Redakcja Bieganie.pl
Nigdy jeszcze nie przedstawiliśmy na stronie sylwetki Jana Mulaka, czas to nadrobić, choćby częściowo.
Postać wybitna, ponadprzeciętna, legendarna. To tylko kilka słów, które mogą pokrótce scharakteryzować postać pana Jana Mulaka. Bez wątpienia, obecnie polski sport potrzebuje nie tylko solidnego zaplecza treningowego, odpowiednich programów stypendialnych dla sportowców oraz szeregu innych niezbędnych zmian, które pozwolą nam wieńczyć sukcesy na arenach międzynarodowych.
Polski sport potrzebuje wielkich osobowości, które odpowiednio poprowadzą grupy utalentowanej młodzieży, przeleją w tłumy dzieciaków pasję oraz zakorzenią podstawowe wartości, które niesie za sobą uprawianie sportu. Nie mam zamiaru krytykować obecnych trenerów bądź wychowawców, nie sugeruję również, że dzisiejsi trenerzy są pozbawieni pasji oraz rzetelnej wiedzy. Pragnę tylko choć w małym stopniu przybliżyć wszystkim sympatykom lekkiej atletyki i szeroko pojętego sportu osobę, która stworzyła piękną historię, zbudowała wspaniałą drużynę, która budziła respekt i podziw całego świata.
Smutne jest jednak to, że coraz większa grupa społeczeństwa wie o Wunderteamie mniej niż nic. Każdy pamięta o "Orłach Górskiego", nie każdy zaś wie o polskim, lekkoatletycznym ”dream teamie" . W ferworze komercji oraz sportów uprzywilejowanych, za którymi kryją się wielkie pieniądze zapominamy o wydawałby się sztandarowych postaciach i drużynach na których została zbudowana niezwykle barwna i bogata historia polskiego sportu.
Pan Jan Mulak był osobą o wielu twarzach, niezwykle wszechstronną, choć głównie kojarzoną z królową sportu. Trudno jest streścić życie Pana Jana, jest to zadanie prawie niewykonalne. Postarajmy się jednak w telegraficznym skrócie przedstawić ikonę polskiej lekkiej atletyki.
Jan Mulak urodził się 28 marca 1914 roku w Warszawie, zmarł 31 stycznia 2005. Swoją przygodę ze sportem zaczął w warszawskiej "Skrze" gdzie trenował średnie dystanse. Osiągane przez niego wyniki nie były oszałamiające, być może to i lepiej, że nie spełnił się jako zawodnik, bo brak indywidualnych sukcesów stał się impulsem do podjęcia pracy trenera, co jak się później okazało było strzałem w dziesiątkę.
400m- 53.3,
800m- 1’58.4,
1000m – 2’34”,
1500m- 4’10”,
3000m- 9’20”
To rekordy życiowe które z pewnością nie powalają na kolana. Pan Jan należał do pokolenia lekkoatletów, którym wojna zabrała sposobność dalszego rozwoju sportowego. Jest to jeden z powodów, dla których jego kariera jako zawodnika potoczyła się tak a nie inaczej. Do jego największych sportowych osiągnięć zaliczyć można brąz mistrzostw Polski na 1500m z 1936 roku. W wieku 20 lat objął niezwykle odpowiedzialną funkcje w klubie " Skra" a mianowicie… został wiceprezesem ! W 1937 roku został kierownikiem działu sportowego " Dziennika Ludowego". W czasie drugiej wojny światowej był szefem wydziału wojskowego RPPS ( Robotniczej Partii Polskich Socjalistów), członkiem Komisji Centralnej PPS, zastępcą szefa politycznego Polskiej Armii Ludowej, członkiem rady naczelnej PPS. W latach 1955-1960 i następnie w latach 1965-1966 wiceprezes polskiego związku lekkiej atletyki, trener PKOL, w latach 1957-70 redaktor specjalistycznego miesięcznika "Lekka Atletyka", 1970-73 doradca ministra sportu i młodzieży w Algierii, 1974-78 kierownik działu metodyczno-szkoleniowego warszawskiej Federacji Sportu, honorowy członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Trenerów Lekkiej Atletyki. Zrobiło się nieco nudno i sztampowo… kolejne streszczenia życia w formie biogramu, jest jednak w tym działaniu pewna celowość… Jan Mulak to nie tylko legenda polskiej lekkiej atletyki, to osoba niezwykle wszechstronna a każda z pełnionych przez niego funkcji ma zapewne swoją odrębną historię, skupmy się jednak na temacie nas najbardziej interesującym a mianowicie sportu.
