Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Na ostatnim kolegium redakcyjnym, jak co miesiąc, chwaliliśmy się dziennikarskimi dokonaniami. Licząc na premię nie omieszkałem wspomnieć o swoich rozlicznych publikacjach, określając je takimi przymiotnikami jak – epickie, genialne, chwytające za serce. Opisując swoje zasługi napomknąłem też, że zawsze wstrzymuję siku tak długo, jak to tylko możliwe, żeby nie tracić czasu i energii na bezpodstawne kursy do toalety oraz że nieustannie zarażam kolegów i koleżanki pozytywnym myśleniem.
Rozprawiając natomiast o planach na lipiec, zaproponowałem przeprowadzenie dziennikarskiego reportażu, w którym wypytam przypadkowo napotkanych biegaczy – co tak naprawdę wiedzą o bieganiu? Miał to być reportaż w stylu słynnego na youtube programu „Matura to bzdura”, w którym prowadzący zadaje przypadkowym przechodniom z pozoru proste pytania z zakresu wiedzy ogólnej. Zaskoczeni rozmówcy, którzy nagle muszą sobie przypomnieć wzór na pole kwadratu, potwierdzają z góry przyjętą przez autora programu tezę, że w większości, jako społeczeństwo, jesteśmy matołami. Mój reportaż miał być rzecz jasna wolny od tego typu krzywdzących założeń.
Pomysł przypadł do gustu postępowej frakcji w naszej redakcji i pomimo wahań stronnictwa konserwatywnego, w środę 1 lipca, pod moją prywatną posesję w Starych Jabłonkach, podjechał redakcyjny Fiat Multipla z szoferem Mietkiem na pokładzie i kogutem z logo bieganie.pl na dachu. Z Warmii i Mazur wyruszyliśmy na sygnale do Warszawy, siedliska wszelkiego bieganizmu, żeby na terenie Łazienek Królewskich sprawdzić – co biegacze wiedzą o bieganiu?
Na pierwszy ogień poszedł mężczyzna w średnim wieku, który po ukończeniu rozgrzewki przymierzał się właśnie do rozpoczęcia treningu właściwego na bieżni Agrykoli.
– Dzień dobry, Krzysztof Brągiel, bieganie.pl, a to mój operator kamery Mietek, który jest również redakcyjnym szoferem. Możemy panu zająć chwilkę?
– Ale chwilkę, bo zaraz zaczynam trening właściwy i nie chcę stygnąć…
– Jasne. Chcemy sprawdzić, co tak naprawdę biegacze wiedzą o bieganiu i dlatego mam krótkie pytanko – ile metrów ma standardowa bieżnia lekkoatletyczna?
– Podchwytliwe pytanie.
– Podchwytliwe?
– Bo to zależy. Jak robię trening rano albo pod wieczór, zegarek pokazuje 390 metrów, ale jak w środku dnia 410.
– Skąd te różnice?
– Prawa fizyki. Rano i wieczorem jest chłodniej, a wszystko co się oziębia, to się kurczy… i to powinien pan wiedzieć z autopsji… – w tym momencie mój rozmówca zarechotał figlarnie, a spod jego wąskich warg wypełzły białe jedynki, przypominające kształtem tik taki.
– A w środku dnia, dlaczego 410?
– To też powinien pan wiedzieć… Wszystko co się rozgrzewa, to się poszerza… hi hi hi… Czysta fizyka i proza życia. Krótko mówiąc – tartan pracuje! Dobra, uciekam, bo czterysta-dziesiątki się same nie zrobią. Do miłego!
Zostawiliśmy miłośnika stadionowych interwałów oraz zasad fizyki, żeby w jednej z parkowych alejek, zatrzymać truchtającego pana z sumiastym wąsem, odzianego w krótkie legginsy i żarówiastą koszulkę na ramiączkach.
– Czy biega pan z pięty?
– Nie, nie, absolutnie, nic z tych rzeczy. Ja raczej staram się biegać rozluźniony. Ale jak pan biega spięty, to niech się pan zapisze na masaże. Znam dobrego fizjo na Kamionku, mówią na niego doktor Obojczyk, mogę podać numer…
Następnego odpytywanego zaczepiliśmy, gdy rozciągał się nieopodal pomnika Chopina. Miał na sobie specjalny pas do transportu softlasków i żeli, co sugerowało, że najprawdopodobniej, zażywa relaksującego stretchingu po bardzo długim wybieganiu.
