Redakcja Bieganie.pl
Miałem kiedyś chomika o imieniu Sven. Niestety los dość szybko nas rozdzielił. Któregoś popołudnia Sven niepotrzebnie wyszedł z progu i spadł z balkonu. Nauczyła mnie ta sytuacja jednej prostej rzeczy: czasami lepiej się nie wychylać.
Sęk w tym, że forma felietonu niemal nakazuje wbijać szpilę i robić innym złośliwości. Dlatego przepraszam Cię Svenie, mój dawny druhu, ale w poniższym tekście zrezygnuję z twojego coachingu sprzed lat. Choć o coachingu właśnie będzie.
Trenerzy biegania. Kiedyś Lydiard, Bowerman, Mulak. Dziś Salazar, Canova, Król. To w wyczynie. Od jakiegoś czasu pojawiło się jednak zapotrzebowanie na trenerską obsługę biegacza pasjonata. Kogoś, kto z biegania nie żyje, ale bieganiem wypełnia wolne popołudnia. Wtem, w dalekim Hrubieszowie wylądował statek kosmiczny, z którego po kolei zaczęli wysiadać ONI. Zwarci i gotowi. Zdeterminowani by zagospodarować świat masowego, amatorskiego biegania merytorycznym doradztwem.
Żart. Trenerów biegania nie dostarczyło UFO. Skąd się zatem wzięli? Większość pochodzi z szeroko pojętego zawodowstwa, pozostali trafili do biegania już jako dorośli, nierzadko żonaci i dzieciaci nie posiadając wyczynowego backgroundu. Wszyscy musieli sobie jednak pomyśleć któregoś deszczowego popołudnia, pijąc do lustra sojowe latte: skoro żem siebie wytrenował, to może innych wytrenuję. No i bęc. Machina ruszyła.
Trener biegania, którego znamy z social mediów jest jak alfa i omega. Powie ci nie tylko jak biegać, ale też jak żyć. Zbudzony w środku nocy prawidłowo oszacuje indeks glikemiczny banana i słonego karmelu. Doradzi, co zjeść, ile wypić i czym zakąsić. Pokaże, jak wyglądają wieloskoki na jednej nodze, po czym zabroni ich wykonywania, żebyś nie uszkodził sobie kolan. Zmierzy zakwaszenie pompką do roweru. Uwolni ukryty potencjał, który zaklęty jest w sile umysłu. Dobierze buty. Garnitur. Jak trzeba to i żonę. Trener biegania wie wszystko i nigdy nie popełnia błędów. A w każdym razie takie odnoszę wrażenie.
Gdy nadchodzi niedzielny wieczór, social media pękają w szwach od znakomitych informacji płynących z fanpejdży biegowych coachów. Życiówki podopiecznych sypią się jak łupież z głowy rockowego gitarzysty. Sukces goni sukces. Forma zawsze jest trafiona. I ja to rozumiem, wszak żaden murarz nie chwali się spartoloną ścianą nośną. Wrodzony sceptycyzm nakazuje mi jednak dopytać: Seriously?! Nigdy nie popełniacie błędów w przygotowaniu swoich klientów? Winszuję.
Tworzone przez trenerów zespoły (albo jak wolą teamy) to współcześnie coraz częściej prawdziwe spółdzielnie treningowe. Nie są to kameralne grupki, ale drużyny zrzeszające w jednym momencie kilkudziesięciu, a może nawet kilkuset (?) zawodników. Nie zaglądam trenerom w maile, ani excelowe tabelki, ale wnioskując po facebookowych relacjach z kolejnych udanych startów – jest ruch w tym interesie. I tutaj ponownie mam zgryz, który nie pozwala na spokojne ucięcie poobiedniej drzemki. Seriously?! Indywidualne, kompleksowe, wyczerpujące podejście do każdego biegowego przypadku z osobna? Winszuję.
Skoro już poplułem jadem, nie pozostaje mi nic innego jak na koniec trochę się podlizać. Uważam, że trenerzy biegania w sensie globalnym wykonują bardzo pożyteczną robotę. Pozwalają oszczędzić biegaczom amatorom czas a nierzadko zdrowie. Stopują nadgorliwców, motywują tych, którzy lubią czuć nad sobą tzw. bat.
Do momentu publikacji tego „felietonu” niejeden trener biegania „kolegą moim był”. Z pierwszym uczyłem się encyklik, z drugim skipu „B”, kolejny oferował nocleg, jeszcze inny pomoc w treningu.
Mimo prywatnej sympatii pożegnam się jednak kultową frazą Franza Maurera. Mój drogi trenerze, w kwestiach biegowych „jakoś Ci nie ufam i jakoś Cię nie kocham”.
____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.