Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Miesiąc temu zajęła trzecie miejsce na świecie w wirtualnej edycji Wings for Life, pokonując ponad 50 kilometrów. Aktualnie w ramach wyzwania #pbRace ściga się z rekordami tras w Sudetach, Tatrach, Pieninach i Bieszczadach. Na półmetku prywatnego challengu ma już na koncie dwie życiówki. Martyna Kantor, mistrzyni Polski w biegach górskich na długim dystansie (Wielka Prehyba 2019), opowiedziała nam, jak to jest przygotować formę życia na odwołany sezon, dlaczego kocha góry, czy przeszłość wyczynowej tancerki pomaga jej na trudnych, technicznych trasach i jakim trenerem jest Marcin Świerc?
Przede wszystkim gratuluję doskonałego wyniku podczas Wings for Life. Byłaś trzecia na świecie z rezultatem 50.38 km!
Dziękuję. To nie był planowany start, bo normalnie w tym okresie jest Prehyba i starty górskie, ale cieszę się, że w końcu udało się wystartować w Wingsie, bo już od wielu lat myślałam o tym biegu. Zazwyczaj jego termin kolidował z górami. Teraz wreszcie była okazja.
Ile wyszedł Ci po drodze maraton?
2:52 z hakiem, więc prawie o 50 minut poprawiłam życiówkę. Fakt, że ona była trochę nieaktualna, bo sprzed 6 lat… Natomiast niewykluczone, że jeszcze będę próbowała na jesień podejść do maratonu na ulicy. (w trakcie tegorocznego WFL Martyna przegrała nieznacznie z drugą w światowych tabelach Dominiką Stelmach – przyp. red.)
Dla biegaczki górskiej 50 kilometrów tupania po asfalcie, to była przyjemność czy jednak mordęga?
Dużo zależy od nastawienia. Wszystkie plany startowe, które miałam na ten sezon, szybko zostały rozwiane, a ja bardzo dobrze przepracowałam zimę. Widziałam, że dobrze mi idą treningi, więc chciałam się gdzieś sprawdzić. Jeśli chodzi o to, czy starty na asfalcie to mordęga, to ja uwielbiam biegać w górach i absolutnie nie zamieniłabym tego na ulicę. Z drugiej strony lubię trenować na asfalcie i dużo pracuję nad szybkością na płaskich trasach… 50 kilometrów to wydawałoby się, że dużo, ale gdy skończyłam, byłam zaskoczona, że aż tak szybko i przyjemnie mi ten czas minął. Spodziewałam się, że będzie trudniej.
Mówisz, że czułaś, że forma jest porządna i dobrze byłoby ją sprawdzić. Możesz podać jakieś przykłady treningów, które zimą dawały Ci potwierdzenie wysokiej dyspozycji?
W tym roku wreszcie miałam okazję trochę więcej popracować na dłuższych drugich zakresach. I niekoniecznie wynikało to z tego, że wcześniej nie miałam ich w planie treningowym, tylko przeszkadzały wtedy kontuzje, a takie treningi mi wypadały. Ta zima była w końcu przepracowana książkowo. Dobrze mi się biegało na stosunkowo wysokich prędkościach już na wczesnym etapie, jeszcze przed BPS-em. Mówiąc o II zakresach mam na myśli ciągłe do 12, maksymalnie 15 kilometrów. W tym roku w fajnej strefie komfortu udawało mi biegać te odcinki po 3:50/km, może trochę szybciej.
Na jakiej objętości treningowej pracowałaś?
Do 100 kilometrów tygodniowo. W tym roku jeszcze dołożyłam rower w formie spinningowej. To jest objętość, przy której czuję się komfortowo, łącząc to z pozostałymi obowiązkami. Moim docelowym dystansem jest górski maraton. To wysiłek około czterogodzinny, raczej nie ma potrzeby, żebym robiła większy kilometraż.
Należysz do Teamu Buff od początku istnienia, to dla Ciebie duże wyróżnienie?
