Redakcja Bieganie.pl
Chciałbym napisać kilka słów o zabezpieczeniu medycznym na trasach biegu. Pisałem o tym już kilka razy w kontekście różnych biegów, sytuacji. Niestety zbyt często w ostatnich latach dowiadujemy się o tym, że w wyniku udziału w biegu zmarł biegacz (ciekawe, że zawsze są to mężczyźni, nigdy kobiety).
Śmierć biegaczy generuje duże zainteresowanie bo wszyscy uważają, że bieganie i generalnie aktywność fizyczna są zdrowe, więc jak to się dzieje, że w wyniku biegania umiera człowiek?
To, że tych przypadków śmiertelnych jest więcej niż 10 lat temu jest na pewno konsekwencją tego, że 10 razy więcej ludzi biega. Więcej też biega ludzi słabo przygotowanych, widać to choćby jeśli porównamy medianę wyników z maratonów z lat ’80 i teraz. Ale to jednak chyba głównie kwestia liczb.
Sam proces treningowy długofalowo obniża ryzyko zawału, zatoru, generalnie wszystkich chorób cywilizacyjnych związanych z bezruchem. Ale na czas biegu, to ryzyko jest podwyższone. Bo zasada w organizmie jest taka, że żeby coś poprawić najpierw musimy zrobić coś trudnego. Żeby zbudować mięsień, najpierw musimy zniszczyć część jego włókien, żeby potem odbudowały się silniejsze.
Pytanie czy możemy z wyprzedzeniem wykryć, że w przypadku konkretnego człowieka podniesienie tego ryzyka na czas treningu czy zawodów przybliża go do śmierci zamiast do wydłużenia życia? To trudne, choć pewnie za kilka lub kilkanaście lat nie musi być trudne. Wraz z masowością biegania i niestety częstszymi przypadkami śmiertelnymi świat kardiologii ma się na czym uczyć i powstają już algorytmy mogące pomóc w wykryciu ryzyka przedwczesnej śmierci.
Chyba pierwsze w Polsce masowe „skanowanie” w poszukiwaniu takiego ryzyka na podstawie opracowanych w 2013 roku algorytmów pod nazwą „kryteria Seattle” odbędzie się w trakcie imprezy pod nazwą 1 mila. WIĘCEJ >>>
Tak więc technika się rozwija, od nas zależy jak ją wykorzystamy, czy będziemy rozwijali się razem z nią czy czekali aż zostaniemy zmuszeni do jej zastosowania.
Piszę może trochę enigmatycznie, więc postaram napisać wprost.
Organizatorzy biegów mogą zdecydować, jaki poziom zabezpieczenia medycznego zapewniają. Czy taki, jaki wymaga ustawa o imprezach masowych (chyba 1 karetka na 5 tys osób) czy większy. Organizatorzy biegów wiedzą to czego nie wie jeszcze ustawodawca, że biegacz czy w ogóle sportowiec, to jednak przypadek szczególny, to co innego niż uczestnik koncertu, który uczestnictwem w koncercie nie podnosi ryzyka dla życia (chyba, że robi coś ewidentnie niewłaściwego, jako choćby narkotyki, dużo alkoholu czy jakieś niebezpieczne zachowania).
Zgodnie z prawem jeśli organizator zapewni wymaganą ilość karetek i personelu medycznego i zbierze od uczestników oświadczenia startu na własne ryzyko to jest bezpieczny, prawnie nie ma się o co przyczepić.
Dlatego ja bym raczej apelował do organizatorów o zrozumienie, że czasy w których tłumaczą się, że zabezpieczenie medyczne jakie przygotowali było zgodne z prawem kończą się.
Wiem, że organizacja np. Maratonu Warszawskiego to coś dużo trudniejszego niż prowadzenie portalu biegowego ale bycie sumieniem, to jest też rola portalu biegowego. I w mojej ocenie zabezpieczenie medyczne tegorocznego Maratonu Warszawskiego było JUŻ niewystarczające. Już, to znaczy 5 lat temu pewnie powiedziałbym, że było spoko (pomijając, że wtedy się tym nie interesowałem). Moja ocena bazuje na obserwacji rozwoju ratownictwa medycznego i technik jakie są w nim używane.
