Redakcja Bieganie.pl
Niestety, lat coraz więcej, coraz trudniej o szybszy bieg, z wytrzymałością
też bywa różnie. A chronometry są nieubłagane. Powstają pytania, czy
wyczerpaliśmy już wszystkie możliwości treningowe, czy już nigdy nie poprawimy
wyniku, czy nieubłaganie jesteśmy skazani na stopniowy lekkoatletyczny upadek?
Nie każdy biegacz może pogodzić się z taką perspektywą. Co robić?
Nie uzurpuję sobie prawa do nauczania. Chcę tylko podzielić się własnymi
spostrzeżeniami z biegania. Jeżeli komukolwiek z naszej rodziny biegaczy coś
pozytywnego podpowiem – wystarczy. Nie mogę powiedzieć, że moje uwagi otwierają
przed wszystkimi zawodowcami i amatorami nowe możliwości, że wskazują nieznane
rozwiązanie treningowe, itp. To nie jest odkrycie Ameryki, ale jednak…
Utarło się w naszym środowisku, że biegnąc po wzniesieniu, czyli pod górkę,
tracimy prędkość, męczymy się, osiągamy słabe czasy. To zjawisko nie jest
iluzją, ono rzeczywiście powstaje, ale zwykle… w wyniku zadyszki. Ot, po
prostu jest coraz wyżej i dlatego mamy kłopoty z oddechem. Trzeba jednak
jednoznacznie powiedzieć, że bieg po wzniesieniu jest łatwiejszy od biegu w
terenie ukształtowanym poziomo. Decydują rzecz jasna prawa fizyki.
Nie wszyscy pamiętają wzory, więc podobnie jak jeden ze współczesnych
najwybitniejszych fizyków i propagatorów fizyki Stephen Hawking podaruję sobie
wzory matematyczne. Odniosę się do opisu zjawiska. Pokonując wzniesienie
korzystamy z możliwości skrócenia kroku. Dzięki pochyłości punkt oparcia został
nam przybliżony. Gdybyśmy biegli po płaskim terenie, musielibyśmy zużyć jeszcze
ułamek sekundy na pokonanie kilku centymetrów. Tu jest oczywisty zysk; wcześniej
stawiamy stopę na ziemi, wcześniej odbijamy się. W ujęciu fizycznym wszystko nam
sprzyja. Streścić to można tak: pod górkę droga jest skrócona i przy tej samej
prędkości skracamy czas. Im dłużej wbiegamy, tzn. im dłuższy jest podbieg, tym
więcej zyskujemy.
Jest jednak – jak to w życiu bywa – druga strona medalu. Zdarzają się
sytuacje, gdy musimy pokonać odcinki tras biegowych prowadzące w dół. Pamiętając
o korzyściach biegania pod górkę i widząc przed sobą stromą ścieżkę w dół
moglibyśmy znów niepokoić się. Mogłyby pojawiać się znane nam problemy z
psychiką, zniechęcenie, apatia, a w skrajnych przypadkach zaprzestanie biegu.
Gdyby taka sytuacja wystąpiła na zawodach, medalu nie dostaniemy. Jak więc
zachować się? Jaką przybrać strategię biegu? I tu, na podstawie długoletnich
doświadczeń odważę się doradzić wykorzystanie innego z praw fizyki – prawa
powszechnego ciążenia, w skrócie prawa grawitacji.
Znów podarujmy sobie wzory. Grawitacja ściąga nas w dół, to wszyscy czujemy.
Dlaczego mamy z nią walczyć? Poddajmy się temu naturalnemu prawu, swobodnie
zbiegajmy po stoku, a jeżeli jest nam lekko – przyspieszmy bieg. Zapewniam, to
jest dość łatwe. Stosując ten prosty wybieg urywamy kilka sekund. Im dłuższy
zbieg tym oczywiście większy dobytek czasowy…
A teraz dotarliśmy do mety, skończyły się wszelkie ułatwienia i proste
rozwiązania, powstaje dramatyczne pytanie: co z biegiem płaskim? Jak sobie z nim
poradzić? Tu niestety nie mam dobrych wieści. Według dostępnych mi źródeł w
przypadku pokonywania dystansu w terenie poziomym jesteśmy skazani tylko i
wyłącznie na własne umiejętności. Na wytrenowanie.
1. Szukając możliwości poprawienia wyniku szukaj biegów rozgrywanych na
pochyłościach.
2. Im większe zróżnicowanie terenu, tym większa szansa na życiówkę. Im dłuższe
pochyłości, tym lepiej.
3. Unikaj biegów organizowanych w terenach płaskich, jesteś zdany tylko na
własne umiejętności. Nie pomoże Ci nic i nikt.
4. Z tras maratońskich na pewno musisz odpuścić Dębno i Szczytno, tam jest
zupełnie płasko i szkoda czasu na takie zawody.
5. Zawsze obserwujmy teren i dobierajmy właściwą strategię i technikę biegu.
Pozdrawiam – Wasz Doradca.