niewiadomą. Wyniki na poziomie 2:07 czy 2:08 są wytrenowane oczywiście, ale nie są to wyniki, gdzie zawodnik staje i mówi: "Ja dziś pobiegnę 2:08". No chyba, że to mówi Kenijczyk, ale on tak mówi tylko przez to, że jest Kenijczykiem i jemu wypada tak mówić. Na pewno liczyłem na wynik 2:09, może lekko poniżej 2:09. Na 2:07 nie liczyłem, ale bardzo się cieszę, że tak wyszło.
W którym momencie zdałeś sobie sprawę, że na pewno będzie rekord Polski?
Na czterdziestym kilometrze. Widziałem na zegarze czas i wiedziałem, że jak dobiegnę do mety to będzie czas w granicach 2:07 albo 2:08. Manager krzyczał mi, żebym jeszcze troszkę przyłożył, żebym się jeszcze zmusił, ale prawdę mówiąc ja wbiegając na stadion wiedziałem, że będę miał wynik 2:07, bo na ostatnich 400 metrach już było 2:06 z haczykiem. Końcówka nie była dla mnie ważna. Na mecie już nie miałem siły, podniosłem tylko ręce. To był bieg, który mnie bardzo dużo kosztował. Od razu na mecie padłem na ziemię, miałem straszne drgawki, zmarzłem niesamowicie, nie mogłem dojść do siebie. Obwinęli mnie pięcioma kocami, siedziałem przy farelce.
Jak zmienił się trening, który miałeś z Gajdusem? Czy jest lżejszy?
Ten trening ma inną specyfikę przede wszystkim. Pozwala na większą regenerację po odcinkach. Jest dłuższa przerwa po akcentach. Ja zawsze biegałem bez pulsometrów i wielkich monitoringów. Pracuję czasowo. Główną bazą mojego treningu w tym momencie jest interwał, nawet na odcinkach 30-kilometrowych. Kilometraż się zmniejszył, bo biegam w granicach 180 km tygodniowo. Czuję się dobrze, nie jestem przemęczony i styrany, nie mam zmęczonych nóg. Tutaj robię trening na wypoczynku. Mogę zdradzić, że kiedy robię najcięższe akcenty, to dzień wcześniej mam przerwę, czyli robię tylko 12 km spokojnego treningu, bo w maratonie taki kilometraż to przerwa.
Czy rozpiskę treningową masz na tydzień czy na miesiąc?
Rozpiskę mam 3-4 dniową. Także są niespodzianki i nawet sam nie wiem, co będę biegał. Myślałem, że powtórzą się schematy treningowe, a tutaj na przykład coś zupełnie innego. Lonia bardzo zmienił mi trening, jak byłem na większej wysokości. Ten trening był może nawet trochę lżejszy, jeżeli chodzi o akcenty interwałowe. On bardzo dba o odpoczynek i regenerację po wysiłku.
Czy miałeś problem ze zrozumieniem nowego podejścia treningowego?
Nie. To, co fajne jest w tym treningu, to to, że nikt nie stoi mi nad głową i nie każe niczego robić. Trenując na przykład z Gajdusem, zawsze słyszałem, że jak nie zrobię tego ,co on ma na kartce rozpisane, to nie gwarantuje mi sukcesu. A u Loni jest całkiem coś innego. Jeżeli nie możesz, to tego nie rób. Tłumaczy mi, dlaczego robi się taki akcent, a nie inny. Ja nie twierdzę, że Gajdus ma złe treningi, bo może będzie zawodnik, u którego ten trening się sprawdzi. Ale mnie jego trening za bardzo męczył, za dużo kontuzji zacząłem mieć. Jestem zawodnikiem, który musi mieć bardzo elastyczny trening. I jeżeli źle się czuję, to tego treningu nie będę robić, pomimo, że trener to ma zaplanowane. Bo jak to zrobię, to się przemęczę i wtedy efekt będzie gorszy. Także najważniejszy jest elastyczny trening dostosowany do zawodnika.
Czy znasz innych zawodników na tyle, by coś z nimi konsultować?
Nie. Relacje są tylko ja i trener.
A diety?
Nigdy nie robiłem, ale od dwóch maratonów znów wznowiłem dietę białkowo-węglowodanową. Jest to dieta o wiele bardziej drastyczna niż była wcześniej, mocniejsza. Ale ona daje efekt.
Myślisz jeszcze o powrocie na bieżnię, może o pobiciu rekordu na 10 km?
Na dzień dzisiejszy etap biegania na bieżni zamknąłem. Interesuje mnie bieganie maratonu, dlatego poszedłem do trenera, który jest od maratonu a nie biegania na bieżni. Gdybym chciał biegać na bieżni, to poszedłbym do Króla. Nie kusi mnie bieganie „na dychę”. Nawet nie mam czasu w tej chwili, żeby się bawić z bieżnią, ponieważ mam teraz dwa maratony w roku do przebiegnięcia.. Pomiędzy tym mogę sobie wystartować w jakiejś połówce, bo je bardzo lubię biegać, i na przykład 3-4 dziesiątki. Więc gdzie ja mam jeszcze wstawić bieganie na bieżni „dychy”, żeby pobiec rekord Polski, który mi tak naprawdę nic nie da. Jedynie Adam napisze nowy artykuł i to zaspokoi jego ego.* Jest mnóstwo zawodników polskich, którzy mogą ten rekord pobić.
Czujesz na plecach oddech Marcina Chabowskiego? W każdym wywiadzie Marcin podkreśla, że może biegać tak szybko jak Ty. Jesteście u tego samego trenera, obydwaj jedziecie na olimpiadę. Jesteście dobrymi kolegami czy raczej konkurentami?
Marcinowi gratuluje bardzo dobrego wyniku. Oczywiście gratulacje składam również wszystkim zawodnikom, którzy na bardzo dobrym poziomie biegali w tym roku maraton, czyli nie tylko Marcinowi, ale również Arturowi, Arkowi, Mariuszowi oraz Michałowi. Ciesze się, że poziom Polskiego maratonu ogólnie mocno się podniósł tak dla mnie, jak i dla innych zawodników jest to duża motywacja do solidnej pracy i poprawiania się na treningach. Nie wiem, czy Marcin może biegać tak szybko jak ja, może ma jeszcze większy potencjał. Równie dobrze wynik podobny do mojego lub lepszy może pobiec Artur Kozłowski, życzę im jak najlepiej, rekordy są po to, żeby je poprawiać. W maratonie nie można mówić o takiej dosłownej konkurencji, myślę że ten dystans wymusza u zawodnika skupienie się na sobie a nie na koledze, przynajmniej ja Marcina, ani żadnego z kolegów, nie traktuję jako konkurenta, każdy chce nabiegać jak najlepszy wynik i na tym trzeba się skupić .
(* Adam Klein: Po Rekordzie Polski w Japonii wysłałem sms-a, w którym napisałem, że myślę, że gdyby tylko znalazł odpowiednie zawody, to w tym momencie Henryk miałby duże szanse, żeby poprawić 34 letni rekord polski na 10 000m)