Czy zabezpieczenie medyczne Maratonu Warszawskiego 2017 zmieniło się w wystarczającym stopniu w stosunku do Maratonu sprzed dziesięciu lat, poza zwiększeniem liczby obsługi będącym konsekwencją zwiększenia się liczby biegaczy? Na pewno w tym samym czasie techniki ratowania życia zmieniły się w STOPNIU ZNACZNYM i tego powinien być świadomy każdy organizator biegu masowego.
A co z małym biegiem? Takim, który nie ma pieniędzy na wypasioną obsługę medyczną? No to trudno, jak nie ma to nie ma. Ale duże nie maja wymówki. Są mniejsze niż Maraton Warszawski biegi, które mają takie „wypasione zabezpieczenie”.
Postaram się opisać moje uwagi konkretnie, na przykładzie przypadku śmierci w trakcie ostatniego Maratonu Warszawskiego.
Najpierw fakty
12:27 – koordynator medyczny otrzymuje informację od jednej z karetek, że podbiegł do nich jakiś biegacz i poinformował, że kilkaset metrów wcześniej leży jakiś biegacz i że ma problemy. Karetka (tak zwana podstawowa) z dwoma ratownikami medycznymi jedzie na miejsce.
1min 30 sekund później dociera na miejsce. Widzi, że jakiś biegacz próbuje robić masaż serca innemu leżącemu biegaczowi. Ratownicy medyczni przejmują akcję ratunkową, wszystko robią jak najbardziej poprawnie, zgodnie z procedurami, zmieniają się co kilkadziesiąt sekund.
12:33 – koordynator medyczny otrzymuje informacje z pogotowia (czyli z 999), że w okolicy XXX (czy dostaje dokładne koordynanty ??) jest konieczność pomocy. Koordynator widzi, że to może być to samo zgłoszenie ale faktycznie tego nie wie, ma tylko mapę, nie wie w którym dokładnie miejscu zatrzymała się ta karetka podstawowa, dlatego na wszelki wypadek wysyła karetkę specjalistyczną (lekarz i dwóch ratowników medycznych).
12:40 docierają na miejsce. W pewnym momencie lekarz podejmuje decyzję, że stan pacjenta pozwala na transport do szpitala. Karetka wiezie biegacza do Szpitala Bielańskiego. Sam transport n sygnale zajmuje pewnie 3-4 minuty.
Nie wiem co się działo z pacjentem w karetce, nie wiem o której dotarli do Szpitala.
W Szpitalu w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym robią badania, jest podejrzenie zatoru tętnicy wieńcowej, natychmiast transportują go na oddział hemodynamiki, na tomograf, żeby potwierdzić lub wykluczyć zator. Niestety w drodze ustaje akcja serca, pomimo natychmiastowej resustytucji nie udaje się go uratować. Pacjent umiera około 14:00.
(pomijam sprawę Kenijki, która przewróciła się niedaleko przed metą, wydaje mi się, że ktoś powinien się nią zająć, w każdym razie szybciej niż to widać na nagraniu, ale jednak jako osoba doświadczona, która zna przypadki takiego deficytu energetycznego, widziałem, że tam nie było dużego ryzyka, zawodniczka próbowała się podnieść, choć oczywiście mogła zrobić sobie krzywdę przy którymś przewróceniu się)
Teraz przypuszczenia
Jedna opcja jest taka, że od wypadku (przewrócenia się) do dowiezienia pacjenta do szpitala nie było żadnych strat czasowych, co by znaczyło, że co by nie zrobić pacjent umarł by tak czy inaczej. Żadnych strat czasowych oznacza, że we wszystkich przęsłach organizacyjnych, we wszystkich ważnych węzłach decyzyjnych zrobiono wszystko co można, żeby nie stracić nawet kilku sekund, bo przecież mogłoby się okazać, że nawet te kilka sekund miały znaczenie. Chodzi o dotarcie do miejsca zatoru i zlikwidowanie go.
