Redakcja Bieganie.pl
Stoper nie kłamie. Podczas rozgrywanych ponad tydzień temu IAAF World Relays w Jokohamie najjaśniejszym punktem naszej drużyny była Patrycja Wyciszkiewicz. Sprinterka pochodząca ze Śremu, od kilku miesięcy współpracuje z trenerem Tomaszem Lewandowskim. Nieoficjalne mistrzostwa świata sztafet były swoistym testem dla nowego duetu. Jednak największe egzaminy dopiero nadejdą.
– Sama byłam zaskoczona międzyczasami. Pobiegłam trzy super biegi, z czego dwa poniżej 51 sekund, a trzeci na granicy. Widać, że wykonana praca przynosi efekty. Cieszy mnie, że już otwarcie sezonu pokazało, że obrana droga jest właściwa. Jednak docelowe imprezy 2019 roku jeszcze przede mną i to tam forma powinna być wyszlifowana do perfekcji – powiedziała nam Wyciszkiewicz.
Heraklit z Efezu miał stwierdzić, że jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. Podobna zasada zdaje się jednak omijać lekkoatletów. Patrycja Wyciszkiewicz, zanim zdecydowała się na transfer do drużyny Tomasza Lewandowskiego, przez osiem lat współpracowała z legendarnym trenerem Edwardem Motylem.
W okresie przygotowawczym Wyciszkiewicz trenowała z grupą Lewandowski Team m.in. w trakcie zgrupowania w amerykańskim Flagstaff (Fot. materiały prywatne)
Zmiany szkoleniowców w lekkiej atletyce są rzadkim zjawiskiem. Sportowcy zdają sobie sprawę, że sukces w dużej mierze zależy od regularnej, powtarzalnej pracy. Pracy, która przynosi owoce (albo i nie) dopiero w dłuższej perspektywie czasowej. Adam Kszczot pozostaje wierny koncepcji trenera Króla już od 2012 roku, Małgorzata Hołub-Kowalik współpracuje z trenerem Maksymiukiem od początku swojej lekkoatletycznej kariery, Justyna Święty-Ersetic, gdy tylko opuściła raciborską Szkołę Mistrzostwa Sportowego, związała swoje losy z trenerem Matusińskim i ta kooperacja trwa do dziś. Dla porównania, Legia Warszawa w przeciągu ostatniego roku zmieniała osobę na stanowisku coacha aż czterokrotnie.
Czasami jednak nadchodzi taki moment, że drogi zawodnika i trenera zaczynają się rozjeżdżać. Ostatnie półtora roku w polskiej lekkoatletyce obfitowało w kilka głośnych rozstań. Ich bohaterami byli Joanna Jóźwik, Karol Zalewski, Piotr Małachowski, czy Patrycja Wyciszkiewicz.
Współpracę Wyciszkiewicz z Edwardem Motylem można nazwać nietypową. Trener Motyl sam był w przeszłości doskonałym długodystansowcem, członkiem Wunderteamu i również jako szkoleniowiec zajmował się głównie prowadzeniem maratonek. Wśród jego podopiecznych warto wymienić, na różnych etapach ich karier, olimpijki: Grażynę Syrek oraz Małgorzatę Sobańską. Na dobrą sprawę pierwszą wielkoformatową sprinterką trenowaną przez pochodzącego z Myszkowa szkoleniowca była właśnie Patrycja Wyciszkiewicz. Sama zawodniczka w wywiadzie sprzed 6 lat, rozmawiając z Markiem Troniną stwierdziła, że „teraz wszyscy się śmieją, że trener Motyl na starość zaczął się skracać. Odwrotnie niż inni.”
Para Wyciszkiewicz-Motyl, osiągnęła razem wiele doskonałych wyników. W roku 2012 lekkoatletka pobiła rekord Polski juniorek na dystansie 600 metrów (1:27.34) i jeszcze jako uczennica zadebiutowała w londyńskich igrzyskach olimpijskich. Rok później dołożyła do swoich juniorskich dokonań rekordy kraju na 300 m (37.75) i 400 m (51.56). W sezonie 2013 zaledwie 19-letnia zawodniczka poznańskiej Olimpii była numerem „1” na krajowych listach seniorek. W pokonanym polu zostawiła – o dwa lata starsze – Święty i Hołub, które wówczas biegały 400 m blisko sekundę wolniej. W sezonie 2015 podczas MŚ w Pekinie, Wyciszkiewicz ustaliła swoją aktualną życiówkę na dystansie jednego okrążenia – 51.31. Kolejne sezony nie były już jednak aż tak udane, zwłaszcza pod kątem dokonań indywidualnych. Sprinterka musiała pogodzić się z utratą tytułu najszybszej polskiej czterystumetrówki. Zapytaliśmy Patrycję, jak wspomina tamten okres.
