Redakcja Bieganie.pl
Adam Klein: W roku 2014 Cztery Pustynie, w 2013 Maraton Piasków, a co było wcześniej?
Andrzej Gondek: Biegłem Rzeźnika, ale nie ukończyłem go, na własne życzenie, tam się biega parami i mój partner nas zdemotywował. Zeszliśmy na 21 km.
No to gdyby po takiej historii ktoś się mnie zapytał czy ten gość, czyli Ty, przebiegnie Maraton Piasków czy jeszcze jakieś inne biegi po pustyni to nie dałbym za to złamanego grosza.
No tak, nie wyglądało to dobrze. Ale padał wtedy od początku deszcz, było zimno, wbiegliśmy w las, burza z piorunami. Kolega z którym biegłem dopiero później przyznał mi się, że nie przygotowywał się do biegu, byliśmy umówieni na wspólny start ale nie przypuszczałem, że on nie trenował. No i po 10 km na Rzeźniku zaczął marudzić…, że takie bieganie po lesie to mu się w ogóle nie podoba, zwłaszcza w takiej temperaturze, deszczu, burzy, w błocie po kolana. I jak włączył taką narrację przez godzinę to po kolejnej godzinie do niego dołączyłem, a po kolejnych pięciu kilometrach stwierdziliśmy razem, że schodzimy i zeszliśmy na 21 kilometrze.
I po tej historii nie bałeś się jechać na Maraton Piasków ?
Jechałem tam z dużą pokorą, korzystałem z doświadczeń Gawła Boguty, pracowaliśmy nad minimum sprzętowym, co jest konieczne a co nie. Ważyłem ciągle plecak. W pewnym momencie Gaweł chciał do mnie przyjechać jak na dzień przez wylotem powiedziałem mu, że mój plecak waży 10 kg a wg niego powinien max.8,5. Co chwile jest liczenie, czy jeszcze wziąć ten baton, czy już go zostawić. Wtedy ten plecak, mój pierwszy plecak na ultra, ważył prawie 10 kg, ale teraz jadąc na Atacame być może plecak będzie ważył już poniżej 8 kg.
Teraz masz już za sobą Maraton Piasków, Saharę, Gobi, pomimo nieukończonego Rzeźnika jesteś można powiedzieć doświadczonym ultrasem.
Nie nazwałbym się doświadczonym ultrasem. Być może będę tak o sobie myślał kiedy przebiegnę 250 km jednym ciągiem. W przyszłym roku planuję Spartatlon. Tak sobie wymyśliłem, że to będzie tradycyjny dystans ultra. Trochę mniej piachu, więcej asfaltu, ale dystans jak najbardziej ultra. Choć na pewno jakieś specyficzne doświadczenie zbieram: piach, śnieg skały, góry, wydmy.
Z waszej trójki wydajesz się być najbardziej wybiegany, pewnie mógłbyś pochwalić się najlepszymi życiówkami na dystansach płaskich.
Biegam już od ośmiu czy dziewięciu lat, zaczynałem od 1 km i to biegając go na raty, z kilkoma przerwami na odpoczynek. Potem 5-6 km, waga moja wynosiła na początku 125 kg
Ile?
125 kg
A ile teraz?
Jak jadę na zawody jakieś 84, jak wracam pewnie 78.
Ile masz wzrostu?
190 cm
Ile lat temu miałeś taką wagę?
8-9 lat temu. Wcześniej zawsze byłem szczupły, studiowałem na AWF w Poznaniu Wychowanie Fizyczne, grałem w klubie Stal Stalowa Wola w koszykówkę, można by rzec – prawie zawodowo
Znaliście się z Danielem (Lewczukiem, innym uczestnikiem projektu 4Deserts, także byłym koszykarzem – przyp. red.)?
Nie. Ja ze pochodzę ze Stalowej Woli, on z Warszawy. Pomimo iż łączyła nas koszykówka to nigdy nie spotkaliśmy się żadnych meczach, czy turniejach.
