czy warto bylo szalec tak
12 grudnia 2025 Maciej Wójcik Lifestyle

Czy warto było szaleć tak? Zdrowie vs marzenia


Trenujesz miesiącami do najważniejszego startu w sezonie i nagle pojawia się ONA – kontuzja. Taka, z którą możesz jednak biegać. Czy trenujesz dalej z myślą, że dojdziesz do siebie po starcie? Czy rezygnujesz ze swojego celu i skupiasz się na zdrowiu?

Szło za dobrze, więc wymyśliłem coś szalonego

Żyłem sobie świetnym życiem biegacza amatora. W 2024 roku biłem życiówki trenując regularnie, ale po swojemu. Progres nie był powalający, ale najważniejsze było dla mnie to, że mogłem cały czas biegać. Przez 17 miesięcy od stycznia 2024 miałem jedną kontuzję – i to nie spowodowaną bieganiem, która wyłączyła mnie z ruchu na niecałe dwa tygodnie.

Pod koniec 2024 roku postawiłem sobie za cel złamanie mitycznej setki – wybrałem 110 km ultramaraton KBL na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich i uznałem, że sam się do niego przygotuję. Dlaczego? Bo 100 km brzmi sexy, bo wiedziałem, że mnie na to stać, a jednocześnie wiedziałem, że będzie to horrendalnie wymagające.

maciej wojcik dfbg kbl
fot. Łukasz Buszka, DFBG

Co za świetny plan treningowy i jakie zdrowe podejście

W kwietniu pobiegłem maraton w Krakowie, po którym na kilka tygodni zszedłem z obciążeń i tak w połowie maja z poziomu 24 km w tygodniu wskoczyłem na 70 km i… od razu zacząłem czuć intensywny ból w piszczelach. Ból, który niestety wielu biegaczy zna, ból który jest zdradliwy ponieważ można z nim biegać.

Shin splints to kontuzja przeciążeniowa, która objawia się dyskomfortem mniej więcej w 1/3 wysokości piszczela po stronie wewnętrznej i chociaż jest bardzo dotkliwa, to czuć ją tylko przez pierwsze kilka minut biegania, a poza treningiem jest wyczuwalna tylko podczas dotyku (a przynajmniej tak było w moim przypadku). Stąd, cierpiałem przez pierwsze kilkaset metrów każdego biegu i chwilę po jego zakończeniu, ale trenowałem dalej. Miałem pełną świadomość tego, że robię sobie krzywdę i że w najgorszym przypadku może to zaowocować złamaniem przeciążeniowym.

Wybrałem się więc do fizjoterapeuty, jednakże z jasną myślą, że „będę robił co się da żeby zaradzić tej kontuzji, ale nie mam zamiaru schodzić z obciążenia ani odwoływać startu”. Fizjo zrobił co mógł, zaserwował kilka ćwiczeń i życzył mi powodzenia.

czy warto było szaleć tak dfbg support
ja w trakcie DFBG

Setka i jej pokłosie

17 lipca przebiegłem KBLa w 19 godzin 35 minut. W trakcie i po biegu mięśniowo czułem się świetnie. Na dzień po dokuczała mi jedynie stopa, a po 10 dniach poszedłem biegać po raz pierwszy. Na tym pierwszym bieganiu było fantastycznie, ale potem się zaczęło. Nawrót shin splints, do tego na trzecim bieganiu ból w stopie, kolejna 10 dniowa przerwa, kolejne podejście, znowu ból w stopie, ortopeda, fizjo, ćwiczenia wzmacniające, trening zastępczy, powrót do biegania, cały czas lekki dyskomfort w piszczelach, redbull 400, znowu chwila przerwy, dużo ćwiczeń siłowych i tych od fizjo i w końcu decyzja o podjęciu treningu z trenerem – w końcu wydawało mi się, że jestem gotowy (była końcówka sierpnia).

I znowu, przy współpracy z trenerem nagłe wskoczenie z poziomu 20 km/tydz. na 45 km i od razu – zgadnijcie? kolejny nawrót shin splints. Więc ponownie zejście z objętości, jeszcze więcej ćwiczeń i rozciągania. Kolejne tygodnie prawie bez biegania. Po 6 tygodniach i zaledwie kilku zrealizowanych treningach kończę współpracę z trenerem.

Od początku października znowu powolutku wracam do biegania. Zacząłem od 10 km/tydz. i na razie nie przekroczyłem 26 km w tygodniu, biegając po ok. 3 razy. Wciąż nie czuję pewności siebie. Po mocniejszych treningach czuję lekki dyskomfort przy prawym piszczelu – ale naprawdę lekki. Ważne jest dla mnie to, że mogę znowu biegać, ale okropny jest ten brak pewności siebie. To, że wciąż podświadomie czekam, aż ten ból znowu wróci – mimo, że robię dużo, by tak się nie stało.

oficjalnie macko kbl dfbg meta
po ukończeniu KBLa

Czy warto było szaleć tak?

I stąd moje pytanie – czy warto było szaleć tak? Czy warto było świadomie poświęcić swoje zdrowie dla osiągnięcia celu o którym tak marzyłem?

Dla kogoś z boku może się to wydawać pytaniem retorycznym, w końcu zdrowie jest najważniejsze. Ale czy na pewno? Jestem przekonany, że znajdą się też tutaj osoby myślące podobnie do mnie. Bo dla mnie odpowiedź absolutnie nie jest jednoznaczna. Ja w tym momencie mogę powiedzieć – „przebiegłem ponad sto kilometrów” – i to już zostanie ze mną do końca życia. Nawet, jeżeli już nigdy miałbym nie pobiegać to prawdą będzie to, że jestem ultramaratończykiem.

Czy to poczucie satysfakcji, czy spełnienie marzenia, celu jest warte tych miesięcy zmagania się z przewlekłą kontuzją?

… chyba… tak?

Czy gdybym wiedział, że walka z tą kontuzją nie będzie trwała 3 tygodni tylko ponad 4 miesiące to bym postąpił tak samo?

To już trudniejsze pytanie…

Jestem bardzo ciekaw Twojej opinii, podziel się nią tutaj lub napisz do mnie na instagramie.

Jeżeli nie byłeś nigdy w takiej sytuacji, to zanim nazwiesz mnie kretynem, zadaj sobie pytanie: ile Ty byłbyś w stanie poświęcić, żeby osiągnąć swoje marzenie? Czy postawiłbyś granicę na własnym zdrowiu?

Bądź na bieżąco
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments