Redakcja Bieganie.pl
Panuje powszechna opinia, że bieganie to sport indywidualny. Otóż nic bardziej mylnego! Społeczność w bieganiu amatorskim potrafi pełnić bardzo ważną rolę. Grupa ludzi, która podziela nasze zainteresowania, radości i smutki, a także wspiera nas w treningu, potrafi być nieoceniona. Jedną z takich społeczności jest Swords Athletics – powstała w Warszawie, a obecnie ma już swoje grupy biegowe również w Trójmieście, Krakowie i Wrocławiu. Jak najlepiej zintegrować ekipę, która jest rozsiana po całej Polsce? Oczywiście podczas wspólnego wyjazdu sportowo-rekreacyjnego!
Tym razem to męska część Swordsów (w grupie biegają także dziewczęta) spotkała się w Karkonoszach, żeby wspólnie pobiegać po górach. Czekały nas trzy dni wysiłku i odpoczynku. To już drugie tego typu “zgrupowanie”, poprzednie odbyło się rok temu w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej (z czasem wokół tego wyjazdu narosło parę legend). Część ekipy dotarła na miejsce wcześniej i zaliczyła pierwszą wycieczkę w góry już w piątek. Oddaję głos Kubie, który w tym treningu wziął udział.
– „W piątek rano po śniadaniu pojechaliśmy do Jagniątkowa, by wbiec na Śnieżne Kotły. Krótka rozgrzewka, pamiątkowe zdjęcie przy wejściu do Karkonoskiego Parku Narodowego i ruszyliśmy w górę niebieskim szlakiem. Trasa urokliwa i mało uczęszczana, pewnie dlatego że stroma i wymagająca – 750 metrów przewyższenia na nieco ponad 4 km dało w kość. O ile szlak miejscami prowadzi przez skalne schody i drewniane kładki, ciężko było o bieg ciągły”.
– „Wraz z wysokością, zmieniały się również warunki pogodowe – temperatura spadała, a intensywność opadów i siła wiatru rosły. Zaczął również pojawiać się śnieg, który akurat był ciekawą alternatywą od zlodowaciałych i śliskich skał. Z racji tego, że droga na Śnieżne Kotły była zamknięta ze względu na zagrożenie lawinowe, podbiegliśmy kawałek w stronę grzbietu i polsko-czeskiej granicy, by po jakimś czasie zawrócić w obliczu pogarszających się warunków – mając na uwadze fakt że był to początek wyjazdu, postanowiliśmy wykluczyć ryzyko kontuzji . Niebieski szlak który obraliśmy w drodze powrotnej wymógł od nas jeszcze większego skupienia nad techniką biegu – nowym wyzwaniem był dość rozległy strumień który płynął środkiem ścieżki. Po kilkunastu minutach w końcu dobiegliśmy do drogi pożarowej, której profil pozwolił na chociaż kilku minut normalnego biegu. Trasa biegu była niewątpliwie wymagająca ze względu na ukształtowanie terenu oraz przewagę ostrych i śliskich kamieni. Trailowe buty z dobrym bieżnikiem i amortyzacją były zdecydowanym wybawieniem”.
W piątek po południu na miejsce dotarła reszta ekipy, w sumie było nas tu 19 osób. Część świeżo przybyłych wybrała się na spokojne 10km po Kowarach i okolicy, a część zdecydowała się na relaks w saunie. I tak minął nam pierwszy dzień wyjazdu.
W sobotę rano po śniadaniu wspólnie pojechaliśmy do Karpacza na nasze największe biegowe wyzwanie tego wyjazdu – zdobycie Śnieżki. Pogoda nie była najgorsza, w Karpaczu było chłodno, ale nie mroźno, za to już z dołu widzieliśmy, że na górze warunki będą dużo mniej sprzyjające – nie było widać szczytu.
Podzieliliśmy się na kilka grup (ze względu na różne poziomy zaawansowania) i umówiliśmy się na spotkanie w Domu Śląskim. Droga w górę była wymagająca, zaczęliśmy trening od wejścia na Słonecznik żółtym szlakiem, już od połowy wysokości pojawił się śnieg i oblodzone ścieżki, widoczność też nie zachwycała. Była to dość trudna część wycieczki i dla wielu z nas było to podejście a nie podbieg. Sytuacja jednak zmieniła się w momencie zejścia z żółtego szlaku na czerwony, właśnie na Słoneczniku. Mimo śliskich ścieżek granią można było przez parę kilometrów pobiec.