To grałeś w pierwszej lidze?
Grałem to za dużo powiedziane. Byłem w szerokiej kadrze, czytaj – siedziałem na ławce. Miałem wtedy 18 lat i zaproszono mnie do pierwszego zespołu Stali Stalowa Wola. Byłem tam pół roku i trener jakoś wybił mi z głowy dalsze trenowanie. To były inne czasy. Tam byli profesjonaliści, trenowali 2-3 razy dziennie, zarabiali, mieli podpisane kontrakty. A ja technikum, szkoła, trochę inne priorytety, opuszczone treningi. Po pół roku stwierdziłem, że to bezsensu, nie gram, siedzę na ławce. Zgłosił się klub który chciał walczyć o drugą ligę do którego poszedłem na wypożyczenie na dwa lata i tam z sukcesem walczyliśmy o wejście do drugiej ligi. Potem matura i decyzja co dalej. AWF był naturalnym wyborem, bo koszykówka, bo zawsze bylem aktywny. Jestem magistrem wychowania fizycznego ze specjalnością Trener Piłki Koszykowej drugiej klasy.
To jak to się stało, że tak przytyłeś? W ciągu ilu lat doszedłeś do wagi 125 kg?
Po studiach trafiłem do firmy farmaceutycznej na stanowisko przedstawiciela medycznego. Dopóki pracowałem jeszcze w terenie to jeszcze jakoś się trzymałem. Ale mając 28 lat siadłem w biurze, praca stacjonarna i po około 3 latach byłem dwa razy taki jak teraz.
I co Cie zmotywowało do walki z nadwagą?
Urodził mi się syn. Popatrzyłem na niego i pomyślałem, że za pięć lat będzie chciał pograć w piłkę a ja będę siedział na kanapie z wielkim brzuchem i nie będę dla niego dobrym wzorcem.
A jak się do tak dużej wagi doprowadziłeś?
Rano wykorzystywałem każdą sekundę by dłużej pospać. Wstawałem, nie jadłem śniadania, prysznic, jechałem do biura które było poza Warszawą na pustkowiu gdzie nie było jak wyjść i nie było można znaleźć coś dobrego do jedzenia. Była tam tylko stacja benzynowa. Mogłeś kupić sobie hotdoga. Albo, i to zapewniał nam pracodawca świadomy tego, że nic wokół nie ma, zapełniał nam codziennie lodówkę parówkami, żółtym serem i bułkami. I my te parówki z serem i bułką podgrzane w mikrofali jedliśmy na śniadanie, obiad, kolacja w różnych odmianach. Na tych parówkach wszyscy tam nieźle dorobiliśmy się kilku albo kilkunastu kilogramów. A jak nie jadłeś przez cały dzień parówek to przyjeżdżałeś wieczorem głodny, otwierałeś lodówkę, odkurzałeś ją, i rano to samo, “Dzień Świstaka”. Jak ktoś chce szybko przytyć to jest to gotowa recepta. Zwłaszcza, jeśli człowiek się nic nie rusza, do pracy jedzie samochodem, a jedyny ruch to spacer parę metrów w biurze od pokoju do pokoju.
Czyli dziecko było motywacją?
Nie tylko. Pamiętałem, że kiedyś byłem sprawny, nie sapałem po wejściu na pierwsze piętro. Musiałem coś zmienić. Wyszedłem pobiegać. Oczywiście zmieniłem dietę, bo wiedziałem że niewiele się zmieni, nawet jeśli będę się ruszał ale jadł tak jak do tej pory śmietnikowo. Usystematyzowałem posiłki, cztery razy dziennie, odpuściłem parówki, no i włączyłem ruch. Zaczynałem od kilkunastu minut biegania, potem rowerek stacjonarny.
I ile czasu Ci zajęło zejście do jakiejś przyzwoitej wagi?