W czasach wojennych życie samo w sobie było niezwykle trudne. Codzienna walka o przetrwanie, walka o byt, nieustający stres. Ludzie żyli z dnia na dzień, sport był abstrakcją. Wyobraźmy sobie z kim musiał się zetknąć pan Jan w pierwszych latach po wojnie w okresie prób wskrzeszenia na nowo lekkiej atletyki w kraju. W większości z ludźmi który zostali pozbawieni marzeń, dalszych perspektyw życiowych, ludźmi którym wojna zabrała młodość i wolność, niedożywionymi, często w skrajnie beznadziejnym stanie zdrowotnym. Kolejną grupą była rzesza zawodników przedwojennej polski która po wojnie chciała wznowić swoją aktywność sportową. Tak różnorodny przekrój zawodników pod względem wieku, poziomu sportowego i ambicji wziął pod swoje skrzydła Jan Mulak. Nie tylko doskonałe wyczucie oraz wiedza pozwoliła trenerowi wszechczasów osiągać ze swoimi zawodnikami tak świetne wyniki. Przede wszystkim należy wziąć pod uwagę atmosferę która wtedy panowała. Jan Mulak był wzorowym wychowawcą, potrafił jak mało kto indywidualnie spojrzeć na każdego z osobna. Dobra atmosfera zaprocentowała tym, że wielu zawodników po zakończeniu kariery zajęło się szkoleniem. Pan Jan uważał, że tylko zawodnik może wychowywać uczniów zdolnych do osiągnięcia jeszcze wyższego poziomu sportowego pod warunkiem dokonania analizy własnych błędów popełnionych w czasach startów.
„ Bo o postępie w sporcie decyduje nie tylko suma włożonej pracy, ale i prawidłowa strategia, dzięki której można ujawnić wszystkie potencjalne możliwości”- J.M. I tak właśnie prawidłowa strategia i perspektywiczny rozwój wyniosła na szczyty min. Zdzisława Krzyszkowiaka, Jerzego Chromika oraz wielu innych wybitnych długodystansowców których rekordy życiowe po dziś dzień budzą respekt.
Poniżej wywiad udzielony przez Jana Mulaka da miesięcznika „Królowa Sportu” w listopadzie 2002r.
Andrzej Karczmarski: Panie Janie, przed II Zjazdem uczestników słynnego Wunderteamu to wyjątkowa okazja, żeby porozmawiać o tych, niestety dawnych już, wspaniałych czasach. Czasach wspaniałych nie tylko dla tej grupy znakomitych sportowców, ale i całego polskiego sportu. Czy sukcesy Wunderteamu mogą się jeszcze kiedyś powtórzyć?
Jan Mulak: Absolutnie nie, nie ma już przecież meczy międzypaństwowych, nie ma więc potrzeby szkolenia szerokiej czołówki, grup – kilku reprezentantów w poszczególnych konkurencjach. Ponadto trzeba pamiętać, że grupa zawodników – trenerów, która doprowadziła naszą „królową” do światowego poziomu narodziła się wśród ludzi, którym wojna nie pozwoliła wykazać się na arenach międzynarodowych a swoje marzenia i energię wyładowywali właśnie w pracy szkoleniowej. Nie dane im było sprawdzić się w sportowej walce, a przecież trzeba pamiętać, że to polski sport poniósł największe straty w drugiej wojnie światowej. W innych krajach (Niemcy, Włochy, Czechy, ZSRR) zawody lekkoatletyczne odbywały się przez cały czas trwania działań wojennych, rozgrywano nawet mistrzostwa kraju.
AK: w swojej pracy zawodowej był Pan dziennikarzem, publicystą, politykiem, trenerem, działaczem i chyba można by jeszcze do tych listy dodać, ale które z tych zajęć sprawiło Panu najwięcej satysfakcji?
JM: Zapomniał Pan jeszcze o mojej karierze wojskowej. W moim życiu złożyło się tak, że żaden z wykonywanych zawodów nie dublował się z innym. Każdy miał swoje oddzielne miejsce w moim życiu. Nauczyłem się działać w każdych warunkach, a w pracy zawsze pomagał mi zdrowy system nerwowy. Nawet podczas okupacji podczas największego zagrożenia mogłem spać kamiennym snem. Dziś nie wyobrażam siebie w roli typowego emeryta – przed telewizorem i wychodzącego na spacer tylko z psem. Najwięcej miłych wspomnień mam z pracy politycznej w PPS, szczególnie w pracy szkoleniowej.