Ale druga opcja zostawia wiele luzu w przynajmniej kilku węzłach organizacyjnych.
Chciałem wam zatem pokazać jak mogłoby to wyglądać, gdyby zabezpieczenie było zorganizowane inaczej.
Sprawa pierwsza – przesiew – patrole mobilne.
Czy ten człowiek zasłabł nagle czy czuł już wcześniej, że dzieje się z nim coś złego. Przyjmijmy, że już wcześniej. W biegach obstawianych np. przez Fundację Prometeusz wśród biegaczy, zwłaszcza na końcowych kilometrach przemieszczają się tak zwane patrole mobilne. To zazwyczaj jeden człowiek na rowerze, hulajnodze elektrycznej, czasem skuterze, ewentualnie na quadzie. Ci ludzie jadąc powoli naprzeciwko biegaczy przyglądają się im. Jeśli widzą, że ktoś wygląda blado, chwieje się, wygląda na osłabionego, wchodzą z nim w jakąś rozmowę i próbują zorientować się o powadze sytuacji i albo zajmują się nim albo „przekazują go” dalej przez radio w stylu: „Janek idzie w Twoją stronę gość w zielonej koszulce, wygląda słabo ale upiera się, że przeszedł w marsz tylko na chwilę, przyjrzyj mu się, nr 2133”.
Czy jest szansa, że ten człowiek z Maratonu Warszawskiego zostałby przez służby medyczne wychwycony wcześniej ? Jest. Nie mówię, że tak byłoby na pewno ale szansa jest ! A szansa oznacza pewien procent, możemy mu przypisać pewną niezerową matematyczną wielkość, oznaczającą, że na tym węźle być może stracono cenne minuty.
Sprawa druga – komunikacja.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że nawet jeśli mamy najlepszego na świecie ratownika medycznego z najlepszym na świecie lekarzem i najlepszym na świecie sprzętem, to oni nic nie poradzą, jeśli nikt im nie powie, że kilkadziesiąt metrów od nich człowiek potrzebuje pomocy. Ten człowiek w końcu osunął się na ziemię, zajął się nim ktoś. Biegacz? Kibic? Wyobraźmy sobie teraz jak wyglądała akcja.
Człowiek się przewraca, ktoś się zatrzymuje, pewnie kolejny. Co robić? Rozglądają się. Podbiega następny. Co robimy? Masz telefon? Podbiega kibic z telefonem. Gdzie dzwonimy? Jest jakiś numer alarmowy? Ja nic nie wiem, na numerze nie widać. Kurcze, gość schodzi, rób mu masaż serca ! Dzwonić na 999 ? Pewnie tam mają młyn ze zgłoszeniami z miasta. Jak się dodzwonić do tych karetek, które obstawiają bieg? Ty biegnij do przodu, tutaj zaraz musi być jakiś ratownik. Masaż trwa. Kurwa, dzwońcie na 999. Halo? 999? Jest Maraton Warszawski, człowiek się przewrócił, wygląda bardzo źle, stracił przytomność, przyjeżdżajcie! Ok – mówi pogotowie – zgłoszenie przyjęte.
Drugi biegacz pędzi do przodu, biegnie już pewnie znacznie szybciej niż jego tempo maratońskie. Ile tak może biec? 200 m? 300? Może 500? Ile czasu mu to zajmuje? Może minutę? Może dwie minuty? Może trzy? Dociera do karetki o godzinie 12:27: Panowie! Człowiek ! Tam, jedźcie szybko !!! Karetka pędzie na sygnale, dociera na miejsce o 12:28:30. Ile minut po przewróceniu się człowieka?
A teraz jak to wygląda znowu w przypadku np. Fundacji Prometeusz ? Biegacz się przewraca, podbiegają inni. Na froncie numeru startowego jest podany numer alarmowy. Biegacz dzwoni. Telefon odbiera centralny koordynator który siedzi w centrum dowodzenia zabezpieczeniem medycznym biegu i widzi po lokalizatorach GPS, która karetka lub ratownik jest najbliżej, wysyła natychmiast karetkę, która w tym przypadku, po niewiele dłużej niż półtorej minuty od przewrócenia się biegacza jest na miejscu.
