Redakcja Bieganie.pl
Bronek wraz z trenerem starali się, w możliwie maksymalny sposób, wykorzystywać drzemiący w nich potencjał. Oprócz optymalnych rozwiązań treningowych poszukiwali również bazy – tak potrzebnej do dalszego rozwoju. Analizując geografię przygotowań Malinowskiego, można śmiało powiedzieć, iż bazą tą był cały świat.
W styczniu 1974 roku udał się Bronek do Algierii. Wówczas nikt nie wiedział, że kraj ten posiadał od 4 lat jednego z najwybitniejszych „milerów” w historii światowej lekkiej atletyki – Noureddine’a Morceli. Podczas tego zgrupowania Malinowski nabawił się kontuzji ścięgna Achillesa. Prowizoryczne "zaleczanie" urazu, doprowadziło do znacznego wydłużenia czasu jego całkowitego wyleczenia. Nieprzerwany proces treningowy zaczął realizować Bronek dopiero w marcu. Z dużym trudem zwyciężył on w przełajowych Mistrzostwach Polski, triumfując nad, drugim na mecie, Zbigniewem Sawickim zaledwie o 4 dziesiąte sekundy. Wrześniowy termin rozgrywania Mistrzostw Europy w Rzymie pozwalał jednak na bezstresowy, spokojny trening. Malinowski później niż zwykle rozpoczynał sezon startowy na otwartym stadionie. Swoim pierwszym występem na koronnym dystansie 3000m z przeszkodami, rozwiał wątpliwości, dotyczące niestabilnej dyspozycji. Podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego poprawił o 0.4s własny rekord Polski. Mimo iż na starcie zgromadziło się kilku dobrych zawodników, wśród których był między innymi wyśmienity Włoch Francesco Fava, Bronek postanowił rozegrać bieg „rodzinnie”. Starszy o 2 lata brat Robert zobowiązał się do poprowadzenia połowy dystansu w „około rekordowym” tempie. Dysponując rekordem życiowym 8:18.0, ale na płaskie 3000 metrów nie mógł deklarować większej pomocy. Zadanie wykonał prawidłowo zostawiając Bronka po 1,5km w 4:12.0. W drugiej części dystansu młodszy Malinowski przyspieszył jeszcze i minął metę w czasie 8:21.2. Już 4 dni później, na helsinskiej bieżni, Bronisław rywalizował ze ścisłą czołówką światową. Mimo, że po raz kolejny ustanowił rekord kraju, tym razem na 8:20.63 musiał uznać wyższość aż trzech rywali – będącego w tym dniu absolutnie nie do pobicia Karsta (8:18.50), Garderuda (8:19.71) i Kantanena (8:19.73). Forma Polaka szła jednak wyraźnie w górę. 3 lipca w Oslo aż o 9 sekund poprawił rekord Polski na 3km tym razem bez przeszkód. Przy współpracy wspomnianych w poprzednim rozdziale nowozelandczyków – Walkera i Dixona, osiągnął wynik sekund odbiegający o 5 sekund od ówczesnego rekordu świata Puttemansa (7:37.6).
1. Walker 7:40.6
2. Dixon 7:41.8
3. Malinowski 7:42.3
4. K.Kvalheim 7:42.4
5. Hermens 7:44.4
6. A.Kvalheim 7:44.8
7. Hogberg 7:48.6
8. Boro 7:49.4
9. Fava 7:49.6
Malinowski w każdym kolejnym starcie bił wówczas rekordy Polski. Czynił to na dystansach od 1 mili do 10000 metrów. Na tym dłuższym dystansie „urwał” kolejne 5 sekund podczas mitingu w Augsburgu (28:25.19). Bronek potrafił osiągać wyniki najwyższej wartości, nie dysponując pomocą w postaci silnej stawki zawodników. Najlepszym tego przykładem były Mistrzostwa Polski Seniorów rozegrane w Warszawie. Prowadząc samotnie od startu do mety zwyciężył w rewelacyjnym czasie 8:19.2. Wynik ten jest do dziś rekordem Mistrzostw Polski.
