Redakcja Bieganie.pl
P rzed paroma dniami dowiedziałem się, że jeden z felietonów na naszej stronie został odebrany jako nad wyraz polityczny. Pomijając fakt, że felietony są luźną formą wyrażania własnych opinii ich autorów – warto zastanowić się, czy bieganie jako takie ma szansę być apolityczne lub czy już nie jest przypadkiem zbyt polityczne. Zajmę się najpierw roboczo postulowaną apolitycznością, którą na poziomie meta czy też aktu performatywnego – właśnie łamię o polityce pisząc.
S próbuję mimo wszystko. Polityka jest ważną dziedziną życia społecznego i siłą napędową państwa (nie sprawdzałem w wikipedii, więc na pewno się mylę). W zależności od roli tego państwa i umowy społecznej może mniej lub bardziej przenikać do sfery prywatnej. Podzielam (również prywatnie) pogląd, że zależy ona od polityków w tym samym stopniu, co astronomia od astronomów. Tak czy siak, z polityką się stykamy i wpływa na nas na co dzień. Udawanie, że nie istnieje, jest jak mieszanka finału „Nowych Szat Króla" i sceny z jedzeniem w toalecie w „Dyskretnym Uroku Burżuazji”. Wszystkie czynności, które wykonujemy, w tym bieganie, także rozmowy o nim, mogą się z polityką wiązać. Nie zawsze jednak umiemy o niej mówić i słuchać. Mylimy przy tym emocje z przekonaniami politycznymi. To znaczy gniew, afirmację (nawet śmiech) uznajemy za reakcję polityczną. Stajemy się częścią dyskursu, z lubością się obrażamy albo z góry, bez wymiany poglądów, zakładamy konkretny zestaw cech i zachowań drugiej strony. W tym kontekście chowanie głowy w piasek i udawanie, że nas biegaczy polityka nie dotyczy, jest mrzonką. Wystarczy swoją zapalczywość lekko ograniczyć i rozmawiać ze sobą z szacunkiem – a nie wykręcać się polityką jako przyczyną naszych nieporozumień.
L ecz jest i druga strona: tropienie polityki na każdym kroku i odnajdywanie powiązań między nią a bieganiem – niczym para bohaterów „Kosmosu” Gombrowicza. Niedawno jeden z organizatorów wielkiego maratonu musiał tłumaczyć się ze swojej decyzji o nadaniu swojej imprezie patronatu Prezydenta RP (zostało to uznane za decyzję polityczną). Innym razem czytałem o deklaracjach zignorowania innego biegu, bo był sponsorowany przez spółkę skarbu państwa. O politykowaniu słyszałem nawet w trakcie dysput, czy hymn narodowy powinien być grany przed mistrzostwami Polski. Absurdalny w formie felieton kolegi Brągiela Krzysztofa (prosił o anonimowość), kryjący nawiązania do 4 partii politycznych, został uznany za manifest jednej z nich. Inny, ze względu na zawarte w nim odniesienie do biegu Powstania oraz sposobu świętowania ważnych wydarzeń, okazał się nad wyraz polityczny dla niektórych odbiorców. Trudno mi za to przepraszać, więc napiszę, że mi trochę, ale szczerze, przykro z tego powodu i czujny pozostanę.
O polityce w bieganiu można mówić jednak od zawsze i nadal. Przypomnę, że w amatorskiej odsłonie jest sposobem spędzania wolnego czasu, a więc domeną lewackiej klasy próżniaczej. W zawodowym wydaniu realizacją prawideł kapitalistycznych. Gdy na starcie biegów masowych stoi rzesza ludzi dobrej woli, nie sposób odżegnać się od komunistycznych upiorów. Kiedy wreszcie biegamy z okazji ważnych rocznic albo w koszulkach z flagą – to jesteśmy narodowcami.
K ażde słowo z powodzeniem można w kontekście politycznym umieścić. Angielskie cytaty biegaczy z Zachodu mogą być pogardliwe w stosunku do polszczyzny i całej naszej historii sportu. Spółgłoski „ź”, „ś” oraz odniesienia do polskiej szkoły biegów – nazbyt piastowskie lub prawicowe. Nawet pierwsze litery akapitów dowolnego felietonu mogą układać się w złowróżbny wzór.
____________________