Redakcja Bieganie.pl
Paweł Kunachowicz, partner życiowy Beaty Sadowskiej, radca prawny, alpinista, przewodnik wysokogórski.
Najpierw pytanie do Pawła, mniej publicznie znanego członka teamu. Jak to się stało Paweł, że zacząłeś biegać?
Paweł: Zaczęło się od biegów na 1000m w szkole podstawowej, zawsze mi na tych biegach dobrze szło.
Pamiętasz jakie miałeś czasy?
Paweł: Nie, nie pamiętam, ale były takie, że łapałem się do biegów wojewódzkich. Czyli było całkiem nieźle. Później jak byliśmy coraz starsi to przewaga chłopaków, zawodników, którzy trenowali lekką atletykę, była coraz większa.
Kiedy przebiegłeś swój pierwszy maraton?
Paweł: To było w 2002r. w Berlinie
Z jakim czasem?
Paweł: 3:37:51. Byłem pod mega wrażeniem liczby startujących i kibicujących.
Jeśli chodzi o Twoją aktywność sportową to oprócz biegania coś jeszcze robisz?
Paweł: Zajmuje się alpinizmem.
Możesz opowiedzieć o swoich największych sukcesach?
Paweł: Byłem na dwóch dużych wyprawach w Himalajach i tam wlazłem na 6700m npm i w Andach na 6789m. Ale głównymi moimi sukcesami są alpejskie wspinaczki. Jest siedem klasycznych północnych ścian. Byłem na trzech: Les Droites, Pitz Badill i Petit Dru.
Te ściany mają jakieś wyceny?
Paweł: W alpejskim wspinaniu to jest TD ale alpejskie wspinanie niesie ze sobą elementy i trudnościowe i techniczne. Jak jest ściana długa albo niebezpieczna to wycena jest podnoszona. Najwyższa wycena to jest ED potem TD i inne. Oprócz tego wspinam się w przedziale 6 -7 w skali UIAA.
Beata: Paweł się oczywiście nie pochwali, ale jest przewodnikiem alpejskim, zrzeszonym w UIAGM. To jest najbardziej prestiżowa organizacja przewodników alpejskich na świecie, do której egzaminy zdaje się przez 5 lat.
Paweł: Tzn. to jest taki cykl szkoleń. Żeby w ogóle przystąpić do szkolenia, trzeba mieć wykaz bardzo dużej ilości przejść. 15 dróg powyżej tysiąca metrów przewyższenia, w lodzie i w skale.
To tak naprawdę jesteś wspinaczem, a bieganie jest czymś, co ma ci w tym pomóc?
Paweł: Zajmuję się między innymi wspinaniem, ale to nie jest tak, że bieganie jest tylko dyscypliną treningową. Oczywiście pomaga, bo jest to najlepszy trening w góry. Ale super się czuję biegając i traktuje to jako odrębną historię, która ma swoją wartość .
Pomiędzy 2002 rokiem a dzisiejszym dniem były jakieś szczególnie ważne biegowe dla Ciebie momenty?
Paweł: Miałem śmieszną historię, którą byłem totalnie oszołomiony i zaskoczony. Po czterech latach od pierwszego maratonu postanowiłem pobiec maraton w Warszawie. Okazało się, że przebiegłem go co do sekundy w tym samym czasie co pierwszy. To jest dla mnie fenomen. Jak przebiegłem, uśmiechnąłem się do siebie, że jestem cztery lata starszy, ale biegowo w zasadzie się nie zmieniłem. Spodziewałem się, że może być gorzej, bo mniej się przygotowywałem, miałem kontuzje, no i koncept był zupełnie inny.W tym roku przebiegłem lepiej, w 3:33 w Warszawie. Fajnie, bo też myślałem, że będzie gorzej, a tu się okazało, że nawet jest lepiej.
Jak się nie przygotowujesz do maratonu, to jak duże jest Twoje bieganie, jak często ,jaki kilometraż?
Paweł: Trochę teorii, zasad znam, ale jestem mega intuicyjny. Staram się biegać 4, 5 razy w tygodniu. Przeplatam to wyjazdami w góry, po których dużo chodzę. Jak chodzę na nartach, to też jest bardzo dobry trening.
