Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Od dwóch dni media na całym świecie informują o tragicznym ultramaratonie w chińskiej prowincji Gansu. W sobotę w pobliżu Żółtej Rzeki zginęło 21 uczestników stukilometrowego wyścigu, który poza wymiarem sportowym, miał być turystyczną promocją Yellow River Stone Forest Park. Nagłe załamanie pogody sprawiło jednak, że ziemia w zakolu Huang He, będzie się biegaczom kojarzyć przede wszystkim z dramatem dziesiątek rodzin.
W sobotę rano na trasę chińskiego ultramaratonu wyruszyło 172 biegaczy w większości ubranych w krótkie spodenki i t-shirty. W okolicach 20 km, gdy czołówka znajdowała się na wysokości niespełna 2000 metrów nad poziomem morza, biegaczy dopadł marznący deszcz, przechodzący w grad, a temperatura powietrza gwałtownie spadła. O godzinie 14:00 bieg został oficjalnie odwołany, a w kolejnych godzinach na trasę wyruszyło 1200 ratowników. Akcję ratunkową utrudniały osuwiska na drogach dojazdowych. O ostatniej odnalezionej osobie służby poinformowały w niedzielę o 9:30. Ostatecznie udało się odratować 151 ultramaratończyków. Dla 21 biegaczy sobotnie zawody, były ostatnimi w życiu.
Wśród osób, które zginęły są: Liang Jing i Huang Guanjum. Jing był uważany w Chinach za jednego z najlepszych specjalistów od biegów ultra. W roku 2018 wygrał Ultra Gobi, pokonując 400 km w 85 godzin 46 minut i 43 sekundy. O tym jak wielką estymą cieszył się w chińskim środowisku biegowym świadczą chociażby jego przydomki: „Generał Liang” oraz „Bóg Liang”. Na zdjęciach z sobotnich wydarzeń 31-latek ubrany jest w cienką kurtkę, szorty i białą czapkę z daszkiem. Jak podają lokalne media, gdy został odnaleziony przez służby, nie wykazywał już żadnych śladów życia.
Innym rozpoznawalnym w Chinach biegaczem, który zginął w Gansu, był Huang Guanjum. W roku 2019 wygrał maratońskie mistrzostwa kraju dla osób z niepełnosprawnością. Od 1 roku życia był głuchoniemy. Jak podaje bbc.com bieganie stanowiło dla niego sposób na życie. Nie potrafił znaleźć pracy, regularnie zmagał się z problemami finansowymi. To w dużej mierze nagrody z wyścigów, pozwalały mu funkcjonować. W obliczu sobotniej tragedii nie był nawet w stanie zawołać o pomoc, ani usłyszeć głosów ratowników.
W większości przypadków, jako powód śmierci lokalne służby podają hipotermię. Wielu uczestników w potęgowanym wiatrem gradobiciu gubiło trasę oraz stawało się niewidocznymi dla ratowników (wyposażonych m.in. w drony i kamery termowizyjne). Uratowani biegacze twierdzą, że prognozy pogody informowały o deszczu i wietrze, ale nie w tak ekstremalnym wydaniu, jakiego doświadczyli.
Pod pręgierz zostali aktualnie postawieni organizatorzy imprezy. Trwa dochodzenie, które ma ustalić dokładne przyczyny zgonu, oraz zabezpieczenie biegu. Żółta Rzeka (Huang He) nie pierwszy raz staje się tłem dla tragicznych wydarzeń. Chińczycy doskonale wiedzą, że bywa kapryśna. W roku 1642 roku jej poziom podniósł się na tyle gwałtownie, że w potężnej powodzi straciło życie 300 tysięcy osób. Od tamtego czasu określana jest przydomkiem „Nieszczęście Chin”.