Zawsze marzyło mi się, żeby pojechać popływać na desce Windsurfingowej na Prasonisi w Grecji. I na Sylwestra w gronie znajomych rzuciłem takie hasło, że na weekend majowy chciałbym tam pojechać. Wtedy moja żona się ze mną założyła, że jak schudnę do 90 kg to mogę jechać. I…. schudłem, chyba przy jej dużym zaskoczeniu.
A teraz jak na siebie patrzysz to widzisz jakieś rezerwy tłuszczowe których byś nie chciał mieć?
Tak, mam około 16-17% tkanki tłuszczowej, myślę, że jeszcze jakieś 4-5 kg spokojnie mogę zejść. Konsultowałem to z dietetykiem.
To widzę, że bardzo poważnie się do tego zabrałeś? Czy to przypadkowa wizyta?
Jako 4 Deserts Team współpracujemy z HighLevel Centre, tam Jagoda, dietetyk podeszła do tematu profesjonalnie, przygotowała dla mnie konkretne zalecenia dietetyczne biorące pod uwagę moje założenia treningowe i cele biegowe.
To dzisiaj najbliższy posiłek zjesz o której? (rozmawiamy około 15:00 – 16:00).
Jestem właśnie godzinę po posiłku.
O co jadłeś?
Kaszę, kawałek dorsza w pesto i surówkę, kapusta z marchewką.
Ale dorsz w pesto to nie jest taka bardzo populara rzecz, którą sobie każdy może przygotować, skąd to miałeś?
Przez większą część okresu treningowego jedzenie przygotowuję sobie sam lub przygotowuje go mi moja żona Kamila, ale teraz w ostatnim okresie przed startem, gdzie szczególnie staram się pilnować diety i redukować jeszcze masę ciała przed startem to zamawiam posiłki w specjalnym cateringu.
Jaka to była kasza?
Gryczana.
Czyli jadłeś około 14:00. To następny posiłek kiedy?
Między 16:00 – i 17:00
I wiesz już co zjesz?
Nie wiem, mam to gdzieś już przygotowane w tym zestawie który zamówiłem, ale szczerze mówiąc nie wiem co to będzie. Wiem natomiast, że na kolację mam krem z pomidorów.
A kolacja o której?
Zależy o której mam trening. Jeśli trening mam np. o 19:00 to mogę zjeść pomiędzy 20:30-21:00. Jeśli trening mam później to zjadam kolację wcześniej. Po treningu wypijam zwyczajowo jeszcze shake z białka.
Jedziecie na Atacamę. Trasa jest długo na dużej wysokości. Boisz się jej? Czy ten problem wysokościowy stanowi dla Ciebie jakiś stres?
Zaczynamy na poziomie 3300 mnpm, niestety organizatorzy nie podają dokładnego profilu trasy. To ma być dla wszystkich niespodzianka. Dowiemy się więcej o trasie dopiero na briefingu przedstartowym. Wiem tylko z jakiej wysokości startujemy i będzie to raczej bieganie góra-dół. Kolega z Norwegii który tam biegał w ubiegłym roku mówił, że w pierwszych dniach wysokość jest mocno odczuwalna. Aklimatyzacja trwa ok 2 dni i jeśli wszystko przebiega pomyślnie to 3 dnia…oddychasz pełną piersią.
Biegałeś też biegach płaskich? Czy jakieś płaskie zawody sprawiły, że zdecydowałeś się w końcu na ultra?
Zrobiłem Koronę Maratonów Polskich. Pierwszy maraton to był ból psychiczny i fizyczny. I myślałem że to był mój pierwszy i ostatni maraton. Przez pierwsze dni po maratonie chodziłam jak zombie. Ale wracając pociągiem z Krakowa stwierdziłem, że nie mogę tego tak zostawić, pobiegłem wtedy 4h05. Z każdym następnym maratonem było już tylko lepiej.
