Redakcja Bieganie.pl
Najpierw rozmawiamy z Ellen, jedną z najważniejszych osób w firmie.
Ellen, jak znajdujecie
zawodników?
Ellen Van Langen: Mamy trenerów, skautów w kilku krajach, w Kenii, Etiopii. Są
to zazwyczaj byli zawodnicy. W Kenii Patrick Sang (8:03 3000m z przeszkodami,
półmaraton 1:01) i Joseph Chelimo. W Etiopii jest to Getaneh Tessema, mąż Gete
Wami. Są trenerami i prowadzą zawodników, więc widzą, kto jest obiecującym
talentem. W Kenii mamy obóz treningowy, który prowadzą.
Jak znaleźliście
Marcina Lewandowskiego?
Po Juniorskich Mistrzostwach Świata w 2006 roku. Jesteśmy
jednak sporą firmą, mamy sporo pracowników…
Oficjalnie tylko 17
więc to nie taka wielka firma?
Ok, ale w tym biznesie 17 to naprawdę dużo, zazwyczaj firma
managerska to jedna lub dwie osoby. Więc jeden z naszych pracowników był w Pekinie na tych
Mistrzostwach Świata, był też z naszym holenderskim trenerem…
Ale Marcin przybiegł
tam czwarty?
No tak, ale to nie zawsze tak jest, że miejsce tak
bardzo się liczy, staramy się ocenić na podstawie innych danych, choćby stylu biegu,
jaki ktoś ma w sobie potencjał. Mnie tam nie było, ale kiedy oni zobaczyli, jak
on biega, uznali, że to jest talent i zaczęli rozmowy.
Ilu zawodników teraz
macie w swoim „portfolio”
Razem? Około 120-130.
Nie uważasz, że to
dużo? Czy przy takiej liczbie jesteście to w stanie opanować, zająć się
należycie wszystkimi ich problemami?
Dlatego jest nas w firmie tak dużo, każdy w firmie ma grupę zawodników,
za których jest odpowiedzialny. Ważne są też dla nas relacje osobiste, jeśli
zawodnik ma jakiś problem, to my chcemy o tym wiedzieć, żeby móc pomóc. Chcemy, żeby zawodnik nie musiał się o nic
martwić, żeby miał głowę wolną od problemów i mógł dobrze trenować.
W waszej stajni macie
zawodników o bardzo różnym przedziale wiekowym. Jest Haile, doświadczony
zawodnik, który w sensie swojej sportowej kariery wie, gdzie jest, któremu nie
trzeba już pewnie pomagać w życiowych problemach. Ale macie młodszych, choćby
takich jak Marcin – czy próbujecie jakoś radzić, wpływać na to, czy powinien
się specjalizować na 800, a może 1500 m?
Oczywiście to robi trener, ale w jakimś stopniu też jesteśmy
za to odpowiedzialni, bo bierzemy udział w planowaniu startów. Niektórzy startują
bardzo dużo, inni mało. Ważne jest, aby przed Mistrzostwami Świata wszystko
dobrze rozplanować. Ale zawsze robimy to
razem z trenerem, musimy współpracować. Zawodnik – Trener – My.
Czy zdarza Ci się, jako byłej zawodniczce
z mocnym sportowym dorobkiem (życiówka na 800m 1:55,54), radzić
coś zawodnikom, trenerom ?
Czasem, ale z Marcinem mi się jeszcze nie zdarzyło, jestem
odpowiedzialna za inne działania. Ale czasami, kiedy jestem na jakichś zawodach
i nasz zawodnik startuje na 800m, lubię podyskutować o biegu, taktyce.
Jak w ogóle wygląda
biuro firmy w Nijmegen, macie blisko jakiś stadion?