Obrońca organizatorów powie: „No ale karetka też dotarła po półtorej minuty od zgłoszenia”. Tak, tylko, że zgłoszenie nastąpiło kilka minut po zdarzeniu. W dodatku gdyby biegaczowi nie udało się szybko zaleźć karetki, to zgłoszenie z 999 dotarło do koordynatora dopiero 6 minut po zgłoszeniu!
Czy widzicie ile jest tutaj tych niezerowych prawdopodobieństw, że coś nie zagrało? Wyobraźcie sobie ile rezerw czasowych tutaj stracono.
Sprawa trzecia – sprzęt
Nie wiemy co działo się w karetce. Można sobie jednak wyobrazić, że stan pacjenta się pogorszył, znowu nastąpiło zatrzymanie akcji serca, trzeba robić masaż. Karetka jedzie 120 km/h. Zatrzymać się albo znacznie dzwonić?
A teraz jak to wygląda w dobrze wyposażonych karetkach? Od kilku lat, niektóre karetki są wyposażone w urządzenie do tzw mechanicznego masażu serca. Kiedy usłyszałem o tym po raz pierwszy, też od Fundacji Prometeusz, pomyślałem: „Ech, pewnie przesada, zadzwonię do znajomego kardiologa co on o tym myśli”. Zadzwoniłem. Kardiolog powiedział, że to gadżet, że dobry ratownik świetnie sobie poradzi manualnie. Zadzwoniłem więc do Pogotowia Ratunkowego w Siedlcach. Bo jak się okazuje, w Siedlcach większość karetek jest w coś takiego wyposażona a w Warszawie nie. Rozmawiałem z dyrektorem tamtejszego pogotowia, także ratownikiem, powiedziałem mu, co powiedział mi znajomy kardiolog. Rozmowa z Panem Dyrektorem wyglądała mniej więcej tak:
– Widzi Pan, Ja się znam na ratowaniu życia w sytuacjach skrajnych. Kardiolog z którym Pan rozmawiał pewnie świetnie zna się na ratowaniu życia na stole operacyjnym. Gwarantuję Panu, że wolałby Pan, żebym to ja wiózł Pana do szpitala niż ten kardiolog. Niech Pan sobie wyobrazi, że jedziemy na sygnale. Ba, my nie jedziemy, my zapierdzielamy. Lawirujemy pomiędzy samochodami, zjeżdżamy na przeciwległy pas ruchu, jedziemy po torach tramwajowych, to wszystko na dużej prędkości, wszystko w karetce po prostu lata. A co jeśli zasuwamy po jakichś wiejskich lub górskich drogach? A serce musi pracować. Jak Pan sobie wyobraża, że ja mam w takich warunkach robić masaż kiedy sam latałbym po całej karetce jeśli nie byłbym przymocowany? W takiej sytuacji tylko mechaniczny masaż serca pozwala nam dowieźć pacjenta bez strat czasowych. Jeśli bym tego nie miał to musiałbym albo bardzo zwolnić albo się zatrzymać.
– No ale kiedyś tego nie było
– No nie było i jak Pan myśli, kiedy była większa śmiertelność transportowanych pacjentów?
Jak mało gdzie, rozwój technik medycznych wiele zmienia. To nie jest nowa pianka amortyzująca „zmieniająca zasady gry”. To są techniki faktycznie zmieniające zasady gry. Kilkanaście lat temu umieralność w wyniku zawału była znacznie większa niż dzisiaj, właśnie przez słabsze techniki medyczne.
Zapytacie się, czy gdzieś za granicą jest dobrze? Wydaje mi się, że w Londynie jest nieźle, ale nawet jeśli nie doskonale, to nie znaczy, że nie możemy wdrażać własnych standardów.