I do jakiego poziomu doszedłeś? I jakie masz życiówki na innych dystansach?
Jak przyjechałem z Gobi pobiegłem piątkę na Ursynowie 18:52, tydzień po przylocie z Gobi, tak, żeby się rozbiegać. Dyszkę mam chyba 37:38, półmaraton 1h25 a maraton 3:09 – wynik z ubiegłego roku. Teraz nie miałem czasu na start w maratonie, ale pewnie zasadzałbym się na złamanie magicznych 3h. Od jakiegoś czasu, od dwóch lat, współpracuje z trenerem LA Wojtkiem Staszewskim. Od tej pory zdecydowanie lepiej mi się zaczęło biegać.
To trenując do wszystkich biegów Ultra trenujesz z Wojtkiem?
Tak.
I ile trenujesz tygodniowo ?
W sumie 8-10 godz tygodniowo w pięciu jednostkach treningowych. Trening mam tak ustawiony, że jest tam miejsce na siłę biegową, podbiegi w różnych konfiguracjach, a czasem zamieniam ten trening na bieg po schodach w bloku, w którym mieszkam z plecakiem o wadze 5-6 kg. Wszystko oczywiście konsultując z Wojtkiem. Kolejny trening to spokojne wybieganie 1h30, 18-20 km, dalej mam trening interwałowy lub z narastająca prędkością. Czasem są to krótkie 400-800 metrowe odcinki, czasem 1-2 km. Wcześniej mój trening było monotonny, zadawałem sobie tylko czas lub dystans lub biegałem na tętno. Teraz mniej się nudzisz na treningu, rozwijasz się bardziej wszechstronnie, motorycznie. Spinasz to wszystko treningiem wytrzymałościowym czy treningiem mentalnym. Bo czasami się zastanawiam, czy wymaga to ode mnie bardziej wysiłku fizycznego czy mentalnego, żeby samotnie w niedzielę biegać czasem po 30, 40 czy nawet 50 km.
Taki trening z trenerem jest wygodny, mam wszystko ustawione. Wracam z pracy, dzieciaki, rodzina, obowiązki domowe i nie muszę się zastanawiać co mam dzisiaj robić, jaki trening. Dzisiaj np. wiem, że mam rozgrzewkę 2-3 km wolnego biegu, rozciąganie, a potem interwał 8×1 km w tempie 3:40-3:50.
Na jak długich przerwach?
Maksimum 3 minuty w truchcie, jeśli miałbym super samopoczucie to mogę skracać odstępy, ale nie zmieniać zadanego tempa. A w niedzielę mam 2 godziny spokojnego rozbiegania. Istotnie zmniejszam objętość na tydzień przed startem na ATACAMIE.
Jadąc teraz na Atacamę masz już za sobą trzy wyścigi po pustyniach. Czy myślisz sobie: „No, łatwo nie będzie ale na pewno przebiegnę”. ?
Nie, nie czuje się pewnie. Nie wiem jak zareaguje mój organizm na wysokość. Główne objawy choroby wysokogórskiej to szybkie zmęczenie, drżenie mięśni, trudności w oddychaniu, zaburzenia snu, brak apetytu czy zaburzenia widzenia. Dolecimy tam w piątek, na sobotę mam jeszcze zaplanowany jeden trening krótkie 45 minut rozbiegania. Zawsze dużym problemem na pustyni jest biegunka. To ma związek z tym, że organizm odrzuca pokarm, nie przyjmuje batonów, żeli, płynów izotonicznych. Następuje biegunka, w konsekwencji odwodnienie i można skończyć zawody będąc zatrzymanym przez sztab medyczny. Tam dodatkowo są trasy bardzo techniczne, musisz bardzo uważać gdzie stawiasz stopy. Czasem świetnie przygotowany człowiek może być odwieziony ze skręconym kolanem.
