Profesjonalizacja amatorstwa – w wyścigu po sprzęt
Profesjonalizacja amatorstwa – w wyścigu po sprzęt zdrowiej jest mieć obsesję na punkcie biegania niż jej nie mieć i pasjonować się leżeniem przed telewizorem. Lepiej również dla naszego portfela, gdy biegamy niż uprawiamy inny sport. O ile z pierwszym nie sposób się nie zgodzić, to, co do drugiego można mieć już poważne wątpliwości…
Od dawna chciałem poruszyć ten temat, bo to aż kole w oczy. Jednak nie napotkałem w prasie kogoś, kto dziennikarsko puknąłby się w czoło i rzekł: „a mówią, że bieda w kraju, ludzie narzekają, że się ciężko żyje”. Zatem podjąłem rękawicę, choć wiem, że mogę się narazić.
Ubrani jak spod igły
Doszedłem do wniosku, że bogaci są Ci biegacze, bo to, co się ostatnio dzieje w środowisku przechodzi ludzkie pojęcie, przepraszam… moje pojęcie, ale mam nadzieję, że nie jestem sam. Jakiś czas temu jedna z komercyjnych telewizji zrobiła w specjalistycznym sklepie biegowym materiał o tym, co trzeba mieć, aby zacząć biegać. Ile taka aktywność kosztuje… wyszło im, że na start to będzie jakieś 3000 złotych, jeżeli wybierzemy się do takiego właśnie sklepu. Buty? Tylko z wysokiej półki. Zegarek? Tylko z GPS-em i pulsometrem. Skarpety? Tylko kompresyjne. Do tego lajkry, koszulka, bluza, ortalion i suma robi się bajońska. Wkurzyłem się – wypaczenie niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Niestety okazało się, że im dalej szedłem w las, tym więcej drzew napotykałem na swojej drodze.
Mimo młodego wieku jestem w społeczności biegowej od czasów, kiedy biegło się w lajkrach i za plecami słyszało się śmiech a czasem wyzwiska, że coś nie tak z orientacją. Kupowało się adidasy w jakimś outlecie, kolce starczały na kilka sezonów, zegarek miał po prostu stoper. Tętno mierzyliśmy „na palce” patrząc aż upłynie 15 sekund i mnożyliśmy przez 4. Najlepiej. Nie przypuszczałem, że w tak krótkim czasie… nie będę na czasie, choć wciąż 90% biegaczy nie mieści się w moim czasie. Wszystko się zmieniło, poza tym, że metry na bieżni i kilometry na ulicach oraz szlakach same się nie przebiegają. Nie chcę uogólniać, obrażać, pouczać, ale wydaje mi się, że wielu amatorów przekroczyło już dawno granicę profesjonalizmu ustalając nowe, niezdrowe wręcz standardy. O co mi chodzi?
Wielu znajomych pracuje w różnych sportowych sklepach, wielu z nas jeździ po różnych imprezach sportowych po całej Polsce. Pracuje i biega… i widzi, co się dzieje. Nastał taki biegowy zakupoholim. Furorę robi wszystko, co jest z tym sportem związane, a na dobrą sprawę jest kompletnie niepotrzebne, gdy jesteśmy amatorami. GPSy mają już niemal wszyscy, a gdy nie mają to muszą mieć endomondo, bo inaczej po prostu nie pobiegną. Jak nie złapie sygnału to czekają, bo przecież trening się nie zapisze…, co ja wrzucę na fejsa!? Godzina rozbiegania przestaje już być treningiem na samopoczucie, a staje się nieustannym spoglądaniem na średnie, chwilowe tempo oraz kilometry i puls (najwyższy i najniższy podczas treningu). Gdyby kenijskie dzieci używały tych wszystkich gadżetów… spóźniłyby się na lekcje w szkole.
Pojawią się argumenty, że jeżeli to moja pasja i daje mi to radość, a mnie na to stać – to, dlaczego mam tego nie używać. Na własnych zainteresowaniach się przecież nie oszczędza. Jedni wędkują, inni kochają podróże, jeszcze inni biegają. Fakt. Tylko czy naprawdę potrzebujesz tak zaawansowanego sprzętu? Biegasz 31 minut na 10 km i potrzebujesz lepiej monitorować swój organizm, aby złamać 30 minut – to jest odpowiedni poziom. A może 2:20 w maratonie? I brakuje Ci niewiele do elity, minimum na mistrzostwa Europy – technologia umożliwi ci postęp! Gadżety są wówczas przydatne, świat idzie do przodu i profesjonalista powinien z tego korzystać. W końcu Janusz Kusociński biegał 30,11, a teraz na 10 000 łamią 27 minut.
