Redakcja Bieganie.pl
Adam Klein: Mirek, na
waszej stronie umieszczony jest banner informujący o tym, że
poszukujecie sponsora. Takiej imprezie nie udało się jeszcze znaleźć strategicznego partnera?
A.K.: Bieg Rzeźnika z małej towarzyskiej imprezy przerodził się w jeden z najbardziej kultowych biegów "ultra" w Polsce. Czy spodziewaliście się aż tak dużej popularności?
Jakub Lengiewicz: Zainteresowanie w tym roku przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. W ciągu kilkunastu dni od rozpoczęcia zapisów został wyczerpany limit 400 osób; ostatecznie zwiększyliśmy limit i w tegorocznej, IX edycji Biegu wystartuje ponad 600 biegaczy. To o ponad 50% więcej niż w ubiegłym roku.
Oczywiście takie zainteresowanie ze wszech miar nas cieszy ale też stawia dodatkowe wyzwania natury organizacyjno-logistycznej. Przy tak dużej liczbie uczestników jest już bardzo trudno utrzymać standardy kameralnej, towarzyskiej, pół-formalnej imprezy, w której mamy bliski kontakt z uczestnikami. Mimo wszystko staramy się żeby Bieg nie tylko nie stracił na jakości ale wręcz cały czas myślimy żeby jeszcze bardziej go uatrakcyjniać.
A.K.: Jak myślicie, co skłania biegaczy do tego żeby wyruszać w jeden z najbardziej odległych i najdzikszych krańców Polski? Chęć sprawdzenia siebie, czar Bieszczadów, formuła imprezy, …?
J.L.: Myślę że po trosze każdy z tych elementów. Z jednej strony mamy unikalne piękno i legendarna dzikość Bieszczadów, nie bez powodu objętych najwyższą formą ochrony przez Bieszczadzki Park Narodowy. Z drugiej strony mamy ekstremalnie trudny bieszczadzki czerwony szlak, którego blisko osiemdziesięciokilometrowy odcinek (lub ponadstukilometrowy w wersji Hard Core) trzeba przebyć w maksymalnie 16 godzin. A z trzeciej strony mamy specyficzną – będącą dla wielu długodystansowców dodatkowym utrudnieniem – formułę biegu parami, która wywodzi się z troski o bezpieczeństwo uczestników, a którą z czasem przyjęliśmy za wartościowy dodatkowy element, kształtujący ducha partnerstwa i współpracy zespołowej.
A.K.: Powiedzcie coś o trasie biegu. Czego się można na niej spodziewać?
J.L.: Trasa wiedzie bieszczadzkim odcinkiem liczącego ponad 500km Głównego Szlaku Beskidzkiego. Trasa biegu zaczyna się startem o wschodzie słońca w Komańczy i prowadzi czerwonym szlakiem aż do Ustrzyk Górnych, mijając szczyty Chryszczata, Wołosań, Jasło, Ferczata, Smerek oraz połoniny Wetlińską i Caryńską (warto wspomnieć przy okazji, że mieliśmy już jednego zawodnika, który dobiegł na start z Bielska Białej, wystartował i ukończył Rzeźnika – to znany biegacz ekstremalny Leszek Rzeszótko). Suma przewyższeń na trasie to blisko sześć i pół kilometra, a samych podbiegów jest ponad 3200m. Dla jeszcze największych twardzieli przewidziana jest możliwość wydłużenia trasy o tzw. wersję Hard Core, wiodącą dalej przez szczyty Tarnicę i Halicz aż do miejscowości Wołosate (tutaj suma podbiegów wzrasta do ponad 4000m). Trasa dzieli się na 5 etapów, pomiędzy którymi znajdują się punkty kontrolne (przełęcz Żebrak, Cisna, Smerek oraz Berehy Górne), gdzie zawodnicy mogą uzupełnić wodę, ekwipunek lub się posilić.
Trasa jest trudna technicznie. Zwykle jest błotniście i ślisko, występują długie i strome podbiegi oraz ostre zbiegi. Z kolei na Połoninach biegnie (idzie) się po trudnym technicznie podłożu skalnym, a tam przecież zawodnicy mają już ponad 50 kilometrów w nogach więc każdy krok to ból… Sam startowałem w wielu edycjach Rzeźnika i dla mnie osobiście zawsze najtrudniejszy był początek ostatniego etapu – godzinne mordercze podejście na Połoninę Caryńską: strome i bezwietrzne, przez co ciężko jest złapać oddech i psychika wysiada.
Trasa biegu wiedzie przez piękne punkty widokowe. W przypadku ładnej pogody można podziwiać zapierające dech w piersiach panoramy, chociaż według mnie najbardziej magicznym przeżyciem jest widok Jeziorek Duszatyńskich bladym świtem.
Słoneczna pogoda ma też i swoje minusy – bardzo łatwo opaść z sił z powodu przegrzania i odwodnienia, dlatego ważne jest aby zabierać ze sobą na każdy odcinek odpowiednią do warunków pogodowych ilość napojów oraz odpowiednie nakrycie głowy. Z kolei w przypadku gdy jest pochmurnie/deszczowo/mgliście wtedy nie ma problemów z przegrzaniem, ale za to nie ma też widoków, a na odsłoniętych połaciach połonin potrafi być naprawdę bardzo zimno.