– Te lata, kiedy plasowałam się w Polsce na miejscach 3-5 na 400 m kobiet, były dla mnie ciężkie. Nie dlatego, że ktoś był lepszy ode mnie. Nie. Raczej z powodów zdrowotnych. Kontuzje mnie nie omijały, ba, nie oszczędzały. Dwukrotnie naderwałam ścięgno Achillesa, doznałam urazu kości piszczelowej, miałam bardzo mocny stan zapalny w rozcięgnie podeszwowym. Po takich kontuzjach uczyłam się na nowo chodzić, a co dopiero mówić o bieganiu. Potrzebowałam czasu na wykonanie pracy tlenowej, która od zawsze była moją bazą i silną stroną. Jednak, gdy po kontuzji wraca się do treningów w kwietniu, to nie ma czasu na odbudowę, tylko trzeba zasuwać dalej. W tym roku postanowiłam z nowym trenerem odpuścić halę, żeby dać sobie ten dodatkowy czas. Wierzę, że to zaowocuje. Czy okres, kiedy nie potrafiłam zbliżyć się do swojej życiówki, był dla mnie trudny? Tak. Czy motywował do dalszej pracy? I tak i nie. Jedno jest pewne – dzięki tym trudnym doświadczeniom jestem dziś silniejsza i głodna sportowej rywalizacji.
Nawiązanie współpracy z „Lewandowski Teamem", póki co przyniosło świetne występy w sztafecie podczas IAAF World Relays (zwycięstwo na 4×400 m kobiet, oraz rekord Europy w mikście). Japońskie międzyczasy uzyskane przez biegającą na drugiej zmianie Wyciszkiewicz to odpowiednio: 50.6 (sobotnie eliminacje sztafety damskiej), 50.9 (po godzinie eliminacje mikstu), 51.1 (niedzielny finał sztafety damskiej). Choć czasówki łapane podczas lotnej zmiany mogą być nieco przekłamane, jedno jest pewne – sprinterka była w Jokohamie w gazie i jest to dobry prognostyk na dalszą część sezonu. Zapytaliśmy podopieczną trenera Lewandowskiego, co najbardziej zmieniło się w jej treningu po transferze.– Zmieniły się treningi siły, szybkości, wytrzymałości…Wszystko jest inne, nowe, a co za tym idzie bardzo intrygujące i motywujące do działania. Czasami wychodząc na trening myślałam, że będzie bardzo ciężko, a okazywało się inaczej. Wiele razy było też na odwrót. Widząc trening „na papierze” wydawało mi się, że będzie łatwo i przyjemnie, ale życie weryfikowało moje założenia. Trenujemy w najdalszych zakątkach świata (Nowa Zelandia, Kenia, USA), a powód tych wyjazdów jest jeden – wysokość. Nowa grupa szkoleniowa stawia na trening w warunkach hipoksji. Trener Lewandowski od wielu lat w swoim planie przygotowawczym stosuje trening wysokogórski. Jeśli chodzi o kilometraż, u poprzedniego szkoleniowca w okresie przygotowawczym był obszerny, jednak obecnie w nogach mam jeszcze więcej kilometrów. Dodam, że są one biegane w szybszym tempie. Najdłuższym wybieganiem były 23 km po nowozelandzkich ścieżkach. Nigdy wcześniej nie zaliczyłam aż takiej biegowej wyprawy. Istotnym elementem przygotowań była też siła biegowa. Bazowałam na zróżnicowanych odcinkach – od 150 m do 600 m. Tempo i intensywność powtórzeń zmieniały się wraz z długością podbiegu. Mogę powiedzieć, że to właśnie te treningi były dla mnie najtrudniejsze. Jednostek tempowych u nowego trenera jak na razie nie wykonałam za wiele. Muszę jednak przyznać, że trener Lewandowski potrafi zaskakiwać pomysłami, ma szerokie spektrum rozwiązań, jeśli chodzi o zabawę długością odcinków i czasem przerw. Podsumowując moje ostatnie przygotowania, postawiliśmy na stworzenie porządnej podbudowy tlenowo-wytrzymałościowej – stąd też brak moich startów na hali – po to, aby w długim sezonie letnim nie zabrakło mi „pary” pod jego koniec.
