Redakcja Bieganie.pl
O wnętrzach stworzonych z przepychem mówi się, że ociekają złotem. Jednym z najbardziej kapiących złotem biegów w historii, był półmaraton Bupa Great North Run 2013. Sześć lat temu w Newcastle skrzyżowali ze sobą rękawice multimedaliści olimpijscy – Haile Gebrselassie, Kenenisa Bekele i Mo Farah.
W historii biegów ulicznych było to wydarzenie bez precedensu. Na jednej trasie 15 września 2013 roku spotkało się trzech prawdziwych hegemonów długiego dystansu. Po jednej stronie barykady stary mistrz, złoty na 10000 metrów z igrzysk w Atlancie i Sydney – Haile Gebrselassie. Po drugiej, dekadę młodsi ale równie utytułowani Kenenisa Bekele (złoty na 10000 w Atenach, złoty na 10000 i 5000 w Pekinie), oraz Mo Farah (złoty na 10000 i 5000 podczas IO w Londynie). Za faworyta uważano tego ostatniego. Bekele po licznych kontuzjach wracał do biegania na najwyższym poziomie i dopiero debiutował w półmaratonie. Gebrselassie z kolei w dniu rozgrywania biegu miał już ukończone 40 lat.
fot. dzięki uprzejmości Great North Run
Great North Run to jeden z popularniejszych półmaratonów świata. Rozgrywany corocznie od roku 1981 niezmiennie przyciąga na linię startu amatorów biegania oraz największe gwiazdy. Z inicjatywą rozegrania pierwszej edycji biegu wyszedł Brendan Foster, doskonały brytyjski długodystansowiec lat siedemdziesiątych. Początkowo miało to być lokalne wydarzenie w stylu „Run for fun”, jednak od sezonu 2014 Great North Run z frekwencją przekraczającą 40 tysięcy uczestników uważany jest za największy półmaraton świata. W sezonie 1992 na trasie Newcastle upon Tyne – South Shields zorganizowano pierwsze w historii mistrzostwa świata na dystansie półmaratonu. Do roku 2014, przez blisko ćwierć wieku głównym sponsorem zawodów był brytyjski lider ubezpieczeń zdrowotnych – marka Bupa. W ten weekend rozgrywana jest kolejna edycja Great North Run, sponsorowanego od kilku lat przez Simplyhealth. Wolnych miejsc dla biegu półmaratońskiego zabrakło już w lutym.
Jesienią 2013 roku wszystkie oczy zwrócone były na Mo Faraha. Ówczesny mistrz olimpijski na 5000 i 10000 z Londynu, ale też świeżo upieczony mistrz świata na tych samych dystansach z Moskwy (sierpień 2013), jawił się jako zdecydowany faworyt w starciu z weteranem Haile i przeżywającym problemy zdrowotne Kenenisą. Gebrselassie i Bekele w sezonie 2013 startowali bardzo oszczędnie, zaliczając łącznie raptem 11 biegów. Dla porównania Farah walczył na wielu frontach, w hali, na bieżni i na ulicy, startując trzynastokrotnie. Zwycięstwo Brytyjczyka przed własną publicznością było wyczekiwane, oczekiwane i typowane przez ekspertów (bieganie.pl piórem Piotra Łudzika informowało o biegu, zachęcamy zwłaszcza do lektury komentarzy).
Punktualnie o godzinie 10:10 lokalnego czasu na trasę ruszyli wózkarze. Pięć minut później bieg rozpoczęła elita kobiet na czele z Tirunesh Dibabą, Meseret Defar i Priscah Jeptoo. Elita panów wystartowała wraz z biegiem masowym o 10:40. Poza trójką faworytów trudno było znaleźć na liście startowej kogoś, kto mógłby włączyć się do walki o zwycięstwo. Daniele Meucci czy Yuki Kawauchi na tle mistrzów olimpijskich prezentowali się jak ubodzy krewni.
Od samego początku wielką ochotę do biegania wykazywał Haile Gebrselassie. Były rekordzista świata w półmaratonie, pierwszy człowiek który rozmienił granicę 59 minut na tym dystansie, nie zamierzał chować się za plecami młodszych kolegów. Nadawał ton rywalizacji, z miną pełną skupienia przewodząc stawce.
Pogoda panowała iście wyspiarska. Zachmurzone niebo tylko czekało, żeby chlusnąć deszczem na dobrze rozgrzanych biegaczy. Kiedy panowie zameldowali się na piątym kilometrze wciąż jednak nie padało. Wielkiej trójce odpadli za to zupełnie konkurenci. „Dream team” w składzie – Gebrselassie, Farah, Bekele otworzył pierwszą piątkę w 14:23. Wciąż najmocniej pracował ubrany w żółtą koszulkę lidera Haile. Kibice natomiast podzielili się na wierzących, że stary mistrz opędzluje „wiozących się na plecach” młokosów, oraz na pozbawionych podobnie romantycznych wizji.
Skrót pierwszej fazy zawodów, włącznie ze startem wózkarzy, pań i biegu masowego
W okolicach 10 kilometra Bekele zdawał się mówić – pas. Puścił Mo i Haile przed siebie, sprawiając wrażenie, że odpuszcza i nie będzie się tego dnia liczył w walce o zwycięstwo. Było to jednak tylko odegranie sceny o odklepywaniu poddania, ponieważ już na 15 kilometrze Kenenisa pojawił się równo z Farahem i Gebrselassie. Trzeba przyznać, że trzecia piątka pokonana w 14:03, wyszła mistrzom olimpijskim naprawdę żwawo. Mo co jakiś czas uśmiechał się do fanów, Haile nie tracił z twarzy koncentracji, natomiast Bekele obserwował wszystko nieco zza pleców rywali. Jakby planował, rozgrywał w głowie końcówkę tego biegu, dobierając w myślach optymalne rozwiązanie.