AK: Zdzisław Krzyszkowiak w jednym z wywiadów ( chyba dla Rzeczpospolitej) powiedział, że nie istnieje tzw. wymiana myśli szkoleniowej między pokoleniami polskich lekkoatletów. Nikt nigdy nie zaprosił go na spotkanie z młodymi zawodnikami lub na zgrupowanie kadry. Czy stare, ale dobre wzory nie są już aktualne? Nie mogą się już do niczego przydać?
JM: Niestety, wymiana dorobku szkoleniowego nie istnieje w polskiej lekkoatletyce. To chyba jest nasza polska specjalność nie tylko w sporcie, częste trwonienie osiągniętego dorobku. Z polskich wzorów Wunderteamu z polskich tzw. Szkół, np. trójskoku czy oszczepu, czerpali trenerzy w całej Europie ale z naszych doświadczeń nie korzystają polscy trenerzy. Chciałbym przypomnieć jak bardzo pomocny był dla wszystkich szkoleniowców miesięcznik „Lekka Atletyka”, a w szczególności wkładka „szkolenie i trening”. Metody szkoleniowe opracowane były dla całych grup – bloków konkurencji. Dziś jednak jest moda – jeden zawodnik, jeden trener. W tej sytuacji stanowisko kierownika szkolenia jest właściwie niepotrzebne, bo musi ograniczać się do spraw administracyjnych, organizacyjnych i finansowych. Chciałbym przypomnieć, że w czasach Wunderteamu pracowała grupa – zawodnicy, trenerzy, działacze łączący swoje umiejętności dla wspólnych sukcesów.
AK: W bieżącym roku (tj. 2002) najlepszy polski zawodnik w biegu na 5km zajmuje na świecie 375 miejsce! Nasi długodystansowcy nie potrafią po ponad 40 latach osiągnąć czasów Zimnego, Jochmana, Chromika. Krzyszkowiaka. Dlaczego tak się dzieje?
Polska lekkoatletyka rosła „falami”. Była grupa zawodników i trener. Z takiej grupy trenującej razem zawsze ktoś wybijał się, rywalizacja powodowała postęp. Ostatnią grupę biegaczy długodystansowych prowadził Wiesław Kiryk. Później przeszliśmy na system zawodnik – trener. Niski poziom biegów długich w kraju spowodowany jest brakiem masowości biegów, szczególnie wśród dzieci i młodzieży. Brak odpowiedniej polityki startowej w zakresie biegów maratońskich i ulicznych dopełnia obraz sytuacji. Ponadto trzeba zwrócić uwagę na warunki fizyczne naszych dawnych biegaczy. Płonka miał 51 kg, Chromik 54, Krzyszkowiak 57, a Malinowski już ważył 71 kg. Inne pokolenie.
AK: W jednym z dawnych wywiadów powiedział Pan, że żaden wybitny sportowiec nigdy nie będzie wybitnym trenerem. Czy dzisiaj podtrzymuje Pan tę opinię?
JM: Oczywiście. Nikt z wybitnych zawodników (Rut, Krzyszkowiak, Ciepły, Zimny, Chromik, Maniak, Foik, i wielu innych ) nie był wybitnym trenerem, chociaż wielu z nich próbowało tego zawodu. Spowodowane to było tym, że wybitni, utalentowani zawodnicy wcześniej bazowali na samym talencie połączonym oczywiście z pracą, niż zagłębianiem teorii szkoleniowej i treningowej. Zawodnicy mniej utalentowani do sukcesów sportowych musieli dochodzić przywiązując większą wagę do teorii, więcej się uczyć. I dlatego właśnie z tej grupy zawodników wyłonili się najlepsi trenerzy. Zasada obowiązuje też do dzisiaj.
AK: „ Bo o postępie w sporcie decyduje nie tylko suma włożonej pracy, ale i prawidłowa strategia, dzięki której można ujawnić wszystkie potencjalne możliwości”- to Pańskie słowa sprzed ponad 25 lat. Chyba do dzisiaj jak najbardziej aktualne ! Tylko czy obecnie, przy tak często odmiennych interesach w sporcie można taką strategię realizować?