– Czy zna pan swoją kadencję?
– Panie, jakie kadencje, gdzie mnie tam do polityki… Ja za uczciwy jestem na takie rzeczy. Ale coś panu powiem, bo mnie krew jasna zalewa… Tę całą bandę czworga to bym pogonił w nomen omen – cztery wiatry. PIS PO jedno zło. Tu trzeba radykalnej zmiany, a nie kosmetyki. Elity są do wymiany, panie. Dochodowy do wyrzucenia, wszystkie inne podatki obniżyć i może wtedy wstaniemy z kolan… Bo na razie to jesteśmy pionkami na planszy, rezydentami panie, a nie gospodarzami na swoim. Wie pan jaka jest kwota wolna od podatku w Botswanie w przeliczeniu na złotówki? 12900! A u nas 3091… To jest kpina! A co do tej kadencji… to na rok maksymalnie, a potem wybory. Się podoba, zostaje. Nie podoba, to wypad. A nie żebym pięć lat czekał…
Na wysokości Starej Pomarańczarni, postanowiliśmy zagadnąć młodego, szczupłego biegacza, który sylwetką przypominał wyczynowca.
– Chcielibyśmy pana zapytać o kategorie wiekowe podczas biegów masowych. Jakie roczniki łapią się w tym sezonie do kategorii M30/K30?
– Dajcie spokój z tymi kategoriami… Przecież to jest żart i dziecinada. Powinna być jedna kategoria OPEN i tyle. Wygrywa ten, kto jest najlepszy. Krótka piłka z mojej strony. A teraz porobili tych kategorii, żeby każdy mógł dostać drewniany klocek, szumnie nazywany statuetką i się potem chwalić u cioci na imieninach. I jeszcze te kategorie dodatkowe – najlepszy leśnik, najlepszy pracownik wodociągów, najlepszy operator obrabiarek wąskoskrawających… Co to ma być? Na co to komu? Robimy sport czy festyn? Już się więcej nie będę nad tym rozwodził, bo mnie nerw bierze. Lecę. Forma się sama nie zrobi. Za tydzień bronię tytułu najlepszego biegającego murarza-tynkarza gminy Ruciane-Nida. Czołem!
Dla zachowania pozorów równouprawnienia na koniec postanowiliśmy zatrzymać biegaczkę. Miłośniczkę joggingu zagadnęliśmy, gdy truchtała przy Kanale Piaseczyńskim.
– Kto jest aktualnym rekordzistą Polski w maratonie?
– Wiem, wiem… To będzie ten… Lewandowski!
– Nie na 1500 metrów, ale w maratonie.
– Aaa… No tak. To wiem, to ten drugi… Jak mu tam było… No ten… Kszczot!
– Nie na 800 w hali, tylko w maratonie.
– Aaa… no właśnie, bo mi się myli. To w maratonie, to wiem…Yyy, no ten…Może jakaś podpowiedź?
– Na „Sz”.
– Schumacher!?
Na tej rozmowie zakończyliśmy wraz z Mietkiem naszą reporterską robotę. Materiał filmowy udało mi się zmontować w drodze powrotnej do domu, przy telefonicznej konsultacji z Patrykiem Vegą. Niestety, gdy na kolegium pokazałem owoc Krzysiowo-Patrykowo-Mietkowej pracy, zostały mi cofnięte wszelkie wcześniejsze pozwolenia. Pozostał jedynie zapis tekstowy, który publikuję nocą, po kryjomu. Należy go przeczytać szybko i zrobić printscreena, ponieważ istnieje ryzyko, że zostanie usunięty.
W następnym reportażu, o ile udobrucham kolegium za swój nocny występek, weźmiemy pod lupę naszych rodzimych zawodowców. Sprawdzimy czy zawodnicy PRO wiedzą, co to znaczy – biec za balonikiem? Zapytamy – co powinno znajdować się we wzorcowym pakiecie startowym? Oraz czy wybraliby talon na grochówkę, a może kupon na 3 kilo młodych ziemniaków? Ponadto skonfrontujemy zawodowców z odwiecznym dylematem każdego polskiego dziecka, pytając: „Gdzie jest słonko, kiedy śpi?” oraz „Dokąd nocą tupta jeż?”.
____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.