16 lipca 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

najszybszy ogrodnik świata


Trzy pytania, na które bardzo chciałbym znać odpowiedź to:
Kto zabił Kennedy’ego? Gdzie leży Bursztynowa Komnata? Jak to zrobić, aby regularnie się rozciągać?

W niewielkim stopniu przybliżyłem się do tego ostatniego, zgłębiwszy historię Janusza Kusocińskiego, który trenując, z dzisiejszej perspektywy, w bardzo odległych czasach, zdawał sobie sprawę z roli ogólnej sprawności i pieczołowicie pielęgnował jej poszczególne aspekty – w tym rozciąganie.

O tym, jak wybitną postacią był „Kusy”, napisano już chyba wszystko. Pomimo to uważam, że przypominania jego historii nigdy dość, gdyż w świadomości młodych pokoleń, nie jest on dostatecznie obecny, prawdopodobnie z uwagi na wspomnianą odległość czasów, jakie dzielą jego sukcesy od współczesności. Nie o tym jednak dzisiaj.

Moje szczególne zainteresowanie osobą Kusocińskiego wynika z faktu, że podobnie jak ja pracował w Łazienkach Królewskich, gdzie był zatrudniony jako ogrodnik. To bardzo miła perspektywa, wiedzieć że prawdopodobnie niejednokrotnie przemierzaliśmy biegowo te same ścieżki. Trochę szkoda, że sportowo łączy nas tylko tyle…

Gdy czytamy o sportowych osiągnięciach Kusocińskiego, w oczy rzuca się wynik, jaki w 1932 roku uzyskał osiągając swój życiowy sukces – złoty medal na igrzyskach olimpijskich w biegu na 10000 m. 30:11.4. Taki czas do dzisiaj klasyfikowałby go wysoko w zawodach rangi krajowej, a na Mistrzostwach Polski w 2014 nawet pozwoliłby na zajęcie pierwszego miejsca. Zadziwia to tym bardziej, gdy zdamy sobie sprawę z różnic, jakie dzieliły czasy „Kusego” od naszych pod względem licznych aspektów przygotowania. Metodologia treningów była na takim poziomie, że Kusociński był prekursorem interwałów. Regeneracja to głównie kąpiele borowinowe, nie wspominając dietetyki czy jakości sprzętu. Na dodatek lekkoatleci tamtych czasów startowali na dużym zmęczeniu, potrafiąc zaliczać na zawodach cztery biegi średniodystansowe w dwa dni.

Najczęstszym wyjaśnieniem takiego stanu rzeczy przez dzisiejszych trenerów jest gorszy materiał ludzki, z jakim przychodzi im pracować i legendarne „za naszych czasów młodzież była inna”. Nie do końca się z tym zgadzam, bo niby na czym miałaby polegać tak diametralna różnica. Nie trzeba kończyć Uniwersytetu w Princeton, aby wiedzieć, że pula genów nie mogła znacząco zmienić się w tak krótkim odstępie czasu, więc przyczyna musiałaby leżeć gdzieś na etapie kształtowania młodego organizmu. Owszem zanieczyszczenia, owszem gorsze jedzenie, ale czy te rzeczy mogłyby zniwelować cały postęp, o którym mowa powyżej?

Moim zdaniem jedynym powodem, dla którego trenerzy uskarżają się na mniej zdolną młodzież, jest selekcja. Do klubów sportowych trafia dziś więcej dzieci i młodzieży z przypadku. Spełniają oni ambicje lub zachcianki rodziców – albo zupełnie po omacku szukają swojej sportowej drogi odchodząc  wprost sprzed ekranu komputera.

Dawniej do sekcji bokserskiej trafiał Andrzej, który uprzednio obił twarze wszystkich dzieci na podwórku i w okolicy. Do klubu piłkarskiego trafiał Włodek, który uchodził wśród rówieśników za Pelé i w pojedynkę wygrywał zawody międzyszkolne. A do klubu Sarmata trafił Janusz, który później miał zostać najszybszym ogrodnikiem na świecie.

 

 

 _____________________
Kuba Pawlak: W drodze do codziennej etatowej
pracy słucha piosenek o wojnach gangów i handlu prochami. Często stawia
na szali karierę przyszłego muzealnego kustosza (kustosz to nie
dyskontowe piwo) dla dodatkowych 15 minut drzemki. Przez swoją trenerkę
nazywany „zapalczywym amatorem” uparcie twierdzi, że bieganiem wyłącznie
się bawi. Organizator inicjatywy Royal Runners Club.

Możliwość komentowania została wyłączona.