Emocjonujące zmagania triathlonistów wygrał Brytyjczyk Alex Yee z czasem 1:43:33. Etap biegowy wynoszący 10 kilometrów ukończył w 29:47. Wszystko to w bardzo wysokiej temperaturze sięgającej 34 stopni i dużej wilgotności powietrza.
Alex Yee, który znany jest z mocnego biegania rozstrzygnął wszystko właśnie na ostatnim etapie zawodów. Jego życiówka na 5 kilometrów to 13:26, a na 10 000 metrów 27:51,94 co stawiało go w roli jednego z faworytów.
Yee zaatakował na początku biegowego etapu uzyskując przewagę, jednak zaczął słabnąć odczuwając trudy dzisiejszej pogody w Paryżu. Został wyprzedzony przez Nowozelandczyka Haydena Wilde’a, a gdy jego rywal stopniowo zyskiwał przewagę, która osiągnęła nawet 16 sekund, wydawało się, że priorytetem będzie utrzymanie przewagi nad kolejnymi zawodnikami i bronienie drugiej pozycji. Przypomnijmy, że Yee miał już olimpijskie srebro wywalczone w Tokio.
Tuż przed metą na moście Aleksandra III, Nowozelandczyk potknął się ze zmęczenia, a goniący go Brytyjczyk nie mógł stracić takiej okazji i jak pociąg minął rywala. Obu zawodników start kosztował tak wiele, że Yee przekraczając linię mety nie był nawet w stanie podnieść rąk w geście triumfu.
Drugi na mecie był Wilde tracąc sześć sekund (1:43:39). Podium uzupełnił Francuz Leo Begere 1:43:43.
Chłop po pływaniu i rowerze wygrałby pewnie MP na 10km 😂😂
Miałby jakieś 1 minutę straty do 1 miejsca
Na MP nie było baranie tak ciężkich warunków więc przedmówca ma rację!
Baran to ci wystrugał
Pewnie ze by wygrał z orłami polskich biegów. W taki sposób
Zawsze możesz spróbować i ty wygrać;)
Tylko już nie zza klawiatury
Widzę, że w wątku, jak zwykle, pojawiła się grupa głupków bez nazwiska i bez twarzy. Na tym portalu to ugruntowana tradycja. Z rozrzewnieniem wspominam czasy gdzie portal prowadził Adam. Było mniej artykułów związanych z bieganiem, nie było podcastów ale nie było też tabunu błaznów, ludzie się szanowali, byli rozpoznawalni.
Pisząc per glupki i błazny sam się stawiasz w gronie tych co nie szanują innych…
A co jest złego w stwierdzeniu, że nasze biegi długie są na beznadziejnym poziomie a system, który jest w dużej mierze odpowiedzialny za ten stan nie zmienia się? (Patrz chociażby przykład Rolbieckiego, który w PZLA ma chyba jakiś dożywotni abonament itd itp). Świat ucieka i trzeba to podkreślać na każdym kroku, aby może w końcu coś zaczęło iść do przodu. Udając, że biegając na poziomie 30 minut na 10k liczymy się gdziekolwiek sami strzelamy sobie w kolano.