13 października 2012 Redakcja Bieganie.pl Sport

Brakuje Ci motywacji? Poznaj historię Henry’ego Wanyoike!


111.jpg
fot. Kenya Yetu Magazine

Gdy następnym razem wybierzesz się na trening – zamknij oczy. Biegnij tak szybko i tak długo, jak potrafisz. Trudne, prawda? Wyobraź sobie, że istnieje osoba, która pozbawiona najważniejszego zmysłu potrafi tak trenować cały czas i pobiec maraton w 2:31. To Henry Wanyoike, najlepszy na świecie niewidzący biegacz.

 

 

Od paraolimpiady w Londynie minęły tygodnie – to dostatecznie dużo, przynajmniej dla większości mediów, aby zapomnieć o jej bohaterach. To wielki błąd, bo niektórzy z nich mogą poszczycić się większymi osiągnięciami niż Ci w pełni zdrowi, nie tylko w sporcie. Właśnie taką osobą jest Henry Wanyoike.

 

Straciłem wzrok, ale nie wizję – tak brzmi motto życiowe Henry’ego, który co prawda nie zdobył upragnionego medalu w maratonie podczas paraolimpiady w Londynie ale i tak już wygrał. Życie. Mimo ślepoty robi więcej niż większość pełnosprawnych ludzi:  prowadzi własną fundację, pomaga niepełnosprawnym i  trenuje bieganie na najwyższym poziomie.

Skąd bierze na to siłę? Poszukajmy odpowiedzi.

Stracił życie w jedną noc

 

Urodził się w 1974 roku. Był zdrowym i normalnym, kenijskim chłopcem. Normalnym, to w Kenii znaczy takim, który lubi i potrafi szybko oraz dużo biegać. I podobnie jak rówieśnicy przez całe dzieciństwo i okres dojrzewania ostro trenował licząc na to, iż sukcesy sportowe, które przepowiadali mu trenerzy pozwolą na wybicie się ponad przeciętność. A na tę był po prostu skazany. Gdy nie biegał pracował jako rzemieślnik wykonujący proste prace. Naprawiał i szył buty dla sąsiadów z wioski. 

 

Tak wyglądało jego życie aż do 1995 roku. Mimo, że cieszył się dobrym zdrowiem pewnej nocy dostał poważnego wylewu. Poszedłem spać jako normalna osoba, a obudziłem się jako ktoś zupełnie inny. Diametralnie pogorszył mi się wzrok, prawie nic nie widziałem– wspomina. Momentalnie wpadł w depresję, która pogłębiała się wprost proporcjonalnie do tempa w jakim oczy coraz bardziej odmawiały posłuszeństwa. Po paru latach nie widział już praktycznie nic.  

 

Zdesperowany Henry mówił:  myślałem, że moje życie dobiegło końca, że już nic mnie nie spotka. I zapewne tak by się stało gdyby nie jego matka i…szczęśliwy zbieg okoliczności. Nieopodal jego rodzinnej wioski mieściła się uchodząca za najlepszą we wschodniej Afryce klinika chorób oczu i udarów Kikuyu Eye Clinic. Dzięki datkom bliskich i obrotności matki udało się zebrać pieniądze na leczenie. Henry zaczął stopniowo odzyskiwać sprawność i tężyznę fizyczną, wróciła mu wiara w przyszłość mimo, że szanse na to, że wzrok powróci były zerowe.  

Bieganie w ciemności

1.jpg

 

Wracający do sprawności z przed wylewu 20-paro letni Kenijczyk zrozumiał, że dostał od losu drugą szansę. Postanowił ją wykorzystać. W 200 procentach. Zaczął wracać do „normalności”. Najpierw pozbierał się po tym, gdy zostawiła go jego wieloletnia dziewczyna, która nie chciała być z kaleką. Poznał nową, wyjątkową dziewczynę, która stała się dla niego olbrzymim wsparciem. Ożenili się.

