Moje pierwsze biegowe kroki – list od czytelniczki
Jednym z głównych celów naszego portalu jest popularyzowanie biegania, przeciąganie kolejnych, do tej pory mało aktywnych, na biegową "stronę mocy". Przykładem takiej osoby jest Angela, którą do regularnego truchtania zmobilizował nasz materiał o Anecie (na pierwszym treningu w życiu biegła przez 30 minut, artykuł znajdziecie TUTAJ). Przeczytajcie inspirujący list od naszej czytelniczki, która swoją postawą udowadnia, że każdy moment, żeby zacząć jest dobry!
Od zawsze bieganie bardzo źle mi się kojarzyło. Wyznawałam zasadę: "jeśli kiedykolwiek zobaczysz, ze biegnę, lepiej tez zacznij biec, to znaczy że coś nas goni".
Powody?
1. Zajęcia wf w podstawówce i w liceum: bieg = nuda, męczarnia etc. Nikt nie tłumaczył jak biegać, chodziło tylko o to, żeby czymś nas zająć przez te 45 min zajęć.
2. Obozy sportowe (tenisowe i stacjonarne żeglarskie) w młodości: bieganie zawsze było za karę. Słowa trenera: "koniec pogaduszek, Angela i reszta ekipy 30 kółek dookoła boiska!"
Moja historia
Od 10 do 15 roku życia byłam w sekcji pływackiej, nawet z sukcesami. Był czas, że na basenie byłam codziennie, kondycja długo po tym pozostawała dobra, ale z bieganiem i tak byłam na bakier. Później odpuściłam wszystko, na studiach czasem jakiś aerobic z koleżankami, ale wszystko podszyte słomianym zapałem szybko się kończyło.
2009 rok ciąża i 20 kg na plus, po ciąży w pół roku udało się w sumie stracić 30, ale po powrocie do pracy kondycja znów na minus, a kilogramy na plus. Pierwsza myśl o bieganiu pojawiła się w weekend majowy tego roku. Pomyślałam: "kupisz karnet na siłownię i i tak z niego nie skorzystasz. Wymyśl coś, co da Ci ogólną kondycję i nie zeżre Twojego portfela" i tak padło na bieganie. Namówiłam koleżankę na wspólny truchcik. Po kilometrze biegu miałyśmy obie płuca na asfalcie i języki do pasa… Mało motywujące…. bardzo mnie to zniechęciło. Byłam zła, że ciało stawia taki opór, że nie mogę wyrównać oddechu (pomimo, że podczas treningów pływackich miałam to wyćwiczone i wydolność oddechowa była zawsze dobra). Moja przepona wariowała po kilku przebiegniętych metrach, nie miałam siły zmusić się do miarowego oddechu, piszczele bolały przy każdym kroku, uda trzęsły się jak na 40 stopniowym mrozie.
Chciałam zrezygnować, poszukać czegoś innego
Tydzień po pierwszym bieganiu później spróbowałam jeszcze raz – sama. Pokonałam ostatkiem sił 3,5 km i zajęło mi to 40 minut. Korzystałam z aplikacji na telefon, która śledziła trasę, dystans, czas, średnią prędkość itd. Wszystko bolało. W trakcie, po samym biegu i następne dni… Zamiast wzrostu motywacji odczuwałam tylko stres i niezadowolenie. Oczywiście endorfinki zaraz po biegu dawały kopa, ale poranki po treningu odbierały chęć na wszystko. Dodatkowo nie dbałam o dietę, odpowiednie paliwo przed treningiem (nie jadłam śniadania przed biegiem), ani po biegu. Bywało, że po tych 3-4 km wracałam do domu, kładłam się do łóżka i spałam przez 3 godziny. Organizm odmawiał posłuszeństwa- byłam zmęczona, senna i zdemotywowana.
