1 października 2007 Redakcja Bieganie.pl Sport

Agnieszka Gortel – amatorka, III miejsce w Pile i czas w półmaratonie 1:15:10


macgor1.jpg

Wywiadu w większości udzielono jeszcze przed Półmaratonem 4Energy, który Agnieszka wygrała.


Adam Klein. Agnieszka, po pierwsze wielkie gratulacje. III miejsce na Mistrzostwach Polski w Pile to jest duże osiągnięcie, wynik 1:15:10 naprawdę dobry. Twój rekord życiowy (na razie 😉 ). Dobry dla dziewczyny, zawodniczki. Ale Ty tak naprawdę jesteś amatorką !!! Biegającą amatorką. Pracujesz w prywatnej firmie, po pracy zajmujesz się dzieckiem, pewnie jakieś dodatkowe zajęcia dochodzą. To jest absolutny ewenement – biegać na takim poziomie będąc amatorką. Dlatego gratulacje tym większe, za samozaparcie. Powiedz – jak wygląda Twój dzień, tydzień – opisz nam swój plan.

Agnieszka Gortel: Przede wszystkim bieganie kiedyś było moją pasją, która niepostrzeżenie przeobraziła się w dodatkowy życiowy obowiązek. Żeby pogodzić go z innymi ostatniej jesieni i zimy trenowałam przed pracą.
macgor_pion.jpg
Wstawałam ok. 4:15 rano, 4:45-5:00 wychodziłam na trening. Żeby nie czuć się samotnie w ciemnościach przed porannych biegałam słuchając radiowej "Trójki", wspierana mailami i telefonami piekarzy, cukierników i studentów, którzy też o tej porze byli już w akcji.

Ściągałam do domu około godziny 6:30. Po szybkiej kąpieli następowała seria działań: budzenie, ubieranie, karmienie i dostarczanie syna do przedszkola. O godzinie 8:00 – meldowałam się w pracy i zaczynałam dzień po raz drugi. Jeszcze żywa, wracałam do domu ok. 16:30-17:00, po czym zaliczałam zgon psychiczno-fizyczny około 18:30. Po załadowaniu syna do łóżka, ok. 20:30 mogłam zakończyć dzień. Na ogół zmęczenie dniówką rozkładało kompletnie moją organizację i zamiast iść po prostu spać miotałam się po domu. Spać kładłam się ostatecznie między 21:00 a 23:00.

Trenując w ten sposób byłam w stanie realizować 80-90% założeń, zaniedbując gimnastykę siłową, odnowę i regenerację, niedosypiając i nie czerpiąc totalnie żadnych przyjemności z biegania. Dlatego też w marcu wszystko się wysypało. Poddałam się psychicznie, a potem zaczęłam chorować. Jasne jest, że taki system nie miał sensu. Pozbierałam się w okolicy maja i zaczęłam biegać po pracy: 17:00-18:30. Wakacje przetrenowałam systematycznie.

Plany treningowe podsyła mi od 3 lat Jerzy Skarżyński i dzieląca nas odległość 600 km -dzięki mojemu amatorszczyźnianemu zaangażowaniu – nie jest problemem.
Korespondujemy przez e-mail, szczegóły omawiamy telefonicznie. Gdyby nie wsparcie trenera i moich rodziców, pewnie bym się poddała. Nie dziwię się biegaczom, którzy rezygnują z treningów, mimo poprawy wyników. Życie. Ja nie rezygnuję z biegania, ale rezygnuję ze spotkań towarzyskich, wyjazdów, innych pasji.

macgor2.jpg

Najważniejszy bezwzględnie jest dla mnie mój syn Jędruś. Równocześnie wychodzę z założenia, że poza zaangażowaniem w opiekę nad Nim, równoległy fragment mojego życia zostaje do wykorzystania. Cudów w bieganiu nie zdziałam, ale żyje się tylko raz i warto zaszaleć, póki szaleństwo samo się do mnie ciśnie. 🙂

AK: Pewnie jeszcze kilka lat temu byłaś mniej znana wśród biegowych koleżanek z czołówki? Były zaskoczone kiedy zaczęła z nimi wygrywać jakaś nieznana amatorka z internetowym trenerem ?

AG: Wątpię, żeby ktokolwiek się interesował, jakiego mam trenera, zwłaszcza, że nie wygrywałam nigdy żadnych wielkich biegów, nie robiłam porażających wyników czasowych, a jak już udawało mi się z kimś bardziej wyczynowym wygrać, to tylko dlatego, że albo zbierał się po kontuzji, albo był po serii ciężkich startów (a ja -świeża).

AK:. Myślę, że mogę powiedzieć, że stałem się w pewnym stopniu "akuszerem" Twojej i Jurka Skarżyńskiego współpracy, bo to chyba ja was ze sobą poznałem późną jesienią 2004 roku. Jurek jest z Ciebie bardzo dumny i nie dziwię mu się. Ale nie przeszkadza Ci brak jego fizycznej obecności na Śląsku? Nie miałaś propozycji od jakichś lokalnych trenerów którzy chcieli Cię przejąć ?

macgor3.jpg

AG: Propozycji od trenerów nigdy nie miałam i nie spodziewam się mieć. Jestem zresztą zbyt ryzykownym przypadkiem.

