Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Sąd Najwyższy w Szwajcarii odrzucił apelację Caster Semenyi. Multimedalistka mistrzostw świata na 800 metrów, chcąc startować w swojej koronnej konkurencji, będzie musiała przejść terapię obniżającą poziom testosteronu. Prawnicy sportsmenki nie składają jednak broni.
Sprawa kontrowersyjnej mistrzyni średniego dystansu ciągnie się niczym brazylijska telenowela. Punktem wyjścia był lekkoatletyczny mundial w Berlinie (2009), kiedy światowe władze LA po raz pierwszy zakwestionowały, czy Semenya pod względem biologicznym rzeczywiście jest kobietą. Pomimo wątpliwości w kolejnym sezonie IAAF dopuściło biegaczkę do startów.
Temat wrócił po igrzyskach w Rio (2016). W 2018 roku IAAF (dziś World Athletics) wprowadziło nowe regulacje w kwestii zawodniczek z tzw. różnicami w rozwoju płciowym (DSD). Orzeczono, że zawodniczki z DSD muszą obniżyć zawartość testosteronu we krwi do poziomu mniejszego, niż 5 nmol/L przez okres co najmniej sześciu miesięcy na przykład za pomocą hormonalnych środków antykoncepcyjnych.
Postanowienie uderzało w Caster Semenyę, ale też inne zawodniczki np. Francine Niyonsabę i Margaret Wambui, które podczas olimpijskiego finału osiemsetki w Rio finiszowały odpowiednio na drugim i trzecim miejscu (przypomnijmy, że w Brazylii piąte miejsce zajęła Joanna Jóźwik).
Semenya odwołała się od postanowienia IAAF do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS). Trybunał 1 maja 2019 roku odrzucił jednak apelację, utrzymując w mocy przepisy mówiące, że jeśli południowoafrykańska gwiazda chce brać udział w wyścigach na dystansach od 400 m do mili, będzie musiała poddać się terapii. Badacze, na których powoływało się IAAF stwierdzili że w przypadku krótkich konkurencji sprinterskich i biegów długich zależności między wynikami a poziomem testosteronu nie zachodzą.
Sztab biegaczki walczył jednak dalej, odwołując się od decyzji CAS do Sądu Najwyższego w Szwajcarii. Trwała również kampania broniąca Semenyi podgrzewana przez jej partnera sprzętowego Nike. Rok temu w czerwcu Semenya mogła mówić o sporym sukcesie, ponieważ szwajcarski SN tymczasowo zawiesił przepisy World Athletics (dawniej IAAF).
Na ostateczną decyzję czekano ponad 12 miesięcy. Nadeszła wczoraj 8 września i utrzymuje w mocy regulacje światowych władz lekkiej atletyki, jednocześnie odrzucając apelację zawodniczki.
Jeśli zatem Semenya chce nadal rywalizować w swoich konkurencjach (od 400 m do 1 mili), będzie musiała obniżyć poziom testosteronu. Biegaczka twardo stawia jednak na swoim i nie zapowiada się na to, żeby miała w planie skorzystać z terapii.
O kolejnych krokach prawnych poinformował też doradca mistrzyni świata Greg Nott:
– To niepowodzenie nie będzie końcem historii Caster. Międzynarodowy zespół prawników i doradców rozważa orzeczenie i możliwości jego zakwestionowania w sądach europejskich i krajowych. Stoimy murem za Caster. Jesteśmy zjednoczeni i zjednoczeni jesteśmy silni.
Wygląda więc na to, że we wtorek 8 września zapadł jedynie kolejny wyrok, który ponownie będzie kwestionowany. Z jednej strony widać dużą determinację Caster Semenyi w walce o swoje prawa. Z drugiej strony sportsmenka nie jest osamotniona. Może liczyć na duże wsparcie środowisk sprzeciwiających się dyskryminacji. Wymowny jest zwłaszcza głos Andrei L. Pino-Silvy kubańskiej aktywistki na rzecz równego traktowania, która decyzję szwajcarskiego sądu zrównuje z rasizmem i homofobią: