25 lipca 2014 Redakcja Bieganie.pl Sport

Badwater Ultramarathon kontra Darek Strychalski – 1:1!


Morderczy dystans. Piekielna temperatura. Kryzysy i wzloty. Ale udało się! Powrót Darka Strychalskiego – niepełnosprawnego biegacza z Podlasia na Badwater – jeden z najtrudniejszych ultra maratonów świata zakończony sukcesem! 

na trasie Darek Strychalski fot.Filip Bojko
Darek Strychalski na trasie (fot. Filip Bojko)

Na trasę ruszyli 21 lipca o godz. 8:00 czasu PDT. W Polsce była 17:00. Tysiące, o ile nie setki tysięcy osób, które słyszały o Darku i jego wyprawie zaciskały kciuki. Mnóstwo słów wsparcia płynęło do Darka od samego startu, aż do mety. A w zasadzie już na wiele tygodni przed zawodami. Jego marzenie powrotu na trasę Badwater Ultramarathon, z którą po raz pierwszy próbował zmierzyć się w 2012 roku, okazało się czymś w rodzaju misji narodowej. Akcja zbierania środków na wyjazd aklimatyzacyjny i organizację startu w biegu poskutkowała. Udało się zebrać potrzebne 30 tys. zł – niezbędne minimum, a nawet więcej – dzięki temu powstanie profesjonalny film z walki Darka z amerykańskim piekielnym biegiem.

Wymarzona meta została osiągnięta w środę, 23 lipca wczesnym popołudniem. Przemierzenie 217 km z Doliny Śmierci do Mount Whitney w otwartym terenie i temperaturze przekraczającej 50 stopni zajęło Darkowi Strychalskiemu dokładnie 45 godzin 11 minut i 10 sekund. Blisko 3 godziny przed zakończeniem limitu czasu! Dotarł na metę na 73. miejscu. – Na mecie czułem się wykończony i totalnie nie wierzyłem, że to się udało. Spełniłem swoje największe marzenie, ale chyba dotrze to do mnie dopiero za jakiś czas – powiedział Darek kilka godzin po zawodach, kiedy nieco odespał trudy biegu. – Darek wyglądał na mecie, jakby był na lekkim „odlocie”. Popłakał się. Podobnie Mikołaj – wył jak bóbr. Mi też łzy ostro napłynęły do oczu. Byliśmy totalnie wzruszeni, szczęśliwi i zmęczeni. Wspólnie z Mikołajem też zrobiliśmy ponad 100 km. Bez zmrużenia oka – relacjonuje Filip Bojko, przyjaciel Darka, który pomagał mu w przygotowaniu wyprawy od samego początku.

na trasie Darek Strychalski i Filip Bojko fot.Jakub G rajek
Darek Strychalski i Filip Bojko na trasie biegu (fot. Jakub Górajek)

Cała „operacja” była zaplanowała na wiele miesięcy przed. Darek poleciał do USA już na początku lipca. Zupełnie inaczej niż dwa lata temu, kiedy przyleciał na miejsce w przeddzień startu. – To była jedna z przyczyn niepowodzenia w 2012 roku. Po wielu godzinach walki z udarem, musiałem zejść z trasy na 115 km ze względu na przekroczenie limitu na jednym z punktów kontrolnych – opowiada Darek. Tym razem było zupełnie inaczej. Nasz polski „kowboj” miał czas na aklimatyzację, treningi w temperaturze zbliżonej do tej, w jakiej odbywał się start.

Darek był w USA z ekipą, której pomoc była nieoceniona. Cytowany Filip Bojko towarzyszył Darkowi przez cały pobyt w Stanach. Mikołaj Barysznikow-Kowalski – brat Filipa, Kamil Kuchta – kierowca (wymogiem organizatorów biegu jest eskorta samochodu) i Jakub Górajek – autor filmu, jaki powstanie z wyprawy dotarli na miejsce zawodów w sobotę – na dwa dni przed startem. Wszyscy byli z Darkiem przez cały bieg. Wspierali, motywowali, podawali wodę, izotoniki, jedzenie, lód, czapkę. Czuwali, kiedy zmógł go sen. Co milę, czasami pół trzeba było coś podać Darkowi, dlatego Filip i Mikołaj biegli z Darkiem na zmianę – tak, by jeden z nich cały czas był na posterunku i mógł podać, co w danej chwili było potrzebne. 

