Zawsze lubiłem sobie myśleć, zapewne ze względu na moje słabe rozeznanie w naukach ścisłych, że literatura science fiction to nie tylko roboty, statki kosmiczne, odległe systemy planetarne. Że takie wartościowe sci-fi próbuje opisać co by było, gdyby człowiek znalazł się w nowej (w stosunku do aktualnej) rzeczywistości. Jakby zareagował, gdyby wszystko biegło szybciej niż światło, co byłoby odpowiedzią zakorzenioną w jego naturze, co zmieniłoby się w obliczu nieznanego, czy ta zmiana byłaby ewolucyjna czy rewolucyjna. Czy by w ogóle zmiany zniósł, jak brzmiałby jego język, czy próbowałby się w nowym, niekoniecznie wspaniałym, świecie urządzić. Tak odbierałem „Fiasko” Lema, opowiadania Asimova, nawet „Człowieka z wysokiego zamku” K. Dicka.
Czas dotychczas truchtał sobie dość grzecznie, linearnie, ale wziął złamas i przyspieszył, rozlewając się na boki. Scenariusze nieprawdopodobne z wczoraj stały się dziś za mało odważne na pojutrze. To (jeszcze) nie zupełny koniec świata, jaki znamy, ale koniec poznania, którym się posługiwaliśmy i (może) szansa na jego przewartościowanie. Tak czy siak coś innego. Biegnę pustą ulicą i zastanawiam się, na ile realizuję fantastycznonaukową wizją świata po zagładzie, na ile egoistyczne „niezbędne potrzeby życia codziennego”, co właściwie łamię, co pozostaje moim prawem i kim się staję – w ogóle się nad tym zastanawiając. Spiskowa teoria dziejów podpowiada, że to generalnie tak miało właśnie być, że moje rozkminki zostały zaprojektowane.
Głęboko wierzę, że 99% z nas nie ma nawet 1% wiedzy na temat faktycznego stanu rzeczy. Mamy się zajmować rozplątywaniem czyichś intencji, spierać, zastanawiać, klikać, weryfikować – również spacerować w odstępach, biegać z duszą na ramieniu i z pobrudzonym sumieniem. Mamy się czuć jak w książkach i filmach science fiction. I mamy się czuć w tym wszystkim zagubieni.
Ostatnio odświeżany, ale mniej fantastyczny niż naukowy Noam Chomsky, wypunktował kiedyś mechanizmy manipulacji. Są wśród nich trzymanie odbiorców w ignorancji, rozpraszanie ich uwagi, wynajdywanie problemów i podsuwanie rozwiązań, wzmacnianie ich poczucia winy, wreszcie odraczanie – bo (oczywiście to przykład) nie można było od razu zakazać nam poruszania się, czy nakazać noszenia maseczek. To wszystko dzieje się dla naszego wspólnego dobra, choć to pojęcie już dawno straciło swój pierwotny sens.
Ok, wracając do sci-fi i tego, na której stronie takiej powieści obecnie jesteśmy. Na razie to bardziej sytuacja przeniesionego do innej galaktyki zdezorientowanego człowieka, który dopiero wychodzi na powierzchnię obcej planety. Próbuje doczytać długi regulamin zarządcy nowego miejsca, a raczej komunikatorem przełożyć go na swoje. Rozgląda się, porównuje widoki do krajobrazów ziemskich i sprawdza ciążenie.
Zaczyna się powoli orientować, jakie tu panują porządki i co – za co grozi. Jeszcze rozpaczliwie unika zdejmowania skafandra i stawia kroki ostrożnie. Ale z każdą chwilą widzi, że inni całkiem nieźle się tu już urządzili.
____________________
Kuba Wiśniewski jest redaktorem naczelnym bieganie.pl. Na razie brak mu czasu na wypisanie pełnej listy swoich osiągnięć. Swoje frustracje i niespełnione ambicje prezentuje między innymi na Instagramie.
Pisząc coś o sobie zwykle popada w przesadę. Medalista mistrzostw Polski w biegach długich, specjalizujący się przez lata w biegu na 3000 m z przeszkodami, obecnie próbuje swoich sił w biegach ulicznych i ultra. Absolwent MISH oraz WDiNP UW, dziennikarz piszący, spiker, trener biegaczy i współtwórca Tatra Running.