Później wpadłam na kolejny błyskotliwy pomysł: biegaj codziennie, rozruszasz się i będzie dobrze- nie było…. Miałam mało siły, nie zwiększałam dystansu ani prędkości, powłóczałam nogami w tempie godnym emeryta z balkonikiem…
Już miałam rezygnować
Pewnego dnia znalazłam w necie zaproszenie na She Runs The Night. Dałam sobie ostatnią szansę. Pomyślałam, że jest mało czasu (pierwszy termin biegu to 9 czerwca), musi być jakaś metoda, jakiś plan treningu, jakieś informacje w necie jak to osiągnąć… 5 km, 30-40 min ciągłego biegu. Tak trafiłam na bieganie.pl Zaczęłam od szukania info o doborze butów, okazało się, że to w czym biegam to zabójstwo dla moich nóg (ciężkie buty sportowe za kostkę). Kupiłam buty. Pierwsze wrażenie? Jakbym frunęła nad chodnikiem, lekko i przyjemnie… Ale forma nadal była słaba… Udało się wszak zrobić 5 km ale zdyszana, obolała, trochę na siłę.
She Runs The Nigt odwołane
Nie ukrywam, że w głębi serca informacja o odwołaniu imprezy mnie ucieszyła. Będę miała więcej czasu na przygotowanie.
Nadal sporo czasu spędzałam w necie na poszukiwaniu jakiejś złotej metody na moje problemy i wpadłam znów na bieganie.pl, a tam jak znalazł reportaż o dziewczynie takiej jak ja. Oglądając przygotowany film myślałam "biedna kobieta, przecież ten gość ją zamęczy! 30 min ciągłego biegu? ok, ma super strój, buty, pulsometr, wygląda w tym wszystkim jak milion dolarów, ale padnie na tej bieżni po 5 minutach! Jak nic!". Z niedowierzaniem patrzyłam jak spokojnym truchtem, z kontrolą prędkości i tętna, bez większego problemu dała radę!
I tu mnie olśniło
Każdy swój trening od zawsze zaczynałam od szybkiego biegu. Po kilku minutach zwalniałam do żółwiego tempa, potem już marsz… Za chwilę znowu zryw, gdy tylko ustabilizowałam oddech. Pojawiała się kolka i ból w mięśniach… Obejrzałam filmik o Anecie chyba 4 razy, potem doczytałam jakiś milion artykułów z bieganie.pl: co jeść, jak się rozciągać, przeanalizowałam plany treningowe, rady, porady, abc, etc.
Następnego dnia poszłam biegać…. godzinę przed zjadłam lekkie śniadanie – owsiankę z bananem. Zaczęłam powoli, po drugim kilometrze oddech się ustabilizował, delikatnie zwiększyłam tempo, ale biegłam równo nie zatrzymując się, po 5 km czułam się zmęczona, ale nic nie bolało, byłam szczęśliwa! Udało się! potem 1 km marszu i rozciąganie. Po powrocie do domu picie i jedzenie. Cały dzień byłam pełna energii, a następnego dnia o zakwasach nie było mowy!
W ten sposób postanowiłam wcielić w swoje bieganie kilka zasad:
1. Jeść przed i po biegu (mądrze jesć!)
2. Zwiększyć ilość płynów nie tylko po biegu, ale i w ciągu całego dnia
3. Stopniowo zwiększać dystans
4. Do treningu biegowego dodać ogólnorozwojowy (basen, rower, ćwiczenia siłowe na nogi, ramiona, mięśnie brzucha i grzbietu, dużo ćwiczeń izometrycznych)
5. Na razie biegać co drugi dzień i dać mięśniom szansę na małą regenerację
Niby oczywiste rzeczy, ale nie mając nikogo za przewodnika, a siebie za przeciwnika nie wszystko jest takie proste jak się wydaje.
Drugie podejście do She Runs The Night i moje biegowe plany na przyszłość
Start w She Runs The Night to była sama przyjemność. Po przebiegnięciu mety miałam ochotę biec dalej i dalej. Wynik przerósł moje oczekiwania. Kilka prostych zasad i motywujący reportaż o Anecie totalnie zmieniły jakość moich treningów, moje nastawienie do biegania. To już nie jest kara…. to już wewnętrzna potrzeba. Pisząc to już myślę o jutrzejszym treningu, najwspanialszym sposobie rozpoczęcia dnia.
Angela podczas She Runs The Night
Złapałam bakcyla i teraz przygotowuje się do Biegu Powstania Warszawskiego na 10 km. A kiedy przypomnę sobie pierwszy majowy trening z ledwo przebiegniętym kilometrem czuję dumę z tego, co już osiągnęłam…