Na pewno. To są przede wszystkim świetni ludzie. W tym roku dołączyło do nas jeszcze sześciu juniorów. Dla mnie tworzenie teamu z Marcinem Świercem, Marcinem Rzeszutko czy z Anią Kącką jest dużym wyróżnieniem. To są bardzo inspirujące osoby, a każda z nich trochę inna. Spotykamy się też poza górami, to super kumple.
Masz 715 punktów w rankingu ITRA. To dużo czy mało? Czy masz z tych punktów jakieś profity, na przykład łatwiejszy dostęp do międzynarodowych biegów?
Jestem traktowana jako elita międzynarodowa, więc na większość biegów mogę być zaproszona. W zeszłym roku podczas UTMB wystartowałam na dystansie OCC i mogłam właśnie dzięki tym punktom stanąć sobie na starcie w strefie dla elity… odgrodzona tasiemką.
A w tym roku dużo startów planowałaś za granicą?
Lavaredo i trasa 48 kilometrów w ramach Cortina Trail, później Val d’Isère i krótki dystans 20-tu kilku kilometrów. Potem jeszcze planowałam powrót na trasę OCC, gdzie w zeszłym roku nie do końca poszło mi tak jak chciałam, więc ten sezon miał być mocno zagraniczny.
Miałaś jakiś moment załamania, kryzysu, kiedy kilka miesięcy temu okazało się, że kolejne biegi są odwoływane? Widziałaś, że Twoja forma jest wysoka, a wiele wskazywało na to, że nie będzie gdzie jej sprawdzić…
Początek roku miałam trochę w kratkę. Forma była dobra, ale zaliczyłam w marcu na Transgrancanarii nie do końca udany start, miałam dwie poważniejsze wywrotki, bieg ukończyłam, ale z niesatysfakcjonującym dla mnie wynikiem. Wróciłam do Polski i okazało się, że kolejne zawody są odwoływane. No, nie oszukujmy się, ciężko trenowałam zimą, poświęcałam dużo czasu na trening, więc chciałam tę formę zweryfikować. Jednak mimo wszystko sytuacja z epidemią udowodniła mi, że przede wszystkim biegam dla przyjemności. Nie odpuściłam żadnego dnia treningu i nawet nie dlatego, że wyczekiwałam tych startów, które kiedyś w końcu ruszą, ale dlatego, że ja to bardzo lubię robić. Dla mnie wychodzenie na trening to jest po prostu frajda. No, może wyłączając te parę tygodni, gdy trzeba było się trochę ukrywać z bieganiem i uciekać przed radiowozami (śmiech). Ale wyjechałam w tym czasie na wieś do rodziców i tam mogłam spokojnie trenować. Z drugiej strony startów brakuje i dlatego właśnie wymyśliłam sobie pbRace, żeby chociaż tak się sprawdzić.
https://youtube.com/watch?v=WjCf5w6-eiE
Wytypowałaś sobie cztery górskie trasy do pokonania w różnych pasmach górskich – Sudety, Tatry, Pieniny, Bieszczady. Aktualnie jesteś w połowie realizacji tego wyzwania.
Tak jestem dokładnie w połowie. W zeszłym tygodniu biegałam w Tatrach, na trasie Biegu Sokoła, wcześniej był Lądek Zdrój i Złoty Półmaraton, teraz został mi już Rzeźniczek i Chyża Durbaszka w Szczawnicy. Starałam się tak sobie to rozplanować, żeby start wychodził mi raz na dwa tygodnie. Biegam to z treningów, nie zmniejszam objętości, traktuję taki start jak drugą mocniejszą jednostkę w tygodniu. Następnym biegiem ma być Rzeźniczek i chcę go pobiec w piątek 12 czerwca podczas Festiwalu Rzeźnika.
Na razie idziesz jak burza, pobiłaś nie tylko swoje rekordy życiowe, ale też rekordy tras: w Lądku, gdzie pokonałaś dystans Złotego Półmaratonu w 1:44.35 i w Zakopanem, na trasie Biegu Sokoła zaliczonego w 1:30:36.
