Redakcja Bieganie.pl
Brigid Kosgei swoim rekordowym biegiem w Chicago Marathon jednych wprawiła w zachwyt, innych w zakłopotanie. Czy fenomenalne 2:14:04 w maratonie uzyskane przez kobietę oznacza, że panowie mogą czuć się zagrożeni? Jaki wynik w przypadku damskiego maratonu byłby równie epokowym dokonaniem, co 1:59 Eliuda Kipchogego? I w końcu – co rezultat Kosgei mówi o poziomie polskiego maratonu?
CZYTAJ RÓWNIEŻ: KOSGEI BEZLITOŚNIE BIJE REKORD!
2:14:04 jeszcze w pierwszej połowie lat 60-tych ubiegłego wieku byłoby rekordem świata wśród mężczyzn. W słynnym maratonie podczas rzymskich igrzysk w roku 1960, biegnący boso Abebe Bikila pokonał królewski dystans w 2:15:16, zabierając tym samym rekord globu reprezentantowi Związku Radzieckiego, Popowowi. Konkurencja już w tamtych czasach miała ugruntowaną historię, swoje gwiazdy, statystyki, mistrzostwa – ale tylko w kategorii mężczyzn. Kobieta prędzej odbyła misję kosmiczną, niż mogła legalnie rywalizować na dystansie 42 kilometrów 195 metrów.
W roku 1963 radziecka kosmonautka Walentina Tierieszkowa w ramach misji Wostok 6 okrążyła kulę ziemską 48 razy, spędzając w kosmosie niespełna trzy doby. Swój wyczyn przypłaciła co prawda załamaniem nerwowym, ale tytuł „Pierwszej kobiety w kosmosie” propagandowo z pewnością przysłużył się Chruszczowi, który mógł chwalić się przed światem sowieckim równouprawnieniem. Walka kobiet o równouprawnienie w biegach długich trwa tak naprawdę do dziś (czego przykładem są nierówne nagrody finansowe), ale jej początek – podobnie jak lot Tierieszkowej – przypadł na lata sześćdziesiąte.
Panie przez ponad pół wieku nie były dopuszczane nie tylko do wyścigów maratońskich, ale nawet dystans 800 metrów w uznaniu decydentów miał być – zbyt męczący dla kobiet. Jakby na potwierdzenie tezy, że delikatna konstrukcja płci pięknej nie nadaje się do biegania dystansów dłuższych niż sprinterskie, były IO w Amsterdamie (1928). Uczestniczki holenderskich igrzysk kończyły rywalizację na dystansie dwóch okrążeń w dramatycznym stanie, słaniając się na nogach i mdlejąc. Od tamtej sytuacji zakaz biegania 800 metrów przez panie obowiązywał aż do IO w Rzymie (1960). Nic zatem dziwnego, że tym bardziej maraton budził wyjątkowo głośny sprzeciw zarządzanego przez mężczyzn świata.
Veto postawione paniom było na tyle stanowcze, że kiedy Kathhrine Switzer w roku 1967 postanowiła wbrew regulaminowi wystartować w maratonie bostońskim, jeden z organizatorów, Jock Sample, chciał siłą ściągnąć ją z ulicy, krzycząc: „Wynocha z mojego biegu! Oddaj numer!"
Męski maraton na nowożytnych igrzyskach olimpijskich rozgrywany jest od 1908 roku, natomiast panie na olimpijski debiut musiały czekać aż do IO w Los Angeles w roku 1984. Można powiedzieć, że kobiety rozpoczęły swój maratoński wyścig niemal wiek po mężczyznach. Strata jest zatem ogromna, ale trzeba przyznać, że płeć piękna zdołała na przestrzeni ostatnich kilku dekad niesamowicie zniwelować dystans.
Pierwszą panią, która złamała „magiczną granicę” 3 godzin w maratonie, była Elizabeth Bonner. We wrześniu 1971 roku Amerykanka nabiegała 2:55:22 podczas maratonu w Nowym Jorku. W grudniu tego samego roku jej rodaczka Cheryl Bridges urwała kolejne kilka minut, ustalając najlepszy damski wynik świata na 2:49:40. Mężczyźni na przełomie lat 60-70-tych biegali już natomiast poniżej 2:10. Jeszcze w roku 1967 podczas Fukuoka Marathon Derek Clayton uzyskał 2:09:36. Porównując wynik Claytona z czasem Bridges łatwo policzyć, że różnica między maratonem w wykonaniu mężczyzn i kobiet wynosiła w tamtym okresie 40 minut.
W roku 1985 panie były już tylko 14 minut za mężczyznami. W ciągu piętnastu lat kobiety odrobiły 26 minut notując niezwykły progres i rozpalając wyobraźnię obserwatorów, którzy już wtedy zaczęli pytać – czy płeć piękna dogoni kiedyś mężczyzn? 2:21:06 uzyskane przez Ingrid Kristiansen podczas maratonu w Londynie należy zestawić z 2:07:12 Carlosa Lopesa nabieganego przy okazji Rotterdam Marathon. W latach 90-tych poprzedniego wieku maratoński postęp zarówno w przypadku panów jak i pań przyhamował. Dopiero na początku nowego millenium sytuacja na królewskim dystansie zaczęła się dynamizować. Szczególny okazał się rok 2003, kiedy to najpierw wiosną w Londynie rekord świata kobiet pobiła Paula Radcliffe (2:15:25), a jesienią w Berlinie kolejną ważną barierę przełamał Paul Tergat (2:04:55). W tamtym momencie różnica pomiędzy rekordem świata pań i panów była najmniejsza w historii – 10 minut i 30 sekund.