Butów się tam nie zmienia?
Nie, biegnę w jednych butach. Mógłbym mieć w plecaku dodatkowe ale to kolejne kilkaset gramów. To będzie zresztą już trzecia pustynia w tych samych butach, co mnie nawet trochę zaskoczyło, bo byłem przygotowany na to, że szybko się rozpadną. Biegam w inov-8 Roclite 295. Widać na nich ślad pustyń, ale są w dobrym stanie, fajnie trzymają się niestabilnego podłoża, mają fajny protektor, mają dużo przestrzeni w przedniej części buta, tak, że mimo, iż noga jest spuchnięta czy palce oklejone plastrami , ale jest tam miejsce, mają sztywną podeszwę co jest ważne na kamieniach, że nie wchodzą Ci ciągle w stopę. Są fajne zabezpieczenia palców, jak biegniesz w nocy to masę razy uderzasz o kamienie, skały i w normalnych butach byś je sobie połamał. Mam nadzieję, że przetrwają Atacamę, Dopiero na Antarktydę zmieniam buty, też inov-8 ale z kolcami.
Na jaką temperaturę jesteś na Atacamie przygotowany?
W ciągu dnia ma być 15-25 stopni a w nocy może byc to -2 – -5. Na tyle jesteśmy przygotowani.
To pytanie o cel charytatywny – założyliscie Fundacje Wybiegaj Marzenia, skąd taki pomysł?
Po raz pierwszy dotarło do mnie, że można przy tej okazji zrobić coś ciekawego w zakresie charytatywnym . Kiedy chciałem wystartować w maratonie w Londynie, miejsc już nie było ale w zamian za wsparcie jakiejś organizacji charytatywnej mogłem dostać pakiet startowy.
Kiedy zacząłem przygotowania do Maratonu Piasków pomyślałem, że to może dobra okazja, żeby to połączyć. Znalazłem ośrodek rehabilitacji dzieci i młodzieży niepełnosprawnej SZANSA w Stalowej Woli i kiedy tylko ktoś się do mnie odzywał bo się dowiadywał o tym, że jadę na maraton Piasków, to sugerowałem, żeby przekazał jakieś środki na konto ośrodka SZANSA. Udało się wtedy zebrać około 10 tys zł. Ktoś powie, że co to jest 10 tys zł, ale z drugiej strony jak się tam jedzie to się okazuje, że każde 10 zł, każda złotówka ma dla nich wymierną korzyść i i stanowi ogromną pomoc. Ja się oczywiście nie zasadzam na to, żeby zbudować Fundację o skali Fundacji Jurka Owsiaka ale pomyślałem że jeśli taka działalność pozwala gromadzić jakieś pieniądze dla potrzebujących to będzie to dodatkowa wartość, dodatkowy sens do mojego biegania.
Możesz nam wytłumaczyć na czym polega ten mechanizm ? Jaki związek z tymi charytatywnymi działaniami ma Twoje bieganie? Przecież gdybyś chciał, to mógłbyś sprawić, żeby Ci ludzie wpłacali pieniądze na konto tego ośrodka bez związku z biegiem. Jaka tu jest zależność? Dlaczego niby to, że pobiegniesz sprawi, że więcej ludzi wpłaci?
Jeżeli za Tobą stoi jakiś projekt, np start w Czterech Pustyniach to dużo osób się tym interesuje. kontaktują się z Tobą, masz pewna ekspozycje na ludzi, różna środowiska, to Ci pomaga do nich dotrzeć. Normalnie Andrzej Gondek to jest Andrzej Gondek. Wie to moja mama i moi najbliżsi. A jeżeli realizujesz jakiś projekt to jest to już inna sytuacja. Dzisiaj rozmawiam z Tobą, gdyby nie ten projekt pewnie byśmy się nie spotkali. No i Twoi czytelnicy, może co setny z nich zdecyduje się wesprzeć naszą Fundację, nasze charytatywne cele.