A.K.: Start o świcie, 80-kilometrowa trasa, limity, punkty kontrolne… Wszystko to może się wydać skomplikowane dla potencjalnego uczestnika. Jak wygląda przebieg imprezy z punktu widzenia drużyny startującej w Biegu?
J.L.: Przede wszystkim należy dotrzeć do Biura Zawodów znajdującego się w miejscowości Cisna jeszcze w przeddzień startu i zarejestrować drużynę. Obowiązkowe jest stawiennictwo pełnego składu drużyny podczas rejestracji. Później, o godz. 18:30 następuje bardzo ważny, również obowiązkowy, element — odprawa drużyn — na którym przekazywane są najaktualniejsze informacje techniczno-logistyczne dotyczące przebiegu imprezy. Następnie zawodnicy mają czas wolny (mogą się np. parę godzin wyspać) aż do wczesnych godzin nocnych, kiedy autokary zabierają ich z Cisnej na linię startu do oddalonej o jakieś 30km Komańczy. Start następuje o wschodzie słońca, który w tym roku wypada ok. 3.20. Jako że jest jeszcze kompletnie ciemno, początkowy odcinek trasy jest poprowadzony drogą asfaltową. Jednak już po ok. 5km zawodnicy wchodzą na szlak i tam zaczyna się ta prawdziwa rzeźnicka przeprawa…
Biegamy parami. To się tyczy całego przebiegu zawodów, jednak jest bezwzględnie egzekwowane na punktach kontrolnych – jeżeli pojawi się tam drużyna niekompletna to zostaje zdyskwalifikowana. Tym bardziej zatem warto już zawczasu ustalić taką strategię biegu, żeby obie osoby z drużyny wytrzymały tempo; nie pozwalamy na zmianę składu drużyn w trakcie zawodów. Na punktach kontrolnych każda drużyna musi odznaczyć swoje przybycie oraz moment wyruszenia na kolejny etap – to jest bardzo ważna sprawa gdyż pod koniec Biegu organizatorzy muszą mieć pewność że nikt nie zgubił się w górach. W przypadku kontuzji lub braku sił/motywacji do dalszego biegu należy "doczłapać" do najbliższego punktu kontrolnego a tam organizatorzy zapewnią pomoc/transport. W szczególnych przypadkach jest zabezpieczone wsparcie ze strony GOPR-u.
Na każdym punkcie kontrolnym ustalone są limity czasowe, po przekroczeniu których drużyny nie są wypuszczane na dalszy odcinek. Jest to podyktowane głównie względami bezpieczeństwa. Limit na przebycie całej trasy wynosi 16 godzin, i na tych, którym się to uda, czeka na mecie w Ustrzykach Górnych gliniany, ręcznie wykonany medal oraz posiłek regeneracyjny. Zapewniany jest też transport do Cisnej, gdzie następuje uroczyste zakończenie imprezy, uhonorowanie najszybszych drużyn oraz tradycyjny koncert zespołu Wiewiórka Na Drzewie.
Tak to wygląda w dużym, telegraficznym skrócie.
A.K.: Za rok 10. jubileuszowa edycja Biegu Rzeźnika. Czy planujecie jakieś dodatkowe atrakcje?
M.B.: Tak. Właściwie już w tym roku w sobotę po zawodach planujemy pilotażowe przeprowadzenie nowego biegu o nazwie "Rzeźniczek" na dystansie około 20km. Z Cisnej na linię startu zawodnicy zostaną dowiezieni specjalnym składem Kolejki Bieszczadzkiej. Sama trasa będzie dosyć wymagająca, wiedzie granicznym szlakiem z Balnicy na Jasło i dalej czerwonym do Cisnej. Mamy nadzieję że Rzeźniczek okaże się ciekawą alternatywą dla osób towarzyszących zawodnikom albo dla tych, którzy dopiero przymierzają się do startu w pełnym Biegu Rzeźnika. I oczywiście dla organizatorów, którzy dzień wcześniej obserwują z zazdrością uczestników Biegu Rzeźnika.
W przyszłym roku myślimy o zorganizowaniu pełnej, dwudniowej imprezy, podczas której – oprócz Biegu Rzeźnika oraz Rzeźniczka – będzie zorganizowany sobotni Bieg Rzeźnika "z powrotem". Szczegóły całego przedsięwzięcia są jeszcze cały czas opracowywane, jednak liczymy na zainteresowanie szczególnie ze strony "starych rzeźników", którym standardowa trasa mogła się już znudzić i chcieliby spróbować czegoś nowego. Oczywiście liczymy również na kompletnych szaleńców, którzy chcieliby przebiec oba odcinki dzień po dniu. Najlepiej w wersji Hard Core.
A.K.: Wracając do kwestii finansowych, nie dopłacacie już do Biegu, tak jak w poprzednich latach?
M.B.: Wszystko na to wskazuje, że zmieścimy się w budżecie. W ubiegłym roku po raz pierwszy Bieg Rzeźnika wyszedł na plus, a nadwyżkę… przeznaczyliśmy na zorganizowanie Biegu Polesie – pierwszego polsko‑ukraińskiego biegu transgranicznego. Oczywiście nadwyżki nie starczyło, więc skończyliśmy jak zwykle na minusie (śmiech).