Nasze biuro to w ogóle spory budynek – na parterze jest
klasyczne biuro, piętro pierwsze i drugie to dzienne sale, duże pokoje
gościnne, mamy tam trzy kuchnie, komputery, telewizory. Na ostatnim piętrze są
sypialnie. Tam mieszkają zawodnicy spoza Europy, kiedy przyjeżdżają do Europy,
także europejscy zawodnicy którzy jadą w dłuższą podróż i potrzebują się u nas
zatrzymać. Stadion i siłownia są pięć minut spacerem od biura. Są właściwie
usytuowane na obrzeżach sporego lasu, więc zarówno dla zawodników długo-, jak i
średniodystansowych, którzy chcą zrobić jakiś dłuższy trening, to dobre miejsce
do stacjonowania.
Macie absolutnie
najlepszych zawodników na długich dystansach, z czego wynika na specjalizacja?
Mamy też sporo zawodników konkurencji technicznych, nie
tylko biegowych, ale pewnie ma na to wpływ sama osoba Josa Hermesa, byłego
zawodnika i managera z 25 letnim doświadczeniem. Ważne w naszej firmie są
osobiste relacje między nami a zawodnikami. Pracują u nas młodzi ludzie, którzy
naprawdę lubią sport, więc jesteśmy wiarygodni.
Czy zdarza się, że pomagacie
zawodnikowi znaleźć trenera czy lekarza?
Tak, znamy wielu ludzi i jeśli zawodnik szuka trenera, to
oczywiście mu pomagamy. W zależności od tego, czy chce go mieć blisko domu, czy
może jechać do Kenii, Etiopii, Meksyku i trenować tam z jednym z naszych
trenerów. Ale pomagamy też na przykład znaleźć lekarza specjalistę, jeśli zawodnik
wymaga jakiejś operacji, mamy dużo kontaktów, znamy wielu lekarzy na całym świecie,
choć akurat jeden z najlepszych lekarzy sportowych, jakich znam, pracuje 30
minut jazdy od naszego biura. Czasem nawet specjalnie ściągamy zawodników, żeby
się z nim spotkali, żeby postawił diagnozę.
Czy kontaktujecie się
z narodowymi federacjami lekkoatletycznymi, kiedy z jakichś powodów podejmują
decyzję o wysłaniu kogoś na imprezę klasy mistrzowskiej, która według was jest nie fair?
O tak, ciągle się z nimi kontaktujemy, czasami to proste,
czasem nie. Zależy od ludzi z federacji. Zawsze musimy być bardzo ostrożni. W
niektórych federacjach oni myślą, że są tak ważni, że mogą dyktować wszystkim
swoje warunki. Ale trzeba uważać, żeby nie zepsuć relacji zawodnika z federacją,
bo to oni w końcu wysyłają go na Mistrzostwa. Czasami nie możemy nic zrobić z
ich decyzją, czasem jakiś wpływ udaje się nam wywrzeć.
Jos – Eleine opowiadała
o waszej organizacji, ale to nadal Ty pociągasz za sznurki?
Jos Hermens: Teraz uprawnienia są naprawdę delegowane. Mamy dwóch ludzi w
Chinach, dwóch w Meksyku, dwóch w Etiopii, dwóch w Kenii. Kiedyś, kiedy
znajdowałem zawodnika, można powiedzieć, że rosłem wraz z nim. Teraz to nie ja
się wszystkim zajmuję, nie zajmuję się już takimi rzeczami jak na przykład
skauting. Mamy bardzo dobrych ludzi, np. Valentijn (Trouw) czy Jurrie (Van der Velden) – robią świetną robotę. Ludzie często zapominają, że my nie zajmujemy
się tylko managementem zawodników, ale organizujemy imprezy, sponsoring, wiele
rzeczy. Mamy 120 zawodników, ale mamy też 20 imprez i musimy gdzieś naszych
zawodników pokazać.
20 Imprez? Jakie poza
Hengelo ?
Mamy Szanghaj Grand Prix, impreza na 60 tysięcy widzów, mamy
mniejsze imprezy w Meksyku, wiele wyścigów ulicznych, np. maraton w
Amsterdamie.
Czym Ty głównie się
zajmujesz ?