Gdy w końcu dotarliśmy do Domu Śląskiego bardziej zaawansowana część ekipy zaatakowała Śnieżkę, a część z nas czekała właśnie w Domu Śląskim.
Jednak to nie był koniec wysiłku. Po chwili odpoczynku w Domu Śląskim ruszyliśmy w drogę powrotną. Okazało się że musimy zmienić zaplanowaną trasę ze względu na zamkniętą dalszą część czerwonego szlaka – nowa trasa była odrobinę krótsza i prowadziła szlakiem niebieskim. Zbieg był oczywiście dużo sprawniejszy od pierwszej części dystansu mimo że po drodze musieliśmy uważać na śliskie podłoże i całkiem sporą liczbę turystów. Na dole czekaliśmy aż cała ekipa skończy swój trening i wspólnie ruszyliśmy do Czech na obiad. Sam bieg to około 18km i 900m przewyższenia. Po powrocie z Czech przyszedł czas na regenerację i tu ponownie na pierwszy plan wysunęła się sauna.
W ostatni dzień postanowiliśmy pozwiedzać okolicę i wykonać spokojne, niedzielne wybieganie. Ostatnie grupowe zdjęcie i wystartowaliśmy wspólnie o 8:30, ale po pierwszym kilometrze, przy leśniczówce podzieliliśmy się na 3 grupy – grupę zaawansowaną (13km, prawie 400m przewyższenia), grupę średnio-zaawansowaną (12km, ~300m przewyższenia) i grupę początkującą (10km, ~180m przewyższenia). O treningu grupy zaawansowanej ponownie opowie Kuba:
– „W odróżnieniu do poprzednich dni, trasa którą objęliśmy w niedziela prowadziła głównie drogami żwirowymi. Tym razem nie atakowaliśmy szczytu, a raczej biegliśmy trawersem skupiając się na utrzymaniem jednostajnego biegu na umiarkowanie stromym nachyleniu, zatrzymując się jedynie by przeskoczyć powalone drzewa na naszej drodze. Dodatkowym obciążeniem był wzmagający się wiatr w górnej części lasu. Nie mniej jednak, obrana trasa dała nam to czego potrzebowaliśmy – z jednej strony ostatni impuls treningowy na wyraźnej ale komfortowej intensywności, z drugiej możliwość schłodzenia i swobodnego biegu po wcześniejszych mocniejszych jednostkach”.
– „Na samym końcu zrobiliśmy jeszcze jeden krótki przystanek przy małym strumieniu by wymoczyć stopy – woda przewidywalnie bardzo zimna, ale już po założeniu skarpet i wznowieniu biegu było czuć wyraźne rozluźnienie”.
Grupa średnio zaawansowana i początkująca połowę dystansu pokonała wspólnie zielonym szlakiem w okolicy Kowar. Było trochę pod górę, ale zdecydowanie mniej niż w dniach poprzednich. W pewnym momencie grupa początkująca odbiła w żółty szlak, a grupa średnio zaawansowana kontynuowała bieg szlakiem zielonym aż do powrotu do Kowar przez wzgórze kapliczne. Przebiegliśmy przez urokliwą kowarską starówkę, a następnie mało uczęszczaną ścieżką wzdłuż drogi pożarowej powróciliśmy do domków, w których nocowaliśmy. Ostatnie 2km były swego rodzaju rollercoasterem – cały ten fragment to bezustanne góra-dół-góra-dół, kwintesencja biegów crossowych.
Co ciekawe wszystkie trzy grupy skończyły swoje treningi mniej więcej w tym samym czasie co tylko utwierdziło nas w przekonaniu że ten podział miał sens. Chwila żeby się ogarnąć i na tym zakończyliśmy nasze trzydniowe zgrupowanie.
Takie wyjazdy to super sprawa, bo nie tylko można potrenować w innych niż zwykle warunkach, ale też pobiegać w ekipie, z którą nie zawsze jest taka możliwość na co dzień (w naszym przypadku – jesteśmy z różnych miast). To zdecydowanie wzmacnia naszą społeczności i sprawia, że z grupy biegowych znajomych stajemy się biegową rodziną.
Każdy z was może do niej dołączyć – co niedzielę wspólnie biegamy w Warszawie, Sopocie, Krakowie i Wrocławiu. Mamy też grupy kobiece – Swords is Female – w Warszawie i Krakowie. Serdecznie zapraszamy – dokładne terminy i miejsca znajdziecie na naszych socialach – Instagramie i Facebooku.
Autorzy tekstu – Michał Hawełka i Kuba Wyszomierski.