Redakcja Bieganie.pl
Wiedza ma wiele definicji. I różnie ją można rozumieć. Tutaj potraktujmy ją jako sumę doświadczeń zdobywanych przez terapeutę. Do budowania takowej kilka razy w trakcie swojej kariery się przyczyniłem.
Wróciłem kiedyś na obóz z zawodów i zgłosiłem trenerowi zakwasy mięśni dwugłowych. Rzecz to w sporcie wyczynowym rzadko spotykana. Do pana Władka! – zarządził trener. Pan Władek cieszył się wśród zawodników dobrą sławą, choć ja go unikałem jak mogłem, bo stosował metody mało delikatne (tak delikatnie mówiąc). Tym razem obyło się bez nastawiania kręgosłupa (co zawsze traumatycznym przeżyciem dla mnie było). Prądem moje dwójki pan Władek postanowił potraktować. Po pierwszych kilku minutach miłego w sumie smyrania przyszedł czas na test. Bolą? Bolą. To kładź się. Tym razem mniej miło, ale znośnie. Bolą. Za trzecim razem już lekko zęby zaciskać muszę. Wiem też, że na panawładkowej maszynce jeszcze kilka pozycji na skali zostało. I wiem, że pan Władek nie zawaha się ich użyć. Siłą rzeczy ból w cudowny sposób ustąpił. A widzisz? – ucieszył się pan Władek. Normalnie by tego nie rozbił, a tak kilka minut i po sprawie. Przytaknąłem i zostawiając pana Władka z nowo nabytą wiedzą (choć może już tę wiedzę o cudownym działaniu prądu miał) czym prędzej się ewakuowałem na tych moich obolałych nogach (z, na szczęście, niepopaloną skórą). A zakwasy jak to zakwasy. Po dwóch dniach same przeszły.
Innym razem pewien pan zapalenie rozcięgna podeszwowego (ile ja się z tym namęczyłem) igłoterapią próbował leczyć. Nie wdając się w szczegóły polegało to na nakłuwaniu końcówek więzadeł zwykłą igłą. Poczynając od krzyżowych (tuż nad pośladkami), poprzez guziczne (tu igła niepotrzebna, wystarczy palec w tyłek wsadzić), po jakieś takie na wysokości kostki. Uczucie zbliżone do dotykania odsłoniętego nerwu u dentysty. I podobnie jak u pana Władka, po każdym nakłuciu test. Tylko podczas pierwszego zabiegu byłem na tyle głupi, by dojechać do samego dołu. Jako że ta cała igłoterapia to była szersza akcja pod egidą PZLA, więc trzeba było na nią chodzić w trakcie zgrupowania. Chodziłem więc. Ale na kolejnych sesjach zawsze pomagało już pierwsze ukłucie, co pan doktor skrzętnie w swoich zapiskach odnotowywał. Skądinąd uznane nazwisko i naprawdę ludziom pomagał. Ale co miałem robić, skoro się uparł, że mi piętę wyleczy wsadzaniem palca w tyłek? Mam tylko nadzieję, że dużej szkody badaniom pana doktora nie narobiłem.
Takich sytuacji w trakcie mojej walki z bolącą piętą uzbierałoby się jeszcze kilka (bo się parę lat z tym rozcięgnem męczyłem). Leczono mnie hipnozą, podczas której na przykład miałem zapomnieć, że istnieje liczba trzy. By nie liczyć do wieczora do dziesięciu (wiecie – zamknięte oczy, relaksacyjna muza i spokojny głos terapeuty) w końcu policzyłem bez tej trójki. Wtedy w końcu dał mi spokój. Choć na szczęście jeszcze przed „wybudzeniem” polecił mi przypomnieć sobie o tej liczbie. Pamiętam o niej do dziś.
Odblokowywano mi kanały energetyczne (zastrzyk z lignokainy za górną ósemkę) – oczywiście „pomogło”, otwierano meridiany (to jakieś takie bezbolesne czary-mary więc tu akurat byłem szczery) i jeszcze nie wiem, co robiono poprzez opukiwanie mnie palcami od stóp do głów (czy raczej od głów do stóp).
Wszyscy ci „terapeuci” mieli jedną wspólną cechę. Mocno wierzyli w skuteczność swych „terapii”. Mnie może też by pomagało, gdybym w nie wierzył. Wszak placebo to silny lek. A w tej wierze pewnie umacniali ich tacy pacjenci jak ja, którzy czasem ze strachu, czasem z grzeczności (by przykrości nie robić), skuteczność zabiegu potwierdzali. Wyrzutów sumienia w związku z poświadczaniem nieprawdy nigdy nie miałem. Wszak doprowadzałem tym do sytuacji, w której wszyscy byli zadowoleni. Może ze szkodą dla przyszłych pacjentów, ale dlaczego oni mieliby mieć lepiej niż ja? No i szczerze mówiąc – żadna z tych prób uzdrowicielskich mi nie zaszkodziła.
A co do wiedzy. Ja przez te lata nabyłem taką, że najlepszym lekiem na kontuzje, poza oczywiście konwencjonalną medycyną, jest czas i przerwa w treningach. I tą wiedzą zawsze chętnie się dzielę, gdy dostaję pytanie od jakiegoś biegacza: Co robić, gdy boli?
___________________
Paweł Czapiewski: rekordzista Polski w
biegu na 800m (1:43.22). Brązowy medalista mistrzostw świata (2001) i
halowy mistrz Europy (2002). W peletonie amatorskim ukończył pięć
maratonów, najszybszy w 2:59:32.