Nie do końca to było moim celem. Przede wszystkim chciałam mierzyć się sama ze sobą, ale przy okazji faktycznie – chociaż nieoficjalnie – udało się te rekordy poprawić. Daje mi to potwierdzenie, że zima „oddaje” i wszystko idzie w fajnym kierunku.
Wspomniałaś, że aktualnie wciąż znajdujesz się w pełnym treningu. Tym bardziej rekordy tras robią wrażenie….
Pierwszym moim startem miała być Wielka Prehyba, czyli okres BPS-a pewnie zaczynałabym 6 tygodni przed tymi zawodami. Tak naprawdę jest początek czerwca i jeszcze nie ruszyłam z Bezpośrednim Przygotowaniem Startowym. Trzeba zacząć teraz powoli trochę przyśpieszać, bo szansa na zawody zaczyna się otwierać. Ma się odbyć Sky Marathon, podczas Tatrzańskiego Festiwalu Biegowego, a przed festiwalem mają też być biegi w Lądku Zdroju i są to na ten moment dwie imprezy, w które celuję. Tutaj już trzeba będzie przebudowywać trening.
A gdy już zakończysz challenge i zanim ewentualnie zaczną się zawody – masz pomysł na jakieś inne wyzwanie? Następne 4 trasy w innych pasmach górskich?
Siedzi mi w głowie pomysł na trasy wertikalowe, głównie na tatrzańskich szlakach. Chodziłoby o kilka takich startów na zdobycie szczytu w jak najkrótszym czasie. Myślę, że jedną z tras, którą chciałabym pokonać, jest bieg na Kasprowy.
Pamiętasz jaki tam jest dystans, jakie przewyższenie?
Dystans to około 8 kilometrów, a w górę około 1000 metrów. Tam się trochę trasa zmieniała ostatnio, były jakieś przebudowy, także funkcjonują różne rekordy na różnych trasach. W każdym razie biegałam tam rok temu, tydzień po ultramaratonie w Krynicy, na zmęczonych nogach, więc na pewno byłoby w tym roku coś do urwania. Ale to na razie tylko projekt, który zrodził się parę dni temu. Skupiam się póki co na dwóch biegach, które zostały w ramach pbRace.
Wracając do biegu na Kasprowy, to z tego co wiem, niekoniecznie lubisz takie trasy. Wolisz odcinki, na których można się bardziej rozpędzić, niż takie ciężkie, siłowe, gdzie przez cały czas trzeba mocno napierać pod górę…
To prawda. Dlatego właśnie chcę się z takimi trasami zmierzyć, bo to będzie dla mnie dobry trening. Bieganie pod górę jest moją słabszą stroną niż przelotówki i zbiegi, więc jest to na pewno rzecz, którą muszę poprawić, żeby się rozwijać, jako biegacza górska. Zamiast samotnie na treningu cisnąć pod górę, to w ramach takiego wyzwania będzie na pewno weselej i z dodatkową motywacją.
Widziałem nagranie z Biegu Sokoła w ramach #pbRace, które zrobił ci Marcin Świerc i byłem pod wielkim wrażeniem lekkości, z jaką się poruszasz po tej wymagającej, technicznej trasie. Ślisko, kamienie, mostki, schodki, zbiegi, podbiegi, ostre zakręty, jakaś przepaść na skraju ścieżki, a Ty biegłaś przez te wszystkie przeszkody niezwykle płynnie. Dopiero później doczytałem, że przez lata trenowałaś taniec, co złożyło mi się w spójną całość. Jaki to był taniec?
Zanim zaczęłam trenować balet, początkowo chodziłam na zajęcia tańca nowoczesnego, przewijała się też gimnastyka, więc dużo było pracy nad koordynacją. To był trening raczej wyczynowy 4-5 razy w tygodniu, plus dużo wyjazdów – na mistrzostwa Polski, świata, na turnieje. Aktualnie uczę dzieci w szkole baletowej, więc dalej mam do czynienia z tego typu pracą nad ruchem.
I od początku miałaś taką łatwość w bieganiu po górach?
