25 czerwca 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

przepis na idealny bieg


W bieganiu poszukujemy różnych rzeczy. Każdy indywidualnie znajduje swoje cele, motywacje i przyjemności. Dla każdego też są one zmienne w zależności od nastroju, sytuacji, formy, samopoczucia, pory roku i innych.

Pojedyncze bieganie składa się z tak dużej liczby czynników (tych wynikających z nas oraz tych zewnętrznych), że wydaje się być niemożliwym, aby poskładały się one w taki sposób, żeby nasz bieg określić jako „idealny”. Zawsze coś mogłoby ułożyć się lepiej. Pogoda może być jeszcze bardziej sprzyjająca, widoki jeszcze bardziej zapierające dech w piersi, a nóżka może jeszcze lepiej podawać.

Jednak czasem zdarza się taki bieg, który sprawia, że nie podpisałbym się pod wynikającą z powyższego tezą, o tym że idealne biegi nie istnieją. Zdarza mi się czasem taki „wyjątkowy” bieg dzięki, któremu przez długi czas jestem w stanie motywować się do regularnej aktywności, nawet gdy z różnych powodów, nie sprawia mi ona satysfakcji.

Po czym go poznaję? Kiedy przychodzi po prostu to wiem. W jego trakcie nie liczy się, ani to jaka jest pogoda, ani w jakiej aktualnie jestem kondycji. Oczywiście łatwiej osiągnąć taki stan w sprzyjających warunkach i dobrej formie, jednak to nie jest najważniejsze. Zazwyczaj w trakcie swojego „idealnego” biegu nie zwracam uwagi na te aspekty i nie mają one dla mnie znaczenia. Po takim biegu czasem nawet trudno jest mi powiedzieć, jakie warunki mogły wpłynąć na jego jakość. Może to świadczyć o tym, że źródła tego efektu raczej należałoby szukać wewnątrz siebie.

Stanu, o którym mówię, z pewnością nie da się precyzyjnie opisać, bo nie ma on konkretnego wyjaśnienia i aby go zrozumieć trzeba go doświadczyć. Jeżeli zastanawiasz się czy dobrze mnie rozumiesz, to spróbuj przypomnieć sobie swojego „kandydata” na taki bieg, a następnie spróbuj wskazać czynniki, które uczyniły go tak satysfakcjonującym. Jeśli potrafisz, to prawdopodobnie myślisz o innym rodzaju biegu niż ten, o którym mówię. Jeśli natomiast bez problemu potrafisz przywołać w pamięci biegi, które biły na głowę wszystkie pozostałe i nie potrafisz znaleźć uzasadnienia to właśnie zaczęliśmy nadawać na tych samych falach.

Chciałbym móc bardziej precyzyjnie zobrazować ten stan, aby samemu sobie ułatwić znalezienie recepty i przepisu na jego poszukiwanie lub osiągnięcie. Jedyną namacalną rzeczą jaka przychodzi mi do głowy jest to, że po takich biegach mam więcej energii, niezależnie od tego jak zmęczone jest moje ciało. Może jeszcze to, że pomimo iż bardzo dobrze je pamiętam, to nie potrafię przywołać tego o czym myślałem w ich trakcie. Tak jakbym był bardziej skupiony na chłonięciu tego co mnie otacza i co serwują mi zmysły: widoki, dźwięki, zapachy i odczucia.

Prawdopodobnie jednak nie warto jest skupiać się na przywołaniu i poszukiwaniu swojej recepty. Zazwyczaj w takich sytuacjach im bardziej czegoś chcemy, tym bardziej nas to rozprasza. Staramy się za wszelką cenę zaszufladkować i wystandaryzować cel, co ostatecznie nie sprzyja jego osiągnięciu. To zwyczajnie przychodzi do nas samo. Należy jedynie dać mu szansę, wiążąc regularnie sznurówki i przechodząc przez próg.

 

 _____________________
Kuba Pawlak: W drodze do codziennej etatowej
pracy słucha piosenek o wojnach gangów i handlu prochami. Często stawia
na szali karierę przyszłego muzealnego kustosza (kustosz to nie
dyskontowe piwo) dla dodatkowych 15 minut drzemki. Przez swoją trenerkę
nazywany „zapalczywym amatorem” uparcie twierdzi, że bieganiem wyłącznie
się bawi. Organizator inicjatywy Royal Runners Club.

Możliwość komentowania została wyłączona.