Za poznanie mnie z trenerem Jurkiem Skarżyńskim jestem Ci bardzo wdzięczna! Jasne, że fajnie by było, gdyby mógł drzeć się na mnie podczas treningów WB3/WT na stadionie, korygować moją technikę i na żywo mnie prostować, ale najważniejsze, że dociera do mnie i do mojej psychiki, w takim stopniu, w jakim tylko może dotrzeć, pomimo odległości.

AK: Jakie są Twoje biegowe plany jeszcze na ten rok lub na przyszły?

AG: Na pewno chcę zaliczyć bieg 4ENERGY, a potem – zobaczymy.

AK. Mówiąc zaliczyć 4Energy nie masz na myśli oszczędzania się? Będzie walka? Czy teraz po Pile masz więcej wiary w siebie i wiedząc, na jaki stać Cię czas myślisz o jego poprawieniu?

AG: Walka jest zawsze, (nawet jak nie ma o co).
O poprawie czasu nie ma mowy – trasa biegu 4ENERGY jest za ciężka.
Ja nie cierpię na brak wiary w siebie, tylko na brak wiedzy, w jakim jestem stanie danego dnia w konkretnym starciu.
Poza tym – na pewno nic dwa razy się nie zdarza. Zwłaszcza cuda.

AK. Przeliczałaś sobie swój czas z Piły na maraton ? Zakładając, że trening byłby pod maraton i realizowany bez jakichś problemów to wychodzi mniej więcej 2:38?! Masz plany maratońskie w przyszłym roku? Z takim czasem mogłabyś już wygrać niejeden duży Maraton w Polsce, choćby Warszawski.

AG: Na razie nie jestem przygotowana fizycznie do tej drugiej połówki maratonu.
Chciałabym wystartować w Dębnie, ale muszę pokonać uraz z ostatniego maratonu sprzed 2 lat i przede wszystkim wygenerować czas i siły na trening.

AK: Twój klub TS AKS Chorzów nie należy chyba do jakichś bardzo znanych klubów. Powiedz coś o nim.

AG: TS AKS Chorzów, to klub z tradycjami, niegdyś pierwszoligowy. Niedługo obchodzić będzie swoje 100-lecie. Gromadzi naprawdę świetnych zawodników, z potencjałem. Tymczasem brakuje mu wsparcia finansowego. Klub posiada bieżnię tartanową, dobrą kadrę trenerską i aktywnych działaczy, ale to nie wystarcza. Brakuje sponsorów, którzy umożliwiliby pracowitej młodzieży dodatkowy rozwój poprzez wyjazdy na obozy i częstszą wymianę eksploatowanego sprzętu. Gdyby zadbać o tych, którzy jeszcze się nie wykazali wynikami, ale z zaangażowaniem obecnie trenują biegi na krótkich i średnich dystansach -może nie byłabym w przyszłości jedyną długodystansową zawodniczką w Klubie. Inne dyscypliny lekkoatletyczne też potrzebują pomocy.

AK – Pytanie do Jurka Skarżyńskiego
Jurek – czy Ty coś Agnieszce sugerujesz jak planować starty, jak planujecie następny sezon?

Jurek Skarżyński: Nie mam wpływu na jej wybory. Ma swoje życie, swoje smutki, swoje radości, swoje zajęcia. Ja jestem do jej dyspozycji – mówi czego chce, a ja pod to przygotowuję program. Oczywiście marzyło by mi się, gdyby miała pełną dowolność w dysponowaniu czasem i wybieraniu startów, ale w jej przypadku jest to – na razie – niemożliwe. Może obecne sukcesy ułatwią jej wejście na drogę Wyczynu? Oby!

macgor4.jpg

AK: do Jurka
Przeliczyłeś sobie wynik Agnieszki z Połówki na maraton? Co o tym myślisz?

JS: Jeśli miałaby odpowiednie warunki do treningu zimą – 2-3 obozy, witaminy, sprzęt biegowy, to wiosną jest w stanie nabiegać w maratonie około 2:35 (przy sprzyjającej pogodzie, oczywiście). A w 2009 roku może być kolejną Polką, która pokona granicę 2:30, czyli przepustkę do klasy mistrzowskiej międzynarodowej.

AK: do Jurka
W jakim kierunku pójdą przygotowania do następnego sezonu?

JS: Agnieszka już teraz bardzo poważnie o nim myśli i czyni starania, by jej trening miał coraz więcej z wyczynu a mniej z amatorszczyzny. Jest na takim poziomie sportowym (ma klasę mistrzowską!), że czeka ją praca nie tylko nad poprawą motoryki, ale umiejętności walki z konkretnymi rywalkami – ba, walki o zwycięstwo. To wymaga dołączenia do planu trochę innych środków szkoleniowych o "kierunku psychologicznym". Dobór właściwej taktyki do konkretnych biegów i do konkretnych przeciwniczek oraz biegowe "cwaniactwo" (poparte odpowiednim przygotowaniem motorycznym), stanowić ma podstawę do swobodnego i pewnego poruszania się w gronie polskich specjalistek biegów długich. A że ma ku temu duże predyspozycje udowodniła już podczas Półmaratonu 4Energy. Wygrała jak chciała, a ściślej dokładnie w taki sposób, jak to wcześniej zaplanowaliśmy. Podobno porażki uczą najwięcej, ale tylko po to można i warto czasami przegrywać, by w końcu nauczyć się wygrywać! Agnieszka bierze teraz te "lekcje", których nigdy za dużo.

AK: Dziękuje wam za rozmowę.


Możliwość komentowania została wyłączona.