Wina to kategoria prawna, wiadomo, że prawnie nikt nie zawinił. Ale im więcej takich przypadków, tym bardziej wg mnie oczywiste się staje, że jeśli organizator ma pieniądze, to powinien zrobić wszystko, żeby zapewnić zabezpieczenie medyczne na poziomie znacznie odbiegającym od wymagań ustawowych. To tylko i aż kwestia decyzji. Łatwo mi to mówić, bo nie ja decyduję o wydaniu pieniędzy. Ale odpowiedzialność za niezapewnienie najlepszego możliwego zabezpieczenia staje się coraz bardziej oczywista.
Stosunkowo „łatwo” mają takie bezosobowe byty organizacyjne jak choćby ORLEN Warsaw Marathon (wypadek śmiertelny w 2017 roku) czy Warszawski Bieg Niepodległości (wypadek śmiertelny w 2015 roku). Tam odpowiedzialność się rozmywa, nie ma jednej osoby, która musi wziąć na siebie cały ciężar, co najwyżej wyślą jakiegoś rzecznika, żeby wydał oświadczenie.
Inaczej jest w przypadku biegów takich gdzie za organizacją stoi jedna, konkretna osoba. Tak jest w tym przypadku. Jest Marek Tronina, Dyrektor Fundacji Maraton Warszawski. Oczywiście zespół osób jest większy, to nie tylko Marek, ale faktycznie wszystko skupia się na nim, to on o wszystkim decyduje. Organizuje imprezy biegowe od lat, nie tylko maraton i półmaraton Warszawski. I biegacze nie mają wątpliwości, że robi to dobrze. Ale chyba teraz po raz pierwszy musi przejść prawdziwy test: czy wystarczająco dobrze?
Cofnę się kilka lat, do Biegnij Warszawo 2013. Tam za metą biegu zmarł człowiek, reanimowano go ale nie udało się uratować mu życia. Tam też za organizację odpowiada jeden człowiek znany z imienia i nazwiska: Bogusław Mamiński. Tamta historia wstrząsnęła Panem Bogusławem. Stwierdził wtedy, że zrobi wszystko co tylko może, żeby poziom zabezpieczenia medycznego na jego biegu był najlepszy jaki tylko może być, z innego świata. I od tamtej pory zabezpieczenie medyczne rzeczywiście jest z innego świata, w każdym razie z innego niż ten, w którym funkcjonuje do tej pory Maraton Warszawski czy ORLEN Warsaw Marathon (jeśli już jesteśmy przy biegach warszawskich).
Dostałem zgodę od Pana Mamińskiego na zrobienie reportażu z tego jak to wygląda na Biegnij Warszawo więc będziecie mogli to mam nadzieję zobaczyć. To jest oczywiście bieg o innej specyfice, krótszy, ale pewne zasady są te same.
Chciałbym, żeby organizator każdego biegu w Polsce, także Marek Tronina zrozumiał, że nie atakuję go. Maraton Warszawski jest po prostu ostatnim przykładem gdzie zdarzył się wypadek. Ale z roku na rok, z kolejną śmiercią mam tę świadomość, że można było zrobić coś, co by skróciło czas na wszystkich węzłach i co za tym idzie znacznie zmniejszyło ryzyko śmierci każdego jednego człowieka, który umarł. Jestem pewien, że za kilka lat, chociażby te urządzenia do mechanicznego masażu serca staną się standardem w wyposażeniu karetek. Ty organizatorze możesz podjąć decyzję, że już teraz chcesz, żeby karetki na Twoim biegu były w to wyposażone. Możesz podjąć decyzję, że chcesz żeby był koordynator ze specjalnym numerem awaryjnym wydrukowanym na przodzie numeru startowego. Możesz podjąć decyzję o tym, że koordynator wchodzi w skład zespołu organizacyjnego biegu, jest Dyrektorem Medycznym i nie jest tak, że to zabezpieczenie medyczne jest traktowane jak zło konieczne. Możesz podjąć decyzję już teraz. Nie musisz czekać na zmiany ustawowe.
Na Amatorskich Mistrzostwach Polski w biegu na 1milę będą prowadzone badania pozwalające na ocenę nagłej śmierci sercowej – więcej tutaj.
Polecam lekturę wywiadu z Panem Jackiem Szyzdkiem z Fundacji Prometeusz