Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Eddie „Orzeł” Edwards, brytyjski skoczek narciarski z końcówki lat 80–tych, mimo że nie błyszczał dalekimi skokami, dorobił się większej popularności niż mistrzowie skoczni tamtych lat. Zazwyczaj lądował na buli, ale był charakterystyczny. Zwracał uwagę wielkimi okularami, wysuniętą żuchwą a’la Jacek Gmoch i totalnym brakiem kompleksów. Przyjrzeliśmy się niektórym biegaczom, którzy również wyróżniali się z tłumu niecodzienną „stylówką” ale jednocześnie – w przeciwieństwie do Eddiego – osiągali znakomite wyniki.
Wyrazisty sportowiec to magnes dla kibiców i sponsorów. Czasami same wyniki to za mało, żeby przetrwać w świadomości fanów przez lata. Jesteśmy przekonani, że dziś mało kto wspominałby o wielu lekkoatletach, gdyby nie ich oryginalne znaki rozpoznawcze.
Gail Devers należała do absolutnej sprinterskiej czołówki lat 90–tych. Doskonale radziła sobie zarówno na płaskie sto metrów, jak też wtedy gdy naprzeciwko wyrastało dziesięć rzędów płotków. Amerykanka na przestrzeni długiej kariery wybiegała trzy złote medale olimpijskie, pięć złotych medali mistrzostw świata, na dokładkę cztery złota mundialu pod dachem. Taki dorobek czyni ją jedną z najbardziej utytułowanych lekkoatletek wszech czasów. Jej halowe 6.95 na 60 metrów z 1993 roku to wciąż rekord Ameryki Północnej.
Wyniki robią wrażenie, ale Devers wyróżniała się czymś jeszcze – nieprzeciętnie długimi, efektownie zdobionymi paznokciami na dłoniach. Inspiracją mogła być dla niej postać – zawsze wystylizowanej, umalowanej i często wyglądającej, jak gdyby właśnie wyszła z salonu manicure – Florence Griffith-Joyner, rekordzistki świata na 100 i 200 m. Jednak pomysł na to, aby pozwolić paznokciom rosnąć, wziął się z wyzwania, które podsunął młodej Gail jej ojciec.
Jako dziecko, przyszła sprinterka często je obgryzała. Żeby oduczyć córkę brzydkiego nawyku, ojciec zaproponował swoisty czelendż na zapuszczenie rekordowo długich paznokci. Devers podjęła rękawice i – jak to miała w zwyczaju na bieżni – wygrała również i w tym wyzwaniu. Paznokcie i szeroki uśmiech Gail stały się jej znakiem rozpoznawczym. Charakterystyczny manicure bywał dla Amerykanki kłopotliwy podczas przyjmowania pozycji w blokach. Jak jednak widać chociażby na filmie z mitingu Bislett Games z 1997 roku, potrafiła sobie z tym radzić.
Amerykanin David Wottle atakował rywali z trzysetki zanim to było modne. Popularny „Dave” zasłynął zwłaszcza fenomenalnym biegiem po złoty medal na 800 metrów podczas Igrzysk Olimpijskich w Monachium (1972). Wottle zrobił prawdziwego psikusa reprezentantowi ZSRR Arżanowi, wyprzedzając rywala o 0.03 sekundy na samych kratach. Wottle zaczął przygodę z bieganiem dla zdrowia, ponieważ jako dziecko był raczej chorowity. Wydaje się, że faktycznie bieganie podniosło go na zdrowiu, ponieważ w roku 1972 najpierw wyrównał rekord świata na 800 metrów, a niedługo potem został mistrzem olimpijskim.
„Dave” poza zjawiskowym finiszem miał też dość nieoczywisty startowy outfit. Standardowy trykot dopełniała bowiem biała czapeczka z daszkiem. Konkretnie była to czapeczka dedykowana do gry w golfa, którą zakładał, żeby długie włosy nie leciały mu do oczu. Amerykanin tak bardzo związał się ze swoim nakryciem głowy, że zapomniał je zdjąć podczas odgrywania hymnu Stanów Zjednoczonych w trakcie olimpijskiej dekoracji.