W lecie też?
Paweł: W lecie zasuwam po lodowcu na butach, a w zimie na nartach. To jest taki przerywnik. Chodzę też na ścianę, żeby się rozciągać i być w formie. Są takie momenty, jak teraz po maratonie, że po prostu nie chce mi się biegać i odpuszczam na dwa tygodnie, a potem znowu wracam do tego z przyjemnością. Chcę, żeby bieganie było radością, a nie ciężką orką. Odnoszę wrażenie, że dzięki temu nie mam zmęczonego organizmu, nie jestem tym znużony.
Gdzie biegasz, po jakich terenach?
Paweł: Uwielbiam zmieniać miejsca. Lasek Bielański, Młociny, a jak chcę mocno pobiec – robię pętlę Bielany plus Młociny. Skaryszak jest dla mnie za krótki, więc biegam tam, jak nie mam czasu. Nie biegam rano, bo mam problem ze wstawaniem. W związku z tym, jak się robi sezon jesienno zimowy, mam kłopot, bo wieczorami nic nie widać. Patentem na to jest Wilanów. Tam jest asfaltowa ścieżka, którą oświetlają samochody. Nawet jak jest woda i lód, można po niej biegać. W soboty biegam na Kabatach. Jest jeszcze taki rejon znaleziony zupełnie przypadkowo koło Saskiej Kępy nad Wisłą, który jest moim ukochanym miejscem do biegania, widać stamtąd piękny zachód słońca.
Beata na Maratonie w Warszawie, 2008
Rozumiem, że jak się poznaliście to w pewnym sensie Beata musiała zacząć biegać, tak?
Beata: Właśnie nie, bo Paweł mnie nigdy nie namawiał i to jest dla mnie ewenement. Myślę, że dlatego tak naprawdę zaczęłam biegać. Jakby mnie męczył, to z przekory mogłoby być różnie. Widziałam, jak wychodzi na treningi i wraca zmachany, ale zadowolony, uśmiechnięty, że biega i latem, i zimą, i jesienią. Czasami nawet mówiłam mu, że może zacznę biegać, a on „Nieee, to męczące i wymaga czasu”. I ponieważ tak mówił, nie przekonywał i nie zachęcał, to samo jakoś do mnie dotarło, przyszło. Pomyślałam, że to fajne i spróbowałam.
Ile to było po tym, jak zaczęliście być razem?
Beata: No i nas w ten sposób mobilizują, bo w sobotę są już o 9 rano pod domem.
To są wasi znajomi tak?
Beata: Tak. Paweł, nie namawiając, namówił wiele osób do biegania. Ja też mam na swoim koncie co najmniej trzy osoby, które zaczęły biegać. Ostatnio Agnieszka Warchulska powiedziała mi : „Po twoim ostatnim opowiadaniu o bieganiu, spróbowałam i jest fajnie”. Mój brat był kiedyś bardzo sportowy, potem to się rozeszło, a w sobotę poszedł na ścieżkę biegową do Skaryszaka i mówi, że będzie chodził regularnie. Koleżanka z pracy, która zaczęła biegać, mój manager, który obiecał, że jeszcze chwila i też zacznie. Super, to ogromna frajda wciągać ludzi w bieganie. Jest jeszcze Ela, moja przyjaciółka. Ostatnio mi powiedziała, że pierwszy raz, jak ją namówiłam na ścieżkę biegową, to mnie w duchu nienawidziła. Biegła, zaciskała zęby i myślała „Co ja tu robię?!” A teraz jak sobie razem biegamy, uśmiecha się od ucha do ucha.
Paweł: Kluczem jest autentyczność postaw. To dotyczy biegania, jak i wszystkiego innego, co się robi. Jeżeli przyjmiemy, że dla ludzi, którzy biegają, jest to fajne, to samo się obroni. Ta autentyczność powoduje, że to się rozprzestrzenia na innych ludzi. A potem są tacy, którzy się wciągają i trzeba im pomóc, powiedzieć „możesz zrobić to, czy tamto”, często wystarczy powiedzieć tylko – „dasz radę” – i dają.
Maraton w Warszawie 2008
A jak to Beata z Tobą było, że pomyślałaś o ściganiu się w maratonach, o startowaniu na różnych imprezach biegowych?