To znaczy na tym filmiku, o którym wspomniałeś, to chyba tylko tak wygląda, że mi to wszystko łatwo i lekko idzie… Wcale nie czułam się tam komfortowo. Było dużo zachowawczego biegu, bo jednak tatrzańskie ścieżki są bardzo uczęszczane i w deszczu robią się mocno wyślizgane, także nie dało się tam puścić nogi i zbiegać jak po suchym. Ale z drugiej strony, jak zaczynałam biegać w górach, to pewnie dzięki tym treningom tanecznym było mi łatwiej przyzwyczaić się chociażby do tatrzańskich zbiegów czy trudniejszych technicznych tras. Moim drugim biegiem górskim, jaki pokonałam w życiu, była trasa Marduły, czyli można powiedzieć bieg z górnej półki, jeśli chodzi o trudność. Ale mi to od początku sprawiało ogromną frajdę.
I jak pamiętasz ten Bieg Marduły, obyło się bez upadków?
Oczywiście, że nie (śmiech). Wystarczyło piknięcie zegarka na samym początku zbiegu z Kasprowego… Puściłam się w dół na tyle, na ile wtedy potrafiłam, zegarek mi zapikał kilometr, więc na niego spojrzałam i zaliczyłam spektakularną glebę. Kilometr później znowu mi piknął, znowu spojrzałam i leżałam po raz drugi. To były takie typowe błędy początkującego. Od tamtego czasu już nie patrzę na zegarek, gdy zbiegam.
No właśnie, koncentracja podczas zbiegów musi być ogromna. To jest bardzo męczące dla głowy, takie utrzymywanie skupienia na każdym kroku na trudnej, technicznej trasie?
Na pewno, żeby złapać pewność ruchów na trudnych trasach potrzeba czasu. Ja tak mam na początku sezonu, po zimie, że głowa jeszcze nie darzy nóg pełnym zaufaniem. Biega się bardziej zachowawczo. Ale im więcej pobiegam, im więcej weekendów spędzę w Tatrach, tym bardziej głowa się odblokowuje. Natomiast tak, trudne techniczne ścieżki wymagają dużego skupienia i koncentracji na tym, co jest pod nogami. Nie można sobie pozwolić na to, żeby spojrzeć na chwilę na zegarek, bo przy szybszym biegu kończy się to natychmiast jakąś wywrotką…
Poza tym, że trzeba uważać pod nogi, głowa musi jeszcze kontrolować, czy nie zbiega się z trasy na jakąś inną ścieżkę…
Co do tras to ja akurat nie jestem ekspertem, bo się często gubię (śmiech). Ale uczę się. Teraz biegając w ramach swojego wyzwania, polegam tylko na tracku w zegarku i własnej znajomości terenu, nie ma oznaczeń, więc jest trudniej. W Lądku tylko raz się zgubiłam, czy tam dwa…
Nawet na tym krótkim filmiku, Marcin w pewnym momencie lekko Cię skorygował co do prawidłowej trasy.
Tak, to prawda. Niedługo potem przy zbiegu do Zakopanego znowu nadrobiłam kilkadziesiąt metrów, ale w porę zegarek mnie zawrócił. W końcu nauczyłam się ostatnio w pełni korzystać z mojego zegarka z super funkcjami, więc szybko wróciłam na właściwą ścieżkę.
Twoje nowe rekordy tras zmotywowały może jakąś biegaczkę, żeby z nimi powalczyć?
Miśka Witowska napisała mi pod postem, że będzie podchodziła do poprawienia mojego wyniku na trasie Biegu Sokoła, więc istnieje duża szansa, że długo u mnie ten rekord nie posiedzi. Ona jest świetna na tatrzańskich trasach.
Cofnijmy się jeszcze na chwilę do początków Twojego biegania. Z tego co słyszałem w podcaście dla Black Hat Ultra wynika, że twoja przygoda z bieganiem zaczęła się trochę na zasadzie historii Forresta Gumpa, czyli pewnego dnia postanowiłaś trochę pobiegać i tak już biegasz do dziś. Można powiedzieć, że poszłaś typową drogą biegowych neofitów, niemal od razu zabierając się za półmaraton i kilka miesięcy później maraton. A jak to się stało, że nie zostałaś na ulicy, tylko poszłaś w góry?
