8 czerwca 2008 Redakcja Bieganie.pl Sport

Andrzej Długosz – Górol


Andrzej Długosz, nowosądeczanin, reprezentujący austriacki klub Kolland Topsport Asics, wygrał w Brennej Mistrzostwa Polski w Biegach Górskich (styl anglosaski). Długosz to nie tylko kilkukrotny Mistrz Polski, ale również Mistrz Austrii. Na swoim koncie posiada także wiele brązowych i srebrnych medali, w tym również drugie miejsce w klasyfikacji Grand Prix 2007.

718_1.jpg

Tuż po biegu bieganie.pl przeprowadziło krótką rozmowę z Panem Andrzejem.

Jarek Gniewek (J.G.): – Cześć Andrzej, przede wszystkim gratulacje. Który to Twój z kolei tytuł MP?

Andrzej Długosz (A.D.): – Oj, nie pamiętam (śmiech), ale chyba szósty lub siódmy. Czasem były tez srebra i brązy, oczywiście kolor był tylko umowny (śmiech).

J.G. : Czy dzisiaj na trasie miałeś jakiś kryzys, bo drugi zawodnik nie miał dużej straty do Ciebie? Jakieś specjalne przygotowania do tego startu?

A.D.: No tak, wygrałem niedużą przewagą, bo nie chciałem się eksploatować zbyt mocno, gdyż za tydzień mam ważny start we Włoszech na zawodach z serii Grand Prix. Te zawody potraktowałem jak „przetarcie”. Od początku kontrolowałem tempo biegu, a na każdej końcówce podbiegu odstawałem nieco więcej od goniącego mnie Daniela Wosika, aby móc spokojnie zbiegać, nie narażając się na kontuzje.

J.G.: Jesteś zawodnikiem, którego rzadko można zobaczyć na krajowych imprezach, a Twoje nazwisko bardziej znane jest w krajach alpejskich… Dlaczego?

A.D.: Proszę, nie zadawaj mi takich pytań… (śmiech) Tak na poważnie, wiesz, jak jest. Po prostu traktuje to jak sposób na życie, podchodząc do tego profesjonalnie. W Polsce nie ma klubów specjalistycznych, dużych imprez. Również PZLA odcina się od biegów górskich, zasłaniając się tym, że sport ten nie jest w programie igrzysk olimpijskich. Fakt, biegam przede wszystkim we Włoszech, Niemczech, Słowenii i Austrii, gdzie na zawodach startuje często ponad 500 zawodników. Trasy alpejskie i czołówka zawodników dają mi możliwość rozwijania się.

718_2.jpgJ.G.: Ale obywatelstwa nie zmieniasz?

A.D.: Nie, nie, tak tylko kiedyś żartowałem, jestem góralem, więc żal przecież by mi było. Od tego sezonu reprezentuje austriacki klub Kolland Topsport Asics i moim zobowiązaniem wobec nich był start w Mistrzostwach Austrii. Wygrałem te zawody. W Austrii jest to bardzo popularny sport, bo połowa tego kraju to góry. Klub zapewnia mi sprzęt, odżywki, wyjazdy i zakwaterowanie.

J.G.: A trenera?

A.D.: Nie mam trenera, nie mam managera.

J.G.: Więc na czym i na kim bazujesz swój trening?

A.D.: Kiedyś prowadził mnie pan Klimek, później Zatorski. Na tych doświadczeniach oraz własnych eksperymentach opieram swój plan treningowy. Póki co, jest dobrze.

J.G.: Dobrze, ale Twoja polityka startowa jest uwarunkowana austriackim klubem? CO z ME i MŚ?

A.D.: Nie ma żadnych nacisków ze strony klubu. Jeszcze nie zdecydowałem, czy będę startował w ME. Zapewne mógłbym walczyć o medal, bo to przecież jest prestiż, ale z takim podejściem naszych władz…

J.G.: Czyli od kilku lat nic nie zmieniły nasze sukcesy? Izy Zatorskiej czy naszych juniorów i juniorek na arenie międzynarodowej? Dalej PZLA ma zamknięte oczy?

A.D.: Tak, jest wręcz coraz gorzej. Widzisz, w kalendarzu jest coraz mniej tego typu imprez, a mniemam, że zapaleńców biegania po górach nie brakuje. Dlaczego tak jest, że zawodnik, który zakwalifikował się do kadry nawet ma problemy, aby dostać strój, że musi pokryć koszt wyjazdu z własnej kieszeni (lub jego klub)? Nie wspominając o obozie przygotowawczym. Zero wsparcia. Jedynym kosztem, który polski zawodnik nie musi pokryć jest sam pobyt z wyżywieniem, bo te zapewnia organizator. Przykre jest to, że nawet takie kraje, jak Ukraina czy Słowacja maja lepsze warunki.

J.G.: Więc pytanie za 100 punktów. Wyobraź sobie że zostałeś prezesem PZLA. Jakie podejmujesz działania naprawcze takiej sytuacji?

A.D.: Przed wszystkim musi być zmieniona mentalność i podejście do zawodników. Wprowadził bym system szkoleń i przygotowań, dotacje dla organizatorów i klubów. To by już napędzało cała resztę, bo pieniądze na te cele są w PZLA.

J.G. Zejdźmy na ziemię, porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Z czego składa się Twój trening?

A.D.: Mój trening jest podobny do treningu zawodnika przygotowującego się do półmaratonu. Z racji miejsca zamieszkania jest więcej crossów. Wprowadzam dużo siły biegowej, ale w zasadzie robię tylko jeden trening dziennie. W zimie i sezonie przygotowawczym mam dwie jednostki treningowe, z czego jedna jest zazwyczaj szybkościowa. Już od startów prawie zupełnie je pomijam. Wtedy sam start traktuje jak trening szybkościowy.

J.G.: Hmm… Zwycięzców się nie osądza ale…

A.D. Jestem typem zawodnika, u którego mocny trening nie daje efektów. Naprawdę, im bardziej luźno trenuje, tym lepsze mam wyniki.

J.G. A czy startujesz też na „płaskich” dystansach?

A.D.: Kiedyś więcej, bo zaczynałem od bieżni i biegów przełajowych. Później była ulica. Ale tak naprawdę najbardziej „leżą” mi biegi górskie. Czasami dobrze jest pobiec jakiś krótki dystans na płaskim, aby aktywować inna grupę mięsni.

J.G.: A jakie są Twoje rekordy życiowe?

A.D.: Na 10 km 30:34 i z tego co jeszcze pamiętam w ósmej klasie szkoły podstawowej na 1 km wykręciłem 2:49.

J.G. Dziś, jak widziałem, nie biegłes w typowo górskich butach?

A.D. No tak, są to zdezelowane Asicsy bardziej do treningów ulicznych, ale mam do nich sentyment i dobrze leza mi na stopie.

J.G.: Dzięki za rozmowę. Czego mogę Ci życzyć? Sukcesów…?

A.D.: Aby omijały mnie kontuzje.

J.G.: W takim razie połamania nóg.

A.D. : Nie, dziękuję.

Więcej o Andrzeju Długoszu możecie przeczytać na stronie www.andrzejdlugosz.pl.tl.

718_3.jpg

Możliwość komentowania została wyłączona.