Beata: Jak zaczęłam biegać, to oczywiście umierałam, miałam jęzor do pasa i nie byłam w stanie zrobić jednego kółka na stadionie. Potem Monika Coś z Nike’a namówiła mnie na Run Warsaw. Powiedziała „Słuchaj, to 5 km, pobiegniesz?”. Ja nawet nie wiedziałam, co znaczy 5km. Jako dziecko trenowałam lekkoatletykę, ale już nie pamiętałam, jakie to są dystanse. Ktoś mi powiedział, ile pętli trzeba zrobić na Skrze na starym stadionie. W sobotę poszłam, żeby spróbować. Przebiegłam i było ok. Najpierw było Run Warsaw i 5 km, potem – za rok – 10km, a potem już półmaraton, na który zapisał mnie Paweł. Byłam trochę przerażona. Zawsze się denerwuję przed biegami i na niego fukam (śmiech). Po przebiegnięciu półmaratonu, miałam marzenie, żeby zmierzyć się z maratonem. W zeszłym roku nie udało się przez pracę. W tym roku postanowiłam, że choćby się waliło i paliło, startuję. Pamiętam jak miesiąc przed maratonem wyszłam na trening, byłam wykończona i nic mi nie szło. Miałam zaplanowany trzygodzinny trening, a po pół godzinie myślałam, że oszaleję, pot się ze mnie lał. Myślałam: „Nie przebiegnę żadnego maratonu! Mam to gdzieś! Kto mi każe?!”. No właśnie nikt. Zmagać można się tylko ze sobą.
Paweł: A propos ścigania się. Betti zawsze mówi, że biegnie nie dla wyniku, ale potem jak ma jakiś lepszy czas, to jest wielka radość i cały czas gadanie o tym wyniku.
Gdzie pobiegłaś maraton i z jakim czasem?
Beata: W Warszawie z czasem 4:16:26.
Gratulacje!
Beata: Dzięki. Cały czas ratowałam się myślą, że jest limit 6 godz., więc najwyżej drugą połowę przejdę. Paweł się ze mnie śmiał.
Miałaś jakieś założenia tempowe?
Beata: Założyłam sobie, że jeśli przebiegnę w 4:30 to będzie super. Ale rozpiskę miałam na 4:16 i przebiegłam idealnie w wyznaczonym czasie. Miałam na łapie wszystko rozpisane, ściągnęłam to od Pawła. Cały maraton biegłam tym samym tempem, ostatnie kilkadziesiąt metrów dostałam takiego przyśpieszenia jak zobaczyłam napis Meta, że zaczęłam biec jak na 60m, powodując ogólną radość.
Paweł: Co oznacza, że mogłaś jeszcze szybciej pobiec.
Beata: Ja po prostu przetrenowałam się jako dziecko i teraz nie lubię się męczyć. Na Legii mieliśmy sześć treningów w tygodniu. Pamiętam obóz sportowy, który był dla mnie katorgą, a nie frajdą. Teraz, jak biegłam maraton, do 35km czułam się, jakbym biegła na 5km. Nic mnie
nie bolało, nie byłam zmęczona. Siedem ostatnich kilometrów – już było gorzej. Dwa ostatnie – czułam już konkretnie. Dziś wiem, że miałam jeszcze zapas, mogłam przebiec szybciej. Tylko że ja się asekuruję podczas biegania.
Ciekawi mnie jeszcze jak wam się udało przygotować do maratonu. To jest jakiś tam plan, który trzeba realizować w miarę regularnie. Czy macie problem z tym, żeby ten plan wkomponować w wasze normalne zajęcia, pracę?