Zawsze mówię, że w naszym biznesie
nie potrzebujemy więcej managerów prowadzących więcej zawodników za mniejsze
pieniądze. Potrzebujemy promocji dla naszego sportu. Gaże za występy na bieżni
spadają. Potrzebujemy nowych sponsorów, nowych bohaterów. Byli Sergiej Bubka,
Carl Lewis, Ty ich znasz, ale ilu zwykłych ludzi jeszcze ich zna? Ilu ludzi teraz
interesuje się lekkoatletyką? Kiedyś, 15-20 lat temu, ludzie znali nazwiska
przynajmniej kilku zawodników, lekkoatletów. Dlatego tak ważne jest dla nas
promowanie naszych zawodników takich jak Haile, Kennenisa, Saladino, bo przez
to promujemy nasz sport. Robimy wiele wysiłku, które nie przynoszą konkretnych
finansowych rezultatów – książka o Haile oczywiście będzie sprzedana, ale nie w
nakładzie dwóch milionów egzemplarzy, robiliśmy film, to wszystko generalnie
kosztuje, a nie przynosi zysku. Ale musimy to robić, żeby pokazywać Haile jako
bohatera, teraz Kenenisę. To zajmuje czas, zawodnik musi być zdrowy. To, co
mówi Haile – to trudne pozostawać na szczycie przez taki długi czas, oni nie mogą startować
zbyt często, bo byłoby to dla nich zabójcze. Niestety – jeśli zawody to jedyny
moment, kiedy napiszą coś o naszym zawodniku, to nie jest to dużo. Piłkarz przyciąga
więcej zainteresowania po jednym meczu niż nasz zawodnik przez cały rok. Musimy
rywalizować ze wszystkimi innymi sportami – tenis, golf, musimy wykreować inne,
dodatkowe zainteresowanie wokół zawodnika.
Czy także z tego
powodu tak często w trakcie konferencji prasowych z Haile mówicie o planowanym rekordzie
świata? Bo to przyciąga media?
Tak, ale z tym trzeba być ostrożnym. Nie można co chwila ogłaszać,
że będzie rekord świata, bo to się po pierwsze dewaluuje, a po drugie, jeśli się nie
uda, to działa to na twoją niekorzyść, przychodzi rozczarowanie. Więc musi być
spore prawdopodobieństwo, że taki rekord uda się pobić. Dlatego w Dubaju to
nie są mrzonki na temat rekordu świata w maratonie, zrobiliśmy dokładną analizę – trasy, temperatury,
wilgotności, byliśmy tam wielokrotnie także z innymi zawodnikami, żeby ocenić,
czy szanse na rekord rzeczywiście były. Planowanie godziny startu, aby zdążyć z
finiszem przed mocnym wzrostem temperatury, też jest częścią tej analizy.
Wróćmy do firmy. Kto
podpisuje umowy z zawodnikami? Wszystko Ty czy delegujesz uprawnienia na
pracowników?
Dwa lata temu doświadczyłem efektu wypalenia. Byłem totalnie
przepracowany. Przedtem byłem zaangażowany prawie we wszystko. Teraz mam więcej
dystansu, jestem nieco z tylu. Ale nadal jestem dość blisko. Ponieważ kocham ten
sport, dosyć szybko poznaję zawodnika. Ale wcześniej, kiedy pracowałem
100 godzin tygodniowo, byłem pewnie trochę bliżej zawodników. Ważne jest
znalezienie nowych pieniędzy dla naszego sportu, to mnie teraz bardzo
interesuje. Dlatego organizujemy te imprezy, czy inne rzeczy – tylko dla promocji.
Mam nadzieję, że zawodnicy rozumieją, że nie zawsze mogę być na zawodach, że
muszę robić też inne rzeczy.
Ale nadal jest kilku zawodników,
o których pewnie wiesz wszystko? Haile, Kenenisa?
O, jest ich więcej – pewnie o około 30-40 zawodników wiem
naprawdę dużo. Saladino, Sileshi Sihine, Eliud Kipchoge. Tych zawodników jest
naprawdę sporo. Na Igrzyskach w Sydney moi zawodnicy zdobyli 18 medali. W
Atenach mieliśmy tylko dwanaście, a w Pekinie było tylko 9. Zmienia się rynek.