Przez chwilę pojawiły się projekty regulacji, w myśl których w maratonie kobiecym za rekordowe uznawane będą wyłącznie wyniki nabiegane bez pomocy męskich pacemakerów. 2:15:25 Radcliffe było osiągnięte (podobnie jak rezultat Kosgei) ze wsparciem mężczyzn. Potem IAAF cofnął swoje plany i aktualnie notuje się równolegle – najlepsze wyniki wykonane w formule otwartej oraz te uzyskane wyłącznie w rywalizacji kobiecej. Warto wspomnieć, że najlepszym wynikiem w maratonie „Women Only" jest 2:17:01uzyskane w 2017 roku przez Mary Keitany.
Wróćmy jednak do wyścigu płci. Naukowcy od lat dywagują zarówno nad możliwością złamania 2 godzin w maratonie przez mężczyznę, jak i nad optymalnymi możliwościami kobiet. W 2015 roku w amerykańskim Journal of Applied Physiology ukazał się artykuł zatytułowany: „The two-hour marathon: What’s the equivalent for women?" Badacze powołując się na system punktowy Mercier przekonują, że damski wynik adekwatny do męskich dwóch godzin już w historii padł, a jego autorką jest Paula Radcliffe.
System Mercier jest narzędziem statystycznym biorącym pod uwagę maratońskie rankingi w latach 1995–1998. Zestawiając ze sobą wyniki maratończyków i maratonek z miejsc 5, 10, 20, 50 i 100 obliczono średnią różnicę pomiędzy płciami na poziomie 12-13 procent. Oznaczałoby to, że odpowiednikiem 2:00 mężczyzn, byłoby 2:15:34. Zatem Radcliffe, a tym bardziej Kosgei – jeśli ufać przelicznikom badaczy – dokonały czegoś większego, niż Kipchoge w Wiedniu. Tym bardziej mniej wartościowy jest oficjalny rekord świata mężczyzn (również uzyskany przez Kenijczyka) z zeszłej jesieni.
W okresie od londyńskiego występu Radcliffe w 2003 roku, aż po kosmiczny bieg Kosgei w Chicago w ostatnią niedzielę, damski rekord świata nie drgnął. Mężczyźni natomiast przez ostatnie 16 lat – za sprawą Gebrselassiego, Makau, Kipsanga, Kimetto i Kipchogego – wywindowali rekord globu do poziomu 2:01:39. W tym momencie różnica między płciami to około 13 minut i 25 sekund, co można z grubsza przełożyć na 4 km i 200 m. Można więc powiedzieć, że pomimo fenomenalnej Kosgei, panowie wciąż skutecznie bronią swoich pozycji.
Mówiąc o mężczyznach w skutecznej defensywie, mamy w tym momencie przede wszystkim na myśli biegaczy z Afryki. W przypadku Europejczyków wygrywanie ze świeżo upieczoną rekordzistką świata wcale nie musi być już takie oczywiste. Warto zaznaczyć, że kiedy 16 lat temu Radcliffe biła rekord globu, ukończyła London Marathon na wysokiej 16 pozycji OPEN (Kosgei finiszowała w Chicago na 23 miejscu w całej stawce). Mało tego, w roku 2003 według danych IAAF najlepszym brytyjskim maratończykiem sezonu okazał(a) się… Paula Radcliffe (drugi na listach był Mark Steinle z 2:15:41). Aż trudno w to uwierzyć, ale Wielka Brytania na początku XXI wieku przeżywała wyjątkowo słaby czas, jeśli chodzi o poziom biegów długich. Brytyjczycy nie mieli swojego męskiego przedstawiciela podczas MŚ w półmaratonie w portugalskim Villamoura (2003), a maratonu rozgrywanego przy okazji lekkoatletycznych MŚ w Paryżu (2003) nie ukończył ich jedyny reprezentant, Matthew O’Dowd. Jak na tle coraz szybciej biegających maratonek prezentują się Polacy? 2:14:04 Kosgei byłoby rekordem naszego kraju w roku 1974. Rok później podczas kultowego maratonu w Dębnie Edward Łęgowski ustalił rekord kraju na 2:13:26. Jeszcze tego samego roku w Fukuoce Jerzy Gros dołożył 2:13:05. Krótko mówiąc od roku 1975 Brigid Kosgei nie miałaby czego szukać w rywalizacji z Polakami. Zdarzały się co prawda w międzyczasie sezony, kiedy rekord świata Kenijki byłby najlepszym wynikiem roku wśród naszych zawodników (choćby lata 2005-2006). W sezonie 2019 wynik 2:14:04 jest – jak na razie – szóstym czasem na polskiej liście.
Można przy tej okazji pomstować na poziom naszych maratończyków. Można też spojrzeć na sprawę przez pryzmat rekordów Polski. Męski rekord Henryka Szosta wynoszący 2:07:39 w stosunku do rekordu świata Kipchogego (2:01:39) oznacza stratę na poziomie 5 procent. Oficjalny rekord kraju pań, czyli 2:26:08 Małgorzaty Sobańskiej (z 2001 roku) w zestawieniu z rekordem Brigid Kosgei oznacza stratę prawie dwukrotnie wyższą (około 10 procent).
Dyskusja nad poziomem polskiego maratonu często ogniskuje się na mężczyznach. Biorąc pod uwagę wyczyn Kosgei (czysto statystycznie i niezależnie od wszelkich kontrowersji), a wcześniej Radcliffe, nie można jednak nie zauważyć, że światowy maraton najbardziej uciekł właśnie rodzimej płci pięknej.
Źródła:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4971831/
https://www.iaaf.org
Fot. chicagomarathon.com