MP, 20.07.1974
1. Bronisław Malinowski 8:19.3
2. Józef Rębacz 8:29.2
3. Henryk Lesiuk 8:31.0
4. Kazimierz Maranda 8:35.0
5. Bogdan Dulleck 8:37.4
6. Jan Kondzior 8:39.4
7. Ryszard Ligarski 8:39.4
8. Zbigniew Król 8:39.8
9. Aleksander Święcicki 8:40.4
10. Stanisław Śmitkowski 8:43.2
11. Robert Malinowski 8:48.2
Na półtora miesiąca przed mistrzostwami Starego Kontynentu było zatem bardzo dobrze. Rywale również nie próżnowali. Anders Garderud gonił za rekordem świata Kenijczyka Jipcho (8:13.91), ocierając się o niego dwukrotnie. 2 lipca w Sztokholmie uzyskał 8:15.09, miesiąc później w Helsinkach 8:14.2. W obydwu przypadkach za plecami pozostawił Tapio Kantanena, uciekając mu za każdym razem na 7 sekund. Szwed był "murowanym" faworytem do "rzymskiego" złota.
Najlepszym świadectwem ówczesnej potęgi Europejczyków w biegu na 3km z przeszkodami są światowe listy tej konkurencji z 1974 roku. Pierwszą piątkę tychże stanowili reprezentanci Starego Kontynentu. Pod względem poziomu różnica pomiędzy Mistrzostwami Europy, a Igrzyskami Olimpijskimi po prostu nie istniała. Realna ocena szans Malinowskiego stawiała go na pozycji 2-5. Zwycięstwo było wręcz przypisane 5 lat starszemu Garderudowi. Oprócz Szweda byli jeszcze – reprezentant RFN Michael Karst, Fin Tapio Kantanen i coraz lepszy Włoch Franco Fava, którego przewagą był start na własnym terenie.
Zanim jednak Bronek stanął do rywalizacji z najlepszymi przeszkodowcami Europy i świata, spróbował swoich sił w najdłuższym z biegów rozgrywanych na stadionie. 2 września po medale Mistrzostw Europy pobiegli specjaliści od 10 kilometrów. Malinowski nieobiegany na tym dystansie sprawiał wrażenie niezwykle dojrzałego zawodnika. Niewątpliwie nim był, jednak do momentu rzymskiej batalii startował w ciągu całej kariery sportowej na 10000m tylko dwukrotnie. Jego 4-te miejsce było zatem niemałą sensacją. Do brązowego medalu stracił zaledwie 0.8s.
ME Rzym, 02.09.1974, 10000m
1. Manfred Kuschmann 28:25.8
2. Anthony Simmons 28:25.8
3. Giuseppe Cindolo 28:27.2
4. Bronislaw Malinowski 28:28.0
5. Nikolay Puklakov 28:29.2
6. Knut Börö 28:29.2
7. Lasse Virén 28:29.2
8. Mariano Haro 28:36.0
Już dzień później Bronek walczył o awans do finału w swojej koronnej konkurencji 3000m prz. Eliminacje przebrnął bez najmniejszego problemu, zwyciężając drugą serię czasem 8:23.60. Rozegrany trzy dni później finał, potwierdził panujący w Europie układ. Pierwszy kilometr w wolnym tempie 2:49.7 poprowadził niesiony dopingiem rodaków Francesco Fava. Za nim podążali Malinowski, Garderud, Karst, Kantanen i drugi ze Szwedów. Paczka faworytów była zatem w komplecie. To, co chwilę później zrobił Kantanen przeszło do historii Mistrzostw Europy. Po 1200 metrach zaliczył upadek na rowie z wodą, przebiegł jeszcze pół okrążenia i równie dotkliwie runął na ziemię potykając się o jedną z przeszkód. Tuż za połową dystansu na prowadzenie wyszedł Malinowski. Wyraźnie szarpnął, chcąc rozerwać stawkę biegaczy. Atak wytrzymali Fava, Garderud i Karst mijając drugi kilometr w 2:46.3. Międzyczas po "dwójce" 5:36.0 nie prognozował dobrego wyniku końcowego. Polak dyktował jednak coraz mocniejsze tempo z czym najlepiej radził sobie wysoki Garderud. Na 800 metrów przed metą byli wciąż w czterech. Fava i Karst mieli coraz większe trudności z dotrzymaniem kroku prowadzącym. 650 metrów przed metą do ataku ruszył Anders Grderud. Malinowski kontrolował sytuacje, nie dając uciec rywalowi dalej niż na metr. 300 metrów przed końcem Bronek rozpoczął decydującą rozgrywkę. Na rowie z wodą Anders utrzymywał się pół kroku za Malinowskim, by zaatakować po wyjściu z wirażu. Tak też zrobił, jednak zdrobnienie przed ostatnią przeszkodą zadecydowało o zwycięstwie Polaka. Malinowski płynniej pokonał ostatnią barierę i z doskonałym rezultatem 8:15.0 minął metę.