Kiedy zaczynałem w tym biznesie, miałem rosyjskich zawodników, meksykańskich. A
teraz są rosyjscy managerowie, którzy są w stanie szybciej znaleźć jakiegoś młodego
zdolnego zawodnika niż ja, bo są w kraju, na miejscu, lepiej znają rynek.
Ale pewnie rosyjscy
zawodnicy woleliby podpisać kontrakt z Tobą?
Tak, ale wielu z nich nie mówi po angielsku, więc nie jest
nam łatwo nawiązać kontakt. Może powinniśmy mocniej próbować? Ale nie wiem czy
oni są w stanie docenić to, że jesteśmy w stanie zrobić więcej niż rosyjski
manager? Może czują się z nim pewniej, bo rozmawiają w tym samym języku? To
jest oczywiście nieco krótkowzroczne, bo jestem pewien, że my możemy dla
zawodnika zrobić więcej, promować go. Rosyjskiego managera nic więcej oprócz
wysłania zawodnika na zawody i skasowania swoich 15% nie interesuje. Nie
interesuje ich wypromowanie, zrobienie gwiazdy z ich zawodnika. Nawet
Borżakowski, ze wszystkimi swoimi tytułami, powinien być dużo bardziej
rozpoznawalny w skali światowej, ale jest prowadzony przez kogoś z Węgier. To
jest zresztą to, za co krytykuję większość moich kolegów. Nikt z nich nie
inwestuje w sport. Mają to gdzieś, biorą pieniądze i spadają. A ja mam inne podejście
– inwestujemy. Mamy budynek z sypialniami, z własnym fizjoterapeutą, trenerami,
staramy się zbudować drużynę. Przecież nie muszę tego robić- też mógłbym wziąć
te pieniądze i mieć więcej dla siebie. Ale takie mam marzenie
Kiedy byłem
zawodnikiem i kiedy miałem kontuzje, moje ścięgno Achillesa w
czasach juniorskich zostało ostrzykniete kortyzolem, i potem konsekwencją tego było to,
że ścięgno pękło w wieku 27 lat. Zacząłem sam zajmować się trenowaniem, ale w
Holandii 20 lat temu nie mogłeś się utrzymać z bycia trenerem. Więc w końcu
zostałem managerem, przez Nike. Wszyscy zawodnicy mają te same problemy, te
same pytania, – z kim trenuję, jak, co robię, kiedy mam kontuzję. Więc trzeba
zawodnikowi pomagać. Niestety, większość – na przykład rosyjskich managerów – myśli
inaczej – załatwię Ci tani kontrakt z Nike, jedź na zawody, daj mi 15% i
koniec. A to jest tylko początek. Tych zawodników trzeba wypromować, trzeba w
nich inwestować. Ci zawodnicy muszą się rozwijać nie tylko sportowo, musza
nauczyć się angielskiego. My mamy nauczycieli angielskiego, którzy pomagają
naszym zawodnikom w Etiopii. Ja cały czas naciskam na Kenenisę, żeby uczył się angielskiego.
On już teraz jest znacznie lepszy. Zresztą w Rosji jest ten problem, że zawodnik
startuje przez 2-3 lata i potem znika. Nie pamiętam teraz, jak się nazywała taka
rosyjska zawodniczka – skoczkini w dal i trójskoczkini, wielki talent, to nawet
wstyd, że teraz nie potrafię sobie przypomnieć jej nazwiska, ale to był potencjał
na gwiazdę, a została zmarnowana.
Czy wpływasz w
jakikolwiek sposób na trening Hailego czy Kennenisy?
Tak, choć nie jestem przecież z nimi codziennie na treningu.
Ale często z nimi o tym rozmawiam, przekazuję moje pomysły, choćby związane z
treningiem na siłowni, odpowiednim balansem pomiędzy treningiem a odpoczynkiem,
wytrzymałością i szybkością. Niekoniecznie w ten sposób, że mówię im, że muszą
jutro zrobić 10×400 m z minutową przerwą, ale raczej generalnie, że na przykład
w zimie róbcie inny program na siłowni niż w lecie .