Darek Strychalski przygotowania fot.Filip Bojko
Darek Strychalski na kilka dni przed startem (fot. Filip Bojko)

Nikt nie spodziewał się, że to będzie bułka z masłem. Było wręcz odwrotnie – wszyscy włącznie z Darkiem wiedzieli, że to będzie niesamowite wyzwanie. Na trasie 217-kilometrowego biegu może wydarzyć się naprawdę wiele… Nawet świetne przygotowanie fizyczne i mentalne nie jest gwarancją dotarcia do mety. – Najtrudniejsze były podbiegi. Szczególnie ten nocny pod Cerro Gordo, w okolicy setnego kilometra – mówi Mikołaj. – Darek wymiotował tam kilkanaście razy. Padał na kamienie. Nie był w stanie jeść i pić, zataczał się w sąsiedztwie przepaści. Na szczycie ścięło go zupełnie i poszedł spać. A dalej czekał go bardzo trudny zbieg, w ciemności, po kamieniach – relacjonuje Mikołaj.

Darek był jednym z trzech Polaków startujących w ultramaratonie Badwater. Zbigniew Malinowski z Kołobrzegu był 62., a Dariusz Jacek Łabudzki z Sandomierza – tuż za nim – 63. Chłopaki pokonali trasę razem, wbiegli na metę po 42 godzinach 57 minutach i 31 sekundach. 

na trasie Darek Strychalski i Filip Bojko 2 fot.Jakub G rajek
Darek Strychalski i Filip Bojko na trasie (fot. Jakub Górajek)

Zwycięzca zawodów – Harvey Lewis z Cincinnati w Ohio uporał się z 135-milową trasą w 23 godziny i 52 minuty! Najszybsza spośród kobiet – Alyson Venti z Miami na Florydzie – z czasem 28:37:28 zajęła ósme miejsce w generalce. W limicie czasu zawody ukończyły 83 osoby. 14 zostało zdyskwalifikowanych lub sami wycofali się z rywalizacji.

Pełne wyniki zawodów znajdują się na stronie www.dbase.adventurecorps.com. Relacje z przebiegu przygotowań oraz samego startu można podejrzeć na blogu www.badwater.pl oraz profilu Zwycięzca / The Winner na Facebooku.
Dariusz Strychalski – biegacz z Łap w woj. podlaskim. Kiedy miał 8 lat, potrąciła go ciężarówka, w wyniku czego doznał niedowładu prawostronnego. Przeszedł kilka operacji, początkowo nie mógł chodzić. Po latach rehabilitacji odzyskał częściową sprawność, a 10 lat temu zaczął biegać. Regularnie startuje w maratonach i ultramaratonach, a bieganie codziennie 20 czy 30 kilometrów to chleb codzienny Darka.
Tekst: Justyna Grzywaczewska
Zdjęcia: Filip Bojko, Jakub Górajek

O Badwater 2014

Bieg Badwater Ultramatathon 135 jest rozgrywany nieprzerwanie od 1987 roku. Trasa wiedzie od najniższego punktu w USA, znajdującego się w sercu najgorętszej na świecie Doliny Śmierci do najwyższego szczytu tego kraju nie wliczając Alaski. W tym roku z powodu niezrozumiałego zakazu władz trasę wyjątkowo zmodyfikowano, choć również biegła terenami pustynnymi oraz górami okalającymi najgorętszy rejon globu.

Na starcie tegorocznego, uznawanego za najtrudniejszy na świecie, ultramaratonu stanęło 97 zawodników i zawodniczek, do mety dotarło 83. Na tradycyjnej trasie prowadzącej przez Dolinę Śmierci, z reguły odpada tylko kilku biegaczy. W tym roku trudów wyścigu nie zniósł sensacyjnie jego główny faworyt – Oswaldo Lopez, który czterokrotnie stawał na podium tego morderczego biegu, a w 2012 roku okazał się najlepszy. Meksykanin z amerykańskim paszportem skapitulował po 75 milach trasy.

Pochodzący z Ohio Harvey Lewis prowadził niemal przez cały wyścig i wygrał z czasem 23 godzin, 52 minut i 55 sekund. Na drugim miejscu zameldował się Australijczyk Grant Maughan (24:43:08), a na najniższym stopniu podium znalazł się ubiegłoroczny triumfator Portugalczyk Carlos Sa (26:19:03). Najszybszą panią okazała się Alyson Venti z Miami na Florydzie. Jej czas 28 godzin 37 minut i 28 sekund dał bardzo wysokie, ósme miejsce w klasyfikacji generalnej. 

Tekst: Maciej Żukiewicz

Możliwość komentowania została wyłączona.