Treningi Wyciszkiewicz w trakcie przygotowań do sezonu (Fot. materiały prywatne)
Impreza docelowa sezonu 2019 odbędzie się dopiero na przełomie września i października. Minimum kwalifikacyjne dla dystansu 400 m kobiet na jesienne MŚ w Dausze, to wymagające 51.80. Aby wziąć udział w lekkoatletycznym mundialu przed dwoma laty „wystarczyło” pobiec 52.10. W sezonie 2013 tylko jedna Polka byłaby w stanie uzyskać oba minima. Była nią Patrycja Wyciszkiewicz. Od kilku lat przeżywamy jednak prawdziwe prosperity, jeśli chodzi o damskie 400 metrów. Wynik 51.80 wcale nie budzi dziś większego strachu. Minimum indywidualne są w stanie osiągnąć Święty-Ersetic, Hołub-Kowalik, Baumgart-Witan, Wyciszkiewicz, czy też wydłużająca się z niezwykłą skutecznością Anna Kiełbasińska.
Patrycja Wyciszkiewicz w kwestii uzyskania kwalifikacji do Kataru jest pewna swego.
– Minimum będę chciała osiągnąć między innymi na polskich mitingach, takich jak Memoriał Janusza Kusocińskiego (16 czerwca w Chorzowie) czy Memoriał Ireny Szewińskiej (12 czerwca w Bydgoszczy). Sezon jest długi, startów będzie cała masa, więc na pewno część z nich będzie biegana „treningowo” bez wypuszczenia. Mimo że wskaźnik jest wyśrubowany, wierzę, że uda mi się go wypełnić.
W roku 2009 w Zamościu, Patrycja Wyciszkiewicz zdobyła swój pierwszy medal mistrzostw Polski. Piętnastoletnia biegaczka ze Śremu nabiegała 1:38.24 na 600 m, co dało trzecie miejsce MP Młodzików. Trzy lata później na tym samym dystansie ustanowiła rekord kraju juniorek, który obowiązuje do dziś (1:27.34). Już teraz wydaje się, że ustalając kolejność
zmian w sztafecie reprezentacyjnej Aleksander Matusiński ustawia Wyciszkiewicz na drugim,
praktycznie najdłuższym odcinku. Jeśli dodamy, że Poznanianka przez długie lata trenowała pod okiem byłego długodystansowca, żeby niedawno trafić pod skrzydła specjalisty od średniego dystansu, nieznośnie nasuwa się pytanie o możliwość wydłużenia koronnej konkurencji Patrycji Wyciszkiewicz.
Historia zna takie przypadki. Najbardziej spektakularnego wydłużenia z 400 m do 800 m dokonał Kubańczyk Alberto Juantorena. Na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu sięgnął po złoto w obu konkurencjach (na dwa okrążenia ustanawiając przy okazji rekord świata). Juantorena podobnie jak Wyciszkiewicz był niezwykłym sportowym talentem. Początkowo grał w koszykówkę, ale namówiony przez polskiego trenera Zygmunta Zabierzowskiego postanowił spróbować sił w lekkoatletyce i już po roku treningów wystąpił na IO w Monachium (1972).
Warto dodać, że nasze najlepsze specjalistki od średniego dystansu rzadko kiedy mogą pochwalić się równie mocną sześćsetką jak Wyciszkiewicz. Lepsza jest Joanna Jóźwik ze swoim 1:25.04. Z tą różnicą, że rekord na półtora okrążenia brązowa medalistka ME na 800 m ustanowiła mając 24 lata. Wyciszkiewicz biegała „zaledwie” dwie sekundy wolniej, jeszcze jako osiemnastolatka. Nawiasem mówiąc, Jóźwik swoją lekkoatletyczną karierę zaczynała od 400 metrów, stąd jej doskonałe 600 m nie może zaskakiwać.
Zapytaliśmy Patrycję Wyciszkiewicz, czy planuje w przyszłości biegać dwa okrążenia, zamiast jednego…
– Sama nie znam odpowiedzi na to pytanie. Zobaczymy po Tokio 2020 – odpowiedziała tajemniczo.
Czasu na podjęcie decyzji nasza sprinterka ma dużo. Gorąco wierzymy, że zakwalifikuje się do swoich trzecich igrzysk olimpijskich w życiu. W Tokio będzie miała zaledwie 26 lat i jednocześnie ogromny bagaż doświadczeń.