Paweł: Betti jest ekspertem od wprowadzania planów, ma tabelki.(uśmiech)
Beata: Mam tabelki ze strachu oczywiście, że jak nie będę regularnie trenowała, to nie przebiegnę. Czasami Paweł mnie mobilizował. Pamiętam: miałam trzy miesiące do maratonu, padał deszcz, trochę mi się nie chciało, trochę byłam zmęczona. Paweł powiedział „Jak chcesz
przebiec maraton, musisz biegać. Nie może być tak, że pada deszcz, a Ty nie idziesz na trening.” Proste, ale dotarło. Potem Kuba Wiśniewski z Nike’a rozpisywał mi treningi miesiąc po miesiącu. A ja byłam jak wzorowy uczeń, kujon, pupil wszystkich nauczycieli. Robiłam te
treningi nie w 80%, ale w 100%. Do tego mięśnie brzucha i grzbietu. Paweł rano wstaje, patrzy, a ja zasuwam kolejną serię, bo tak mam w tabelce. Pomyślałam, że nieważne w jakim czasie przebiegnę maraton. Ważne, żeby nie zrobić sobie krzywdy, dlatego tak się przykładałam. Myślę, że jak się chce i ma się przekonanie, że warto, to można wszystko. Do mnie nie przemawiają argumenty o braku czasu, o nadmiarze zajęć. Ja naprawdę jestem cholernie zajęta, a jednak wszystko się dało połączyć. Wcześniej wstawałam, wcześniej wracałam z pracy, z różnych rzeczy rezygnowałam i te treningi robiłam. To jest taka wygodna
wymówka – nie mam czasu.
A Ty Paweł oprócz tego że biegasz to musisz jeszcze wspinanie jakoś wkomponować w swój plan?
Paweł: Tak, wspinam się raz bądź dwa razy w tygodniu.
W biurze u Pawła
I masz tam stałego partnera?
Paweł: Mam dwóch kupli, z którymi się zmieniam. Trochę się powspinamy, trochę porozciągamy. Mój wolny wakacyjny czas jest zawsze aktywny. A bieganie wciskam wszędzie, jak tylko mogę, to idę biegać.
Beata: Pamiętam, że jak pojechaliśmy na Sylwestra do Wrocławia, ja szłam na próby na scenie, a Ty szedłeś biegać.
Paweł: Jak gdzieś jestem zawodowo albo towarzysko i z jakiś względów ląduję w mieście, to zawsze chcę i uważam, że to jest super fajnie przebiec się i zobaczyć to miasto.
Beata: Rano po Sylwestrze każdy był raczej zmęczony po balandze, a my wstaliśmy o 8mej i o 9 tej poszliśmy już biegać. Bardzo przyjemne. Nowy Rok , a my zrobiliśmy sobie trasę po Wrocławiu. Ja to chyba od ciebie Paweł mam, bo wszędzie gdzie wyjeżdżam, czy to są wakacje w Brazylii, czy wywiady na Hawajach, czy Mazury, czy góry, zawsze biorę buty do biegania.
Wasze ostatnie wakacje były właśnie sportowe czy raczej plaża?
Beata: Byliśmy w Grecji na malutkiej wyspie ze skałami wspinaczkowymi. Biegaliśmy wieczorem już po zachodzie słońca, bo rano było za gorąco i się nie dało.
Paweł: I była to słynna Betti-kartka, która mnie doprowadza do szału, bo kartka jest silniejsza niż rozum (śmiech)
Beata: Wtedy już miałam rozpisane treningi (śmiech)
Paweł: I Betti mnie ciągnęła, żebym z nią chodził latać. Było tak gorąco, że ja nie miałem siły.
Beata: No ale dawałeś się przekonać. To było super, bo raz biegaliśmy w jeden koniec wyspy, raz w drugi. Po skałach.
Powiedziecie jakie macie najbliższe plany sportowe, czy macie w ogóle takie plany?
Beata: Mam takie marzenie, ukradzione Pawłowi, żeby co roku przebiec maraton na innym kontynencie. Chciałabym też pobiec w Berlinie, bo wszyscy mówią, że jest genialna atmosfera i genialni kibice. Podczas warszawskiego maratonu zaskoczyło mnie, że Polacy jeszcze się wstydzą dopingować, jakby to było niepotrzebne uzewnętrznianie się na ulicy. Niektórzy bili brawo i pokrzykiwali, ale to głównie ci, którzy sami biegają mają coś wspólnego ze sportem. A jak były grupy obcokrajowców, to oni się darli wniebogłosy, kibicowali, bili brawo. Podobno w Berlinie jest tak na całej trasie.
