Jeden z najbardziej wyczekiwanych finałów Igrzysk w Paryżu nie zawiódł. Od miesięcy kibice mówili o wielkim pojedynku mistrza olimpijskiego Jakoba Ingebrigstena i mistrza świata Josha Kerra. Po niesamowicie emocjonującym biegu wygrał z nowym rekordem olimpijskiem Cole Hocker. Ingebrigstena wyprzedziło tym razem, aż „trzech przypadkowych ludzi”.
Ingebrigsten zaczął zupełnie inaczej niż do tej pory. Od początku wyszedł na prowadzenie i pociągnął stawkę w mocnym tempie 54,82. Blisko za jego plecami biegł Kerr oraz dwóch Kenijczyków Brian Komen i Timothy Cheruiyot. 1000 metrów zawodnicy mijali w około 2:19. Kerr zaczął wyprzedzać Cheruiyota po drugim torze na 300 metrów do mety. Na ostatniej prostej Ingebrigsten bardziej był zainteresowany blokowaniem Kerra niż biegiem do mety. Taką sytuację wykorzystał Cole Hocker, który przy krawędzi wyprzedził Ingebrigstena. To Amerykanin wpadł na jako nowy mistrz olimpijski. Hocker ustanowił też nowy rekord olimpijski 3:27,65. Drugi był Josh Kerr, który odparł atak innego Amerykanina Yareda Nuguse’a. Kerr z 3:27,79 pobił rekord Wielkiej Brytanii, Nuguse pobiegł 3:27,80
Ingebrigsten planował poprowadzić bieg w tempie na rekord świata od samego początku. To się nie udało. Na 300m do mety widać było że nie dowiezie gdy zaczął się co chwila nerwowo oglądać za siebie. Na ostatniej prostej już go zaczynało odcinać, instyktownie zaczął odbijać nieco w prawo bo tam wyprzedzał go Kerr. Od wewnętrznej odblokowało się miejsce dla Hockera który najmocniej zafiniszował. Jeszcze Nguse prawie dopadł Kerra na mecie, zabrakło centymetrów a miałby srebro.
Paradoksalnie Ingebrigsten pobiegł dobry bieg, był w super formie. Dalej jest najmocniejszy na 1500m ale bez pacemakera ciężko mu wygrać w takiej stawce. Trochę historia El Guerrouja.