W majowym wydaniu „Biegania” moją uwagę zwrócił artykuł pt. ,,Biegacze z północnej Korei’’. Autor próbuje w nim udowodnić, że obdarowywanie biegaczy medalami za ukończone biegi bądź też trofeami za różnego rodzaju klasyfikacje nie ma żadnego sensu. Przyrównywane wręcz do złomu – są w oczach autora pozbawione jakichkolwiek wartości.
Zapewne jakieś ziarnko prawdy w tym tkwi, wszak w obecnych czasach każdy kto biega i startuje w zawodach, obojętnie na jakim poziomie, posiada mniejszą bądź większą kolekcję medali czy pucharów. I tutaj głos rozsądku zadałby pytanie – po co nagradzać wszystkich startujących? Trudno jest odpowiedzieć na to jednoznacznie, jeżeli na bieganie patrzy się tylko i wyłącznie jak na dyscyplinę sportu, a nie jak na pewnego rodzaju zjawisko społeczne. Autor dokonuje dość dziwnego porównania do meczu trzeciej ligi o przysłowiowy „pęczek pietruszki”, w którym zawodnicy nie otrzymują żadnego trofeum poświadczającego udział w takich zawodach.
Racja – bieganie to chyba jedyny sport na świecie, w którym bez względu na poziom można wzbogacić się o niezłą kolekcję medali. I tutaj warto by się na chwilę zatrzymać i zastanowić – dlaczego akurat w tym, a nie w innym sporcie? Przecież musi być jakiś powód tego ogólnoświatowego trendu jaki stworzył się z chwilą powstania biegania jako sportu amatorskiego dla wszystkich. Być może autor nie widzi różnicy pomiędzy uczestnictwem w meczu piłkarskim, a startem w maratonie, ale świat sportu chyba już dawno ją dostrzegł i zrozumiał jak dużym wysiłkiem okupiony jest maraton czy każdy inny długi dystans, w którym musisz biec od początku do końca. Mecz można po prostu zagrać na przetrwanie, nie angażując się zbytnio. Nie chcę tutaj kolejny raz mitologizować biegów długodystansowych jako sportu zarezerwowanego dla herosów o niebagatelnej wytrzymałości. Upowszechnienie tej dyscypliny pokazuje dobitnie, że jest to sport praktycznie dla każdego, pod warunkiem że ma się chęci, motywację i silną psychikę. Może więc właśnie w owej psychice tkwi sekret? Może organizatorzy nie nagradzają nas za siłę czy wytrwałość tylko za stan naszych umysłów? Może to podświadome działanie jest źródłem dodatkowej motywacji, której tak wielu z nas brakuje?
Spójrzmy na to również z tej strony – jak często spotykamy ludzi, którzy mówią – kiedyś trenowałem piłkę nożną, grałem w siatkówkę, koszykówkę, jeździłem na nartach. Dla nas biegaczy opowiadanie o swojej pasji przez pryzmat przeszłości to zachowanie wręcz komiczne, zwłaszcza jeśli mówi o tym człowiek w kwiecie wieku. My biegacze często nie wyobrażamy sobie przejścia na sportową emeryturę stąd tak wielu zawodników z kategorii M50, M60, a nawet starszych. Dlaczego? Ponieważ kochamy to co robimy i nie potrafimy tak od po prostu przestać, poza tym bieganie uzależnia o czym wszyscy dobrze wiemy. Mijają jednak lata, wielu z nas przechodzi różne kryzysy, mniejsze lub większe kontuzje, często pojawiają się problemy związane z rodziną, służbowymi wyjazdami, itd. Wszystko wokół nas zmienia się jak w kalejdoskopie, a pasja zostaje ta sama na całe życie. To swoisty fenomen w świecie sportu i chyba trudno jest tutaj zaprzeczyć, że zbierane przez całe życie medale nie mają tutaj żadnego znaczenia. Nawet jeśli są to w oczach wielu tylko „bezużyteczne kawałki metalu na wstążkach” to jednak każdy z nich niesie w sobie jakąś odrębną, wyjątkową historię, którą zawsze łatwiej sobie wtedy przypomnieć. Czasami człowiek potrzebuje symboli by się do czegoś przekonać, zmotywować lub po prostu zrozumieć to. Nieraz oczami wyobraźni widzę siebie w przyszłości z wnukiem, który pyta mnie – dziadku dlaczego ty przez całe życie biegasz i co z tego masz? Na ścianie nie mam jednak żadnego medalu, pucharu ani żadnej pamiątki z biegu. Zaczynam wtedy szukać jakichkolwiek dowodów, że to bieganie jest fajne, szukam starych zdjęć po Internecie, ryję po szufladach w poszukiwaniu dawnych numerów startowych… Młody człowiek potrzebuje jednak namacalnych dowodów na to, że coś zasługuje na zainteresowanie, a zatem nasze śmieszne blaszki mogą z powodzeniem spełniać również rolę w pro sportowej edukacji dzieci i młodzieży. I nie ma co się łudzić, że młody człowiek tak samo zainteresowałby się bieganiem, gdyby jego ojciec czy dziadek nie posiadał żadnego medalu. Widok błyszczącej od medali ściany daje radość i satysfakcję nam biegaczom, a dziecku otwiera wyobraźnię na to, że i ono może w przyszłości takie mieć.