Paweł: Miałem kiedyś wielki plan, żeby Spitzbergen przejść na nartach. No i przeszliśmy w 22 dni 320km. To jest dużo, taki masakryczny wysiłek sportowy. Pewnie mi się nie uda, ale chciałbym się zakwalifikować i przebiec Boston. Dla mnie każda biegowa historia jest fajna, np. Bieg Niepodległości, jak mi się uda ukończyć o minutę szybciej. Ja bym chciał i tak się staram, żeby raz w roku było jakieś wydarzenie sportowe : albo góry albo bieganie. W tym roku to był maraton. Wspinanie tym się różni od biegania, że bieganie ma jedną wielką zaletę – możesz to robić wszędzie, o każdej porze roku i zajmuje ci to najmniej czasu ze wszystkich sportów. Pod tym względem jest absolutnie bezkonkurencyjne, no i nie jest to wysokonakładowa historia.
Po biegu
Zaciekawiła mnie jeszcze jedna sprawa. Beata mi powiedziała, że od dawna biegasz w butach Pumy. A to jest marka, która jeśli chodzi o biegowe modele, to w Polsce jest widoczna dopiero od tego roku?
Paweł: Mam sentyment do tych butów. Dla mnie Puma w pewnym momencie przestała być marką sportową. Widziałem te wszystkie pańcie z torbami Pumy, te fikuśne czapy i to była dla mnie katastrofa. Trochę podobnie jak The North Face, który teraz produkuje już chyba wszystko, a był kiedyś producentem tylko wysoce specjalistycznego sprzętu wspinaczkowego. Jak szukałem butów do pierwszego maratonu, a było wtedy trudno coś znaleźć, zresztą do tej pory ciężko dobre buty kupić, to pomiędzy tymi „freakowymi” butami w Pumie, zobaczyłem amatorskie startówki maratońskie i sobie je kupiłem. Wspaniale mi się w nich w Berlinie biegło. I wszystkie biegi od 2002 roku, w których się liczy czas, biegam w Pumach. Lubię też NIKE, ale ja mam wąska stopę, a one są dość szerokie. Nike’a szczególnie cenię za ciuchy do biegania i kolekcje ACG, z której korzystam w górach.
A Ty Beata próbowałaś się wspinać?
Beata: Jak wyjeżdżamy z Pawłem na wakacje, to trochę próbuję. Nie boję się wspinania, dopóki nie dotrę do celu i nie trzeba zjechać w dół. Wtedy zaczyna się problem, a przecież to powinna być czysta przyjemność. Mam lęk wysokości i dopóki nie patrzę w dół, wszystko jest ok.
Paweł: Wśród wspinaczy jest dużo ludzi, którzy biegają, np. moi dwaj przyjaciele. Jeden to Artur Kurek, z którym byłem na Huascaran w Peru, teraz startuje w ekstremalnych rajdach i jest super biegaczem. Drugi to Stefan Stefański – przewodnik UIAGM też jest rewelacyjnym
biegaczem. Razem byli drudzy na ostatnim Rajdzie Rzeźnika. Kilka lat temu w Desert Cup (170 km po pustyni) zajęli 9 i 11 miejsce.
Beata: Stefan kocha to bieganie. Z gór nie schodzi, tylko zbiega. Po wspólnym wspinaniu i tourach w okolicach Chamonix, ja padałam ze zmęczenia po 8-miu godzinach w górach, a Stefan zastukał do naszego namiotu i zapytał: „Idziesz biegać?” (śmiech). Już był w butach. Fajnie patrzeć, jaką to może sprawiać przyjemność.
Paweł: Ech, to niestety wprowadza od czasu do czasu w moje ustabilizowane sportowe życie wielki szok i depresję (śmiech). Czasami Stefan namawia mnie, żebym z nim poszedł pobiegać. Ostatnio byliśmy razem w Tatrach na wspinaniu. Podbiegaliśmy pod jakąś przełęcz i tu była widoczna różnica klas pomiędzy amatorszczyzną, a kimś kto jest już na poziomie zawodowym. Rzadko mi się zdarza nie dawać rady, jak biegam ze znajomymi, a tu widziałem oddalającą się postać. Stefan czekał na mnie przy schronisku: „ Tylko 15 minut wolniej ode mnie” powiedział z uśmiechem.