Gdybyś miał do nich zaapelować to co być powiedział?
Że bardzo proszę o wsparcie Fundacji Wybiegaj Marzenia. Każda kwota jest ważna. Cele statutowe Fundacji to pomoc osobom prywatnym czy instytucją, organizacjom które takiej pomocy potrzebują.
Macie w tym momencie jakieś konkretne akcje pomocowe dla konkretnych osób ?
Jeszcze do końca listopada zbieramy pieniądze dla Blanki.
Rozumiem, że teraz kończy się pomoc jakiejś dziewczynce z niedorozwojem narządów, która urodziła sie …
Tak, Blanka urodziła sie w 25 tygodniu, ważyła 600g, dzisiaj ma rok i kilka miesięcy ale cały czas wymaga opieki medycznej i pomoc dla jej rodziców jest potrzebna. Tam był cel, żeby zebrać 25 tys zł, miesiąc temu brakował jeszcze kilku tysięcy, i podjęliśmy decyzję, że biegniemy dla Blanki póki ta kwota nie zostanie uzbierana. W przyszłości chcemy,żeby każdy jakiś większy projekt, nie chodzi o zwyczajowy bieg po Lesie Kabackim, ale na przykład – Spartatlon, łączyć ten cel biegowy z celem charytatywnym i zbierać środki na kogoś kto tego może potrzebować. teraz nie wiem kto to może być, ale potrzebujących jest wielu.
Ty Andrzej wydałeś książkę, tak? O czym jest ta książka?
Książka ma tytuł GRANICE SA W NAS. Jest to książka motywacyjna. Nie jest to poradnik z gotowymi planami treningowymi. Jest tam trochę różnych przemyśleń, osobistych, zawodowych, biegowych. Trochę retrospekcji. Jadąc na Saharę w 2013 nie miałem żadnych takich planów. Ale niektórzy ludzie widząc jak traktowałem swoje przygotowania, jak się odchudziłem mówili, że można by z tego napisać ciekawą książkę, poradnik dla ludzi. Pewna Pani psycholog na festiwalu filmowym PlanetDocFestiwal zapytała sie mnie o czym się mysli w trakcie takiego biegu. Powiedziałem wtedy, że były takie sytuacje, kiedy bardzo długo prowadziłem jakiś wewnętrzny dialog sam ze sobą, gdzie czasami miałem jakieś przemyślenia związane z moją przeszłością czy przyszłością z bardzo wartościowymi, mądrymi jak mi sie wydawało konkluzjami. Pani psycholog powiedziała, że spodziewała się właśnie takiej odpowiedzi, gdyż w normalnych warunkach człowiek wykorzystuje tylko jedną półkulę mózgu, natomiast w ekstremalnych warunkach może wykorzystywać dwie, co często ma swoje odbicie m.in. właśnie w głębi różnych naszych rozmyślań.
Byłeś w stanie wtedy zapamiętać te swoje konkluzje?
Było tego sporo i biegnąc modliłem się tylko, żeby jak najszybciej dobiec na metę, żeby móc to sobie gdzieś zapisać ołówkiem. Niestety większości nie pamiętałem, albo nie byłem w stanie ustawić takiej samej konstrukcji zdania, ten wyraz po wyrazie który mi wtedy grał jak najlepsza muzyka. Ale tych refleksji było jednak sporo. Ale drugim elementem tej książki są listy. Dostawałem tam bardzo dużo listów na maila. Maile były drukowywane i codziennie organizatorzy roznosili je po namiotach. Kartki A4 z wydrukowanymi listami. Jeśli chodzi o liczbę otrzymywanych maili byłem zapewne absolutnym liderem. Niektórzy dostawali po dwa, trzy akapity a ja po dwie, trzy pełne kartki dziennie. Kiedy to wtedy, tam czytałem, to emocje i zmęczenie powodowały, że lektura kończyła się łzami. Nie byłem w stanie tych kartek już wyrzucać tylko gromadziłem je w plecaku, rezygnując z połowy jakiegoś batona by w miarę zachować optymalną wagę plecaka. Te kartki mam do tej pory, oryginalne, wydrukowane na pustyni, naznaczone pustynią. Każdy mail był niezwykle pozytywny.