Cathy Freeman lubiła oblewać egzaminy z politycznej poprawności. Jako reprezentantka Australii, ale jednocześnie rdzenna Aborygenka nie wahała się nigdy manifestować swojego pochodzenia. Dużo kontrowersji młoda sprinterka wywołała zwłaszcza w roku 1994, kiedy wygrywając Igrzyska Wspólnoty Narodów celebrowała swój sukces trzymając zarówno australijską jak też aborygeńską flagę.
Freeman regularnie biegała 400 metrów poniżej 50 sekund. W roku 1996 będąc w życiowej formie zatrzymała zegar na rewelacyjnym 48.63, ustanawiając swój rekord życiowy. Pech chciał, że na bieżni miała niezwykle mocną rywalkę Marie-Jose Perec. Podczas IO w Atlancie to Francuzka zdobyła złoto, Cathy natomiast musiała zadowolić się srebrnym medalem. Cztery lata później w Sydney Freeman wyrosła na główną faworytkę do zwycięstwa wobec nieobecności Perec, która w międzyczasie przeszła na sportową emeryturę.
W roku 2000 miał skończyć się świat. Nic takiego się nie wydarzyło. Przeprowadzono natomiast jedne z bardziej zjawiskowych igrzysk w historii. Sama ceremonia otwarcia, w której Cathy Freeman chodząc po wodzie, odpala olimpijski znicz to obrazek, który trudno wymazać z pamięci. Sprinterka podczas ceremonii ubrana była w charakterystyczny biały strój, jednak prawdziwym hitem okazał się strój startowy w zielono żółte barwy Australii, w którym Freeman pokazała się na bieżni. Jednoczęściowy kombinezon z dopasowanym kapturem przypominającym czepek, miał zapewnić większą aerodynamikę. Po latach Cathy wspomina, że początkowo miała wątpliwości czy pobiec w kombinezonie.
– Nie byłam do końca przekonana, ponieważ było to dla mnie zbyt radykalne – kaptur i w ogóle. Każdy kto mnie zna, wie że generalnie nie lubię być w centrum uwagi. Ale z drugiej strony – nie miałam nic do stracenia. Strój założyłam kilka razy na treningu i muszę powiedzieć, że czułam się świetnie. A potem założyłam go podczas mitingu w Newcastle na 200 metrów. Padało, było zimno, wietrznie a ja czułam się jakbym przecinała powietrze. Byłam owinięta w swoim własnym świecie jak w bezpiecznym kokonie, a sportowcy chcą być w takiej bańce, to daje dużą pewność.
Ostatecznie w Sydney Freeman sięgnęła po swoje pierwsze i jak się później okazało ostatnie złoto IO. Trudno powiedzieć jak dużą zasługę w tym sukcesie miał oryginalny kostium. Trzeba jednak przyznać, że podobne uniformy nie zdobyły w kolejnych latach popularności wśród lekkoatletów, dziś firmy odzieżowe proponują je raczej jako ubiór dla sportsmenek z niektórych krajów arabskich.
Amerykańska mistrzyni średniego dystansu Alysia Montaño wychowała się na kalifornijskich podwórkach, swój wolny czas spędzając głównie z chłopakami. To z kolegami grała w piłkę nożną i to z kolegami się ścigała, nie ustępując nikomu kroku. Kiedy podrosła i stała się najlepszą amerykańską biegaczką na 800 metrów, lubiła prezentować się na bieżni z dużym kwiatem wpiętym we włosy. Dlaczego?
– Kwiat oznacza dla mnie siłę, płynącą z tego, że jestem kobietą – mówi Montaño.
Trzeba przyznać, że „flower”, rzeczywiście dodawał jej „power”, ponieważ w swojej karierze sześciokrotnie sięgała po mistrzostwo USA na dystansie 2 okrążeń. Zdobyła również trzy brązowe medale mistrzostw świata – dwa na stadionie, jeden w hali.
Biegaczka dwukrotnie wstrząsnęła opinią publiczną, kiedy wystartowała w mistrzostwach USA, będąc w zaawansowanej ciąży. W roku 2014 Montaño znajdując się w 8 miesiącu ciąży, zajęła ostatnie miejsce z wynikiem 2:31 na 800 metrów. Trzy lata później w sezonie 2017 lekkoatletka ponownie zameldowała się na zawodach rangi USATF Outdoor Championships z ciążowym brzuszkiem (tym razem pięciomiesięcznym). Dwa okrążenia pokonała w 2:21, również odpadając w rundzie eliminacyjnej.