JM: Często zdobycie jednego czy trzech złotych medali gmatwa obraz sytuacji w danej dyscyplinie sportu. Tak tez jest w lekkoatletyce. Nie może to jednak świadczyć o ogólnym poziomie. A właśnie strategia, czyli prawidłowe długofalowe działanie (często od podstaw, a na pewno powiązane z masowością) daje gwarancję rozwoju nie na 2 – 3 lata lub na kilka następnych imprez. Często się o tym zapomina, żyjąc dniem dzisiejszym i sukcesami dnia dzisiejszego. Ale trzeba też pamiętać, że długofalowe myślenie jest możliwe przy ciągłości ośrodków dyspozycyjnych – kierowniczych, a nie przy jednej kadencji i walce o jej przedłużenie. Chciałbym przypomnieć, że za czasów PRL udał się nam zdobyć wydatki na sport młodzieżowy w wysokości 0.22 – 27% budżetu, podczas gdy obecnie wynoszą one 0.04%. I to w czasach gdy u władzy są sami miłośnicy sportu, a tak się składa że w szczególności lekkoatletyki.
AK: Czy nie uważa Pan, że rola trenera jest do dziś znacznie mniejsza niż za czasów Wunderteamu? Bardzo często zawodnik stara się obecnie rządzić trenerem, dyktować warunki ( pracy i płacy)?
JM: Polscy trenerzy pierwsi w świecie podjęli się głębokiej specjalizacji w poszczególnych grupach konkurencji. To spowodowało, że w wielu krajach, za polskim wzorem, skończyła się rola lekkoatletycznych „omnibusów’’. W okresie Wunderteamu wychowywaliśmy „grupy specjalistów”. W biegach długich mieliśmy Ożoga, Zimnego, Jochmana, Chromika, Krzyszkowiaka, w biegach średnich Orywała, Lewandowskiego, Makomaskiego i takie przykłady można mnożyć. Dziś zawodnik sam wybiera sobie trenera i często on sam ustala warunki współpracy. Tylko czy w takiej sytuacji można mówić o myśli szkoleniowej, przekazywaniu doświadczeń, prawidłowym rozwoju konkurencji? Coraz częściej zdarza się, że po zakończeniu kariery przez zawodnika kończy się też kariera trenera. Większa grupa zawodników objęta jest szkoleniem tylko w przypadku wyższej konieczności – sztafety, bo tu potrzeba pięciu zawodników.
AK: Doping jest zjawiskiem wypaczającym niejednokrotnie sens rywalizacji w sporcie. Czy można temu zapobiec?
JM: Jestem za zniesieniem kontroli antydopingowej. I to całkowicie. Uważam, że nigdy nie będzie ona skuteczna, bo i tak ciągle będą wymyślone nowe środki medyczne, udoskonalane tak, że żadna kontrola tego nie wychwyci. Medycyna ( a właściwie konkretni ludzie) wymyślili coś nowego, znów coś nowego i tak bez końca. Zagadnienie dopingu to też ogromny problem wychowawczy, to przecież łamanie przysięgi olimpijskiej. Tu też muszę wspomnieć o wartości wychowawczej sportu – chuligaństwo na stadionach to zjawisko również społeczne. Młodzież potrzebuje wyżycia się. Właśnie ta potrzeba wyżycia leżała również u podstaw sukcesów naszych lekkoatletów w okresie powojennym.
AK: Powróćmy jeszcze do Wundertamu. Jakie wydarzenia sportowe z tamtym czasów najbardziej utkwiły Panu w pamięci? Które z tych wydarzeń wspomina Pan najbardziej niemile?
JM: Takich wyjątkowych wydarzeń było sporo. Ale najbardziej cenie sukcesy na mistrzostwach Europy w Sztokholmie w 1958 roku, mecz ze Stanami w Warszawie w tym samym roku, mecz z Rosyjską Federacją (a właściwie ZSRR) w Tule (rekord świata Krzyszkowiaka) oraz mecz z RFN w 1957 roku wygrany 14 punktami. To były ogromne sukcesy i niezwykle ważne dla polskiego sportu. Wspomnienia najbardziej negatywne? Na pewno zjazd PZLA po Olimpiadzie w Rzymie. Zaczęły się rozgrywki polityczne, wysuwano śmieszne zarzuty jak np. brak sukcesów w biegu maratońskim czy 10 – boju. Wyeliminowano wtedy, wskutek poza kulisowych działań wszystkich działaczy Wunderteamu (W.Gierutto wszedł do władz na ostatnim miejscu)
Wywiad choć nie długi, oddaje sposób myślenia Jana Mulaka, można powiedzieć o jego ponadczasowości… problemy, które są w nim poruszane istnieją po dziś dzień. Niestety.
Zdjęcia pochodzą z książki: Jan Mulak, Dlaczego?