Podczas ostatnich kilometrów wyścigu padało już rzęsiście. Na milę do końca Bekele pokazał w co gra, ruszając mocno na zbiegu. Zupełnie bezradny na odcinku z górki był za to Farah, który niemal hamował, zamiast puścić nogi. Gdy teren zrobił się płaski Mo przegonił Gebrselassie, ale pociąg zwany „Kenenisa Ekspress” z każdym krokiem oddalał się coraz wyraźniej. Bekele biegł swobodnie, z oddechem lekkim jak podczas drugiego zakresu. Co kilkanaście metrów kontrolnie obracał głowę, sprawdzając, czy ulubieniec Anglików nawiąże jeszcze walkę. Na nic takiego jednak się nie zapowiadało. Pomimo gorącego dopingu licznie zgromadzonej przy trasie publiczności, Farah tracił. I tracił. Aż nawet prowadzący transmisję brytyjski komentator stwierdził jasno – „Mo dziś Bekele już nie dogoni”.
Wtem. Na 400 metrów do mety Farah wrócił do gry. Jeszcze nieśmiało, nieznacznie, ale zaczął nadrabiać stracone metry. Na ostatniej dwusetce rozpętała się już prawdziwa biegowa bijatyka. Tłum szalał, tłum krzyczał, a Mo walczył o zwycięstwo z zaciśniętymi zębami. Na setkę do końca panowie niemal zrównali się ze sobą i wiele wskazywało na to, że będzie to jeden z większych „come backów” w historii ulicznego biegania. I był. Tylko, że wrócił Bekele, odpierając atakującego zza pleców Brytyjczyka na ostatnich kilku krokach. James Riach, dziennikarz The Guardian obrazowo opisał końcówkę wyścigu – „Bekele poczuł, atakującego niczym jastrząb, gotowego by zabić, Faraha. Tym razem to jednak ofiara odparła atak drapieżnika.”
Na mocną końcówkę nie był gotowy Gebrselassie, który finiszował kilkadziesiąt sekund później. Po wyścigu na dużo pytań musiał odpowiedzieć Mo Farah, bądź co bądź, uważany za głównego faworyta do zwycięstwa.
– Zawsze będziesz rozczarowany, kiedy przegrasz. Nie chcesz przegrać, ale to była porażka z Kenenisą, który jest świetnym sportowcem i ma ogromne doświadczenie…W pewnym momencie szczerze myślałem, że go zostawiamy (wspólnie z Haile), ale on czuł się dobrze i widocznie chciał aby nasze mocne tempo było kontynuowane. Kenenisa trenował pod kątem tego biegu i przygotował świetną formę. Moim głównym celem sezonu były sierpniowe mistrzostwa świata, więc to do nich trenowałem przez cały rok. Mimo wszystko cieszę się, że pokazaliśmy dzisiaj wspaniały, niesamowity wyścig. – mówił Mo.
Bekele skwitował swój sukces krótko.
– To niesamowite. Moja kontuzja to już historia, czuję się coraz lepiej, wróciłem do pełnego zdrowia. Dobrze trenowałem i ostatecznie – zrobiłem to!
Końcówka biegu i emocjonujący finiszTrzeba przyznać, że jesienna porażka z 2013 roku nie wpłynęła negatywnie na Mo Faraha. Pochodzący z Somalii biegacz rok później wygrał Great North Run, podobnie jak w kolejnych pięciu edycjach z rzędu. W międzyczasie został też podwójnym mistrzem świata w Pekinie (2015), podwójnym mistrzem olimpijskim w Rio (2016), czy mistrzem świata na 10000 w Londynie (2017).
Dziś 8 września 2019 w Newcastle – Farah odniósł kolejne, szóste z rzędu zwycięstwo w Great North Run z wynikiem 59:07. W październiku (22.10) pobiegnie natomiast Chicago Marathon, w którym rok temu zwyciężył z czasem 2:05:11, ustanawiając rekord Europy.
Z kolei Bekele nie poszedł za ciosem. Kolejne dwa sezony były dla rekordzisty świata na 10000 i 5000 stracone. Kenenisa na ulicę wrócił z przytupem w roku 2016, wygrywając maraton w Berlinie z wynikiem 2:03:03. Niestety znowu nie udało się utrzymać formy ani zdrowia w dłuższej perspektywie. W sezonie 2017 startował rzadko, za to coraz częściej przy jego nazwisku na listach wyników zaczęła pojawiać się adnotacja DNF (nie ukończył). Tej jesieni jeden z najlepszych długodystansowców w historii planuje wystartować w Berlin Marathon (29 września).
Haile Gebrselassie, prawdziwa ikona biegów długich, zakończył karierę w roku 2015. Jeszcze jako 42 – latek potrafił pobiec 10 km w 30:05 podczas Manchester Great 10K. Aktualnie Haile zarządza etiopską lekkoatletyką, jako prezydent rodzimej federacji.
Przeczytaj również w cyklu „Pojedynki wszech czasów":
Bieganie to nudny
sport? Najbardziej zacięte pojedynki wszech czasów mogą przełamać ten
stereotyp. Kontynuujemy serię artykułów poświęconych najciekawszym
biegom w historii. Piszcie w komentarzach, o jakich wyścigach
chcielibyście przeczytać. Postaramy się odświeżyć najbardziej zakurzone
historie.