Na Gobi byłeś czwarty, zaledwie 3 minuty od podium. Nie było szansy urwać tych 3 minut?
W moim przypadku rywalizacja trwała jeszcze do ostatniego etapu. Startując do Gobi, czy podczas najdłuższego 70 km etapu na Gobi nie spodziewałem się po sobie, że mogę na pustyni na 70 kilometrze uskuteczniać mocny finisz. Wiesz jak wygląda finisz w biegach ultramaratońskich na pustyni?
Nie.
Biegniesz jak cień za kimś i w zależności czy i jak czujesz się mocny w końcu biegu atakujesz. Na dwa, trzy kilometry przed metą zrzucasz zbędny balast, to znaczy wypróżniasz bidony i biegniesz na zarżnięcie. Po czwartym etapie na Gobi miałem do mojego rywala ponad 7 minut straty, które on wyrobił sobie ją na drugim etapie. To był Nick Mead, dziennikarz The Guardian.
Miałem plan, żeby uciec mu 3 km przed metą i być może urwać 2-3 minuty. Plan był dobry. Minusem było to, że podczas biegu padł mi zegarek i biegłem na zwykłym stoperze. Mijając samochód organizatorów zapytaliśmy się ile jeszcze? Odpowiedzieli nam, że trzy. Więc postanowiłem, że za 500m zrywam się. Ale biegniemy a Nick mówi: “trzy kilometry czy trzy mile”. Uznaliśmy, że to pewnie 3 kilometry. Przebiegaliśmy akurat przez jakąś wioskę, był lekki zbieg i ja nagle zbiegłem na drugą stronę ulicy iw długą, przyspieszyłem. Słyszę, że Nick nie odpuszcza i głośno ,ale szybko człapie za mną. Wyprzedziłem go i po mniej więcej 15 minutach, czyli w tamtych warunkach około 3 kilometrach rozglądam się, szukam namiotów, mety, które już powinienem widzieć a tu nic. Okazało się, że były to 3 mile a nie kilometry.
Energii wystarczyło mi jeszcze może na jeden kilometr ale w końcu mówię: “nie, już wystarczy”. Nick dobiegł, powiedział, żebym już na przyszłość nie robił takich numerów. Na mecie się jeszcze pośmialiśmy, bo okazało się, że w prawdzie Nicka nie przegoniłem ale skutecznie uciekliśmy Japończykowi, który był w klasyfikacji generalnej bardzo blisko nas i mógłby mi zagrażać. Ostatniego dnia przed najkrótszym dystansem 14 km miałem jeszcze około 7 minut straty do Nicka, tylko my mieliśmy jeszcze szanse na walkę z sobą, u innych różnice były już zbyt duże. Nick podszedł do mnie i zapytał się, czy będę walczył czy truchtał. Powiedziałem mu, że gdybym nie zawalczył to może nigdy bym sobie tego nie darował i że będe walczył. W myśl zasady – dopóki walczysz – jesteś zwycięzcą. Wiedziałem, że jestem od niego szybkościowo lepiej przygotowany. No i walczyliśmy, NIck przybiegł za mną 2,5 minuty i…. padł za metą, przez pięć minut dochodził do siebie. Powiedział, że jak widział że mu znikam, to juz były momenty że chciał machnąć ręką, że już nie da rady ale nie poddał się. Zostało 3,5 minuty.
Dziękujemy za rozmowę i powodzenia na ATACAMIE !
Poniżej film z prezentacji jaka odbyła się kiedyś w sklepie ERGO.