„Będzie Maraton Warszawski, choćby tu się COVID-21 pojawił” – rozmowa z Markiem Troniną
W weekend 26-27 września w nietypowej formie, z udziałem zaledwie 1000 osób podzielonych na 4 tury, odbędzie się 42. PZU ORLEN Maraton Warszawski. Jak udało się doprowadzić do organizacji imprezy w dobie koronawirusa? Czemu rozważano trasę na parkingu? I czy tegorocznego rozwiązanie wpisze się już na stałe na mapę sportowych wydarzeń stolicy? Rozmawiamy o tym z Markiem Troniną, głową Fundacji Maraton Warszawski i współzałożycielem Związku Organizatorów Imprez Masowych.
Organizacja miejskiego maratonu w dobie pandemii może przysporzyć siwych włosów. Już samo wytyczenie trasy 42. PZU ORLEN Maratonu Warszawskiego było chyba wyzwaniem? Mamy teraz 8 pętli po 5 km każda z dodatkową mniejszą na początku, wszystko w absolutnym centrum Warszawy.
Ostateczna wersja jest zbieżna z tym, na co się najbardziej nastawialiśmy. Ale nie wiedzieliśmy, na co będziemy mogli sobie pozwolić wobec uczestników. Zakładaliśmy, że jeśli będzie ich co najmniej tysiąc, to robimy maraton w formacie „normalnym”, zeszłorocznym. Natomiast na początku sierpnia wiedzieliśmy, że nie zanosi się na zmiany (w polityce dotyczącej zezwoleń na organizację sportowych imprez masowych – przyp. red.). Postawiliśmy na pętlę Plac Teatralny – Krakowskie Przedmieście – Miodowa.
Są na niej liczne zawrotki, mimo tego, że wytyczono ją w okolicach Starego Miasta wydaje się kameralna, bez rozmachu, jakby zduszona przez pandemię. Taka trasa to konieczność?
Było wiele innych opcji, nawet na Kępie Potockiej, w momencie, gdy imprezy miały się odbywać z udziałem 50 osób. Mam wrażenie, że nikt piszący przepisy nie wiedział wówczas, co to miałoby znaczyć. Braliśmy przez chwilę pod uwagę al. KEN na Ursynowie, gdzie odbywa się Bieg Ursynowa. Opcja zupełnie awaryjna „z partyzanta” zakładała, że zamykamy parking pod torem wyścigów konnych na Służewcu i tam biegamy na pętli 2,5-kilometrowej, z zaproszonymi 10 zawodnikami i 10 zawodniczkami. Zależało nam po prostu, by dało się maraton przeprowadzić w Warszawie.
Wielkie biegi na całym świecie są odwoływane, w Polsce chociażby nie odbywa się tegoroczny Półmaraton w Pile, a w Poznaniu maratończycy biegną wyłącznie wirtualnie. Ty się uparłeś. Oficjalnie powiedziałeś, że choćby nie wiem co – Maraton Warszawski musi się odbyć. Tegoroczna impreza raczej nie generuje zysków, co w takim razie z przyszłoroczną edycją?
Nie, no wiesz… Nie po to stajemy teraz na głowie i organizujemy 42. edycję, żeby za rok powiedzieć, że już maratonu nie robimy. Nie ma takiej opcji. Na razie chcemy dociągnąć do niedzieli wieczór 27 września, zamknąć temat „42. MW”, potem odświeżyć głowę, pomyśleć, co może się wydarzyć i jak możemy się przygotować na różne warianty alternatywne. Nie wiem, czy gdybyśmy byli, jako organizator, w takiej samej sytuacji za rok, to powtarzalibyśmy manewr z robieniem 4 rund po 250 osób. Ja bym nie chciał tego dublować. Co można zrobić w zamian? To musimy jeszcze wymyślić. Na pewno będzie 43. edycja Maratonu Warszawskiego, choćby tu się COVID-21 pojawił…
A jak się to wszystko odbija na Tobie? Jesteś zmęczony lawirowaniem, spełnianiem oczekiwań – i decydentów, i samych biegaczy?
Fizycznie mam teraz rzeczywiście trudniejszy okres… Ale my jako pracownicy Fundacji Maraton Warszawski byliśmy psychicznie zmęczeni raczej w momencie, gdy miotaliśmy się, nie wiedząc, co możemy w ogóle zorganizować. Jeszcze do tego zniechęcenia dochodziło to, że siedzieliśmy w domach, mogliśmy spotykać się na „callach”, czy wideokonferencjach. Przypomnę jeszcze, że przecież musieliśmy odwołać wiosenny Półmaraton Warszawski. Długo mieliśmy nadzieję, że ta impreza dojdzie do skutku, może w innym terminie, może przy okazji maratonu. Baliśmy się jednak, że z początkiem jesieni zacznie się kolejna fala zakażeń, więc patrząc na kalendarz z początku chcieliśmy przenieść zarówno półmaraton, jak również maraton, na początek sierpnia. Ale mieliśmy za mało czasu, poza tym upalna pogoda byłaby bardzo niekorzystna dla biegaczy.
Pisząc coś o sobie zwykle popada w przesadę. Medalista mistrzostw Polski w biegach długich, specjalizujący się przez lata w biegu na 3000 m z przeszkodami, obecnie próbuje swoich sił w biegach ulicznych i ultra. Absolwent MISH oraz WDiNP UW, dziennikarz piszący, spiker, trener biegaczy i współtwórca Tatra Running.