24 lipca 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

polskie liczby, które nie potęgują


Choć kumpel mówi na mnie FaraRom i nawet żona czasem przyzna, że z urody przypominam Cygana, to – jestem Polakiem. Serio. Prawdziwym, biało-czerwonym, płaczącym na hymnie. Moim obiadem bigos, moim deserem ryż z jabłkami, moją ulubioną sceną filmową, gdy Franek Dolas mówi, że nazywa się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz i pochodzi z Chrząszczyżewoszyc w powiecie Łękołody. Znałem drugą zwrotkę Mazurka Dąbrowskiego zanim to było modne, płakałem po papieżu, na widok Niemca śpiewam Rotę. Serio. Jestem Polakiem.

Ale chcę zastrzec, że jestem też człowiekiem. Co trzeci dzień nachodzą mnie refleksje i ukończyłem szkołę podstawową. Wiem, że Chrobry to nie tylko wąsaty pan z dwudziestozłotówki i to nie Kamil Bednarek wylansował „Dni, których jeszcze nie znamy”. Wiem, że Sonetów Krymskich nie napisała Grochola, nie mówi się „włanczać” i „poszłem” a „bynajmniej” to nie to samo co „przynajmniej”. Wiem, czym jest suma, różnica, ułamki i potęgowanie. I jako Polak oraz Homo sapiens chcę powiedzieć, że bynajmniej potęgą w lekkoatletyce to my nie jesteśmy.

Polskie „potęgowanie” trwa od lekkoatletycznych mistrzostw Europy w 2016 roku, kiedy z dorobkiem dwunastu krążków, wygraliśmy klasyfikację medalową amsterdamskich mistrzostw. No i wszystko cacy. Można by powiedzieć – o co ci więc koleś biega? O to, że reprezentacje Wielkiej Brytanii i Niemiec ugrały podczas tamtej imprezy po szesnaście medali, pokonując nas jednocześnie w klasyfikacji punktowej. Ergo – gdyby tak podjąć jakąś refleksję… to coś z tezą o polskiej potędze w Europie szwankuje.

Podczas tegorocznych, halowych ME w Glasgow również zwyciężyliśmy w klasyfikacji medalowej. „Potęgowanie” rozlało się po kraju przez media tradycyjne i internetowe, przez usta działaczy, dziennikarzy i samych sportowców. Choć już chyba coraz więcej osób zaczęło nieśmiało drapać się po głowie, pytając – serio? Polska 7 medali, Wielka Brytania 12 medali. Polska 72 punkty, Wielka Brytania 122,5 punktu. Wniosek  – jesteśmy potęgą. Serio? Klasyfikacja medalowa wypacza prawdziwą siłę poszczególnych reprezentacji, ponieważ okrutnie premiuje złote krążki. Punkty biorą natomiast pod uwagę miejsca 1-8 i na tej podstawie szacują siłę drużyn. Pokazują, co dzieje się w drugim szeregu, za linią największych gwiazd. W Glasgow było pod tym względem wręcz kuriozalnie.

Byliśmy lekkoatletyczną potęgą, której reprezentantów zabrakło wśród finalistów 60 m przez płotki kobiet i mężczyzn, 60 m mężczyzn, 400 m mężczyzn, 800 m mężczyzn. Byliśmy potęgą, która nie zdołała w ogóle wystawić wieloboistów i wieloboistek, skoczkiń wzwyż, skoczkiń o tyczce, skoczkiń w dal, biegaczek na dystansie 800 m i 3000 m, biegaczy na 3000 m i kobiet w trójskoku. Wreszcie, byliśmy lekkoatletyczną potęgą, która do męskiej sztafety 4×400 m z powodu braków kadrowych (a raczej niefrasobliwości PZLA) wystawiła płotkarza Damiana Czykiera. Sprintera, który przyjechał do Glasgow, by biegać 60 m przez płotki, a nie dystans niemal siedmiokrotnie dłuższy.

Dużo w ostatnich dniach czytałem o medalach naszych młodzieżowców i juniorów podczas Mistrzostw Europy w Gävle i Borås. Nawet pomyślałem przez moment, że może faktycznie jesteśmy tą potęgą, skoro co chwilę widzę news o kolejnym polskim krążku w Szwecji. Ale że bywam upierdliwy, to spojrzałem w tabele. ME U23 – Polska 12 medali, Niemcy 21, Francja 17, Wielka Brytania 14. ME U20 – Polska 6 medali, Wielka Brytania 15, Włochy 11, Holandia 10, Turcja 10. W klasyfikacji punktowej wygląda to wszystko jeszcze potężniej. 218 pkt Niemców przy 128 pkt Polaków w przypadku młodzieżowców, oraz 168 pkt Anglików do 67 pkt Polaków u juniorów.

Ja naprawdę nie jestem żadną ukrytą opcją skandynawską. Trzymam kciuki za lekkoatletów, skoczkom dmucham pod narty, a piłkarzom nucę z przejęciem, że biało-czerwone to barwy niezwyciężone. Ale te lekkoatletyczne liczby – za Chiny Ludowe! – mi się nie potęgują.

 

____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata.
Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”.
Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W
przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało,
całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu
przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia. 

Możliwość komentowania została wyłączona.