2 lutego 2009 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Przygotowania Uli do Półmaratonu – nowej członkini Kobiecego Teamu.


Witam was dziewczyny. W redakcji bieganie.pl zajmuję się redagowaniem tekstów, wywiadami, relacjami z wydarzeń sportowych i grafiką. W 2006 roku w lutym urodziłam synka, w maju 2007 córeczkę. Przed pierwszą ciążą byłam raczej sportowo aktywna, trochę biegałam. Teraz postanowiłam do tego wrócić i zmierzyć się na początek z Półmaratonem Warszawskim który będzie jednocześnie moim debiutem na
tak długim dystansie. Koledzy i koleżanki z redakcji namówili mnie na to, abym przedstawiała historię moich przygotowań do tego startu. Jednocześnie będę się starała donosić Wam o wszystkim co może mieć związek z biegającymi dziewczynami.

A tak się zaczęło moje bieganie…

A122_300.jpgBieganie prawie od zawsze wydawało mi się nieprzyjemne. Będąc nastolatką, zdarzyło mi się przebiec kawałek kiedy było zimno, ruszyłam oczywiście bardzo szybko i od razu zaczęło mnie boleć
gardło i zęby z zimna. Potem przez wiele lat moja aktywność fizyczna to był już tylko aerobik w klubie.

Poznałam kiedyś kolegę, który biegał i zaczął ze mnie żartować, że chodząc na aerobik nie bardzo sobie zdaję sprawę z tego co to jest prawdziwy wysiłek. Trochę mnie to złościło, bo na tych zajęciach naprawdę się męczyłam i przykładałam do ćwiczeń, zostając czasami na dwie sesje pod rząd.

Zdecydowałam się kiedyś z nim przebiec. Trochę z ciekawości, żeby sprawdzić jak się będę czuła biegnąc ale i żeby jemu pokazać, że ten aerobic daje mi całkiem dobre podstawy do biegania.

Pierwszy bieg.

Było majowe popołudnie. Nasza trasa to miało być około 6 km po Warszawskim parku.  Ruszyliśmy.
Przyznam, że na początku byłam trochę zdziwiona tempem nadawanym przez mojego kolegę. Było wolne, jego utrzymanie nie sprawiało mi żadnego problemu. Myślałam nawet, że mogliśmy zacząć szybciej. Kolega wiedział jednak co robi. Zmęczenie szybko narastało. W pewnym momencie wydawało mi się, że przebiegliśmy już olbrzymi dystans i zaraz będziemy z powrotem, tymczasem był to dopiero drugi kilometr. Po przebiegnięciu całych sześciu kilometrów – trzęsły mi się nogi. Cała się trzęsłam. Ale 6 km za jednym razem ? Byłam z siebie bardzo dumna. Po powrocie do domu od razu zasnęłam.

Ten bieg dał mi do myślenia. Bieganie z kimś było nawet fajne, kolega cały czas o czymś opowiadał, wydawało mi się to niesamowite jak to jest możliwe żeby biegać tak długo i jeszcze rozmawiać. Na następny bieg zdecydowałam się kilka tygodni później.

Grupa biegowa

Tym razem czułam się mocno niepewnie. Ten sam kolega namówił mnie na przyjście na biegowe spotkanie grupy amatorskich biegaczy startujących w maratonach. Nie wiedziałam nawet przedtem, że w ogóle są takie grupy.

Idąc na to spotkanie byłam zaciekawiona. Co to będą za ludzie? Może poznam tam kogoś interesującego?
Niedawno rozstałam się z chłopakiem więc ten aspekt miał też pewne znaczenie. Trochę byłam rozczarowana – wszyscy faceci mieli obrączki. Tym razem trasa była dłuższa – 2 razy po 4,5 km z 20-to minutową przerwą. No i tempo było większe – chciałam biec w środku grupy. Kończąc pierwsze 4,5 km już czułam się mocno zmęczona. Paliłam wtedy jeszcze papierosy, to nie pomagało. Po biegu byłam
absolutnie wyczerpana.

Następnego dnia, kiedy się obudziłam czułam że nie jestem w stanie zejść z łóżka, bolało mnie wszystko. Chciało mi się pić. Na stole w kuchni stała woda. Zastanawiałam się, jak to zrobić aby się do niej dostać i
przerażało mnie to, że będę musiała pewnie jakoś się do niej ruszyć. Na spotkania tej grupy biegowej zaczęłam przychodzić regularnie. Po rozstaniu z chłopakiem miałam więcej wolnego czasu, więc próbowałam też biegać samotnie eksplorując ścieżki pobliskiego parku. Dystanse stawały się dłuższe, ja czułam się coraz mocniej. Zresztą mój biegowy kolega starał się pokazywać mi coraz to nowe aspekty biegania.

Biegać można wszędzie

Zobaczyłam, że biegać można latem i zimą, nawet po śniegu, w nocy i poranku, po ulicach czy w lesie. Zawsze najbardziej podekscytowana byłam zbliżającą się niedzielą – wtedy robiłam długi jak na moje możliwości bieg – w pewnym momencie były to nawet 22 km. To bieganie jakoś naturalnie wkomponowało się w moje życie. Były też dodatkowe zalety – mogłam więcej jeść, rzuciłam palenie.

W maju kolejnego roku pojechałam na biegowe wakacje w góry, gdzie odkrywałam niezwykłe piękno Karkonoszy i Gór Izerskich męcząc się, biegając i pokonując długie dystanse. A w lipcu tego samego roku – mój biegowy kolega stał się moim mężem.

Możliwość komentowania została wyłączona.