Montaño jest aktywistką na rzecz równego traktowania kobiet, które prowadząc karierę sportową, zdecydują się zajść w ciążę. Jej historia pokazuje, że losy matek we współczesnym zawodowym sporcie nie należą do najłatwiejszych.
– Startując w mistrzostwach podczas ciąży, chciałam walczyć ze stereotypami. Aktywność fizyczna jest świetną rzeczą zarówno dla matki jak też dla dziecka. Chciałam pokazać ludziom, że będąc mamą, mogę z sukcesami prowadzić karierę sportową. Kiedy powiedziałam mojemu sponsorowi, marce Nike, że chcę mieć dziecko, odpowiedzieli – prosta sprawa, po prostu wstrzymamy twój kontrakt i przestaniemy ci płacić. – powiedziała biegaczka w niedawnym materiale dla New York Times.
Zawodniczka zmieniła sponsora na markę Asics, ale sytuacja z redukcją kontraktu powtórzyła się również i tutaj.
– Po odejściu z Nike z powodu złych praktyk w stosunku do ciężarnych sportowców, ludzie z firmy Asics mówili mi wprost że „nie muszę martwić się o swój kontrakt, gdy zajdę w ciążę”. Kilka miesięcy po urodzeniu córki zadzwonili do mnie, mówiąc, że musimy przedyskutować umowę ponownie. Aż mnie skręciło w brzuchu. Czułam się wspaniale, błogo, moja córka zaczęła spać w nocy – miałam swój pierwszy solidny bieg (krótki, ale świetny)! Kiedy zadzwonił telefon, usłyszałam „Zmniejszamy twój kontrakt w oparciu o wyniki z 2014 roku”. Byłam w szoku. – napisała w maju tego roku na swoim Facebooku Montaño.
Wśród biegaczy, którzy aktualnie pojawiają się na światowych bieżniach i zwracają uwagę nie tylko wynikami, ale też stylówką, nie można pominąć Craiga Engelsa. Pochodzący z Karoliny Północnej średniodystansowiec w tym sezonie bił rekordy życiowe na zawołanie. W lipcu podczas mistrzostw USA zwyciężył na 1500 metrów, w pokonanym polu zostawiając mistrza olimpijskiego z Rio, Matthew Centrowitza. Puentą udanego sezonu był dla Amerykanina awans do finału 1500 metrów katarskich MŚ.
Perfekcyjnie ułożone wąsy stylizowane na Burta Reynoldsa, futro z lamparta, spanie w przyczepie campingowej i Toyota New Horizons RV z roku 1983 to największe znaki rozpoznawcze biegacza. Jeśli dodamy do tego zestawu długie włosy, jakie nosił czeski hokeista Jaromir Jagr w latach 90–tych, otrzymamy aktualny „look” Engelsa, który określić można, jako – pełny oldschool. Craig wygląda na faceta z dość wesołym podejściem do życia, co regularnie udowadnia poprzez swoje media społecznościowe (na Instagramie, można go odnaleźć pod nickiem – Craigathor).
– Chciałbym być zapamiętany jako ktoś, kto uszczęśliwiał ludzi. Mam nadzieję, że nie pozostanę w pamięci ludzi tylko dlatego, że biegałem, ale z jakiegoś ważniejszego powodu – powiedział Engels w tegorocznym wywiadzie dla Tempojournal.com.
Sportowe osobowości, wyraziści, zapadający w pamięci biegacze są w dzisiejszych czasach potrzebni jak nigdy wcześniej. Oglądając mitingi lekkoatletyczne, czy też biegową rywalizację na ulicy często mamy do czynienia z anonimowymi, ubranymi w identyczne trykoty zawodnikami. Różowe buty, zielono-niebieskie koszulki… Sponsorzy ubierają swoich ambasadorów w identyczne zestawy, zupełnie nie wyróżniających ich z tłumu. Im częściej będą pojawiali się biegacze, którzy do rewelacyjnych wyników dołożą swój indywidualny styl i osobowość, tym większa szansa, że lekkoatletyka przestanie kojarzyć się jako niszowa dyscyplina nudziarzy.