To kiedy w jednym
biegu biegnie Haile i Eliud Kipchoge, masz problem komu kibicować?
Najlepszy musi wygrać. W Sydney mieliśmy 5 zawodniczek w
finale na 5000m. Oczywiście, jeśli przyjdzie do mnie zawodnik i powie, że zaatakuje
po 3000m, to nigdy tego nie powiem drugiemu zawodnikowi. Ale mogę mu
powiedzieć, słuchaj, to są Twoje mocne strony, to są słabe, choć nie lubię mówić
o słabych, zawsze o mocnych. I najlepszy musi wygrać.
W 2006 roku pojawiły się
w Niemczech zarzuty wobec twojej firmy, że współpracowaliście z lekarzem, który
współpracował z innym lekarzem, który podawał doping kolarzom, było nawet
jakieś dochodzenie w tej sprawie.
To był zupełny absurd, człowiek, który to rozpętał w Niemczech
chciał zostać szefem tamtejszej federacji, media to podchwyciły i zrobiła się z
tego absurdalna sytuacja, potem wszystko ucichło, chyba przestraszyli się prawnych
konsekwencji rzucania oszczerstw. Zresztą media dziś to nie te same media jakie
były ileś lat temu, w dobie Internetu skończył się czas prawdziwego dobrego dziennikarstwa,
wiele razy mam sytuację, że człowiek mnie pospiesza i skraca moje wypowiedzi, bo
musi jak najszybciej to puścić do Internetu, żeby potem analizować te swoje
statystyki, słupki.
Ale ta historia
jednak jakoś dotknęła Twoją firmę, nawet taki człowiek jak Weldon Johnson, prowadzący
LetsRun.com, zrobił z tego aferę ?
I w takich sytuacjach wychodzi, z kim masz do czynienia, ten
gość to wariat, ta sytuacja mówi bardziej o nim niż o mnie, rozmawiałem z nim
przy okazji maratonu nowojorskiego, on wszystko wie najlepiej, nie słucha,
ma bogatych rodziców, dzięki którym nie musi się troszczyć o utrzymanie, to nie
jest poważny facet. Według mnie zniknie. Teraz każdy może w Internecie napisać to, co
chce.
Kiedyś napisałem o
Tobie artykuł, pokazałem zdjęcie sprzed ładnych paru lat, z wielką szopą włosów,
tak zawsze biegałeś?
Ach 🙂, jestem typowym dzieckiem lat 60-70, flower power itd., w 68 roku miałem 18 lat, byłem hipisem, to były bardzo
liberalne czasy.
Po wypadku już nigdy
nie biegałeś?
Nie, miałem pięć operacji, teraz wprawdzie medycyna się rozwinęła,
ale dla mnie jest już za późno. Byłem nawet w USA na operacji
Zdarza Ci się teraz biegać?
Troszeczkę joggingu mogę zrobić, ale teraz wolę rower. Nie ma
tego podskakiwania. Kiedy biegnę, to po 10 minutach czuję ból, może mógłbym mieć
kolejną operację, ale wolę tego nie ruszać, to nie czas dla mnie na operację. Ale a propos Polski. Marcin Lewandowski to nie
moje pierwsze kontakty z Polską. Znałem Malinowskiego, byłem managerem Mamińskiego.
Pamiętam Niemczaka, jest chyba teraz w USA. Czy Mamiński nadal organizuje
memoriał ?
Nie, już nie.
A czy są w Polsce jakieś duże biegi, które są transmitowane
na żywo w telewizji?
Musisz wziąć pod
uwagę, że masowe biegi w Polsce to nie jest jeszcze to samo, co tutaj.
Spokojnie, to przyjdzie z czasem. Kiedy ludzie będą bogatsi,
kiedy poczują trochę luksusu, teraz wszyscy się bogacą, myślą o lepszej pracy,
ale kiedy już się kraj rozwinie i kiedy wszystkim urosną brzuchy od zbyt dużej ilości
wypitego piwa 🙂,
wtedy rzucą się do biegania. Życzę wam powodzenia.