ME Rzym, 07.09.1974, 3000m prz
1. Bronislaw Malinowski 8:15.0
2. Anders Gärderud 8:15.4
3. Michael Karst 8:18.0
4. Franco Fava 8:19.0
5. Hanspeter Wehrli 8:26.2
6. Gheorghe Cefan 8:26.2
7. Gerd Främcke 8:26.6
8. Gerard Buchheit 8:30.2
Szewińska, Skowronek i Malinowski – to oni sięgnęli wówczas po medale z najcenniejszego kruszcu. 4 lata wystarczyły, aby Bronek przekuł swój juniorski tytuł Mistrza Europy w "dorosłe" złoto. Po Jerzym Chromiku został drugim "złotym" Polakiem w historii europejskiego czempionatu na 3km z przeszkodami.
3 dni po swoim największym sukcesie w karierze, wystartował w doborowej obsadzie na mitingu w Helsinkach. Dokonał kolejnego ważnego przełomu, schodząc na 5km poniżej trzynastu i pół minuty – 13:28.0. Dał się wyprzedzić wyłącznie samym znakomitościom – Virenowi (13:26.0), Garderudowi (13:26.6) i Prefontaine’owi (13:27.4).
Rok, który zaczynał się dla Malinowskiego problemami zdrowotnymi, wypadł w rezultacie niezwykle udanie. W podsumowaniu sezonu na świecie jego nazwisko widniało w tabelach na 2-gim miejscu w biegu na 3000m z przeszkodami, 4-tym na 3000m, 16-tym na 5000m i 35-tym na 10000m. W kraju również doceniono jego sukcesy, czego wyrazem było zwycięstwo w "Złotych kolcach" i 9-te miejsce w Plebiscycie Przeglądu Sportowego.
Dokładnie 4 lata po eliminacjach biegu przeszkodowego na XI Mistrzostwach Europy w Rzymie, Malinowski stał na linii startu XII edycji tej imprezy. Był zawodnikiem znacznie bardziej doświadczonym i utytułowanym, obrońcą tytułu, medalistą olimpijskim. Z poprzedniego czempionatu w stawce finalistów był tylko on i Michael Karst…
Zanim jednak doszło do startu w mistrzostwach Starego Kontynentu Malinowski swoją postawą w całym sezonie nadbudował sobie obciążenie psychiczne w postaci pozycji absolutnego faworyta. Na przeszkodach wygrywał wówczas wszystkie prestiżowe mitingi, prezentował się świetnie uzyskując 8:11.63 w Berlinie, 8:16.33 w Sztokholmie, 8:19.30 w Tokio. Mimo tego opinia publiczna miała wątpliwości dotyczące nazywania Malinowskiego "numerem jeden przeszkód na świecie". Wątpliwości te pojawiły się po ustanowieniu niewiarygodnego rekordu świata przez Kenijczyka Henry’ego Rono. U progu sezonu 13 maja Rono uzyskał w Seattle 8:05.4! Problem polegał na tym, iż Rono przebywał w USA i tamże startował. Bronek brał głównie udział w mitingach europejskich. Panowie długi czas nie mogli się spotkać. W końcu doszło do konfrontacji. Jeden, jedyny raz Polak i Kenijczyk spotkali się na dystansie 3000 metrów z przeszkodami w roku 1978. Narastająca ciekawość, podsycana doniesieniami o wyczynach obydwu zawodników z różnych aren na przestrzeni całego sezonu, osiągnęła apogeum na mitingu w Koblencji. Można śmiało powiedzieć, iż rozgrywka ta miała wyłonić nieoficjalnego mistrza świata. Na jednej szali wieloletnie doświadczenie i tytuły Malinowskiego, na drugiej 8:05.4 Rono. Niekoronowanym mistrzem globu został Bronek. Nie dał szans rywalowi przecinając taśmę w czasie 8:15.50. Rono przybiegł 2 sekundy za Polakiem.