Kolejny i ostatni aspekt jaki chciałbym poruszyć to wyśmiewane przez autora nagradzanie zawodników i zawodniczki w kategoriach, nawet bardzo słabo obsadzonych biegów. Trudno zgodzić się z tezą, by nie miało to sensu skoro te przeróżne klasyfikacje potrafią tak bardzo zmotywować rzesze amatorów do rywalizacji. Kategorie wiekowe, nagrody dla najlepszych zawodników powiatu czy dla najstarszych to przecież wspaniałe podziękowanie dla naszych starań, pasji i współzawodnictwa. Oczywiście są osoby, które z bardzo przeciętnymi wynikami stają często na podium, zachowując się przy tym jak gwiazdy sprintu na Mistrzostwach Świata, jednak większość potrafi obiektywnie ocenić swój poziom, a wygranej nie traktować w kategorii trofeum za spektakularne osiągnięcie, tylko dowód uznania organizatora za swój mały, osobisty sukces. I to właśnie czyni ten sport pięknym, sport w którym każdy znajdzie swoje miejsce, a wygrana nie jest tylko przywilejem najlepszych, bo szanse rywalizacji stwarzane są dla wszystkich.
Co do samych zwycięzców biegów, o których docenienie tak bardzo martwi się autor i chciałby im stawiać pomniki to zapewniam, iż nie jest to konieczne. Wielokrotnie rozmawiałem z zawodnikami wygrywającymi biegi w klasyfikacji generalnej i zadawałem pytania o ich zdanie na temat tworzenia dodatkowych klasyfikacji. I żaden z nich nie wyraził się krytycznie wobec takiego sposobu nagradzania ich wolniejszych kolegów. Wręcz przeciwnie – słyszałem słowa uznania dla tego zjawiska, które daje amatorom przedsmak tego co czują zawodowcy. I wątpię aby ktokolwiek czuł się gorzej z tego powodu. A uśmiechnięte serdecznie twarze Kenijczyków podczas wręczania nagrody dla najstarszej zawodniczki ostatniego 10 km Biegu Szpota mówiły same za siebie.
Każda dyscyplina sportu jest na swój sposób wyjątkowa i pozostawiająca niezatarte ślady w pamięci. Bieganie wyróżnia się jednak niesamowitą integracją człowieka z naturą, pewnym powrotem do tego, co już minęło oraz specyficznym sposobem przygotowań. Nie ważne czy trenujemy blisko domu, na wyjeździe z rodziną czy obozie sportowym – każdy trening to osobna historia, niezliczone ilości kilometrów, hektolitry wylanego potu i setki tysięcy spalonych kalorii. To niejednokrotnie również czas, w którym do głowy przychodziły ciekawe przemyślenia, refleksje, pomysły, a nawet życiowe decyzje. Podobnie jest ze startami w zawodach – rozgrywane w dużych miastach i małych miasteczkach, pośród pól, w lasach, nad jeziorami, na górskich grzbietach, a nawet pod ziemią – to również wyjątkowe chwile, przez wielu traktowane jako okazje do poznania nowych, fascynujących miejsc i nowych znajomych. Myślę, że wobec tak wielkiej różnorodności biegów jakie obecnie mamy i całej tej wyjątkowej otoczki, trudno byłoby nie obdarzyć zawodników medalami, które przecież nie zawsze muszą być synonimem tylko wielkich, światowych sukcesów. To może być dla wielu tylko tandetny kawałek złomu, a dla nas pamiątka do końca życia, budząca wspomnienia, często te najpiękniejsze.