Dosyć szybko skierowałam swoje bieganie w góry. Zaczęłam biegać w kwietniu 2014, niedługo później zrobiłam półmaraton, a jak już zrobiłam połówkę to stwierdziłam, że jesienią w Poznaniu pobiegnę maraton. Później zimą trafiłam w Krakowie na cykl Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich w Lesie Wolskim, gdzie trenuję na co dzień. To był spontaniczny start, dystans około 11 kilometrów. Tam zaczepiło mnie dwóch znajomych, bardzo zajawionych biegami górskimi, którzy zaprosili mnie do swojej grupy treningowej. Nazywają się Poranny Patrol i trenują o 5 rano. Chodziłam na te poranne treningi przez całą zimę, sumiennie. Można powiedzieć, że to oni mnie zarazili biegami górskimi. Wiosną pojechałam do Szczawnicy i jak pierwszy raz przebiegłam Wielką Prehybę, to już wpadłam. Nie było odwrotu. Bardzo mi się spodobała cała atmosfera, otoczka, ten kameralny klimat, to mnie ujęło.
A jest dla Ciebie jeszcze coś wyjątkowego w biegach górskich poza samą atmosferą zawodów? Niektórzy biegacze mówią, że góry dają wolność, że są powrotem do natury. Ty masz jakąś swoją filozofię?
Jako dziecko dużo czasu spędzałam z tatą w górach. Pamiętam, że gdy miałam 5-6 lat, potrafiliśmy wyjechać w góry na kilka dni, z noclegami pod chmurką, gdzieś przy bacówkach. Oczywiście część drogi pokonywałam na plecach u taty. Także ten górski klimat towarzyszył mi od dzieciństwa. Dla mnie biegi górskie były czymś naturalnym, powrotem do dzieciństwa, ale przeżywanego na nowo.
W jakie góry najchętniej jeździliście z tatą?
Takim naszym miejscem był na pewno Beskid Żywiecki i tym bardziej było fajnie, jak w pierwszym roku mojej przygody z biegami górskimi pojechałam na Chudego Wawrzyńca i wygrałam.
No tak, trzeba dodać, że poza tym, że spodobał Ci się klimat, że miałaś sentyment związany z dzieciństwem – to też szybko zaczęłaś być po prostu mocna w biegach górskich. Twoim pierwszym górskim startem była Wielka Prehyba w roku 2015, zawody w randze mistrzostw Polski na długim dystansie, które ukończyłaś na 3 miejscu. Powiedz, jak w międzyczasie zmieniała się Twoja sytuacja z trenerami? Na początku chyba pomagał Ci Andrzej Lachowski, a później?
Andrzej Lachowski nie tyle był moim trenerem, co po prostu prowadził treningi na stadionie przy Groblach i znajomi namówili mnie, żebym chodziła na te zajęcia. Dla mnie to była w ogóle wielka nowość, że można biegać na stadionie i trzeba dbać o szybkość. Później poprosiłam o pomoc przy układaniu planu treningowego Piotrka Hercoga i super mi się z nim pracowało. Potem przyszła jednak taka myśl, że fajnie byłoby spróbować trochę przyśpieszyć i pojawiła się opcja trenowania z Hubertem Duklanowskim. Nasze ścieżki się jednak dosyć szybko rozeszły i teraz współpracuję już drugi rok z Marcinem Świercem.
A dlaczego z trenerem Duklanowskim nie udało się ostatecznie potrenować dłużej?
Po prostu rozjechały nam się trochę cele. Hubert bardziej mnie widział na trasach asfaltowych czy nawet na stadionie, a dla mnie mimo wszystko priorytetem były góry. Dlatego finalnie wybrałam górską ścieżkę treningu i stąd pomysł współpracy z Marcinem.
Marcin jest surowym trenerem czy macie relację bardziej kumpelską?