Wrócił też do… do biegania. W nauczeniu się jak trenować bez użycia wzroku pomagali mu lekarze oraz terapeuci, a w samym odzyskiwaniu formy – przyjaciele z dzieciństwa, z którymi wielokrotnie rywalizował. Teraz pełnili oni rolę zarówno pacemakerów i przewodników. Najbliższy z nich – Joseph Kibunja zgodził się prowadzić swojego przyjaciela podczas zawodów dla niepełnosprawnych (możliwość biegania z tzw. przewodnikiem przysługuje niedowidzącym biegaczom m.in. na Parolimpiadzie – przyp. red.).

Żywa legenda paraolimpiady

 

Od wypadku minęło 5 lat. Jest 2000 rok. Henry postanawia wystartować na paraolimpiadzie w Sydney. W fantastycznym stylu zdobywa złoty medal w biegu na 5000m z czasem 15:46. I staje się jedną z największych gwiazd paraolimpijskiego sportu. Od tego momentu zaczyna wygrywać seryjnie najważniejsze imprezy przy okazji bijąc ich rekordy. Wymieńmy tylko część: w 2004 roku na paraolimpiadzie w Atenach zdobywa podwójne złoto: na 5000 i 10000 metrów, a w 2005 roku dwukrotnie bije rekord świata niepełnosprawnych w maratonie, śrubując go na poziomie niedostępnym dla większości sprawnych biegaczy – 2:31:31.

 

Najwierniejszy przyjaciel

 

Wszystkie biegowe sukcesy Henry’ego nie byłyby możliwe, bez jego przewodnika, najlepszego przyjaciela – Josepha Kibunję, który prowadził niewidomego biegacza we wszystkich najważniejszych zawodach. Co istotne – osiągnięcie poziomu pozwalającego triumfować na najważniejszych zawodach trudniej przychodziło właśnie temu „zdrowemu biegaczowi”. Joseph nigdy nie uchodził za wybitnie zdolnego biegacza i by dotrzymywać kroku niewidomemu, ale niezwykle uzdolnionemu partnerowi – musiał dawać z siebie 150 proc. Doskonale widać to chociażby na początku poniższego filmu:

 

 
Pomoc od Schwarzeneggera

 

Henry wraz z rozwojem kariery niepełnosprawnego biegacza coraz mocniej angażuje się w działalność społeczną. Organizuje biegi, z których dochód jest przeznaczony na potrzebujących, inicjuje zbiórki pieniędzy na osoby, które słabiej niż on radzą sobie z kalectwem. Finansowo wspierają go celebryci, w tym. m.in. były gubernator Kalifornii i wciąż aktualny mega-gwiazdor oraz milioner – Arnold Schwarzenegger. W 2005 roku swoją społeczną działalność Henry koronuje powołując do życia fundację swojego imienia – Henry Wanyoike Foundation. Od tego czasu to zarządzanie nią pochłania większość jego czasu. W 2008 roku Henry, już jako uznany społecznik i legenda paraolimpiady zdobywa brązowy medal w biegu na 5000 metrów. To jego ostatni wielki sukces sportowy.  Ale jak sam podkreśla – dla niego bardziej niż medale i rekordy liczą się triumfy na arenie społecznej.

 
 

 

Mógłby zostać prezydentem

Obecnie mamy 2012 rok. Henry nie widzi od 17 lat. Patrząc po ilości jego dokonań można stwierdzić, że tragiczny w skutkach wylew dał mu siłę i motywację do tego, by nigdy się nie poddawać, by ciągle iść do przodu. W rodzimej Kenii stał się postacią kultową, gra w telewizyjnych reklamówkach, a o spotkania z nim zabiegają najwięksi.

Gdyby chciał mógłby kandydować na prezydenta Kenii. Kto wie – może by nawet wygrał? Byłby wtedy pierwszym niewidomym prezydentem. Z pewnością by sobie poradził, bo w docieraniu na metę jako pierwszy, nawet jej nie widząc, ma olbrzymie doświadczenie. I właśnie z niego powinniśmy skorzystać, chociażby wtedy gdy po prostu nie chce nam się iść na trening. Niektórzy mają trudniej niż my. Zawsze.

Możliwość komentowania została wyłączona.