Bądź świadomym biegaczem
Jeśli chcesz wydać pieniądze na swoją pasję to zrób, aby mieć faktycznie lepsze wyniki oraz lepsze zdrowie – pojedź na zorganizowany obóz w góry, skonsultuj się z profesjonalnym trenerem, który nauczy cię wielu ćwiczeń, zapobiegniesz licznym kontuzjom i poprawisz osiągnięcia. Chcesz czuć się zdrowo? Może warto zmienić nawyki żywieniowe zapisując się do dietetyka. Są dwie drogi… buty treningowe na asfalt, buty startowe, buty do biegania po lesie, buty na górski szlak – łącznie za 2000 złotych. Uwierzcie są tacy, którzy przychodzą do sklepu i rozpoczynają swoją przygodę z bieganiem z wysokiego „C”, zapominając o „A”, czyli pojęciu wysiłku fizycznego.
To takie polskie się pokazać. Sprzęcik się zgadza, sąsiad widzi i też kupi, bo nie może być gorszy. W rezultacie na większych biegach w Polsce mamy do czynienia z rewią mody od butów, przez skarpety po bluzeczki na zegarkach kończąc, a na mecie 2 godziny w półmaratonie… w górach też większość ma już specjalistyczny sprzęt stworzony dla globtrotterów, podróżników, alpinistów… Oczywiście, że stawiając sobie nowe wyzwania nasza pasja staje się coraz droższa – dlatego nie chciałbym zostać źle zrozumiany. Wszystko jest dla ludzi – cywilizacja sprawiła, że jesteśmy coraz bardziej wygodni, ale zapominamy o prostych rozwiązaniach zagłębiając się w szczególiki, gadżeciki i detale.
Ostatnio miałem okazję porozmawiać z naszą brązową medalistką mistrzostw Europy w biegu na 3000 metrów z przeszkodami, Wiolettą Frankiewicz-Janowską. Wracając do formy po urodzeniu dziecka, Pani Wiola prowadzi również zajęcia dla amatorów i zauważyła podobny problem. – Osoby przychodzące na trening są już ekspertami w dziecinie medycyny, fizjologii, technologii, sprzętu biegowego. Można nabawić się kompleksów – stwierdziła rekordzistka świata na 2 km z przeszkodami.
–
Ludzie zadają takie zaawansowane pytania, że byłam w ciężkim szoku. Np. o kadencję kroków na 100 metrów, chwilowe tętno wyświetlające się na zegarku z GPS-em, jakie powinno być, podczas jakiego tempa…, ludzie nawet liczą kroki na krótkim dystansie i zastanawiają się czy biegać dłuższym czy krótszym – opowiada Janowska, która przecież w oczach biegaczy amatorów powinna się cieszyć autorytetem. –
Często proste ćwiczenia prezentowane przeze mnie są kwestionowane i dopiero po dłuższym ich stosowaniu zawodnicy stwierdzają, że rzeczywiście ich problemy np. z kręgosłupem minęły. Pytają mnie jak biegać? Odpowiadam – na samopoczucie. Jak na moim treningu pojawiał się pulsometr to już było coś – rzadko z nim biegam – przyznała mistrzyni Polski w biegu na 10000 metrów.
Z takim podejściem zaraz wrócimy do jaskiń – pewnie tak wielu pomyśli. Otóż wcale nie. Tylko wygląda to tak, że w tej biegowej jaskini stawiamy najnowszy telewizor i parkujemy luksusowym autem – zamiast najpierw wybudować sobie dom, zaczynając od fundamentów, przez ściany, dach i dopiero wykończenie wnętrz. Biegajmy krok po kroku, od zrzuconych kilogramów przez brak problemów ze zdrowiem, do coraz lepszych wyników, kolejnych kilometrów, startów, systematycznie udoskonalając wnętrze naszej „biegowej” chałupki. Solidniejsza podłoga w postaci butów, wyższej klasy kino domowe w postaci zegarka, najnowsza chłodziarko-zamrażarka, jako suplementy diety. Te wszystkie dobra technologiczno-sprzętowe umilają nam życie, przydają się, sami je dla Was testujemy, Wy dzielicie się swoimi opiniami, ale jak świat światem biega się przecież głową – zatem z głową też do tych wszystkich dobrodziejstw XXI wieku podchodźmy, albo raczej podbiegajmy.
PS. Taka wakacyjna analogia na koniec. Przecież na Kasprowy Wierch można wjechać kolejką omijając regle, kosodrzewiny, granie lądując prosto na szczycie, ale idą szlakiem przez te wszystkie piętra zyskujemy wiedzę, doświadczenie, piękne doznania, a szczyt jak gadżet będzie wisienką na torcie.