Myślę, że zdecydowanie mamy układ bardziej przyjacielsko-kumpelski. Ja chyba nie jestem osobą, która może mieć kata nad sobą. Lubię trochę pokombinować w treningu, dorzucić coś od siebie, nie zawsze biegać z planem. Marcin przymyka oko na jakieś moje odchyły (śmiech). Czasami te moje modyfikacje wyjdą na dobre, czasami niekoniecznie, ale bardzo mi służy taka luźna współpraca. Myślę, że też ja mam taki charakter, że ciężko byłoby mi się do końca podporządkować…
Przekorna dusza?
No, może trochę.
Coś jest w treningu Marcina specyficznego, ma jakieś elementy, na które zwraca większą uwagę, niż poprzedni trenerzy?
Myślę, że przede wszystkim jest bardzo mądrym trenerem. Od razu wyłapał, że mi służy szybkość, że żebym się rozwijała to trzeba u mnie pracować przede wszystkim nad tym. Podoba mi się, że jest bardzo otwarty na moje sugestie. Czasami sama podrzucam mu jakiś trening, który chciałabym zrobić.
Chyba sama też jesteś trenerem, masz swoich zawodników, prawda?
Tak, też rozpisuję plany treningowe innym. Mam zawodników startujących na asfalcie, ale jednak moim konikiem są biegi górskie.
Wspomniałaś o tym, że widzicie z Marcinem Świercem potrzebę rozwijania szybkości. Masz jakieś swoje cele na płaskich dystansach, jakieś kamienie milowe, jeśli chodzi na przykład o wyniki na dychę czy piątkę?
Na piątkę nie, bo ja wychodzę z założenia, że piątka boli za bardzo (śmiech). Przyznam się, że chyba oprócz City Trailu w Warszawie, to nigdy nie biegłam płaskiej piątki. Ale jeśli chodzi o dychę, to lubię ten dystans biegać na asfalcie. W zeszłym roku niewiele zabrakło, żebym rozmieniła 36 minut, ale trochę się zagapiłam na końcówce, bo włączyło mi się myślenie z biegów górskich, gdzie jak jesteś pierwszy… to już nie patrzysz na czas i lekko przysnęłam, zamiast na finiszu pocisnąć. Miałam w tym roku podchodzić do dychy, ale na razie przez epidemię się nie udało. Takim moim czasem-marzeniem jest złamanie granicy 35 minut.
A półmaraton? Tutaj życiówkę masz chyba 1:23, aż prosi się, żeby ją poprawić.
Jakoś z półmaratonem mam złe doświadczenia. Akurat jak trenowałam z Hubertem to miałam dwa nieudane podejścia do tego dystansu. Jeden start skończył się zasłabnięciem na trasie, drugiego też nie ukończyłam. Starty płaskie traktuję przede wszystkim treningowo – o ile dycha wydaje mi się być fajnym dystansem przygotowującym do biegów górskich, tak półmaraton już nie jest mi potrzebny. Zdarzają się na trasach górskich takie w miarę płaskie przelotówki do 10 kilometrów i wtedy mogę wykorzystać tę szybkość z płaskiej dychy, ale już dłuższe odcinki względnie płaskie się raczej nie zdarzają.
Wracając do Twojego zasłabnięcia – czy to było w kwietniu 2018 roku podczas Półmaratonu Warszawskiego, bo w wynikach widniejesz do 15 kilometra a potem ślad się po Tobie urywa?
Tak, to było wtedy.
Wychodzi na to, że zaczęłaś tam bardzo mocno, bo na wynik 1:17. Pobiegłaś wtedy do tak zwanego odcięcia?
Wtedy byłam prowadzona na trasie przez Huberta i po prostu było dla mnie za mocno. Byłam też po infekcji, co mogło mieć wpływ. Czy potrafię biec do odcięcia? Nie wiem czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie… Ale pamiętam też inny swój ciężki bieg, też w roku 2018 w Krynicy, bodajże na 34 kilometry i miałam wtedy duże problemy z kolkami, ostatnie metry pamiętam już jak przez mgłę… Chyba tak mam, że jak jest kryzys i jest ciężko, to staram się to po prostu przebiec, minąć, niż poddać się i zejść. Pewnie często lepiej byłoby odpuścić, ale chyba mam problemy z odpuszczaniem.