Założeniem polityki startowej Malinowskiego były w tamtym sezonie starty głównie na dystansach 1500 – 3000m. Na krótszym z nich był nawet bliski pobicia rekordu Polski. Podczas memoriału Michałowicza w Warszawie uzyskał 3:37.4, zaledwie 0.1s gorzej od rekordowego wyniku Henryka Wasilewskiego. Z "płaską trójką" radził sobie również wyśmienicie. Na mitingu we Frankfurcie był bliski pobicia rekordu Polski, zostawiając 3 sekundy za sobą znów Henry’ego Rono. Bronek uzyskał wówczas 7:42.42. Przebiegł ten dystans jeszcze w 7:44.7 i 7:49.86 odpowiednio w Stuttgarcie i Goeteborgu. Kolejny tytuł Mistrza Polski był już rutyną. Pojawiła się jednak nadzieja na silniejszą konkurencję na krajowym podwórku. 5 lat młodszy Krzysztof Wesołowski uzyskał w Berlinie obiecujące 8:19.53. Wynik ten stawiał go w gronie faworytów do medalu na Mistrzostwach Europy w Pradze. Wesołowski podzielił jednak los Kantanena, wywracając już na drugim okrążeniu siebie i pokaźną część stawki finalistów europejskiej batalii. Zachował się jakby zapomniał, że ma przed sobą przeszkodę. Nieśmiało i zbyt późno zaatakował masywny płot, wpadając w rezultacie na niego z pełną prędkością. Sytuacja ta absolutnie nie dotyczyła Malinowskiego, który od startu wyraźnie prowadził, niszcząc tym samym marzenia rywali o nawiązaniu jakiejkolwiek z nim walki. Pierwszy kilometr w tempie na rekordu świata 2:41.1 miał na celu rozwianie wątpliwości kto w tym dniu jest najlepszy. Połowa dystansu w 4:04.09 wskazywała na doskonały rezultat. Osamotniony, walcząc wyłącznie z czasem minął "dwójkę" w 5:27.65. W końcowej fazie Bronek osłabł, a jego znaczną przewagę niwelował najskuteczniej Niemiec Patriz Ilg. Malinowski kontrolował jednak sytuację i ze spokojem przekroczył metę w czasie niemal identycznym jak 4 lata wcześniej.
ME Praga, 03.09.1978
1. Bronislaw Malinowski 8:15.08
2. Patriz Ilg 8:16.92
3. Ismu Tuokonen 8:18.29
4. Michael Karst 8:19.0
5. Paul Copu 8:20.4
6. Vasile Bichea 8:24.9
7. Frantisek Bartos 8:38.0
8. Manfred Schoeneberg 8:40.1
Płakałem po raz pierwszy. Nie płakałem przed czterema laty w Rzymie, nie płakałem nad utraconym złotym medalem na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu. A teraz, kiedy jestem już o wiele lat starszy, czułem, że nie wytrzymam. Popłakałem więc sobie trochę. Ale to normalne.
Po przekroczeniu linii mety w Pradze Malinowski stał się za życia legendą. Nigdy wcześniej ani też później żaden zawodnik w historii Mistrzostw Europy nie zdobył dwóch złotych medali w biegu na 3000m z przeszkodami. Malinowski zrobił to dwa razy z rzędu. Według przekazów Kazimierza Marandy, Bronek chciał bronić tytułu po raz kolejny na Mistrzostwach Europy w Atenach ’82 roku. Trener Szczepański twierdzi jednak, że ostatecznie planowali wystartować tam w maratonie. O skutku jednej, czy drugiej decyzji można niestety tylko "gdybać", fantazjować i przeprowadzać analizy… Tylko tyle.