Redakcja Bieganie.pl
Tego ranka zauważyłem osobę, która gasiła latarnie uliczne na pobliskiej
Agrykoli. W Warszawie pozostało naprawdę niewiele ulic oświetlonych latarniami
gazowymi. Latarnie takie dają niewiele światła, ich utrzymanie jest drogie, bo
gaz jest droższy od prądu i wymaga zatrudnienia latarnika, który codziennie
zapala i gasi każdą lampę. Mam tylko nadzieję, że traktowane będą jako obiekty
zabytkowe i nie znikną z tych nielicznych miejsc, w których można je jeszcze
spotkać.
Gdy przebiegałem obok latarnika, poczułem atmosferę jak z baśni Andersena i
choć latarnik nie miał ani staroświeckiego kapelusza, ani nawet czarnego
wełnianego płaszcza, to nie byłbym wielce zdziwiony, gdybym zobaczył za chwilę
za rogiem, skuloną, siedzącą na krawężniku dziewczynkę z zapałkami.
Czas upływa, a ja coraz częściej sięgam pamięcią wstecz. Przypominam sobie
stare miejsca i zdarzenia. Coraz częściej o czasach sprzed wielu lat zaczynam
myśleć i mówić: "stare, dobre czasy". Stare, dobre czasy to nie tylko czasy bez
ulicznych korków, czy z wolniejszym tempem życia, ale też czasy, gdy ludzie byli
sobie chyba bardziej przyjaźni. Jako biegacze jesteśmy szczęśliwcami, bo to
chyba jedno z nielicznych już środowisk, w którym czuje się jakąś jedność. Gdy
spotykam człowieka i w rozmowie okazuje się, że regularnie biega, jakimś
sposobem od razu nawiązywana jest między nami nić porozumienia. I dzieje się tak
mimo oczywistych różnic w wykształceniu, czy statusie społecznym.
Dobrze, że tak jest i oby nasze środowisko takim pozostało.