WADA nie chce wojny z wielkimi
Adam Kszczot sięga w Pekinie po złoty medal w biegu na 800 metrów po pasjonującej walce z na finiszu z Amelem Tuką z Bośni, a tuż za nimi na metę wpada Francuz Pierre-Androise Bosse. Kenijczycy oglądają rywalizację tylko na ekranach telewizorów, bo IAAF na wniosek WADA zawiesza reprezentację po tym, jak potwierdzają się pojawiające się od dłuższego czasu podejrzenia o doping i korupcję. Dziś brzmi to jak fragment powieści fantasy, ale ukaranie narodów to temat, który właśnie wypłynął i który na dodatek podgrzało ujawnienie treści korespondencji między prezesem WADA Craigiem Reedie’em a Witalijem Mutką, ministrem sportu Rosji i jego „prawą rękę” od walki z dopingiem, Natalią Żełanową.
„Chciałbym, aby było jasne, dla ciebie i ministra, że WADA nie podejmuje działań, które miałyby wpływ na działalność antydopingową w Rosji" – to treść maila, wysłanego 30 kwietnia 2015 r., w którym Reedie podkreślał, jak ceni przyjaźń z Mutką. Przy tak zażyłych relacjach o skazaniu Rosji na banicję nie mam raczej mowy, ale Reedie broni się przepisami. Prezes agencji przypomina, że WADA nie posiada uprawnień do wyrzucenia ze współzawodnictwa narodów, w których nagminnie stosowany jest doping. Nie wyklucza jednak, że może się to kiedyś zmienić, podobnie jak długość dyskwalifikacji za doping – z dwu na czteroletnią. O dożywotnim wyroku nie ma jednak mowy.
Instytucjami, które obecnie mogą nałożyć karę dyskwalifikacji na całą reprezentację danego kraju, są federacje, odpowiedzialne za poszczególne dyscypliny sportu. Takich przypadków w ostatnich latach było kilka – w 2001 r. Międzynarodowa Federacja Podnoszenia Ciężarów zawiesiła reprezentację Nigerii za wielokrotne przypadki dopingu. Rok później Międzynarodowa Federacja Jeździecka wykluczyła Zjednoczone Emiraty Arabskie za serię skandali dopingowych… koni.
Całe federacje, a tym samym wszystkie zrzeszone w nich reprezentacje, z programu igrzysk może natomiast wyrzucić Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Zgodnie z Kartą Olimpijską MKOl „ma prawo do wycofania z programu dowolnego sportu, w dowolnym czasie, jeżeli federacja międzynarodowa danego sportu nie przestrzega Karty Olimpijskiej lub Światowego Kodeksu Antydopingowego”. Takich przypadków jeszcze w historii olimpizmu jednak nie było i trudno sobie go wyobrazić, zwłaszcza jeśli miałoby chodzić o Królową Sportu.
Z poszczególnymi reprezentacjami lekkoatletycznymi problemów jednak nie brakuje. W dokumencie telewizji ARD padła sugestia, że nawet 99 proc. rosyjskich lekkoatletów się szprycuje.
W odpowiedzi na zarzuty o stosowanie sterydów swój udział w mistrzostwach świata odwołała Anastazja Bazdyriewa, reprezentantka Rosji w biegu na 800 m. Jak podkreśliła, nie chce, aby zrodziły się przez to spekulacje o jej czystości. Zażądała materiałów od ARD potwierdzających przyjmowanie przez nią sterydów, a czas jej absencji podczas mistrzostw chce przeznaczyć na udowodnienie swojej niewinności i dalsze, spokojne przygotowania do startu na igrzyskach w Rio de Janeiro.
Problemy mają jednak nie tylko Rosjanie, a lista krajów, z których sportowcy notorycznie łapani są na dopingu obejmuje zarówno potęgi, takie jak Stany Zjednoczone, jak i państwa mniejsze, ale również zdobywające medale. Najświeższy skandal ma barwy tureckie. Na liście 28 zawodników, w których organizmach po ponownym przebadaniu nowszymi metodami wykryto niedozwolone substancje, są m.in. Elvan Abeylegesse, zdobywczyni dwóch srebrnych medali igrzysk olimpijskich i jednego z mistrzostw świata. Jej rodaczka, Asli Cakir Alptekin pozbawiona została złotego medalu z biegu na 1500 m z igrzysk w Londynie.
Podejrzenia o nieczystą grę dotyczą też Kenijczyków, Etiopczyków czy Jamajczyków. Wyeliminowanie takich nacji z mityngów, mistrzostw czy igrzysk byłoby nie lada sensacją.
Ale kto wie – być może będzie to konieczne, bo jak podaje ARD, niektórzy kenijscy sportowcy byli ostrzegani przed niezapowiedzianymi testami antydopingowymi, a złapani sportowcy mieli płacić za tuszowanie pozytywnych wyników.
W najnowszym raporcie na temat kenijskich sportowców Frimin Kiplagat Kipchoge, były zawodnik, który pracuje ze sportowcami, twierdzi, że niektórzy badani byli informowani o dacie badania, a ich termin był do nich dostosowywany.
Doniesienia o „wykupie wyników” potwierdził w wywiadzie dla ARD Ronald Kipchumba, który w 2012 r. miał pozytywny wynik badania na obecność EPO w organizmie. Złapani zawodnicy mieli dostawać propozycję zatuszowania wyników za gratyfikacje finansowe dla badających.
Wobec takiego nawału doniesień, rzucających cień na Królową Sportu i instytucje, odpowiadające za czystość rywalizacji, trudno być obojętnym, ale konkretne działania dalekie są od radykalnych.
Craig Reedie podkreśla, że WADA cały czas współpracuje z wszystkimi sygnatariuszami na rzecz udoskonalenia ich programów antydopingowych, a w odpowiedzi na doniesienia ARD agencja prowadzi dwa odrębne dochodzenia. „Spójność programów antydopingowych wszystkich sygnatariuszy będzie elementem priorytetowym podczas najbliższych obrad WADA, które odbędą się w listopadzie” – powiedział szef agencji, choć to stwierdzenie z gatunku „oczywistych oczywistości”.
Ponieważ najlepszą obroną jest atak, to szef Światowej Agencji Antydopingowej twierdzi, że wyniki badań ujawnionych przez niemiecką stację telewizyjną ARD (więcej
tutaj) nie odnosiły się do aktualnie obowiązujących zasad antydopingowych i są mocno przedawnione. Dodał jednak, że „komisja jest całkowicie niezależna od WADA, w tym również od niego samego. Wszelkie poglądy, włącznie z jego osobistymi nie będą miały wpływu na pracę niezależnej komisji”, która bada sprawę rewelacji, ujawnionych przez dziennikarzy.
Od niedawna UCI, Międzynarodowa Federacja Kolarska, która chyba najbardziej zdecydowanie w sportowym światku walczy z dopingową epidemią, za seryjne przypadki naruszeń przepisów antydopingowych od niedawna ma prawo czasowego (na 15 do 45 dni) zawieszenia licencji zawodowym grupom kolarskim. To uderza po kieszeniach sponsorów, działaczy i zawodników, ale jest ciekawym eksperymentem, którego wynik może dać przykład innym federacjom.