Redakcja Bieganie.pl
Jest taki dystans, z którego nie wypada żartować. Jest taki dystans, o którym można mówić albo dobrze albo wcale. Dystans świętej pamięci, Święty Graal, święto biegania. Maraton. Srataton. Wielogodzinne człapanie. Dystans, który tak bardzo rajcuje ludzi, mimo że jest jedynie długim biegiem w komfortowym tempie.
Jestem biegaczem. Słabym bo słabym, ale jednak. Trzy lata temu postanowiłem, że przebiegnę swój pierwszy maraton. Dlaczego? Bo zewsząd słyszałem, że to próba charakteru, test biegowej dojrzałości, egzamin z poskramiania drapieżnych kilometrów. Czytałem o ścianie i kryzysach, o tym że maraton to 30 kilometrów rozgrzewki i 12 kilometrów walki o przetrwanie. Że przechodzą przez to tylko najtwardsi. Cesarze glikogenu, faraonowie hartu ducha, prezydenci suplementacji, kanclerze odporności na krwawiące sutki. A ja chciałem być cesarzem, faraonem i kanclerzem zarazem, dlatego zdecydowałem się na królewski dystans.
Trenowałem uczciwie. Trzy miesiące, po sześć dni w tygodniu, jak zaprogramowany. Nie był to specjalnie ciężki trening, ale regularny i konsekwentny. Drugi zakres, długie wybieganie, trochę podbiegów, tyle. Stając na starcie jesiennego maratonu w Poznaniu czułem spokój. Wykonałem niezbędną pracę, pozostało tylko czekać na to, aż w końcu rozpęta się ta wyczekiwana wojna z dystansem. Spiker mówił, że wita nas gorąco, że to już za moment, że jesteśmy bohaterami, że dopóki walczysz to jesteś zwycięzcą. Wiadomo, co mówią spikerzy. Ale w końcu chłop przestał gadać, a jakiś oficjel wystrzelił – bach! Poszli!
Ja pierdzielę. Rozbieganie. Człap, człap, człap i odhaczanie kolejnych chorągiewek. To się jeszcze rozkręci – myślałem. Ściana na trzydziestym – pamiętałem. Na pewno zaraz przyjdzie walczyć z demonami – wierzyłem. Człap, człap, człap i odhaczanie kolejnych punktów z bananami. Ja pierdzielę. Rozbieganie. Chyba ktoś mnie zrobił w konia – konstatowałem. No i gdzie ten heroizm? – dopytywałem. Będzie ta ściana, czy to wszystko ściema? – poddawałem w wątpliwość. Człap, człap, człap. 30 kilometr. Może teraz? – pokładałem naiwnie nadzieję. No kaman! – czułem się oszukany. A więc te wszystkie historie o cierpieniu to intryga grubymi nićmi szyta – dochodziłem do wniosków. Człap, człap, człap. Meta. I to ma być ten maraton? To popierdułka a nie biegowy kiler! – nie kryłem zdziwienia.
Dwa lata później postanowiłem, że wystartuję w swoim drugim maratonie. Zimą trenowałem najwięcej w życiu. Wczesną wiosną zrobiłem życiówki na dychę i w półmaratonie. Stwierdziłem, że w takim razie również ten cały maraton walnę w rekordowym czasie. Był maj, Szczytno, spiker jak zwykle ględził, że jesteśmy bohaterami, że co nas nie zabije to nas wzmocni, a najważniejszy jest sam udział. W końcu przestał gadać i rozbrzmiał huk armaty. Bum! Poszli!
Od początku rzeźbiłem. Ja pierdzielę. Człap, człap, człap. Z trudem docierałem do kolejnych chorągiewek. Co tam, już puchniesz? – dopytywał zaczepnie maraton. A do domu jeszcze daleko – żartował z ironią. Taki byłeś cwaniak? – stawał się coraz bardziej niemiły. Człap, człap, człap. Bieg trwał wieczność, a ja pojawiłem się dopiero na dziesiątym kilometrze. Coś wolno ci to idzie – udawał zainteresowanie. Może lepiej zejdź z trasy – doradzał. No i rura zmiękła – robił krzywe miny. Człap, człap, człap, aż w końcu przeszedłem do marszu. Biegu. Marszobiegu. I tak przez 22 kilometry. Człap, człap, człap i znikąd nadziei. Taki był mądry – drwił. A teraz umiera – kpił. Popierdułka? Sam jesteś popierdułka! – cytował kultowe filmy.
Jest taki dystans, którego nie wolno lekceważyć. Który wytknie każdy błąd i niedopatrzenie. Jest taki dystans, który prędzej czy później upomni się o swoje. Maraton. Zwany jako „nigdy więcej”/ „a może jednak w przyszłym roku?”
____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.